Rozdział 41

Michael pov

Spacerowaliśmy właśnie z Dianą, przechadzając się po dróżkach prowadzących donikąd.

Rozmawialiśmy na różne tematy, dosłownie o wszystkim co nasunęło nam się na język. W głębi serca czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bo znów mogłem widzieć jak Diana się śmieje i opowiada o swoich historiach życiowych. Brakowało mi tego, naprawdę bardzo za tym tęskniłem. 

Kiedy byłem z Marią zostało mi tylko marzyć o długich rozmowach z brunetką, byłem pewny, że już nigdy się takich nie doczekam. A tu, proszę bardzo, nasza przyjaźń nadal kwitła. Szkoda, że to tylko przyjaźń...

Nagle usłyszeliśmy silniki motocyklów, zmierzających w naszą stronę. Już po chwili przejechał obok nas cały klub. Byli to dorośli mężczyźni z długimi brodami, bandanami, skórzanymi kurtkami i wytatuowanymi rękoma. 

Spostrzegłem jak Diana patrzy z zachwytem na maszyny przejeżdżające obok nas.

- Zobacz jakie piękne! - krzyknęła z szeroko otworzonymi oczami. 

Mężczyźni skręcili w bramę, zatrzymując się przy jakimś barze.

- Nikt nie mówił, że obok naszego miejsca na namioty, będą mieli spotkanie motocykliści. - zmarszczyłem delikatnie brwi.

- Od razu, obok. Nasza grupa znajduje się dalej. - powiedziała Diana.

- Ale przygotuj się na to, że noce nie będę spokojne. - westchnąłem.

- Pójdziemy pooglądać motory? - spojrzała na mnie szczenięcym wzrokiem.

- Ja.. nie jestem p-pewien czy możemy.. - skrzywiłem się.

- Proszeee, tak szybciutko. - błagała.

- Eh, no dobrze. - zgodziłem się.

- Taak! Chodź! - poczułem jak łapie mnie za dłoń i ciągnie w stronę bramy. 

Podeszliśmy do baru, patrząc na stojące obok motocykle. 

- Wow, zobacz jakie wspaniałe. - powiedziała Diana, lustrując wzrokiem maszyny. 

- Tylko ich nie dotykaj. - odparłem, jak gdyby była małą dziewczynką.

- Nie jestem głupia Michael. - zaśmiała się.

- Hej, dzieciaki co tu robicie? - usłyszeliśmy za sobą gruby, męski głos. 

Szybko odwróciliśmy się na pięcie, patrząc na faceta w średnim wieku, z siwą brodą. Miał na sobie bandanę w czaszki, okulary przeciwsłoneczne i czarny stój, a w ustach trzymał papierosa. 

- Yyy..m-my.. j-ja tylko.. - zaczęła Diana, niemiłosiernie się jąkając. - No bo.. J-ja chciałam tylko.. - przełknęła głośno ślinę.

- Widzę, że spodobał ci się mój Harley. - podszedł do nas, uśmiechając się sympatycznie. 

Usłyszałem jak Diana oddycha z ulgą, wycierając z czoła pot. Zachichotałem pod nosem, rozbawiony jej zachowaniem.

- T-to pana motor? - zapytała brunetka.

- Owszem mój, mam go już trzydzieści lat a wygląda jak nowy, nieprawdaż? - odparł.

- Tak, jest piękny. - mruknęła pod nosem dziewczyna.

- Skąd jesteście? 

- Z Los Angeles, ale przyjechaliśmy tutaj na trzy dni. Nasza grupa rozłożyła się z namiotami nieopodal. - wytłumaczyła. 

- Ooo, jest was więcej? Przygotujcie się na niezły chaos, wieczorami będą koncerty i palenie gumy. - zaśmiał się mężczyzna.

- Jakoś to zniesiemy. - Diana uśmiechnęła się nieśmiało. 

- Może chcesz usiąść na moim motorze? - zapytał.

- J-ja.. naprawdę? - w jej oczach błysnęły iskierki.

- Pewnie, tylko nie porysuj. - ostrzegł. 

Brunetka powoli zajęła miejsce na maszynie, kładąc ręce na kierownicy. 

- Zrobię ci zdjęcie. - zaśmiałem się, chwytając do rąk aparat, który wisiał mi na szyi. - Uśmiechnij się. - powiedziałem i kliknąłem odpowiedni przycisk. 

