Rozdział 4: Jimin

Dobry wieczór, Bałwanki! Zapomniałam, że dziś jest sobota. To niemożliwe, że tak łatwo mylą mi się dni a nawet miesiące. Powiedzmy sobie szczerze, że każdy z nas może się zgubić, a już na pewno Jimin w tym opowiadaniu. Dlatego czytajcie, moi mili. Za tydzień kolejny rozdział. Nie zapomnijcie o tym, że dodaję nową wersję, która w moich oczach jest lepsza (aczkolwiek literówki to nadal moja słaba strona :"D)

Niewychowany dzieciak z tego całego Jungkooka. W życiu nie zagroziłbym tak ważnej osobie jak ja. Chyba przejdę się do pani Hyolyn i powiem, żeby nauczyła go pokory.

Na szczęście po chwili się uciszył, więc miałem od niego spokój. Wkurzał mnie jego sposób bycia, a poznałem go zaledwie rano. W końcu mogłem spokojnie porozmawiać z Seokjinem o chemii, z której niebawem miała być kartkówka.

Jednak całkiem szybko zboczyliśmy z tematu na nasz klub teatralny. Mieliśmy ciężki orzech do zgryzienia. Teraz był rok Braci Grimm, więc musieliśmy przygotować dla podstawówki jakąś bajkę. Park Junghwa − opiekunka grupy − stwierdziła, że chciałaby zobaczyć śpiącą królewnę. Na początku myślałem, że stroi sobie żarty, ale zrozumiałem, jak bardzo się pomyliłem, kiedy otrzymałem scenariusz. Żeby tego było mało, miałem zagrać księżniczję. To, że miałem delikatne rysy, nie znaczyło, że muszę odgrywać tak upokarzającą rolę.

Seokjin dostał ciekawszą rolę. Miał zagrać złą wróżkę. Moim księciem został chłopak we wzroście tego głupka z fioletowymi włosami. Niby pół głowy różnicy we wzroście, ale nadal coś. Przysięgam na wszystko co kocham, że kiedyś wszyscy odpłacą, za niedocenienie mojego wzrostu, bo głównie dlatego zostałem księżniczką. Mama powiedziała, że mam odegrać rolę z godnością, więc tak zrobię.

Tuż po lekcjach wybrałem się z Seokjinem do klubu, by kontynuować przygotowanie dotyczące dekoracji. Zwykle zamawialiśmy jakichś profesjonalistów, którzy wykonywali całą robotę za nas, ale tym razem miało być inaczej. Dyrekcja zmusiła nas do samodzielnego przygotowania całego przedstawienia, nie licząc makijażu i ubrań. Dlatego też każdego dnia ciężko pracowaliśmy nad przygotowaniem zamku z płyt gipsowych czy innych potrzebnych przedmiotów typu krzesło lub kołyska.

− Pogodziłeś się już ze swoją rolą? − zapytał Seokjin, obserwując mnie uważnie.

− Oczywiście, że tak – prychnąłem.

− Nawet jeśli w scenariuszu jest pocałunek? − zdziwił się.

− Za kogo mnie masz? Za osobę, która wszystko rzuca dla zachcianki?

− Tak − wykrzywił usta w uśmiechu, za którym nie przepadałem.

− To nic wielkiego. Krótki pocałunek z kolegą − przewróciłem oczami. − Dobrze wiesz, że przynajmniej połowa szkoły to geje.

− Włącznie z tobą?

− Nie, bo ja mam dać rodzinie potomka, czyli będę miał dziewczynę, która zostanie moją żoną − przypomniałem z dumą.

− I tą żonę pewnie znajdzie ci mama − trafnie zauważył mój przyjaciel − chyba wolałbym zostać gejem, z możliwością samodzielnego wyboru drugiej połówki, niż żyć z wyboru matki.

− A ty co planujesz na przyszłość? − dopytałem.

− Na pewno nie gromadkę dzieci. Poza tym mama wie o moich preferencjach i nawet je popiera. Mam starszą siostrę, która dała sobie zrobić kilka szczeniaków, więc jest szczęśliwa.

− Będziesz gejem? − zdziwiłem się.

− Czemu nie − wzruszył ramionami, po czym zostawił mnie samego.

Szczere wyznanie przyjaciela wstrząsnęło mną do tego stopnia, że wolałem usiąść. Uważał, że potrzebuję chłopaka, a nie dziewczyny. Czyste brednie. Niech tak sobie gada do swojego kuzyna, a nie do mnie. Chwilę poobserwowałem krzątających się uczniów, po czym sam dołączyłem do malowania dekoracji. Musiałem przyozdobić gotową już konstrukcję zamku, co naprawdę nie było problemem.

Co jakiś czas zerkałem na Seokjina, który prowadził żywą rozmowę z opiekunką klubu. Pewnie rozmawiali o oświetleniu. Na samą myśl o naszej rozmowie prychnąłem cicho, powracając do wykonywanej czynności.

