Rozdział 43
Po piętnastu minutach jazdy, samochód się zatrzymał. Siedziałam w środku, z podkulonymi do brody kolanami i cicho szlochałam, marząc, żeby to był tylko koszmar.
- Wstań łaskawie. - poczułam jak Brian ciągnie mnie za rękę.
Wydałam z siebie zduszony krzyk, trzymając jedną dłonią za oparcie siedzenia. - Wysiadaj do cholery! - wrzasnął, a po moich policzkach znów spłynęło kilka gorzkich łez.
- Niee, zostaw mnie! - prosiłam, przymykają mokre od płaczu oczy, przez które i tak już niewiele widziałam.
Nagle poczułam jak brunet oddala się, a za raz po tym ktoś gwałtownie chwyta mnie za biodra i siłą wyrzuca z pojazdu.
- Zachowuj się, kwiatuszku. - usłyszałam nad sobą głos Marka.
Upadłam na asfald, obdzierając sobie dłonie i kolana. Jeden z nich pociągnął mnie za ramię, zmuszając bym wstała. Rozglądnęłam się dookoła, spostrzegają gdzie jestem.
Przed nami stał duży, stary budynek, który był niegdyś domem kultury, o ile się nie mylę. Od lat nikt tu nie przychodził, a mimo tego jeszcze go nie zburzono.
Chłopak pociągnął mnie za sobą, nie zwracając uwagi na mój głośny szloch. Mark otworzył drzwi i już po chwili byliśmy w środku.
- Popatrz jak tu przytulnie. - Brian chwycił mnie za podbródek, mocno go ściskając i unosząc moją głowę w górę.
- Czego ode mnie chcecie? - zapytałam cicho. - Pieniędzy? Mogą wam dać wszystko, tylko mnie wypuśćcie. - prosiłam.
- Nie chcemy żadnych pieniędzy. - odezwał się brunet. - Chcemy po prostu się zabawić. - wybuchnęli śmiechem w tym samym czasie.
Pociągnęli mnie na górę, gdzie było jeszcze bardziej ciemno i mrocznie.
- To który pierwszy, może chcesz sobie wybrać? - wyszczerzył się Brian.
Spojrzałam na nich obu przerażona, chcąc uciec najdalej jak się da. W jednej chwili rzuciłam się w pogoń, mając nadzieję, że uda mi się wybiec z budynku i ukryć się w pobliskim lesie.
To była jednak zła decyzja, bo już po chwili poczułam jak Mark łapie mnie w tali, po chwili popychając w stronę swojego przyjaciela.
- Niegrzeczna z siebie dziewczynka. - Brain szepnął mi do ucha, mocno mnie trzymając.
- M-moi rodzice.. zaraz zacznął mnie szukać! - krzyknęłam.
Chłopaki wymienili znaczące spojrzenia, jak gdyby właśnie zdali sobie z czegoś sprawę. Nagle brunet złapał mnie mocno za nadgarstek, prowadząc do jakiejś ciemnej sali. Mark poszedł za nami.
- Tu jest telefon. - wskazał na przedmiot znajdujący się na małym stoliku. - Jeszcze nie odcięli dopływu prądu, więc zadzwonisz teraz do swojej matki i powiesz jej, że wpadłaś do koleżanki i zostajesz u niej na noc, zrozumiałaś? - zapytał blondyn.
Skinęłam tylko głową, w której zaczynał pojawiać się drobny plan. - Jak ma na imię twoja psiapsia?
- A-alicja.. - jęknęłam ze skruchą.
Brain popchnął mnie w stronę telefonu stacjonarnego i ciągle mnie obserwował.
- Tylko bez żadnych sztuczek. - odezwał się.
Powoli wzięłam słuchawkę, przykładając ją do ucha i wybierając numer. Jednak nie miałam w planach dzwonić do żadnego z moich rodziców. Zamiast nich, wpisałam osobę, na której zawsze mogłam polegać, którą znałam już tyle lat i za którą w tym momencie tak bardzo tęskniłam.
Z drżącymi rękoma naciskałam kolejno cyferkę po cyfercę i obmyślając w głowie co mu powiem.
Zerknęłam na chłopaków, którzy z niecierpliwością mi się przyglądali. W tym momencie moje serce waliło chyba najmocniej w całym moim życiu.
Po trzech sygnałach nadal nikt nie odbierał, co spowodowało u mnie wzrastający stres i nerwy. Dosłownie czułam jak po moim czole spływa kropelka potu.
Po piątym sygnale, w końcu ktoś podniósł słuchawkę. W moim żołądku zaczęły dziać się nieokreślone rzeczy a w głowie pojawił się szum, tłumiący wszystkie moje myśli.