- Może chcesz też zdjęcie z chłopakiem? Mogę wam zrobić. - usłyszeliśmy głos właściciela motoru.

 Spojrzałem na niego zaskoczony, czując jak na policzek wkrada mi się rumieniec.

- Yyy.. on nie jest moim chłopakiem. - mruknęła cicho Diana.

- Nie ważne, daj, zrobię wam. - chwycił aparat. 

Przystanąłem przy motorze, spuszczając wzrok w dół. Mężczyzna zrobił nam zdjęcie i w tym momencie podszedł do nas inny motocyklista. 

- Tato, chodź bo leją piwo. - powiedział. 

Był to na oko dwudziestoletni chłopak z brązowymi włosami po ramię, związanymi w kucyka i kilkoma sporymi tatuażami na rękach.

- Co to za dzieciaki? - zlustrował nas wzrokiem, dłużej patrząc na Dianę. 

- Przyjechali z jakąś grupą z LA i rozłożyli się z namiotami niedaleko. - wytłumaczył jego ojciec.

- Achh, w takim razie jest prawdopodobieństwo, że jeszcze się spotkamy? - zapytał, patrząc w stronę brunetki.

- Być m-może. - odpowiedziała nie śmiało dziewczyna.

- Jak ci na imię? - podszedł bliżej jej.

- J-ja.. Diana. - odparła, spoglądając na niego.

- Co za śliczne imię.. tak samo jak dziewczyna, która je nosi. - przygryzł wargę, lustrując ją od dołu do góry, zatrzymując wzrok na jej nogach. Poczułem zbierającą się we mnie złość, co za brak szacunku!

- Yy.. t-tak, miło było, ale musimy już iść. - przerwałem, podchodząc do brunetki. - Może ktoś z grupy nas szuka, a może Alicja? - powiedziałem, pomagając jej zsiąść. - Dziękujemy za rozmowę i.. i za zdjęcia. - zabrałem swój aparat, uśmiechając się sztucznie. - Macie panowie bardzo fajne.. yyyy, te.. motory, naprawdę. - chwyciłem Dianę za rękę i zacząłem prowadzić w stronę powrotn

  - Do widzenia! - krzyknąłem jeszcze, patrząc na mężczyzn.

- Do zobaczenia, zaglądnijcie jeszcze czasem. - usłyszeliśmy za sobą głos, starszego z motocyklistów po czym wyszliśmy za bramę.

- Coś się stało? - zapytała zdezorientowana Diana.

- Tak, widziałaś jak ten młodszy się na ciebie gapił?! - krzyknąłem, zdenerwowany. - Normalnie rozbierał cię wzrokiem. - burknąłem pod nosem.

- Serio? Wydawał się miły. - na jej twarzy pojawił się grymas.

- Tak, na pewno. Tylko ślinił się na twój widok, i żałował, że byłem z tobą bo pewnie zaraz zacząłby się do ciebie dobierać. - powiedziałem, idąc stanowczym krokiem przed siebie. 

Nagle poczułem jak Diana zatrzymuje się, wyrywając swoją dłoń. Odwróciłem się i spojrzałem na nią, unosząc brwi w górę. 

- Myślisz, że nawet gdyby cię nie było poleciałabym za nim? - skrzyżowała ręce na piersi.

- Nie, nie o to mi chodziło..

- Uważasz, że jestem łatwa? - widziałem jak jej twarz robi się cała czerwona ze złości.

- Nie.. Diana, posłuchaj..

- Jak mogłeś? - przerwała mi. 

- Ale ja.. och po prostu zdenerwowałem się, ok? - wyrzuciłem ręce w górę. 

- Nie potrzebnie. - mruknęła pod nosem, wpatrzona w swoje buty.

- Wiem, ale... - przygryzłem delikatnie wargę. - Nie złość się na mnie, proszę. Wiem, że jesteś porządną i mądrą dziewczyną, i nie zrobiła byś nigdy, ale to przenigdy takich głupot. Sam nie wiem, dlaczego tak się uniosłem. - westchnąłem. 

- No dobrze już. - uśmiechnęła się lekko, podnosząc na mnie wzrok. - Wracajmy.

    Po kilku minutach powrotu w ciszy, dotarliśmy na miejsce. Zauważyliśmy, że sporo osób zaczęło już rozkładać namioty. Tylko chwila moment... czy oni czasem tych namiotów nie wyciągali ze swoich toreb?

- Co tu się dzieje? - zapytała pod nosem Diana, delikatnie marszcząc brwi.

