my american bestie

Jeongguk

Zostawienie ich samych na kilka minut zawsze kończyło się tragedią. Dosłownie. Bo jak inaczej nazwać to, że gdy tylko wyszedłem z pokoju, chcąc iść spłukać z siebie brudy całego dnia, Scott zdążył odwalić takie coś?

W normalnej sytuacji może i bym mu nie przeszkadzał. Gdyby zamiast niego na balkonie siedział ktokolwiek inny, nie wiem, Jason, Westwood, ktokolwiek. Ale on? On, który sto razy musiał się upewnić przed wyjściem na spotkanie z Regan, że dobrze wygląda, że kwiaty na pewno jej się spodobają, że kurwa, nie pomylił godziny i nie jest już spóźniony. I kiedy w końcu się to udało - dziewczyna dała mu szansę, on tak po prostu dał Alice zrobić sobie loda. Od tak. Podczas, gdy Reg pewnie siedziała w pracy i zastanawiała się, czy bezpiecznie dojechaliśmy i martwiła się o to, czy damy radę pokonać przeciwników na lodowisku z samego rana.

Gdy Alice wyszła, to prawie i ja sam wyszedłem, ale z siebie.

- Co ty odkurwiasz? - zapytałem, będąc w naprawdę ciężkim szoku. Czy moje oczy mnie nie myliły? Czy chwilę temu stało się to, co się stało? Może jednak dałem się namówić Westwoodowi na kilka buchów i to wszystko mi się przywidziało? - Pojebało cię do reszty? Kurwa, wiesz, że masz dziewczynę, czy miałeś chwilowe zaćmienie pod czaszką?

- Daj mi spokój - rzucił tylko Scott, co było do niego niepodobne. Nie lubił się kłócić, ale jak już zaczynał to zazwyczaj miał dużo do powiedzenia. - Akurat ty nie powinieneś się wpierdalać.

- Akurat ja jestem jedyną osobą, która kurwa może - odparłem, robiąc krok w jego stronę. On stał nieruchomo. Zaciskał szczęki i mierzył mnie spojrzeniem, jakbym mu co najmniej rodzinę zabił. - Jak mogłeś to spierdolić?

- Na morały ci się zebrało? - parsknął. - Spierdalaj, okey? Po prostu zajmij się sobą i swoją dupą - mruknął, wskazując ruchem głowy na Jimina. Jason wstał z łóżka, najpewniej bojąc się, że zaraz jeden z nas urwie łeb temu drugiemu.

- Dobra, spokój panienki, każdy do oddzielnego kąta - westchnął, odpychając mój tors, więc odpuściłem. - Scott, idź coś ze sobą zrób - dodał. Widziałem, że bramkarz chętnie skorzysta z sytuacji i ucieknie, bo skoro nie chciało mu się kłócić to wolał zaszyć się gdzieś sam.

Gdy wyszedł, zaraz podszedł do mnie Jimin.

Wiem, że między nami, a Scottem i Regan była różnica. Tamta dwójka już raz dawała sobie szansę, a skończyło się to tak, jak dziś - przez Alice, która albo była zbyt napalona, albo serio chciała jakoś zdobyć Scotta, a że obciąganiem to już jej problem. Ale mimo tego, nie mogłem przestać się dziwić.

Jego wiadomości z wątpliwościami, nasze rozmowy po treningach były chyba na nic. Były marnowaniem czasu jedynie, skoro on nawet nie starał się odmówić lasce, którą i tak już kiedyś miał i która i tak szybko go nudziła. Nie chciałem być z nim pokłócony, szczególnie, że czekały nas decydujące spotkania. Spokane było miastem, do którego nie pojechaliśmy na wycieczkę. Jutro miało się okazać, czy zostajemy w turnieju, czy wylatujemy i za każdy błąd mogliśmy obrywać podwójnie. A ciężka atmosfera w drużynie niczego nie ułatwiała. Wręcz przeciwnie. Powodowała tylko, że zamiast się wspierać, jechaliśmy po sobie i robiliśmy sobie na złość, bo każdy z nas unosił się dumą. Nasze pozycje też nie ułatwiały. Byłem prawym skrzydłowym, atakującym i to ode mnie zależało w dużej mierze ile punktów stracą przeciwnicy, a Scott był brakarzem, więc jego zdolności decydowały o tym ile stracimy my. Gdy oboje odpuszczaliśmy, nie było nawet szans na wygraną. Gdy jeden z nas odpuszczał - też. Musieliśmy dać z siebie wszystko, zwłaszcza, że hokeiści z Tulsy i innych miast mieli takie samo podejście. Przyjechali tu po wygraną.

- Nie złość się - powiedział Jimin, tuląc mnie, czego nawet nie zarejestrowałem, dopóki się nie odezwał. Objąłem go ramieniem. - Nie kłóćcie się o dziewczynę.

- Ale to jego dziewczyna - westchnąłem, zerkając tylko, jak Jason wychodzi na balkon z zapalniczką i papierosem. - A on chyba o tym zapomniał.

- Nie spodziewałem się, że tak zareagujesz - przyznał, zaraz sunąc dłonią do mojego policzka, by go pogładzić.

- Sam też się nie spodziewałem, ale cholera... rozczarował mnie.

Jimin posłał mi smutny uśmiech i pociągnął w stronę naszego złączonego łóżka. Był już po prysznicu, a na sobie miał jedynie krótkie spodenki i luźną koszulkę, w dodatku moją, więc wyglądał jak zwykle niewinnie i zarazem kusząco. Cholerny diabeł.

Położyliśmy się pod kołdrę, gdzie jeszcze wziąłem do ręki telefon, by nastawić sobie budzik. Trener i tak miał do nas dzwonić z rana, ale wolałem mieć też coś ustawione wcześniej.