- Halo? - usłyszałam delikatny i ciepły głos chłopaka i omało co nie zemdlałam. Chciałam zaczął wołać go o pomoc i płakać, ale musiałam działać zgodnie z planem.
Mrugnęłam kilkakrotnie powiekami, spoglądając ukradkiem na Mark'a i Briana, którzy nie ruszyli się z miejsca.
- Halo? - powtórzył Michael.
- C-cześć.. - mój głos się załamał, przez co Brian posłał mi piorunujące spojrzenie.
- Diana? Coś się stało? - zapytał, a ja jestem pewna, że na jego twarzy malowało się teraz zmartwienie i troska.
- Tak. - odparłam spokojnie. - Już pożyczyłam książki. - dodałam tak cicho, żeby mogli usłyszeć to tylko chłopaki stojący przede mną.
- Co? - odezwał się czarnowłosy.
- J-ja tylko... - widziałam jak Brian marszczy brwi, przez co przełknęłam nerwowo ślinę. - Ja jestem.. - zdawało mi się, że moje serce zaraz wypadnie z klatki piersiowej.
- Jestem.. w starym domu kultury, proszę pomóż mi! - krzyknęłam szybko, kiedy Mark podbiegł i wyrwał mi słuchawkę.
- Ty suko! - uderzył mnie w policzek, przez co głośno jęchnęłam, czując jak łzawią mi oczy.
- Pomocyy!! - krzyknęłam ile tchu miałam w płucach, mając nadzieję, że Michael w słuchawce zdołał to usłyszeć.
Brian podszedł i odłożył telefon, tym samym przerywając połączenie. Po tym chwycił mnie za ramię, wyciągając z sali.
- Doigrałaś się. - pociągnął mnie za włosy, powodując, że zaczęłam piszczeć. - Patrz przez okno czy ten idiota czarnuch tu nie idzie. - powiedział jeszcze do Marka, który odpowiedział na to krótkim "dobra".
Brian popchnął mnie na ścianę, ciągle mocno zaciskając dłonie na moich nadgarstkach. Czułam coraz większy ból, nie tylko fizyczny, ale też psychiczny.
Wszystkie wspaniałe i radosne chwile z mojego życia przeleciały mi przed oczami. Miałam obraz mojej rodziny, szkoły, znajomych i przyjaciół. Kate, Steve, Mary, Alicja i... Michael, którego tak bardzo teraz mi brakowało.
Nigdy nie wybaczę sobie tego, że wyszłam do biblioteki sama i nie pozwoliłam mu iść ze mną. Jestem głupia, po prostu głupia.
- Myślałem, że będziesz się lepiej zachowywać. - usłyszałam szept Briana i czując jak gęste łzy wydobywają się z moich oczu. - Ale ty jesteś śliczna. - uśmiechnął się obleśnie, lustrując mnie od stóp do głowy. - I jaka ładna sukienka, dla mnie ją założyłaś? - wskazał na moje blado pomarańczowe z białymi kropkami, ubranie. - Normalnie czasem zazdroszczę temu całemu Michaelowi. - dodał. - Na jego miejscu już dano bym cię zaliczył, i to kilka razy. - szepnął, po czym zaczął całować mnie po szyi, ciągle zaciskając ręce na moich obolałych nadgarstkach.
Próbowałam go odepchnąć, ale na daremne, byłam za słaba. Zostało mi płakać i czekać na jakiś cud.
Chłopak zaczął zjeżdżać pocałunkami na mój dekold, w końcu puszczając moje ręce. Zaczęłam go odpychać, ale nic to nie dało, nawet nie zwracał na to uwagi.
- Puść mnie! - zaczęłam krzyczeć i się szarpać.
On tylko objął mnie mocno w tali, przyciągając jeszcze bardziej do siebie. Całe moje życie przewróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, a w mojej głowie były już tylko czarne scenariusze.
Położyłam ręce na ramionach chłopaka, próbując go odepchnąć, ale to nic nie pomogło. On natomiast zaczął zjeżdżać jedną ręką po moim udzie, po chwili wkładając dłoń pod sukienkę i sunąć nią w górę. Zaczęłam panikować i głośno piszczeć, mając nadzieję, że na tym odludziu ktoś mieszka i mnie usłyszy.
- No i co się tak denerwujesz, przecież nie boli. - zaśmiał się, spoglądając mi w oczy.
Widziałam jak chce pocałować mnie w usta i się zbliża, ale szybko odepchnęłam jego twarz. O nie, napewno nie usta. One są tylko dla Michaela..
Boże, o czym ja myślę? W takiej chwili..
Wtedy poczułam jak Brain zaczyna rozpinać guziki od mojej sukienki. Na nowo zaczęłam się wyrywać i go odpychać, nadal płacząc.