- Nie mam pojęcia, chodź, zapytamy Alicji. - podciągnąłem ją za rękę. 

Podeszliśmy do stojącej niedaleko złotowłosej, która również nie kryła zdziwienia.

- Hej Alicja, wiesz co oni wszyscy robią? - zapytałem, kiedy znajdowaliśmy się już obok niej.

- Domyślam się. - burknęła z niezadowoleniem. Wymieniliśmy z Dianą niezrozumiałe spojrzenia, kompletnie nie wiedząc o co chodzi. - Coś mi się wydaje, że ta wasza Julie znów nas okłamała. - spojrzała na nas, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- To znaczy.. - uniosłem prawą brew ku górze.

- Mówiliście, że namioty będą już na miejscu. - zaczęła złotowłosa.

- Tak. 

- A teraz każdy wyjmuje swoje.

- Michael, przecież to Julie nam powiedziała, że nie musimy przynosić swoich. - wtrąciła Diana, lustrując mnie wzrokiem.

- Świetnie. - mruknąłem pod nosem.

- Jak widzę, nasza blondi wcale się nie zmieniła. - syknęła przez zęby Alicja, szukając wzrokiem nastolatki. 

Nagle znalazła ją w tłumie i zaczęła kroczyć w jej stronę. Razem z Dianą podążyliśmy za nią. 

  Julie właśnie była zajęta rozkładaniem swojego namiotu i nawet nie spostrzegła, że do niej podeszliśmy.

- Musisz być idiotką, by byś nie wytrzymała, prawda? - zaczęła złotowłosa, kładąc ręce na biodra.

 Julie podniosła na nas wzrok, udając, że nie wie o co chodzi.

- Masz jakiś problem, złotko? - uśmiechnęła się sztucznie.

- Dlaczego powiedziałaś nam, że nie musimy brać namiotów? - wtrąciłem, coraz bardziej sfrustrowany całą tą sytuacją.

- Ooo, hej Mike! - zatrzepotała swoimi długimi rzęsami.

- Zostaw go w końcu i odpowiedz na pytanie! - krzyknęła Diana. 

- Boże, serio? Będziecie kłócić się o jakieś głupie namioty? Błagam was. - zaśmiała się.

- Jesteś żałosna. - odparła Diana, zaciskając pięści.

- I podła. - dodała Alicja. 

Błagam, niech one tylko się nie biją.

- Ta, jakoś mało mnie obchodzi wasze zdanie. - wzruszyła ramionami.

- Chodźcie, nie ma co marnować na nią czasu. - mruknęła złotowłosa.

Odwróciliśmy się i zaczęliśmy odchodzić. Wiedziałem, że dziewczyny były złe bo zostaliśmy bez jakiegokolwiek dachu nad głową. W pewnym momencie obejrzałem się w stronę Julie i zobaczyłem jak ta układa dłoń w kształcie telefonu i przystawia do ucha, puszczając przy tym oczko. Postanowiłem to zignorować, nadal mając w pamięci to, jak wyzywała mnie od czarnuchów. 

   We trójkę podeszliśmy do naszej starej wychowawczyni, która między innymi organizowała tą wycieczkę i stanęliśmy przed nią, jak za dawnych lat. 

- Proszę pani, bo... - zaczęła Alicja, spuszczając wzrok. 

- Bo my zapomnieliśmy namiotów.. - dokończyła Diana.

Kobieta zlustrowała nas wzrokiem, poprawiając na nosie okulary. Od czasów, kiedy chodziliśmy do podstawówki prawie wcale się nie zmieniła. Doszło jej tylko kilka zmarszczek i kupiła nowe oprawki.

- Niech no spojrzę... Słynna Trójcą, bo kto by inny? - powiedziała pod nosem. - Wy się już nigdy nie zmienicie. - stwierdziła. 

My staliśmy jak dzieci, które właśnie stłukły ulubioną porcelanę mamy i teraz musiały się z tego tłumaczyć, nie wiedząc co powiedzieć. 

- Eh, mam jeszcze jeden namiot na wszelki wypadek, weźcie go, ale będziecie musieli spać razem. - powiedziała, chwytając za torbę.

- Razem? W sensie, że.. - zaczęła Diana, podnosząc na nią wzrok.

- Razem. Czyli wszyscy, we trójkę. - odparła nauczycielka. 

