my american bitches
Jimin
Zamknąłem lokal i zacząłem sprzątać. Przykryłem wafelki do lodów, umyłem stoliki i ogarnąłem ekspres do kawy. Zrobiłem raport dla szefa z kasy i zamiotłem podłogę. Przez szyby lodziarni wpadło światło lamp samochodowych. Nikt inny, jak Jeon Jeongguk podjechał właśnie pod lokal. Był trochę za wcześnie, więc pośpieszyłem się mopując podłogę. Zamknąłem za sobą drzwi, wcześniej przebierając się z fartuszka w normalne ubrania - zwykłą bluzę i spodnie i zaniosłem klucze do kobiety mieszkającej obok, a do której właściciel kazał mi zawsze je zanosić. Potem wsiadłem do samochodu chłopaka, który na dzień dobry posłał mi całusa.
- Wystarczy "cześć" - powiedziałem, a on ruszył z drogi.
- A ty mógłbyś mi kiedyś też jakiegoś posłać - odparł, skręcając na główną ulicę. - Jak w pracy?
- Nudno. Mało klientów było, więc zrobiłem wszystkie zadania domowe i jeszcze nauczyłem się na sprawdzian. Wasza matematyka to pikuś w porównaniu do tej naszej w Korei.
- Może ci się tak wydaje, bo po prostu jesteś mądry?
- Może - zaśmiałem się, a on wrzucił kolejny bieg i położył mi rękę na udzie. - Trzymaj kierownicę obiema rękoma! - rzuciłem, a on zaśmiał się.
- Przecież jadę wolno, nic się nie stanie.
Faktycznie jechaliśmy spokojnie, w dodatku dystans był niewielki. Pizzeria była kilka przecznic od lodziarni. Zatrzymaliśmy się tam i weszliśmy do środka. Jeon objął mnie w talii, gdy staliśmy przed tablicą z rozpiską dań.
- Może weźmiemy ją i zjemy u mnie? - zaproponował. Westchnąłem na to.
- Skoro już tu jesteśmy to możemy zjeść tu, prawda?
- Ale w domu mam piwo, a tu nie sprzedają - powiedział, przez co chwilę się wahałem. Chłopak mieszał zupełnie na przeciwko Lindsonów, u których przecież ja sam mieszkałem, więc teoretycznie nie było problemu z jedzeniem u niego, ale nie chciałem dawać mu okazji do droczenia się ze mną. - Nic ci przecież nie zrobię - dodał, jakby czytając mi w myślach i przyciągnął mnie bliżej siebie. - Mięsna dla mnie i Szefa dla ciebie? - zapytał, a ja kiwnąłem głową. Zamówił, zapłacił i dodał, że weźmiemy je na wynos. Usiedliśmy, by poczekać, aż nasze jedzenie będzie gotowe. Sam zapach sprawiał, że byłem głodny jak wilk, bo kanapka w pracy była raczej marnym obiadem.
- A jak na treningu? - zapytałem, gdy już zajęliśmy miejsca.
- Jak zwykle, czyli zapieprz. Mamy dużo roboty teraz. Jeszcze dwa mecze i wyjdziemy z grupy, a potem już się zacznie zabawa - powiedział, zostawiając telefon na stół. Mimowolnie zerknąłem na ekran, na którym malowało się kilka nieodebranych wiadomości. - Kolejny mecz jest w środę, ale gramy na lodowisku w Portland. Dużo ludzi jedzie, by nas oglądać. Przyjedziesz też?
- W sumie mogę. W środę mam wolne od pracy, a lekcję kończę dość wcześnie.
- Załatwię ci miejsce w autokarze - zaproponował, nim zdążyłem zapytać o autobus, który tam dojeżdża. - Cheerleaderki też z nami będą, ale na pewno się coś znajdzie - powiedział ze śmiechem. - Najwyżej kogoś wyjebiemy.
- Nie mów tak - odparłem, śmiejąc się. - Mogę jechać przecież autobusem.
- Zapomnij - odparł. - Bilety dam ci, jak już będziemy u mnie.
Usłyszałem dźwięk wiadomości. Chłopak zerknął na komórkę, przekręcił oczami i wyciszył ją, chowając z powrotem do kieszeni.
- Fanki? - zapytałem, a on westchnął i oparł się łokciami o stół.
- Bardziej stalkerki. Tak swoją drogą to jak twój język?
- Od kilku dni jem już normalne jedzenie, więc chyba się wygoił. Nie boli.
- A wymieniałeś kolczyk?
- Jeszcze nie mogę, bo język może puchnąć. Na mecz już raczej będę mógł.
- To jaki założysz? - zapytał, szczerząc się, potem unosząc lekko brwi.
- Na pewno nie ten, o którym myślisz - odparłem, widząc oczyma wyobraźni, kolczyk z napisem "fuck". - Jest trochę zdzirowaty, nie sądzisz?
- Dodałby ci jeszcze pazura, złotko.
- Uważasz, że mi go brakuje?
- Ależ skądże - powiedział, śmiejąc się. Chwilę później odbierał już zamówienie od kelnerki, która jak mi się wydawało - odrobinę za długo mu się przypatrywała. Ale on nie zawrócił sobie tym głowy.
Przez całą drogę powrotną pizza pachniała tak bardzo, że bez przerwy żartowaliśmy o tym, jak bardzo mamy ochotę rzucić się na nią i zjeść ją w samochodzie. A gdy w końcu dotarliśmy pod dom Jeonów, prawie biegiem ruszyliśmy do pokoju chłopaka, witając się szybko z jego ojcem.