Tym samym pogorszyłam sytuację, bo przez to brunet zdenerwował się i jednym szybkim ruchem, rozdarł wszystkie guziki, które rozsypały się po całej podłodze.
- Niezłe cycki jak na szesnastolatkę. - oblizał wargi, a ja myślałam, że zaraz zwymiotuję.
Myślałam, że moje życie właśnie się kończy. Że zaraz Brian, mój kolega z klasy, odbierze mi coś najcenniejszego. Moją czystość i niewinność, do tego zrobi to tak brutalnie.
Gorzkie łzy spływały po moich policzkach, drążąc korytarze na mojej bladej i słabej twarzy, kapiąc na dekold. Zacisnęłam oczy, chcąc w tej chwili tak bardzo umrzeć, kiedy..
Michael pov
Zaraz po telefonie Diany w mojej głowie pojawiło się tysiące pytań. Zacząłem zastanawiać się co jej się stało i dlaczego woła mnie o pomoc. Do tego te chłopskie głosy i jej krzyki.
Czułem jak moje serce zaczyna szybciej walić, a ręce się pocą. Nie mogłem czekać, nie teraz, kiedy mojej słodkiej Dianie coś grozi. Kiedy płaczę i krzyczy, prosząc o pomoc.
Szybko przypomniałem sobie o wszystkim co mi powiedziała, mimo, że było to naprawdę mało informacji. Stary dom kultury... stary dom kultury.. o jaki dom chodziło?
Zacząłem nerwowo chodzić po pokoju, próbując wpaść na jakiś pomysł... Stary dom kultury!
Pewnie ten stojacy na odludziu, brunetka kiedyś już mnie tam zaprowadziła, ale nie mieliśmy co robić, więc szybko wróciliśmy. Dzięki Bogu mam dobrą pamięć do zapamiętywania takich rzeczy jak droga prowadząca do niego
Szybko rzuciłem się w stronę drzwi, zerkając na zegar, który wskazywał 21:17. Chwila moment, przecież nie mogę iść tam na nogach, to za daleko.
Cholera! Co mam zrobić? Boże, Michael pośpiesz się, zanim tamci idioci jej coś zrobią.
W błyskawicznym tempie wróciłem do domu, biegnąc do salonu. Sięgnąłem do półki i wyciągnąłem z niej kluczyki do samochodu Jermaina. Tak, mam szesnaście lat i tak, nie mam prawa jazdy.
W tym momencie wszystko było nieważne, nic mnie nie obchodziło. Otworzyłem garaż, wsiadając do pojazdu. Moi rodzice i Jerm mnie zabiją...
Włożyłem odpowiedni klucz do stacyjki, odpalając wóz. Jeśli policja mnie zatrzyma to będę miał przerąbane.
Pamiętam jak często jeździłem z Jermainem w różne miejsca, od najmłodszych lat. Pokazywał mi wtedy jak się kieruje i używa silnika, gazu oraz sprzęgła.
Nauczyłem się dzięki temu wiele, ale wtedy tylko patrzyłem. Teraz siedziałem w samochodzie starszego brata i właśnie wycofywałem go z garażu.
Po cichu modliłem się żeby nikt mnie nie usłyszał, ani tym bardziej nie zauważył, i żeby Dianie nic się nie stało.
W końcu wyjechałem na drogę, po czym szybko ruszyłem przed siebie. W te kilka minut za pewne złamałem już tysiąc razy prawo, ale wcale nie szło mi najgorzej.
Zacząłem zastanawiać się kim byli chłopaki, których słyszałem w słuchawce. Kiedy Diana podała mi adres, byli widocznie wściekli. Przezywali ją i przerwali połączenie. To naprawdę nie brzmiało za ciekawie. Co oni mogą jej zrobić? Pobić, okraść.. Boże a jeśli ją zgwałcą?
Przed oczami pojawił mi się obraz osłabionej dziewczyny, ledwo dyszącej z siniakami na ciele i zniszczoną psichiką do końca swojego życia. Mimo wolnie przycisnąłem mocniej gaz, czując jak oczy szklą mi się od łez.
Przypomniało mi się jak jeszcze dzisiaj, jeszcze kilka godzin temu prosiłem ją, żebym mógł pójść z nią do biblioteki.
Naprawdę nie wiem dlaczego się nie zgodziła, ale za pewne chciała pobyć sama i przemyśleć kilka spraw. Nigdy, ale to przenigdy sobie nie wybaczę tego, że jej posłuchałem i pozwoliłem iść samej.
Po kilku minutach w końcu dotarłem na miejsce. Z dala zobaczyłem stojące już przed budynkiem czarne auto, za pewne należące do jednego z chłopaków.
