Rozdział 10: Jimin
Rak :D
~~~~~~
W takim miejscu, jak mieszkanie babci Jungkooka byłem pierwszy raz. Czułem się niczym w muzeum. Mogłem zobaczyć, jak mieszka biedota w tym kraju i poznać przedmioty, których na oczy nie widziałem. Na przykład takie blaszane coś z dziurkami. Obok tego leżała marchew, więc domyślam się, że na tym trze się warzywa. Nasza kucharka ma robota kuchennego, więc ta pani chyba też potrzebowała czegoś podobnego.
Wystarczyło jedno spojrzenie, w stronę Kihyuna. Od razu zrozumiał, co ma zrobić, bym mógł spokojnie usiąść. Mogłem się tylko domyślać, co Jungkook robił na tym łóżku. Może chusteczka nie ograniczy tych wszystkich bakterii, ale przynajmniej miałem świadomość tego, że Kihyun się starał. Wkrótce pojawił się przyjaciel Jungkooka. Ten przynajmniej miał czarne włosy, ale za to jego uszy były naszpikowane kolczykami. Z twarzy przypominał mi lidera jakiejś zorganizowanej szajki bandytów. Zresztą można było się o tym przekonać. Jungkook traktował go z szacunkiem, jakby był jakimś księciem. To do mnie powinien czuć taki respekt, a nie do jakiegoś biedaka... Zresztą, sam sobie jestem winny.
Ja również powinienem okazywać młodszemu szacunek, ale patrząc na jego uśmieszek, zrezygnowałem z tego pomysłu tak szybko, jak na niego wpadłem. Słowa dotyczące moich pośladków naprawdę mnie wkurzyły. Nie dość, że bezczelnie je dotknął, to jeszcze podzielił się tym z przyjacielem. Czy to jest normalne? Nie sądzę.
− Idziemy − zażądał Yoongi. Jeśli się nie myliłem − a ja się nie
Szkoda, że nie mógł być miły względem mnie nie tylko, kiedy mnie komplementował, ale ogólnie.
Podniosłem się z łóżka i poprawiłem moją nową, tandetną kurtkę oraz docisnąłem palcem moje okulary, które zdążyły zjechać z nosa. Nie chciałem niepotrzebnie się odzywać, ponieważ żyłem w przekonaniu, że nie ważne co powiem, Jungkook odwróci przeciwko mnie lub utnie rozmowę kolejnym komplementem, który sprawi, że spłonę czerwienią.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz, skierowaliśmy się... W sumie sam nie wiedziałem gdzie. Po prostu szliśmy chodnikiem. Jungkook rozmawiał z Yoongim na temat jakiejś dziewczyny. Nic z tego nie zrozumiałem, bo mówili dość chaotycznie.
− Hyung, powinieneś leżeć na tym chodniku zalany krwią − powiedział Jungkook.
− Jungkookie, ale ja nic nie zrobiłem − brunet udawał głupiego. Od razu wyczułem kłamstwo.
− A numer Mari?
− Myślałem, że masz teraz tego lalusia − wskazał ruchem głowy na mnie, co mi się nie spodobało.
− Nie jestem lalusiem − mruknąłem niezadowolony.
− No niby mam, ale jedna noc z Mari niczego nie zmieni.
− Oj zmieni − jego rozmówca skinął głową. − Po prostu przekonaj szybko go do siebie, a będziesz miał wszystko, czego zapragniesz.
Na pewno rozmawiali o mnie. Nie było innej opcji. Te jego przekonywanie mnie do siebie było tak szybkie, jak ślimak. Co z tego, że sprawiał, że się rumienię? Postawiłem przed sobą barierę nie do przebicia. Teraz nic mu się nie uda.
− To, co mam zrobić? − zapytał Jungkook.
Tym razem Yoongi zasłonił swoje usta i coś wyszeptał do ucha młodszego, na co Jungkook się zaśmiał. To nie fair. Też chciałem usłyszeć tę cudowną radę, żeby móc się przed nią obronić.
− Gdzie idziemy? − zmieniłem temat.
− Teraz? Myślę, że do Edenu. Zorganizowano tam imprezę dla Jungkooka.
− Naprawdę, hyung?! Jestem aż tak lubiany? − zaśmiał się.
Nie sądzę, by ktoś cię polubił.
