my american boredom

Jeongguk


Trzeba było Jiminowi przyznać, że jak nikt potrafił mnie uszczęśliwić, nagle zmienić mój ponury nastrój o sto osiemdziesiąt stopni. A wystarczyło, że ładnie się uśmiechnął, a potem oblizał, tym samym ukazując mi nic innego, jak ten długo wyczekiwany kolczyk o wiadomym przekazie. I co z tego, że byliśmy u niego w pracy, w lodziarni na zapleczu? Co z tego? Ale jak do tego doszło? Napisałbym, że nie wiem, ale od początku...

Od kilku dni miałem paskudny humor z uwagi na ogromny, biały gips zalegający mi na nodze. Zajmował ją od połowy uda do kostki i sprawiał, że mimo zimna i śniegu, musiałem chodzić w spodniach z obciętą jedną nogawką. Ale to jeszcze nic. Sama operacja nie była taka zła, bo mimo lekkiego strachu, do którego przyznałem się tylko swojemu chłopakowi tak jak obiecywali lekarze - niczego nie poczułem. Wszystko miało mi się zrosnąć i "naprawić", z tym, że do widoku gipsu musiałem się przyzwyczaić. Lekarz mówił coś o połowie roku, ale za jakiś czas miałem iść na wizytę, by nie tylko zrobili kolejne prześwietlenie, ale i podjęli decyzję o konieczności noszenia gipsu przez tak długi czas. Liczyłem, że skrócą mi tę torturę do chociaż trzech miesięcy, ale wolałem się za bardzo na to nie nastawiać. W szpitalu leżałem tylko jeden dzień, więc szybko byłem z powrotem w domu. Ta, super. W domu, przykuty do łóżka, bo ani to samochodem nigdzie nie pojadę, ani to nigdzie nie wyjdę, bo śnieg, a chodzenie o kulach z wyprostowaną nogą było rzeczą no może nie niewykonalną, ale na pewno utrudniającą znacznie życie. Dali mi co prawda wózek i Jimin nalegał, bym z niego korzystał, tak samo jak nalegał na to mój ojciec, ale kto by tam się ich słuchał, co? Dlatego już przy zejściu do kuchni zaliczyłem glebę i to jaką spektakularną?! Jedyny plus był taki, że nie musiałem na razie chodzić do szkoły. Nauczyciele przyjeżdżali do mnie, by spróbować czegoś mnie nauczyć do nadchodzących egzaminów, ale zazwyczaj kończyło się jakimiś pogaduszkami i tekstami w stylu "oj jaki ja biedny", więc dawali mi spokój. Następstwem tego wszystkiego była cholerna nuda. Chłopacy zajęci byli sobą, laskami, albo nie wiadomo czym. Nawet Scott, który tak marudził, że beze mnie nie będzie miał co robić, nagle dogadał się z Regan i ją sobie z powrotem przygruchał, więc nie miał dla mnie czasu między jedną, a drugą randką. Przyszedł co prawda parę razy, ale ja potrzebowałem rozrywki dwadzieścia cztery na dobę, a nawet Jimin nie mógł zapewnić mi swojego towarzystwa tak długi czas. Żeby tego było mało - był teraz zajęty treningami, które zabierały mu większość wolności. No i miał jeszcze pracę, w której to postanowiłem go odwiedzić.

Była to misja, nie powiem, że nie.

Zanim sam ogarnąłem się, by chociaż pokazać się ludziom minęło naprawdę sporo czasu. Kilkukrotne chodzenie do łazienki i pokoju w tę i wew tę, bo zapomniałem szczotki, potem maszynki do golenia, którą pieprznąłem ostatnio gdzieś na na biurku, potem zapomniałem o kremie i o setce innych rzeczy. Potem prysznic, czyli katorga, bo gipsu nie mogę zamoczyć. Potem zakładanie spodni, czyli kolejna katorga, bo po pierwsze wyglądam jak idiota z tak obciętymi nogawkami, a po drugie to matka obcięła mi tak tylko jedną parę, którą to dzień wcześniej upieprzyłem jakimś jedzeniem. Cudownie. Miałem nadzieje tylko, że moje "twarzowe" jakoś Jimina przekona, by od razu ze mną na wejściu nie zrywać.

Nie chciałem brać obu kul, a już na pewno nie wózka, który i tak na za wiele by się nie zdał, więc po prostu opierałem się na tej jednej kuli. Dzięki ci panie za to, że byłem trochę rozciągnięty i mimo wyprostowanej nogi, byłem w stanie założyć buty. Zadzwoniłem po taksówkę, która musiała jechać do mnie specjalnie z drugiej mniejszej miejscowości, bo jakim cudem jakieś Zadupie Dolne ma własną taksówkę, a Hallowell już nie, bo po co? Droga do samej taksówki też była niezła. Ojciec odśnieżył chodnik, ale tak, że gdyby nie skrzynka na listy to nie wiem, czego bym się przytrzymał, spadając w dół. Dla kogoś z boku musiałem wyglądać komicznie, ale ja już byłem wściekły, zgrzany i z mini zawałem serca, bo nie wiem, czy bym się z tego chodnika sam podniósł.