Zaparkowałem niedbale i szybko wypadłem z pojazdu. Rzuciłem się w stronę drzwi, wybiegając do środka.
Wszędzie panował mrok i ciemność, a z góry dobiegały krzyki Diany i odgłosy szarpaniny. Już zacząłem wchodzić po schodach, kiedy usłyszałem czyjś głos.
- Stój! - popatrzyłem przed siebie i zobaczyłem blond włosego chłopaka, którego twarz skądś kojarzyłem.
- Co tu się dzieje? - zapytałem, lustrując go wzrokiem.
- Spadaj stąd czarnuchu! - podbiegł do mnie, spychając mnie ze schodów.
Złapałem równowagę, podbiegając do niego i okładając go pięściami. On nie pozostał mi dłużny i także zaczął mnie bić.
Przepychaliśmy się przez kilka minut, nie chcąc się poddać. Nadal słyszałem krzyki Diany, które tylko jeszcze bardziej mnie ożywiały.
W pewnym momencie popchnąłem chłopaka tak, że stracił równowagę i sturlał się kilka schodków w dół.
Wbiegłem wtedy na górę i spojrzałem w prawo, w ciemny korytarz. Zauważyłem brunetkę przyciśniętą do ściany, która głośno szlochała i próbowała odepchnąć całującego ją po dekolcie, wysokiego chłopaka.
Moje serce na chwilę stanęło, a w głowie pojawił się szum, przez który myślałem, że zaraz eksploduje. Nagle pojawiła się u mnie niepohamowana wściekłość. Miałem ochotę podejść do tego frajera i po prostu go zabić. Nigdy nie czułem się tak bardzo zdenerwowany. Jak on w ogóle śmiał dotknąć ją chociażby jednym palcem?!
Chciałem do niego podbiec, kiedy poczułem jak blondyn napada na mnie od tyłu. Na nowo zaczęliśmy się szarpać, co chwila mocno uderzając się na wzajem pięścią w twarz.
- M-michael!! - usłyszałem krzyk, szlochającej Diany.
Kątem oka zauważyłem jak odpycha od siebie bruneta, zadając mu kopniaka w kroczę. Widziałem jak chciała do mnie podbiec, ale tamten idiota chwycił ją za biodra, po chwili przewracając na podłogę. Usłyszałem jej głośny krzyk, po czym po raz kolejny dostałem od blondyna, z którym się biłem.
Zacząłem okładać go pięściami, chcąc żeby w końcu się ode mnie odczepił. Nagle usłyszałem jak Diana zaczyna głośno piszczeć, wołając o pomoc. Nie mogłem tyle czekać, on zaraz naprawdę jej coś zrobi.
Spojrzałem w ich stronę, zauważając jak dziewczyna leży na podłodze a brunet nachylać się nad nią, robiąc coś przy jej biuście. Nie, tego już za wiele.
Ostatni raz mocno popchnąłem blondyna, który spadł ze schodów, uderzając głową o ścianę. Chyba się przestraszył bo po tym, ześlizgnął się na sam dół, opuszczając budynek.
Przeniosłem wzrok na Dianę, która nadal piszczała i szlochała, próbując odepchnąć chłopaka, który zaczął wsuwać dłoń pod jej sukienkę.
Natychmiast do niego podbiegłem, z całej siły odpychając go od przerażonej dziewczyny.
Popchnąłem go na bok, zaczynając okładać pięściami. Chyba był nieco zdziwiony bo w pierwszej chwili w ogóle nie reagował. Miałem ochotę po prostu go zabić, jak psa.
W tym momencie nie panowałem już nad emocjami i czynami. Uderzałem go w ten ohydny ryj, nie mając zamiaru przestać. Widziałem, że był już bezsilny i nawet nie miał jak do mnie wystartować.
- M-michael! - usłyszałem głos Diany siedzącej pod ścianą obok. - Michael dość! - szlochała, nie mając siły wstać i mnie powstrzymać.
Nie rozumiałem, dlaczego kazała mi przestać, gdybym mógł, od razu bym go udusił.
Uderzyłem go jeszcze kilka krotnie w rozkrwawioną twarz, poczym podniosłem go za bluzę, patrząc mu w oczy.
- Jeszcze jeden raz ją dotknij.. - syknąłem, po czym popchnąłem go na podłogę, tak że upadł i nie dał rady wstać.
Po tym podszedłem do wystraszonej Diany, chwyciłem ją pod kolana i za plecy, podnosząc w górę. Usłyszałem jak cicho jęknęła z bólu, zaciskając mocno oczy i oplatając ręce wokół mojej szyi.