− Nasza ekipa za tobą tęskni, a dziewczyny z drużyny dziwek złożyły się na alkohol i takie tam. Biba od dwunastej do samiusieńkiej nocy. Oczywiście na samym początku będziemy sami z naszymi znajomymi, bo później wbija całe liceum. Trzeba odpowiednio pożegnać naszego Jungkooka.
− Ale to miłe − uśmiechnął się.
Pf, też jestem popularny w swojej szkole. Każdy chciałby się ze mną zadawać, ja jednak wybrałem Seokjina. Los chciał, że wpadłem na tego idiotę. No cóż, trzeba będzie żyć dalej. Gdy dotarliśmy do klubu, z przyjemnością stwierdziłem, że budynek nie wygląda na ruderę, a wnętrze prezentowało się nawet schludnie. Zajęliśmy stolik jak w tych amerykańskich filmach i zawołaliśmy skąpo ubraną kelnerkę. Było na co popatrzeć. Jungkook i Yoongi zamówili piwo, co raczej było niedozwolone, bo alkohol powinno sprzedawać się do dziewiętnastego roku życia. Chyba że Yoongi już miał tyle lat, ile trzeba, więc wolę nie wnikać. Ja poprosiłem o szklankę wody niskogazowanej. Zupełnie nie rozumiałem, dlaczego ta kobieta tak dziwnie na mnie popatrzyła.
− Jungkookie, co chcesz zrobić, jak wyjdziesz z budy? − odezwał się w końcu Yoongi.
− Nie wiem, może wrócę na siłownię i będę walczył na MMA, czy coś, a ty hyung?
Tak, MMA byłoby dla niego dobre. Może wtedy odczepiłby się ode mnie na dobre i skupiłby swoją uwagę na workach treningowych. O tak, popieram to marzenie. Mógłbym nawet opłacić mu instruktora na następną wieczność.
− Myślałem ostatnio trochę o muzyce. Nic mi w życiu nie wychodzi, więc dlaczego nie próbować w rapie?
− Hyung, ty w rapie wymiatasz! Kupowałbym twoje płyty − powiedział z dumą, czego nie zrozumiałem, ale podobno dzisiejsze gwiazdy znajduje się na śmietniku, więc życzę powodzenia.
− A ty Jimin? − Yoongi tym razem zwrócił się do mnie.
− Po skończeniu prawa na Uniwersytecie Seulskim mam zadebiutować na arenie politycznej − wyznałem zgodnie z prawdą.
− O, prawo. Dobry wybór. Dopilnuj panie przyszły polityku, żeby zasiłki były o wiele lepsze, niż te grosze, które rzucają nam teraz − zaśmiał się cicho. − Zresztą teraz nawet tych ochłapów nie ma, bo je odebrali mamie, a długów mamy po dziurki w nosie.
− Długi? − zapytał przejęty Jungkook. − Hyung, mam pieniądze. Spłacę wasze długi.
− Przestań Kookie, jak zostanę raperem, to sam je spłacę.
Nie wierzę. Jungkook był dla kogoś miły i to nieudawanie!
− Ale hyung...
− Niespodzianka! − zawołał ktoś za nami, tym samym przerywając wypowiedź Jungkooka.
Jungkook się odwrócił, a na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Najwyraźniej przyszli wyczekiwani przez niego goście. Kiedy się z nimi witał, wyglądał na szczęśliwego. Nie chciałem mu przeszkadzać, więc przeniosłem się na krzesło przy barze, żeby móc z dala wszystko obserwować. Po chwili barmanka przysunęła mi szklankę wody. No tak, nie podali mi mojego zamówienia. Grzecznie zapłaciłem, w ciszy obserwując całe zajście. Niedługo po tym, jak Jungkook przywitał się ze wszystkimi, do klubu wpadła jakaś dziewczyna z włosami zafarbowanymi na blond.
− Jungkookie! − krzyknęła i widocznie uradowana zaczęła biec w jego stronę, by po chwili rzucić się na jego szyję, a ten jakby odruchowo objął ją w pasie. − Tak bardzo się martwiłam. Gdzie byłeś kochany? Zresztą nic nie mów − zainterweniowała, gdy ten otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Przywarła do jego ust. Odwróciłem wzrok. Nie chciałem na to patrzeć. Zresztą... Sam nie wiem dlaczego. Po prostu w tej chwili zachciało mi się pić.