Pizza była pyszna. Naprawdę pyszna. Zamieniliśmy się też kawałkami, ale moja dużo bardziej mi smakowała. Za to Jeon powiedział, że mógłby zjeść obie. I faktycznie dojadł moje dwa kawałki, których nie mogłem w siebie już wcisnąć, bo tak ogromne były. A gdy kartony były już puste, tak samo jak nasze butelki po piwie, oparłem się wygodnie o sofę, tak jak chłopak.
- Zaraz pęknę - powiedziałem i złapałem się za brzuch.
- Ja bym jeszcze coś wszamał - odparł i zaśmialiśmy się. Ostatecznie zrezygnował z kanapki. - Musisz ze mną częściej wychodzić.
- Przecież z tobą wychodzę.
- Za mało.
- Też mam treningi. I może moje zawody są późno, ale nie mogę nagle przestać ćwiczyć.
- Wiem, wiem - powiedział i założył rękę przez oparcie, sięgając nią do mnie.
- Zawsze mnie obejmujesz - zauważyłem, gdy już położył na mnie swoją dłoń.
- Bo twoje miejsce jest w moich ramionach, złotko - powiedział, a ja odchyliłem głowę do tyłu, śmiejąc się jak opętany. - Obejrzymy coś? - zapytał, gdy już trochę się uspokoiłem.
- Co na przykład?
- Jakiś horror - zaproponował.
- Nie, bo będziesz miał pretekst do przytulania mnie.
- To źle?
- Miałeś tego nie robić.
Jeon wzruszył ramionami, a potem spojrzał na mnie i posłał mi całusa.
- Przecież wiesz, że nie mogę ci się oprzeć.
Ostatecznie nie obejrzeliśmy filmu, ale porozmawialiśmy jeszcze trochę. Gdy dochodziła dwunasta, wróciłem do siebie, żegnając się z nim krótkim przytuleniem. I wcale nie miałem ochoty wrócić się i mu przywalić, gdy kiedy wyszedłem zawołał za mną:
- Tęsknij, złotko! I pisz do mnie!
| MUSZĘ SIĘ WYGADAĆ, JAK KTOŚ NIE CHCE TO PROSZĘ NIE CZYTAĆ TEJ NOTATKI, NIE MA W NIEJ NIC CIEKAWEGO, ALE MOŻE KOGOŚ TO ROZBAWI, ZAPRASZAM:
Miałam dziś okropny dzień w gastro i miałam ochotę zamordować co drugiego klienta. Czy ludzie naprawdę są takimi debilami, czy udają, bo już serio nie wiem jak mam sobie tłumaczyć ich niektóre zachowania...
SYTUACJA NR 1
Ja: te lody w większym wafelku (większy wafelek na życzenie), jaki chce pan smak?
Zidiociały Klient: malinowy.
*nakładam porcję malinowych lodów*
**kilka sekund późnej Zidiociały Klient smakuje swojego loda**
Zidiociały Klient: czy to jest truskawka?
Ja: nie. malina.
Zidiociały Klient: a dlaczego nie truskawka?
Ja *wewnętrznie what the fuck* bo chciał pan malinę.
Zidiociały Klient: nie.
Ja: ...
Zidiociały Klient: żądam nowego loda.
SYTUACJA NR 2
Debilny Klient: czy te lody to sorbety?
Ja: wszystkie owocowe tak.
Debilny Klient: a czekoladowy?
Ja: *wewnętrznie umieram, nie wierzę w to co słyszę* słucham?
Debilny Klient: czy lody czekoladowe to sorbet?
*kurtyna*
SYTUACJA NR 3
Głupi Frajerzyna Klient: lody chcę w kubeczkach.
Ja: *nakładam porcje, które wybrał do kubeczka*
Głupi Frajerzyna Klient: chcę w większym kubeczku.
Ja: *przekładam do większego kubeczka*
Głupi Frajerzyna Klient: drugi lód śmietankowy.
Ja: *nakładam drugiego loda do kubeczka*
Głupi Frajerzyna Klient: ale tego to ja chcę w wafelku
Ja: *przekładam do wafelka*
Głupi Frajerzyna Klient: czemu nakłada pani te lody takie małe?
*lody są na wagę, pracuje w tym miejscu rok, wiem ile waży każdy lód, ale jak sapią to zawsze można zważyć*
Ja: mogę panu ważyć.
Głupi Frajerzyna Klient: nie.
Ja: to w czym problem?
Głupi Frajerzyna Klient: mało pani nakłada.
Ja: *wtf typie?*
Głupi Frajerzyna Klient: jeszcze chcę espresso.
Ja: *robię espresso*
Głupi Frajerzyna Klient: gdzie moja czarna kawa?
Ja: espresso?
Głupi Frajerzyna Klient: nie, ja chciałem czarną.
Ja: *jajebiezabijeciezachwilewykurwiajstąd*
Głupi Frajerzyna Klient: a łazienka gdzie?
Ja: nie mamy łazienki.
Głupi Frajerzyna Klient: łazienka musi być.
Ja: nie musi.
Głupi Frajerzyna Klient: w takim razie niech się pani spodziewa kontroli z SANEPIDU
XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Gasto memy przy tym wymiękają. I proszę się nie śmiać, że dorabiam w lodziarni i akurat przez przypadek główny bohater tego opo też... upsi? |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top