Powoli zszedłem z nią schodami, wychodząc na zewnątrz. Od razu zauważyłem, że czarnego samochodu już nie było, za pewne odjechał nim ten blondyn. Podszedłem do pojazdu Jermaina, stawiając dziewczynę na ziemię.
- Przepraszam.. - poczułem jak po moich policzkach zaczynają spływać słone łzy. - Tak bardzo cię przepraszam. - mocno ją przytuliłem, chcąc aby poczuła się bezpieczna.
Dziewczyna zaczęła głośno szlochać, nadal nie umiejąc się uspokoić. Cała się trzęslła i drżała, ledwo stojąc o własnych siłach. Przez chwilę myślałem, że naprawdę jej się coś stało i zaraz straci przytomność.
- Już, spokojnie. - szepnąłem, patrząc w jej twarz.
Ciężko oddychała, ciągle łkając i szybko nabierając powietrza do płuc. - Diana.. - złapałem ją za dłonie. - Oddychaj, spokojnie. - otarłem kciukami łzy z jej policzków.
Zaczęła wymachiwać rękami, jak gdyby brakowało jej tlenu. Naprawdę się o nią bałem, miała chyba jakiś napad histerii - Spokojnie, wdech i wydech.. - gestykulowałem, ciągle patrząc jej w oczy.
Zaczęła wolniej oddychać, starając się uspokoić bijące serce i nierówny oddech.
- Już wszystko będzie dobrze.. - mruknąłem cicho.
Po tym dziewczyna mocno wtuliła się w moje ramiona, przymykają powieki.
- T-tak b-bardzo się bałam.. - wyłkała.
- Ciii, ten dupek już nigdy cię nie dotknie. - zacząłem głaskać ją po włosach, chcąc uspokoić. - Chodź, zawiozę cię do domu.
- Nie Michael.. - popatrzyła na mnie, mokrymi oczami. - Nie chcę wracać do domu, nie chce żeby rodzice mnie zobaczyli, nie chce im się tłumaczyć.. - po jej policzkach znów spłynęło kilka łez, które szybko wytarłem.
- Dobrze, w takim razie pojedziemy do mnie. - otworzyłem drzwi pasażera z przodu i pomogłem jej wsiąść, zapinając jej pasy.
Zamknąłem i zająłem miejsce za kierownicą, nie będąc do końca pewny czy jechanie w takim stanie moim, zarówno Diany, jest dla nas bezpieczne.
Odpaliłem samochód, cofając go z dróżki. Ostatni raz popatrzyliśmy na dom kultury, po czym usłyszałem cichy szloch Diany.
Oparła głowę o siedzenie, za pewne nadal będąc w wielkim szoku. Wyjechałem na drogę, nadal błagając Boga, żeby policja nas nie zatrzymała.
- Powinienem pójść z tobą. - zacząłem, kiedy byliśmy w połowie drogi. - Mogłem cię nie słuchać i iść z tobą, wtedy ta sytuacja nigdy nie miała by miejsca. - mocniej wbiłem paznokcie w kierownicę, czując wzrastającą wściekłość.
- To p-przecież nie jest...
- Jest! - przerwałem jej. - Nigdy sobie tego nie wybaczę, po prostu nigdy! Nie dość, że już tyle razy cię zraniłem i musiałaś przeze mnie cierpieć, to teraz dopuściłem do czegoś takiego! Jestem dupkiem, skończonym idiotą i frajerem..
- Wcale nie! To nieprawda.. - zaczęła płakać.
- Prawda Diana, sama o tym wiesz. Powinienem zawrócić i zabić tego sukinsyna, jak w ogóle śmiał cię dotknąć, jak śmiał się do ciebie odezwać?! Przysięgam, że jeszcze kiedyś dopadnę go i skopię mu ten pierdolony tyłek i ryj, i...
- Przestań przeklinać! - krzyknęła dziewczyna, patrząc w moją stronę.
Pomiędzy nami zapanowała chwila ciszy. Starałem się uspokoić nerwy i emocje, głęboko wdychając powietrze.
Naprawdę, nigdy się tak nie zachowywałem ani nie odzywałem, ale dziś już po prostu nie wytrzymałem.
- Przepraszam, ja.. - po moim policzku spłynęła łza. - J-ja po prostu tak bardzo cię przepraszam. - co raz więcej cieczy wydostawało się z moich oczu. - Nie powinnaś tak cierpieć, to nie powinno się zdarzyć.. - usłyszałem szloch dziewczyny, która pomimo, że nie powinna, przyciągnęła kolana pod brodę, chowając w nich swoją twarz.
Szybko otarłem policzki, nie chcąc mieć przed sobą rozmazanego obrazu. Reszte drogi już żadne z nas się nie odzywało.