A jeśli rzeczywiście miałbym znaleźć sobie chłopaka? Na pewno musiałby być wyższy ode mnie, a jego ciało musiałoby być zadbane. Jego charakter musiałby być całkiem przeciwny do tego, który prezentował Jungkook. Za żadne skarby nie chciałbym kochać takiej osoby, jak on.

Słodki Jezu, o czym ja myślę. Przecież mam spłodzić tak idealnego syna, jakim ja jestem. Mężczyzna nie wyda na świat dziecka, a bycie jedynakiem miało jakieś konsekwencje, o których doskonale wiedziałem. Przez swoją nieuwagę umazałem swój mundurek żółtą farbą. Wiedziałem, że o czymś zapomniałem. Fartuch, chroniący ubrania wisiał na wieszaku. To wina Seokjina. Teraz Kihyun będzie musiał wyprać tą marynarkę.

***

Dwie godziny później zajęcia się skończyły. Wbrew temu, co dziś powiedziałem mamie, zdecydowałem się pójść z Seokjinem do jego domu na wspólną kolację. Jeśli Jungkook będzie mnie wkurzał... Nie wiem co mu zrobię, ale na pewno poniesie konsekwencje swoich czynów. Na miejsce dotarliśmy w osobnych samochodach, jak to mieliśmy w zwyczaju.

Nim wyszedłem z samochodu, podałem Kihyunowi moją marynarkę i poleciłem mu ją uprać. Powinien przyjechać po mnie za pięć godzin.

− Seokjinie! − zawołała jego matka z progu posiadłości. − Jest z tobą Jungkook?

− Niestety nie − spojrzał na nią przepraszająco. − Jeszcze nie przyszedł?

− Myślałam, że jest z tobą...

− Jestem ciociu! − zawołał chłopak za mną. − Zwiedzałem miasto!
Jungkook mnie wyminął i skocznie pokonał schodki, po czym wszedł do środka, nie zwracając na nikogo uwagi.

− Zaczekaj chłopcze − poleciła pani Kim − dzwonił dyrektor. Chciałabym z tobą porozmawiać − weszła za nastolatkiem.
Chciałbym usłyszeć tę rozmowę. Seokjin widocznie był równie zainteresowany, co ja, dlatego odprawiłem swojego lokaja i niemal wbiegłem do domu podążając za przyjacielem, który skierował się do jadalni.

− Powiedział mi, że zachowałeś się bardzo niegrzecznie w stosunku do niego.

− Ciociu, wierzysz mu? − zapytał w taki sposób, jakby to on był ofiarą.

− Oczywiście, przecież to dyrektor − odpowiedziała oburzona.

− Wszyscy są przeciwko mnie, bo jestem biednym kuzynem znanego i lubianego Kim Seokjina. Nawet Jimin hyung − wskazał na mnie ze łzami w oczach. − Ta szkoła mnie nienawidzi.

Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. On kłamał. Na pewno kłamał. Jungkook nie był takim uroczym i delikatnym nastolatkiem. Chciał mnie wrzucić do fontanny! Doskonale odegrał swoją rolę... Właśnie miałem okazję zobaczyć na co stać tego chłopaka. To nie był byle jaki przeciwnik. Wiedział, jak dobrze skłamać i nie obawiał się konsekwencji. Co za dwulicowy dzieciak. Czy on nie wie, że na tym świecie żyje się zgodnie z prawdą? Tylko ona może pokazać nam, jak żyć.

Fałsz to coś nieczystego, czego nie powinno się stosować.

− Jiminie, jak możesz − zapytała zasmucona kobieta. − Przeproś mojego siostrzeńca.

− Ale − zacząłem, ale na marne.

− Przeproś – powtórzyła.

Zirytowany podszedłem do niego i ukłoniłem się nisko.

− Przepraszam – wymamrotałem.

− Grzeczny chłopak. Teraz idźcie się pouczyć. Powiem Soyu, żeby przygotowała dodatkowe nakrycie − uśmiechnęła się, a gdy tylko zniknęła za drzwiami kuchni, spojrzałem na Jungkooka, który szeroko się uśmiechał.

− Jeszcze trochę, a będziesz przede mną klęczał − zaśmiał się ironicznie i wyminął mnie oraz swojego kuzyna. Nie wierzę, że w taki łatwy sposób oszukał swoją ciocię, w dodatku zmusił mnie do przeprosin za nic. Co w ogóle miały znaczyć te słowa? Kompletnie nie rozumiałem ich znaczenia. Może to była jakaś chora i zboczona sugestia? Po nim mogłem spodziewać się wszystkiego.

− Jungkookie ma swoje wady, ale jest niezłym aktorem − przyznał Seokjin, niemal go chwaląc. Nie do pomyślenia.

− Chodźmy się uczyć − zmieniłem temat − wykorzystajmy jakoś ten wolny czas.

− W porządku. Wyjaśnisz mi czwarte zadanie z drugiego działu?Nie zrozumiałem wzoru matematycznego?

− Jasne − przytaknąłem. W końcu mogłem zrobić coś, co naprawdę lubiłem. W nauce nikt nie był mi równy, chociaż w tej chwili czułem, że to się kiedyś źle dla mnie skończy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top