Jimin przytulił się, od razu mnie tym trochę uspakajając. Czasami działał jak lek przeciwbólowy, czy naprawdę kochana maskotka. Wystarczył jakiś niewinny buziak i cała moja uwaga była skupiona na nim. Scott na chwilę zupełnie wyleciał mi z głowy. Jason, wracający z balonu w ogóle nie istniał. Tylko on i jego drobne dłonie głaszczące moją twarz.

- Ten twój pieprzyk mnie ciekawi.

- Ciekawi? To tylko pieprzyk, jakich mam pełno - zaśmiałem się, gdy on dotknął mojej dolnej wargi. - Nawet na tyłku jeden mam.

- Widziałem - odparł, zasłaniając usta dłonią, gdy się śmiał. - Jest nawet spory.

- Aż tak się przyjrzałeś? Chyba podoba ci się aż za bardzo moje ciało.

- I kto to mówi - prychnął, pozwalając mi się pocałować krótko w usta. Miałem chyba spierzchnięte wargi, bo gdy się odsunął zaczął je trochę skubać palcami, ale nie skomentowałem tego. - Ale proszę, nie kłóćcie się więcej - dodał po chwili, trochę ciszej, patrząc na mnie, przez co skrzyżowały się nasze spojrzenia. - Wiem, że zachował się chujowo i wcale nie jestem zadowolony z faktu, że okazał się jeszcze większym dupkiem dla Regan, ale nie nam to teraz oceniać. Pomyślcie o drużynie.

- Ja o niej myślę, a on ma w głowie tylko ruchanie - rzuciłem, biorąc jeszcze jeden, głęboki oddech na uspokojenie. - Dobra, nieważne. Niech się Jason martwi.

- Słyszałem - rzucił ze swojego łóżka właśnie kapitan. - I martwię się już wystarczająco. I spokojnie, Scott to duży chłopiec. Z resztą, Jess napisała że siedzi u nich w pokoju... - powiedział, zaczytując się na moment w wiadomości od dziewczyny - O! cóż za niespodzianka, jest na balkonie i rozmawia z Alice. Rozmawia? Bo uwierzę - zaśmiał się. Nieważne jaki balkon, ważne, że balkon.

- Mało  śmieszne - mruknąłem, bo już serio nie chciałem słuchać, co robi, gdzie i z kim ten bałwan. - Idziemy spać? Jutro o siódmej pobudka, a jest po dwunastej. Ja nie chce jutro spać na rozgrzewce.

Jakby na potwierdzenie własnych słów, zakryłem siebie i Jimina szczelniej kołdrą, dziękując w duchu Jasonowi, że zgasił światło.

Poszliśmy spać, lecz w środku nocy obudziłem się, gdy Scott wrócił od dziewczyn. Słyszałem, jak idzie zapalić, bo drzwi strasznie skrzypiały, nawet jeśli starał się być cicho. I może i bym do niego wstał, gdyby pierwszy nie ruszył do niego najwyraźniej czuwający Jason. Zarzucił tylko bluzę na ramiona i wyszedł za bramkarzem. Słyszałem kawałek ich rozmowy, nim z powrotem odleciałem. Powiedział, że już napisał Regan, że jest idiotą i że nie dał jednak rady być jej wierny, ale że bardzo żałuje. Chyba nawet raz, czy dwa załamał mu się głos. Powiedział też, że nie chce od niej drugiej szansy, nawet jeśli jakimś cudem by mu ją dała, bo na razie chyba nie dorósł jeszcze do związku. A z Alice nie tylko jak się okazało "pogadał", ale i zrobili potajemny spacerek do męskiej łazienki.

- Może i to chujowe, bo dopiero co napisałem Reg, że to koniec, ale kurwa gorszy już nie będę - powiedział, wypuszczając dym z ust. - Alice ma jednak płaską dupę.

- Wiem - zaśmiał się Jason i odpowiedział jeszcze coś, co nie dotarło do moich uszu. 

Zdążyłem jeszcze usłyszeć, że powinien mnie przeprosić i więcej już mi nie było trzeba.

Może dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo beznadziejny kiedyś sam byłem i jak bardzo krzywdziłem tych, którym zdążyło już zacząć na mnie zależeć. Z tej perspektywy wyglądało to gorzej, niż kiedyś z mojej, bo jeszcze jakiś czas temu potrafiłem usprawiedliwić wszystko tanim "wiedziały na co się piszą", a teraz sam stawałem w obronie chociażby tego jednego, oszukanego serca.

Rano faktycznie się pogodziliśmy i choć Scott przepraszał mnie parę razy to niesmak pozostał. Ale gdy w końcu padło nasze ostateczne i wyjaśniające wszystko "jesteśmy braćmi, nie?" to jednak zbiłem z nim tą piątkę, nim jeszcze wyszliśmy na naszą rozgrzewkę.



| Mam nadzieję, że każdy zdążył choć trochę odpocząć w te święta!

Macie wolne w tym tygodniu? Bo ja oczywiście nie :)

A i jeszcze taka ciekawostka... dlaczego na aplikacji wattpada na telefonie pokazuje mi się inna ilość słów niż na laptopie? Pod oczywiście tym samym rozdziałem, w którym nic nie zmieniałam. Już kiedyś zauważyłam, że jak przenoszę tekst z chociażby Worda na wtt to pokazuje mi dużo mniej słów, ale jednak tu i tu jest ta sama platforma. Może się czepiam, ale nie wiem, które pokazuje prawidłowo... pod ice jeszcze nie jest źle, bo rozdziały są krótkie i różnica to koło 50-80 słów zazwyczaj, ale pod jabłkami, gdzie rozdziały były koło 4-5k słów to te różnice były w setkach.

TROCHĘ TO DZIWNE. |

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top