Diana nadal cicho popłakiwała, a ja zadawałem sobie milion pytań, na które nie znałem odpowiedzi. Tysiące myśli wprost wylewało się z mojego umysłu, powodując w nim znany szum.
W końcu dojechaliśmy na miejsce. Zaparkowałem w garażu samochód Jermaina, starając się zachowywać najciszej jak tylko potrafiłem.
W błyskawicznym tempie wysiadłem z pojazdu, podbiegając do drzwi Diany i zwinnie je otwierając.
Podałem jej dłoń, pomagając wyjść. Chwyciłem ją delikatnie jedną ręką za dłoń a drugą objąłem ją w tali, by nie upadła. Poczułam jak zadrżała pod wpływem mojego dotyku, za pewne dzisiaj straciła zaufanie do wszystkich mężczyzn i chłopaków, ale przy mnie naprawdę była bezpieczna.
- Michael.. - odezwała się, kiedy szliśmy w stronę domu. Spojrzałem na nią pytająco, wyczekując odpowiedzi. - Nie chcę żeby twoja rodzina wiedziała... w-wiedziała o tym c-co.. co tam się wydarzyło.. - po jej policzku spłynęła ciepła łza.
- Dobrze, powiemy wszystkim, że zasłabłaś kiedy spacerowaliśmy i przeprowadziłem cię tutaj. - wytłumaczyłem, na co tylko skinęła głową.
Weszliśmy do środka gdzie panował mrok i cisza. Bezszelestnie skierowaliśmy się na górę, do mojego pokoju. Miałem ogromną nadzieję, że wszyscy już śpią, ale się myliłem.
Przechodząc górą zobaczyłem zaświecone światło w pokoju Latoyi i Jackiego. Modliłem się w duchu, żeby tutaj nie wyszli i nie zaczęli zadawać głupich pytań.
Diana powoli usiadła na łóżku, łapiąc się za głowę jak gdyby było jej słabo.
- Michael czy... c-czy ja mogę wziąść szybki prysznic? - zapytała, a jej policzki stały się jeszcze bardziej czerwone. - Chcę zmyć z siebie j-jego dotyk.. - po jej policzkach znów spłynęły gorzkie łzy.
- Oczywiście. - popatrzyłem na nią smutno. - Zapytam Latoy'i czy ma do pożyczenia jakieś ubranie i zrobię ci herbaty.
- Dziękuję. - spojrzała na mnie, a w jej oczach widziałam tylko cierpienie i ból.
Poszedłem do starszej siostry z prośbą o ubranie dla Diany. Z początku zadawała mi dziwne pytania, na które nie mogłem odpowiedzieć, ale w końcu rzuciłem jej jakąś szybką wymówkę, którą kupiła.
Wziąłem potrzebne rzeczy i dałem je brunetce, po czym zszedłem do kuchni. Postawiłem wodę w czajniku a do kubka wsadziłem torebeczkę herbaty owocowej.
- Coś się stało? - usłyszałem za plecami senny głos mamy, przez który podskoczyłam w miejscu.
- Co? T-to znaczy nie.. - odparłem, spoglądając na nią.
- Ktoś przyszedł? - spojrzała w stronę łazienki, gdzie świeciło się światło.
- Tak, Diana bo.. źle się poczuła i.. i ją przeprowadziłem. - odparłem, nerwowo bawiąc się palcami u rąk.
- Przyprowadziłeś ją? A gdzie ona była? - zmarszczyła delikatnie brwi.
- No.. na spacerze..
- O tej porze? - zdziwiła się.
- T-tak.. my..
- Michael nie okłamuj mnie. - poprosiła. - Jestem twoją matką, żyje na tym świecie już długi czas, wiem, że coś się stało. - no i rozgryzła mnie, zawsze potrafiła to zrobić.
- My..
- Co się stało? - na jej twarzy malowało się zmartwienie i troska.
- Ja.. - przełknąłem głośno ślinę. - Nie mogę ci teraz tego powiedzieć, Diana mnie prosiła. - spuściłem wzrok na podłogę. - Spotkało ją coś naprawdę złego i teraz ma zniszczoną psychikę.. - w moich oczach stanęły łzy.
- Zgwałcono ją? - to zabrzmiało bardziej jak stwierdzenie.
Szybko przeniosłem na nią wzrok, zastanawiając się skąd ta kobieta wszystko wie.
- N-nie, ale... chciał to zrobić.. - po moim policzku spłynęła samotna łza. - Ja naprawdę chciałem jej pomóc, ale nie było mnie przy niej.. - rozkleiłem się na dobre. - A ten idiota... ten podły, obrzydliwy..
