Rozdział 7: Jungkook

Yoongi hyung miał rację. Chłopcy też mają fajne tyłki, a przynajmniej ten należący do Jimina okazał się taki zajebisty. Zmusił mnie do wstania z łóżka, więc teraz miał za swoje. Uroczo wyglądał z rumianymi policzkami. Podobało mi się to z jaką pasją tłumaczył mi jakieś teorie, których nie rozumiałem. Jednak dzięki niemu pojąłem teorię heliocentryczną i dynamiki Newtona. Później przeszliśmy do gramatyki koreańskiej, a następnie zabraliśmy się za potęgi i logarytmy. Jak się okazało mój mózg jest bardzo pojemny i zmieścił sporo informacji.

A może to wina tego chłopaka? Siedział naprzeciw mnie po turecku z zeszytem w ręce i pokazywał mi przeróżne przykłady. Czułem się jak dziecko z podstawówki. Żeby przewrócić stronę, nawilżał delikatnie językiem opuszek palca wskazującego wolnej dłoni. Kusił. Dlaczego Yoongi hyung zawsze ma rację? Ciekawi mnie jego historia, bo przecież kiedyś musiał odkryć, że chłopcy są
lepsi, niż dziewczyny. Przypomniałem sobie esemesy, które od niego otrzymałem przed przyjściem Jimina tutaj.

„Musisz subtelnie go do siebie przekonać"
„Dotykaj go cały czas w mało znaczące miejsca"
„Zacznij od czegoś mocniejszego, żeby miał świadomość tego, co robisz. Będzie ciekawiej."
„WEŹ GO W NIEDZIELĘ ZE SOBĄ! Chcę poznać człowieka, którym się zainteresowałeś."
„Mów dość niegrzeczne rzeczy. hehe, na mojego słodziaka zadziałało, hehe"

Musiałem wykonać jakoś te polecenia. Z dotykaniem nie było problemu, dopóki się ode mnie nie odsunął. No cóż, nie moja wina, że masz taki tyłeczek, hyung.

− Teraz już rozumiesz działanie logarytmów? − zapytał, wyrywając mnie z myśli.

− Nie bardzo – przyznałem.

− Spójrz jeszcze raz na ten przykład − wskazał palcem na linijkę w zeszycie. Widziałem ją dobrze, ale przecież miałem plan. Chciałem go jak najszybciej. Związek z ręką mi się nie uśmiecha.

− Hyung, ty masz okulary, ja nie. Przysuń się do mnie.

Starszy opuścił zeszyt z przymrużonymi oczami. Uśmiechnąłem się zachęcająco, choć wiedziałem, że może nie złapać haczyka. Mogłem nie wykładać wszystkich kart na stół już pierwszego dnia. Następne rozdanie mi nie sprzyjało, więc musiałem wyciągnąć mojego asa z rękawa.

− Bardzo chciałbym wszystko dobrze zrozumieć. Całe życie spędziłem w Ulsan między biednymi ludźmi, takimi jak mój przyjaciel. Jest dla mnie jak brat, dlatego zawsze wolałem zagrać z nim w koszykówkę lub praktykować rap uliczny, niż się uczyć... Teraz widzę szansę. Nie daj mi jej zmarnować.
Nadal mi się przyglądał, jakby w jego głowie biegło milion myśli na sekundę. W końcu westchnął i usiadł obok mnie na miejscu, z którego wcześniej uciekł.

− Tylko spróbuj mnie dotknąć, a będziesz musiał patrzeć z daleka − ostrzegł mnie tak groźnie, że miałem ochotę się uśmiechnąć.

− Nawet tutaj? − położyłem dłoń na jego kolanie i przejechałem po nim kciukiem.

− Nie denerwuj mnie − warknął, strząsając moją dłoń. − Teraz wszystko widzisz? − nastawił zeszyt przed moją twarzą.

− Można tak powiedzieć, więc o co w tym chodzi?

− Tłumaczę ci to od dziesięciu minut − powiedział zirytowany.

− Twoje słodkie usta odwróciły moja uwagę − powiedziałem cicho, patrząc na te pełne wargi.

− Jungkook! − uderzył mnie zamkniętym zeszytem w ramię. − Jeśli nie przestaniesz rzucać głupimi tekstami, zakończymy naukę i wrócę dopiero jutro.

− A myślisz, że jutro będzie inaczej? − zapytałem, opierając łokieć o moje kolano i nachyliłem się w jego stronę z uśmiechem. − Hyung, po prostu mów dalej, a ja będę patrzył i słuchał twojego anielskiego głosu.

Niech to zadziała. Niech to zadziała. Niech to zadziała. Na Mari zadziałało. Może i zachowuje się jak dziwka, ale wtedy jeszcze taka nie była. W końcu sam odebrałem jej dziewictwo. Potem wpadła w towarzystwo szkolnych lafirynd i tyle z jej normalności. W każdym razie... Moje słowa zadziałały, bo na policzkach Jimina pojawiły się rumieńce. Więc o tym pisał Yoongi hyung... To rzeczywiście urocze.