− Ciekawe ile kutasów miałaś w tych słodkich usteczkach − warknął Jungkook, co nieźle mnie zaskoczyło. Wyglądali na parę, a on tak ohydnie się do niej odezwał. Aż się odwróciłem.
Tym razem dziewczyna była oddalona od chłopaka na jakiś metr.
− O czym ty mówisz?
− O zdradach? Mari, błagam cię. Yoongi wie więcej, niż myślisz.
− Nie zrobiłabym tego – pisnęła.
− Wybacz, jestem gejem − wzruszył ramionami. − Wolę tamtego pana − bez oporów wskazał ręką na mnie, nie odrywając wzroku od dziewczyny.
− Ale... Moje dziewictwo.. Przecież byłeś hetero!
Dziewczyna wyglądała na rozbitą. Bawiła mnie ta sytuacja. Nigdy nie widziałem na żywo, jak chłopaka dawał kosza dziewczynie. Poza tym... Dowiedziałem się czegoś ciekawego. Najwyraźniej Jungkook już dawno miał za sobą inicjację seksualną. No cóż, tak już bywa u ludzi niższej klasy.
Wkrótce impreza zaczęła się na dobre. Mimo że wielokrotnie proszono mnie, bym poszedł tańczyć na parkiet, odmawiałem. Nawet kiedy Jungkook robił się niebezpiecznie miły. Wtedy tym bardziej nie chciałem ruszać się z tego ciekawego krzesła. Zdążyłem wypić kilkanaście szklanek wody i zaliczyć kilka wycieczek do toalety, która już tak elegancko się nie prezentowała. Wolałem niczego nie dotykać, chyba że chodziło o kurek, pozwalający wodzie wydostać się przez kran.
Nawet nie zdążyłem spostrzec, kiedy nadeszła godzina szesnasta. Cieszyłem się, że zjadłem porządne śniadanie, bo teraz nie czułem głodu. W klubie zaczęło robić się tłoczno, wiec byłem zadowolony z miejsca, w którym się znajdowałem. Stąd miałem doskonały widok na Jungkooka... To jest na parkiet. Jedyne tańce, jakie ćwiczyłem to tango, fokstrot, czy też walc.
Nie sądzę, by zgraja dzieciaków znała ten typ muzyki.
Jakiś czas później przysiadła się do mnie jakaś dziewczyna i zaczęła do mnie zagadywać. Była ubrana w skąpy top i równie niegrzeczną spódniczkę. Dobrze się w tym prezentowała. Miałem zamiar zacząć z nią rozmawiać, ale nagle pojawił się Jungkook, który dosłownie wyrwał mnie z zajmowanego przeze mnie miejsca.
− Chodź na parkiet! − starał się przekrzyczeć głośną muzykę.
− Nie umiem tańczyć!
− Nauczę cię!
Ścisną moją dłoń i pociągnął za sobą w głąb morza ludzi. Śmierdziało tutaj potem i alkoholem. To miejsce było naprawdę niehigieniczne.
− Podskakuj w rytm muzyki!
Nie zrobię tego. Będę wyglądał, jak totalny debil. Pokręciłem przecząco głową na wznak, że się nie zgadzam. Ten tylko przewrócił oczami i zaczął ruszać się chaotycznie. Ach, no tak. To był taniec. Tak właśnie tańczyli wszyscy dookoła. Po prostu poruszali się byle jak do rytmu muzyki. Tylko że jak popatrzyłem na Jungkooka, to zdałem sobie sprawę, że on nie wygląda, jakby robił byle co. Niby unosił ręce i podskakiwał lekko, czy też wykonywał różne wymachy, wyglądało to... Specyficznie. Zapragnąłem się tak poruszać. Na początku wszystko wydawało się takie dziwne i zawstydzające, ale wkrótce się przełamałem.
Gdyby tylko tata mnie widział. Na pewno dostałby zawału.
Nagle muzykę przerwał nieprzyjemny pisk, który został zastąpiony męskim głosem.
− Wyzywam Sugę i Jungkooka na rap battle!
Naprawdę? Musiał przerywać mi moje widowisko? Znaczy.. Naukę tańca?
− Hyung, chodź ze mną − chwycił mnie za nadgarstek i zawlókł pod scenę. − Nie ruszaj się stąd, okej?