Podałem adres lodziarni taksówkarzowi, gdy już zająłem swoje miejsce i pojechałem do Jimina, który na mój widok zamiast wskoczyć mi w ramiona, czy chociaż się ucieszyć to zrobił taką minę, jakbym mu na wstępie wyznał, że cały nasz związek go zdradzałem. Był wściekły.

- Co ty tu do chuja wafla robisz?! - zapytał, podchodząc natychmiast do kontuaru. Wyjrzał za niego, by zerknąć na mój gips. - Oszalałeś? Miałeś nie wychodzić z domu!

- Nudziłem się - odparłem, wzruszając ramionami i podchodząc do jednego ze stołków barowych. Zdjąłem szalik i kurtkę, bo było mi z tego wszystkiego cholernie gorąco. - No i chciałem cię zobaczyć - dodałem, zaraz posyłając mu całusa. W lokalu byliśmy sami, a Jimin chyba nie miał za dużo do roboty, bo jego fartuszek był czysty, jak wszystko dookoła.

- Przecież obiecałem, że przyjdę do ciebie po pracy.

- Ale pracujesz do ósmej, a jest dopiero czwarta. Nie mam co robić w domu, jak mam ten gips - mruknąłem, a chwilę później Jimin postawił mi przed nosem lody bananowe z bitą śmietaną w kubeczku. - Dzięki, złotko, ale wolałbym innego loda - zaśmiałem się, już szykując swój policzek na szybkiego slapa od Jimina, ale żaden liść słaby, czy też nie nie nastąpił. Zacząłem po prostu jeść swoje lody.

- Chciałem ci zrobić małą niespodziankę, jak będziemy już u ciebie - odparł, opierając się biodrami o blat przy ekspresie. Założył ręce na piersiach. - Ale chyba nie zasłużyłeś, bo się mnie nie słuchasz.

- Zasłużyłem. Jestem przecież super grzeczny, złotko.

- Gdybyś był to byś siedział na tyłku w domu i oszczędzał nogę. Od operacji minęło zaledwie pięć dni. 

- Jestem niezniszczalny.

- Właśnie widzę - prychnął chłopak, podchodząc bliżej kontuaru, przy którym jadłem swoje lody. Jego oczy obejrzały uważnie moją twarz. Dotknął jednego miejsca na brodzie. - Zaciąłeś się tu.

- Tu? - zapytałem, dotykając wskazanego miejsca. Jimin zabrał moją rękę, a sam naślinił lekko swój palec i starł mi krew ze skóry. Przez to, że był tak blisko, czułem, jak ładnie pachnie waniliową perfumą, którą ostatnio często używał. Usta lekko lśniły mu od śliny, a gdy zauważył, że się im przyglądam, uśmiechnął się i przejechał po wardze językiem.

Wtedy zobaczyłem kolczyk, którym jak się okazało nie była kolorowa kuleczka, czy nawet serduszko, a właśnie napis, którym kiedyś w szatni tak bardzo mnie kusił, by później nie dać mi nawet się dotknąć. Jimin lekko się zaśmiał, rozglądając szybko, czy aby za oknem nie przechodzi właśnie jakiś przypadkowy klient, a potem wystawił język do przodu i pomachał nim, jak już mu się dokładniej przyjrzałem. 

Przełknąłem głośno ślinę.

Kilka minut później byliśmy na zapleczu, bo szef Jimina wyszedł już godzinę wcześniej i mówił, że raczej tego dnia nie wróci, a klientów jak nie było, tak podejrzewaliśmy, że nie będzie, bo przecież był już luty i śnieg sypał jak przez pozostałe dwa miesiące. Jimin najpierw zawołał mnie tam po pretekstem małej pomocy w zniesieniu kartonu od wafelków z szafki, która była wysoko, a do której nie sięgał. Poszedłem więc za nim, wychylając się możliwie wysoko, by wziąć co chciał. A Jimin w tym czasie tak sobie, po prostu, od niechcenia stał przede mną i z cwaniackim uśmieszkiem przyglądał. Gdy odebrał ode mnie karton, podziękował i z nieukrywaną radością powiedział, że mogę już wrócić na salę i niby przypadkiem akurat w tym momencie znów pokazał mi swój język, oblizując się i mnie testując. A ja raczej marnie zdawałem wszelkie testy, więc gdy Jimin odstawił karton na ziemię, przylgnąłem do niego i od razu zaatakowałem jego buźkę, co spotkało się z aprobatą z jego strony. Rozchylił swoje słodkie usta, wpuszczając do środka mój język i pisnął cichutko, gdy po chwili moje zęby zacisnęły się na jego wardze.