− Dłużej z tobą nie wytrzymam − mruknął, zamykając zeszyt. − Zabierz sobie moje notatki i powtórz to, czego cię nauczyłem. Jutro będziemy kontynuować − zszedł z łóżka i włożył swoje lakierki na nogi. − Do zobaczenia.
Wyparował z mojego pokoju, jak burza. Do tego miałem doprowadzić? Oby tak, bo inaczej Yoongi hyung będzie wisiał na żyrandolu jeszcze w tym tygodniu.

− Pa hyung − pomachałem za nim i chwyciłem za zeszyt, którzy zostawił na moim łóżku.

Miał staranne pismo. Prawie jak dziewczyna. Zabawne. No cóż, wypadałoby powiedzieć kuzynowi, że jego przyjaciel wyszedł z mojego pokoju i pewnie poszedł na piechotę do domu. byle najdalej ode mnie. Stoczyłem się z łóżka i ziewnąłem przeciągle. Chyba przejąłem za dużo nawyków od Yoongi hyunga. Najlepiej będzie, jak powrócę do ćwiczeń na siłowni, bo moje bicepsy straciły z dwa centymetry objętości. To było niedopuszczalne.
Gdy wyszedłem z pomieszczenia, skierowałem się na drugi koniec korytarza, gdzie swój pokój miał Seokjin. Grzecznie zapukałem do drzwi, ale nikt nie otwierał. Przyłożyłem ucho do drewna i usłyszałem rozmowę. Był w środku, więc dlaczego nie otwierał?

Chciałem tam wejść, ale gdy usłyszałem swoje imię, przycisnąłem nieco ucho do drzwi, żeby wsłuchać się w to, o czym mówią.

− Mówiłem ci, że chłopcy też są ciekawi − powiedział Seokjin. Dziwne, bo mówił dokładnie, jak Yoongi hyung.

− Halo, mam założyć wspaniałą rodzinę i spłodzić gromadkę dzieci. W moim życiu nie ma miejsca na jakiegoś chłopaka, a w szczególności na twojego kuzyna, Jin.
Ciekawe, nie powiem, że nie.

− No ale spójrz na to z innej strony. Będziesz miał ciekawsze życie. Jungkook to osoba szukająca wrażeń, więc jego charakter nie zaszkodziłby ci.
Dzięki hyung. Właśnie mnie doceniłeś. Czuję się o wiele lepiej.

− Aha, szczególnie kiedy podsunął rękę pod mój tyłek, gdy siadałem. Proszę cię, przecież to zboczeniec w czystej postaci.

− Ej, nie jestem zboczeńcem − szepnąłem do siebie.

Nie chciałem więcej słuchać. Jeszcze bym tam wszedł i powiedział nie to, co trzeba. Wyszłoby na to, że jestem wścibskim człowiekiem, a nigdy taki nie byłem. No, prawie nigdy, ale to szczegół niewarty uwagi. Wróciłem do swojego pokoju, żeby włożyć coś na bose stopy. Miałem ochotę na jakieś ciastka. Zawsze mogłem zejść do kuchni w razie potrzeby, a przynajmniej tak powiedziała mi ciocia. Podobno miałem też dostać swojego własnego lokaja! Ale to dopiero jutro rano, bo lepiej poznać kogoś z nastaniem nowego dnia.

W każdym razie zszedłem na dół i skierowałem się do kuchni, gdzie przy stole stała pulchna kobieta w fartuszku. Jej siwe włosy lekko wystawały spod siatki, którą miała założoną na głowie.

− Dzień dobry − przywitałem się.

− Dzień dobry, dzień dobry − odpowiedziała kucharka. − Ty jesteś Jungkookie, tak?

− To ja − uśmiechnąłem się i podszedłem do niej. − Ma pani na zbyciu jakieś ciastka?

− Oczywiście, że mam. Jak chcesz się zadowolić czymś więcej, niż zwykłymi ciastkami, godzinę temu wyciągnęłam sernik. Chcesz?

− Tak! Moja babcia zawsze robiła sernik. Gdybym nie wyjechał z Ulsan, pewnie dziś zjadłbym kawałek.

− Hm, hm, hm, chyba muszę się zapoznać z twoją babcią − machnęła ręką i sięgnęła po nóż, żeby odkroić duży kawałek.

− Pewnie przyjedzie tu na moje urodziny, więc się poznacie.
Gdy kobieta podsunęła mi talerzyk z ciastem, poczekałem aż poda mi widelczyk czy tam łyżeczkę, po czym wróciła do krojenia, jak się okazało cebuli. Usiadłem na wysokim krześle i zacząłem delektować się niebiańskim ciastem. Kilka chwil później kucharka się zaśmiała.

− Pan Park chyba się wkurzył − oparła się ręką o blat, chichocząc pod nosem. − Ciekawe co Seokjinie tym razem zrobił. Popatrz tylko − wskazała na okno przed sobą.

Szybko podbiegłem do niej. Nic nie było słychać, ale Jimin żywo gestykulował coś do swojego lokaja. Zaśmiałem się, bo to mogła być moja wina. No cóż, warto było wypowiedzieć te słowa, które ani trochę nie mijały się z prawdą. Miał wysoki głos, który zupełnie nie pasował do jego powagi. Trzeba będzie jeszcze trochę popracować nad nim. Oby Yoongi hyung czuwał nade mną.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top