Skinąłem tylko głową i oparłem się o podwyższenie, by móc swobodnie się przyglądać temu, co miało się wydarzyć. Nigdy o czymś takim nie słyszałem. Z angielskiego to rap bitwa, czy coś w tym stylu. Po chwili obok Jungkooka stał Yoongi, zakasujący rękawy. Więc to jego nazywali Sugą. Gdy dostali mikrofony, Yoongi nie obawiał się odezwać.
− Czego od nas chcesz Woojin? Mało ci? − zaśmiał się.
− Tym razem nie przegram. Przygotowałem się − dodał z dumą w głosie.
Ciekawe kto to wygra. Obstawiam na Yoongiego i Jungkooka, ale nie znam ich tak dobrze.
− DJ, zapodaj bit − powiedział Jungkook do mikrofonu.
Już nie mogłem się doczekać. Czułem się, jakbym nakręcał jakiś film młodzieżowy. Gdy tylko rozbrzmiała muzyka, Jungkookie odkaszlnął, dając znak, że zaczyna.
− Jestem Jungkook, ludzie mi mówią, że nie fajny ze mnie gość, ale jak ktoś mi podskoczy, to potrafię dać mu w kość.
Hm, czyli chodziło o rymowanie i wypowiadanie słów w rytm muzyki, odpowiednio ją akcentując. Pierwszy raz słyszałem rap.
− Jestem Yoongi, czasem rapuje i hejterami się nie przejmuje. To, kim jestem to moja sprawa, nie podoba ci się? To wypierdalaj − brunet, który jak widać, zaczął mocno. Nie odważyłbym się użyć takiego słowa.
− Jestem Woojin i mam swoich ziomków, a ty jesteś sam, jak jeden z żigolaków.
Nie wiem dlaczego, ale za mną ludzie zaczęli buczeć nieprzyjemnie. Nie podobało im się czy jak?
− Ja i przyjaciele lubimy rozerwać się przy seksownym ciele − Jungkook spojrzał na mnie, po czym kontynuował. − Lubimy się bawić, choć możesz nie zaczaić.
Prychnąłem pod nosem. Może i miałem seksowne ciało, ale na pewno nie było ono przeznaczone dla tego osobnika.
− Jesteśmy ekipą zajebistości i mamy mocne kości.
Reklama witaminy D. Widać, że człowiek prawidłowo się odżywia i dba o siebie.
− Jak mi podskakiwać nie przestaniesz, to ci nogi zaraz połamię i nie wstaniesz − zaśmiał się nieprzyjemnie, wymachując przed sobą ręką. To jakieś typowe zachowanie raperów? Jungkook i Yoongi też tak robili.
− Połamię ci zaraz cały zbiór zębów, o ile jest tam coś oprócz tych delikwentów − zagroził Jungkook, ze swoim kpiącym uśmieszkiem. Wtedy wydał się naprawdę atrakcyjny, bo nie był przeznaczony dla mnie.
− Mam dużo kasy, three dollars na szyi, a jak mnie wkurwisz to charakter mam żmiji − dołączył się Yoongi.
− Jestem najlepszy w swoim zawodzie, tak jak twoja matka zarabia na lodzie. Jak już mówiłem o lodach, to mi możesz zrobić trochę spermy na twoim ryju nie powinno zaszkodzić. − kontratakował ten cały Woojin.
Mama Yoongiego tańczyła na lodzie? Sądząc po jego minie, chodziło o coś całkiem innego. Twarz Mina wyrażała mord.
− Teraz się nie dziwię, dlaczego jesteś tu sam jak dziwka, do której pasuje tylko autostrada, bo kto by chciał takiego spermojada − mimo wszystko kontynuował Yoongi, choć mogłem zauważyć, że jest nieźle wkurzony.
− Dziwka nie jest samotna, bo dzięki kierowcom ma dużo roboty, a propos spermy dalej mam ochotę na lody − Jungkook uśmiechnął się, marszcząc przy tym nos. Wyglądał uroczo. To jest... Nah, nieważne.
− Loda to ty możesz zrobić sąsiadowi, bo należy się dziadowi − w kolejkę Yoongiego wcisnął się jego przeciwnik, wzruszając przepraszająco ramionami.
− Zaraz pokażę ci, co to jest rozkosz, kiedy wjebię ci ryj w ten kosz − wyrapował szybko przyjaciel Jeona, wskazując na kubeł w kącie sceny. Naprawdę nie wiem, skąd on się tam wziął. Robiło się naprawdę ciekawie, bo nawet ludzie za mną stali cicho i słuchali w skupieniu.