Szybko złapałem go za pośladki, bez których dotykania naszemu zbliżeniu czegoś by brakowało, a potem wsunąłem dłonie za materiał jego spodni, by zacisnąć palce na tych krągłych brzoskwinkach. Jeśli miałbym wybrać jedną czynność, którą miałbym robić do końca życia to byłoby to właśnie macanie pupy Jimina. I nie, nie uważam by to było dziwne.

Po jakimś czasie Jimin zaciągnął mnie głębiej na zaplecze, do magazynu, który latem był pełen owoców. Teraz stało tam tylko kilka skrzynek z bananami i to właśnie koło jednej ze skrzynek kazał mi usiąść, bo "oszaleje kiedyś z tą twoją nogą".

Chłopak od razu uklęknął przede mną, zabierając się za rozpinanie mojego paska. Uniosłem biodra, by mógł ściągnąć mi bokserki. Po intensywnym pocałunku moja męskość stała już na baczność i tylko czekała na trochę uwagi z jego strony, więc gdy Jimin chwycił ją w swoją drobną dłoń, od razu zrobiło mi się cieplej. Wiedziałem, że mamy mało czasu, bo w każdej chwili może wejść do lokalu jakiś klient, ale i tak chciałem czerpać z tej przyjemności ile mogłem.

- Otwórz usta - poleciłem mu, chcąc jeszcze zerknąć na ten jego kolczyk, a on bardzo chętnie wykonał moją prośbę, pokazując mi go, a dopiero chwilę później schylając się, by polizać całą długość mojego przyrodzenia.

Gapiłem się w ten kolczyk jak zaczarowany. Cholernie mi się podobał i miałem wrażenie, że zabawy, gdy Jimin ma go w języku nigdy mi się nie znudzą. Sam Jimin był trochę śmielszy, jakby ta drobna ozdoba dodawała mu odwagi. Uśmiechał się do mnie zadziornie, brał do ust ile tylko mógł i naprawdę trzymał szybkie tempo, sprawiając, że dosłownie szalałem. Gdy cmoknął sam czubek mojego przyrodzenia, złapałem go za włosy, a on zamknął oczy, pozwalając mi samemu poruszać jego głową. Zakrztusił się kilka razy, ale mimo tego nie kazał mi przestawać. A gdy mógł to patrzył na mnie, przez co naprawdę nie mogłem się opanować, by go jeszcze teraz nie przelecieć.

Ustawiłem go przodem do ściany, szybko ściągając z niego dżinsy i podwijając trochę pracowniczy fartuszek. Jimin zostawił wystarczająco dużo śliny na mnie, więc nie dokładałem swojej, po prostu od razu się w niego wsuwając. Z każdym centymetrem otwierał szerzej usta, aż w końcu jęknął głośno i przeciągle, zaciskając dłonie w pięści. Poprosił bym znów złapał go za włosy, więc tak właśnie zrobiłem. Drugą ręką trzymałem go za biodra, by kontrolować głębokość pchnięć, bo chciałem by i jemu było ze mną dobrze, a na pewno było, sądząc po odgłosach, jakie z siebie wydawał, choć brałem go tak szybko, że odgłos uderzania ciała o ciało prawie, że zagłuszał jego jęknięcia i kolejne prośby.

Jimin był tak cholernie dobry, tak idealny dla mnie, a seks z nim równał się zawsze spełnieniu i to najlepszemu, jakie mogłem sobie wyobrazić, że nie przestawałem powtarzać mu, że go kocham, nawet jeśli ten akurat numerek był szybki i dość mocny. I nawet zapomniałem o gipsie, który co prawda trochę utrudniał na początku, ale po pewnym czasie fakt jego obecności zniknął w odmętach moich myśli.

I naprawdę nie mogłem się powstrzymać przed skończeniem na tej jego pięknej twarzyczce. A Jimin oczywiście spisał się na medal, bo uklęknął w porę i jeszcze pokazał znów sam kolczyk, co jedynie jeszcze mocniej na mnie zadziałało. Po moim ciele przeszedł dreszcz, a ja sam zacisnąłem swoje mięśnie, czując jak orgazm atakuje, a potem opuszcza moje ciało. Opadłem z powrotem na krzesło koło skrzynki bananów, a Jimin w tym czasie odszukał papier i starł z siebie dowody naszej zbrodni. Wiedziałem, że on sam nie zdążył jeszcze dojść, więc przyciągnąłem go do siebie za rękę, chcąc go jeszcze zadowolić, ale on tylko pokiwał mi palcem na "nie" i poprawił swoje ubranie.

- Wychodzimy stąd. Muszę uważać na klientów. Ale nie martw się, odwdzięczysz się jak będziemy już w domu, złotko - odparł, zaraz wychodząc z magazynu.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top