- Spokojnie Michael, to nie twoja wina. - złapała mnie za rękę.
- Moja, mogłem jej nie słuchać i z nią iść. - wyszeptałem, ocierając mokre policzki.
Spojrzałem na swoją rodzicielską, która patrzyła na mnie ze współczuciem. - Proszę niemów tego nikomu.. ta rozmowa nigdy nie miała miejsca. - poprosiłem.
- Oczywiście, o niczym nie wiem. - wstała, chcąc iść do sypialni.
- Dziękuję. - powiedziałem jeszcze, patrząc w jej stronę.
- Nie masz za co kochanie. - uśmiechnęła się smutno.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. - dodała i zniknęła za drzwiami.
Szybko się ogarnąłem, wycierając mokre policzki. Po kilku minutach z łazienki wyszła Diana.
Miała na sobie nieco za krótką koszulkę mojej siostry, która trochę za bardzo odgrywała jej brzuch i za szerokie spodnie, ledwo trzymające się na biodrach. Naprawdę? Latoy'a nie miała czegoś lepszego?
- Idziemy na górę? - zapytałem dziewczyny, która tylko skinęła głową, patrząc w podłogę. Widziałem jak jej oczy nadal były pełne łez, Boże, ona się nigdy nie pozbiera.
Weszliśmy do mojego pokoju, a brunetka usiadła na moim łóżku.
- Pójdę po herbatę.. - powiedziałem, i już miałem odejść kiedy usłyszałem jej cichy, ledwo słyszalny głos.
- Nie zostawiaj mnie samej.. - wyszeptała, spoglądając na mnie.
- Ale..
- Nie chcę herbaty.. - przerwała mi.
- Już ci zrobiłem, musisz wypić. - popatrzyłem na nią z góry. Diana nic już na to nie odpowiedziała. - Zadzwonię też do twoich rodziców, żeby się nie martwili.. - dodałem.
- Nie chcę być tak długo sama.. - słyszałem jak jej głos się załamuje.
- Nic ci już nie grozi..
- Idę z tobą. - powoli wstała, podbiegając do mnie na palcach.
Była taka urocza.
Westchnąłem cicho, spoglądając na nią kontem oka, po czym razem zeszliśmy na dół. Zalałem jej herbatę wodą, i podszedłem do telefonu stacjonarnego. Wybrałem numer do domu Diany i czekałem aż ktoś odbierze.
Spojrzałem na dziewczynę, która siedziała przy stole i piła gorący napój. Niby go nie chciała, a wypiła prawie wszystko na raz.
Po czwartym sygnale usłyszałem głos taty Diany.
- Halo? - zapytał mężczyzna.
- Yyy.. dobry wieczór, z tej strony Michael.. - skrzywiłem się delikatnie.
- Michael? Jest u ciebie Diana? Jest już późno, a ona..
- Tak, jest u mnie. - przerwałem mu, co było nieco niegrzeczne.
- Naprawdę? To powiedz, żeby już wracała.
- Tak, tylko chodzi o to, że.. ż-że Diana nie najlepiej się czuję i.. i ja chciałem zapytać czy.. czy ona mogłaby zostać na noc? - przygryzłem nerwowo wargę.
- To znaczy, jak źle się poczuła? - zapytał.
- No... głowa ją bolała i.. i ogólnie nie czuła się dobrze. - uśmiechnąłem się głupio.
- Ale teraz już wszystko dobrze? - dopytał.
- Yyy, tak.. t-tak.. - zobaczyłem jak dziewczyna kończy pić herbatę i odkłada kubek do kranu.
- Hmm..możesz dać mi ją do telefonu? - zapytał mężczyzna.
- Tak, oczywiście. - oddaliłem słuchawkę od ucha. - Diana, twój tata chcę z tobą porozmawiać. - powiedziałem do niej.
- Jeju, co chce? Nie dam rady z nim gadać. - zaczęła grymasić.
- Chodź szybko, bo jeszcze po ciebie przyjedzie. - szepnąłem, na co brunetka odeszła od stołu.
Zbliżyła się do mnie, a ja wręczyłem jej telefon.
- Halo? - zapytała nie pewnie.
Jej tata zaczął ją o coś wypytywać a ona tylko przytakiwała. - Tak, wszystko w porządku... - zapewniała go. - N-nie.. nic mi nie jest.. - słyszałem jak załamał jej się głos. - Napewno.. tak, tak tato.. - mówiła. - Jest już dobrze, tak.. wszystko w najlepszym p-porządku.. - zauważyłem jak po jej policzku spływa samotna łza.