− Kosza dała ci każda dziewczyna, a na mój widok nie jedna jak margaryna się rozpływa − zaśmiał się ich przeciwnik, co raczej rozśmieszyło Jungkooka, bo od razu zaatakował naprawdę ciekawym tekstem.
− Margarynę to ty wsadź sobie do dupy, bo twój rap nie trzyma się kupy − pomachał mu ręką, jakby na pożegnanie, ale ten drugi nie dawał za wygraną.
− Zaraz ci powiem, jak kończą takie śmiecie jak ty. Wystarczy jedno pierdolnięcie w ryj − wypowiedział powoli, sylabicznie w rytm pojedynczych dźwięków, które w tej chwili się powtarzały i zakończyły swoje istnienie, gdy skończył.
− Wiesz co, twoje teksty są tak słabe, że lepiej usiądź na ławę. Tylko tam się nadajesz, bo w życiu sobie rady nie dajesz.
Po słowach Woojina Yoongi naprawdę się wkurzył. Dał znak Jungkookowi, żeby powiedział swoje. Przygotowywał się do czegoś? Niczego nie mogłem być pewien, ale czułem na rękach swojego rodzaju gęsią skórkę. Chyba podziękuję mojemu prześladowcy za przywiezienie mnie tutaj.
− Ławę to sam sobie zalicz, a jak nie, to niech wszyscy zapalą dla ciebie znicz. Yoongi nie ma litości, więc lepiej pilnuj swoich kości.
Przeciwnik widocznie chciał coś odpowiedzieć, ale wciął mu się Yoongi, rapując tak szybko, że ledwo rozumiałem słowa.
− Twoja umiejętność wyglądania jak debil jest nadzwyczajna, więc zmień pracę, bo ja ci za to gówno nie zapłacę. Myślisz, że jesteś fajny? Chyba raczej dupodajny. Sam wiem, do czego się nadaję, na twoją przyszłość stuprocentowego szczęścia nie przewiduję. Wystarczy moment, a twoje kości porachuję − po tych słowach przejechał kciukiem po swojej szyji, tym samym przerywając muzykę. Ukłonił się i zszedł ze sceny.
Nastolatkowie za mną zaczęli się drzeć wniebogłosy. Yoongi wygrał? Najwidoczniej, bo Jungkook po chwili zeskoczył ze sceny tuż obok mnie z uśmiechem.
− I jak? − zapytał, ocierając pot z czoła wierzchem dłoni.
− Byłoby lepiej bez wulgaryzmów, ale było dobrze – przyznałem.
− Hyung, tu się nie da bez używania takiego języka. Musisz pokazać, kto tu rządzi, bo inaczej strąciliby cię ze sceny tuż po pierwszym wersie. Nah, aż trzęsę się z wrażenia − zaśmiał się krótko.
− To się opanuj − odpowiedziałem, a chwilę później na powrót zagościła między nami huczna muzyka.
− Mogę na swój sposób?! − musiał wykrzyczeć, bo inaczej bym nie usłyszał.
− Rób co chcesz! − odpowiedziałem, powoli się oddalając.
Wtedy Jungkook chwycił mnie za rękę po raz trzeci tego dnia i przyciągnął do siebie. O nie.. Ja nie chcę − pragnąłem wykrzyczeć, ale moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. To była tylko chwila, ułamek sekundy, w której Jungkook zdołał się nade mną nachylić i nakryć moje usta swoimi. Od razu wstrząsnęły mną dziwne dreszcze. Zapragnąłem jakoś zareagować, ale prawda była taka, że nigdy nie miałem dziewczyny, a tym bardziej chłopaka. Po chwili młodszy poruszył ustami i przejechał językiem po mojej dolnej wardze. Smak alkoholu pozwolił mi się ocknąć. Odepchnąłem go od siebie, ocierając usta materiałem bluzy.
− Nigdy więcej − warknąłem i minąłem go, kierując się w stronę baru, gdzie czekało na mnie moje cudowne krzesło.
Serce waliło mi, jakbym przebiegł sprintem kilometr. Zabierzcie ode mnie to dziwne uczucie, które siedziało mi w brzuchu, nie chcę go...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top