Patrzyłem na nią ze współczuciem, chcąc tak bardzo ją przytulić. Spojrzała na mnie z łzmi w oczach, przygryzając dolną wargę, żeby nie wybuchnąć płaczem. - Tak, dobranoc. - odparła, po czym odłożyła słuchawkę i mocno się we mnie wtuliła, zaciskając pięści na mojej koszuli. Cała drżała i nie mogła się uspokoić.
- Ciii, nie płacz.. - poprosiłem ją, czując mocne ukłucie w okolicach klatki piersiowej. - Już nigdy nie pozwolę by ktoś cię zranił. - zapewniłem ją.
Razem weszliśmy na górę, zajmując miejsce na moim łóżku. Oparliśmy się o ścianę, cały czas milcząc. Słowa były tutaj zbędne.
Diana przytuliła się do mnie, chowając głowę w zagłębieniu mojej szyi. Tak bardzo chciałem, żeby przestała płakać i poczuła się bezpiecznie.
- Teraz będzie już dobrze.. - mówiłem miękkim i cichym głosem.
- D-dlaczego na świecie żyją t-tacy ludzie? - zapytała łkając.
- Nie wiem, to okropne. Ta dwójka powinna siedzieć za to co chcieli ci zrobić.. - zacząłem, ale po chwili usłyszałem jak Diana jeszcze bardziej zaczyna szlochać.
Westchnąłem pod nosem, sam nie wiedząc już co mam robić.
- Diana, posłuchaj mnie. - chwyciłem ją za policzek, tak by na mnie spojrzała.
Miała czerwone oczy od płaczu i blade policzki. - Jestem z tobą i już nigdy nie pozwolę by coś ci się stało. - zacząłem. - Wiem, że wiele razy się na mnie zawiodłaś i bardzo cię zraniłem, ale naprawdę tego żałuję i teraz zrobię wszystko, żebyś znowu mi ufała i czuła się przy mnie bezpieczna. Chcę żebyśmy żyli jak dawniej, zawsze szczęśliwi i bez problemów. Wiem, że to trudne bo życie jest podłe, ale takie już jest i nic z tym nie zrobimy. Jesteś dla mnie ogromnie ważna i bez ciebie mój świat byłby tysiąc razy gorszy, ale teraz to ja o ciebie zadbam, tak jak ty robiłaś to przez te wszystkie lata. - powiedziałem, na jednym tchu.
Diana patrzyła mi prosto w oczy, na chwilę zapominając o wszystkim złym co ją spotkało. Po tym nachyliła się i złożyła delikatny pocałunek na moim policzku.
Poczułem jak w moim żołądku dzieją się nieokreślone rzeczy, które może nie powinny się dziać w takiej sytuacji, ale to nie moja wina.
- Dziękuję. - mruknęła, ostatni raz patrząc mi w oczy, po czym znów wtuliła się w moje ramiona.
Oplotłem dłonie wokół jej tali, patrząc tępo przed siebie. Zacząłem cicho nucić jedną z moich piosenek, po czym doszły także słowa.
W każym życiu pada deszcz
Potem nadchodzi śnieg
Ale gdy śnieg przestanie padać
Rosną kwiaty
Dziewczyno, gdy moje życie było burzliwe
Zostałaś na przejażdżkę
Wciąż mnie wspierałaś
Spowodowałaś, że zaświeciło słońce
Znów jestem szczęśliwy i nigdy cię nie zawiodę
Nic mnie już nie powstrzyma
Znów jestem szczęśliwy, nie zawiodę cię
Kocham cię
Czułem jak moje powieki stawały się coraz cięższe, po czym sam nie wiem kiedy, zasnąłem.
Cześć..
Wiem, że jest teraz poniedziałek a nie piątek, ale musiałam jak najszybciej opublikować ten rozdział. Ostatni rozdział...
Nie, książka się jeszcze nie skończyła, historia będzie trwać dalej, tyle że nie wiem kiedy.
Tak, zawieszam I Want You Back, ponownie. Tym razem jednak na dłużej. Na znacznie dłużej. Już nie na kilka tygodni czy miesięcy. Nie wiem na ile, wiem, że na długo.
Pewnie większości z was się to nie spodoba, ale mówi się trudno.
Przez tą książkę i jej istnienie pewna osoba w moim życiu musiała cierpieć. Pewna bardzo, bardzo ważna dla mnie osoba. Widząc jej łzy, serce pękło mi na pół, dlatego nie mogę na razie kontynuować IWYB.
Teraz muszę walczyć o to, by żyć jak dawniej. Pewnie was to nie interesuje, ale mam to w dupie. Najważniejsza jest teraz ta osoba.
Tak więc żegnajcie, dziękuję że ze mną byliście i jesteście. Kocham was nadal, ale to na razie koniec.
Przepraszam, i do zobaczenia kiedyś <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top