Żadne z nas się nie odezwało, tylko chwyciliśmy za namiot od kobiety, podziękowaliśmy i szybko podeszliśmy w swoją stronę. Znaleźliśmy wolne miejsce, niedaleko lasku i zaczęliśmy się rozkładać, zamieniając co chwila kilka słów. Widziałem, że Alicja i Diana nadal były złe, ale ja postanowiłem o tym zapomnieć. 

   W końcu po pół godzinie problemów i męczenia się z rozkładaniem namiotu, udało nam się.

- To.. gdzie kto śpi? - złotowłosa podrapała się po karku.

- Ja w środku! - wypaliła Diana, unosząc rękę do góry, jak gdyby była na lekcji i zgłaszała się do odpowiedzi.

- To ja po prawo. - odparłem.

- Zostaje mi lewo. - westchnęła Alicja, wiedząc, że to najbliżej lasku. - A tak w ogóle to gdzie byliście? 

- Diana zaciągnęła mnie do jakiegoś baru, gdzie przyjechali motocykliści i planują ostre imprezy w nocy. - wytłumaczyłem.

- Serio? - zdziwiła się. - Jutro też jest potańcówka, o 21:00, będziecie? - zapytała.

- Pewnie, w końcu co innego będziemy mieli do roboty. - zaśmiała się uroczo brunetka. 

  Resztę czasu spędziliśmy na rozmowach i spacerowaniu po okolicy. W końcu czułem jak starzy Rivertterson znów wkraczają do naszego życia i mogłem poczuć się jak beztroski czternastolatek. Cieszyła mnie obecność Diany i Alicji oraz nasze wspólne wygłupy. Miałem jednak nadzieję, że następny dzień spędzę więcej z brunetką, chciałbym w końcu jej coś ważnego powiedzieć.

  Po tym położyliśmy się do namiotu i ledwo się mieszcząc oraz dusząc z gorącą panującego w środku, odpłynęliśmy do spokojnego i kolorowego świata snów.

Diana pov

Jasne i ciepłe promienie słońca przebijały się przez materiałowy dach namiotu. Zmarszczyłam delikatnie brwi, pragnąc dalej spać. Mruknęłam coś pod nosem z niezadowoleniem, i przetarłam powieki dłonią. Otworzyłam oczy, zauważając śpiącego obok mnie Michaela. Wszystkie wydarzenia z wczoraj do mnie wróciły i uśmiechnęłam się pod nosem, że dziś także spędzimy czas razem z Alicją, jak za dawnych lat. 

   Po chwili dopiero spostrzegłam, że leżę dość blisko chłopaka. Prawą rękę miałam ułożoną na jego klatce piersiowej, słysząc jak powoli oddycha. Szybko się od niego odsunęłam, nie chcąc by ktoś nas zobaczył. Obejrzałam się i zorientowałam, że złotowłosej wcale tu nie ma. Westchnęłam cicho, wychodząc z namiotu. 

  Słońce niemiłosiernie grzało, a wiatru prawie nie dało się wyczuć. Wiele osób chodziło już po placówce, rozmawiając i śmiejąc się głośno. Przymrużyłam oczy do słońca, zastanawiając się gdzie może znajdować się Alicja. 

- Hej. - usłyszałam za sobą zachrypnięty głos Michaela. 

Odwróciłam się i zlustrowałam go wzrokiem, delikatnie się uśmiechając.

Był taki uroczy... znaczy co?

- Cześć Mike. - mruknęłam pod nosem.

- Gdzie jest Alicja? - zapytał, po chwili ziewając.

- Właśnie chciałam jej poszukać. - odparłam, rozglądając się dookoła. 

- Może jest w budce, gdzie ma być dziś potańcówka. Widziałaś wczoraj jak cieszyła się na samą myśl, że będzie "dyskoteka". 

- W sumie, idziesz ze mną sprawdzić? - zapytałam, patrząc mu w oczy.

- Jasne, chodź. 

   Weszliśmy do małego domku, gdzie siedziało kilka osób i piło zimnie koktajle. Rozglądnęliśmy się dookoła, szukając wzrokiem złotowłosej. W końcu zauważyliśmy ją, siedzącą przy stoliku i bawią się nerwowo palcami.

- Hej Alicja, co tak wcześnie wstałaś? - podeszliśmy do niej.

- Ooo, cześć! A tak sobie siedzę. - zaśmiała się.

- Może pójdziemy dziś popływać? Jest straszny upał. - powiedziałam. 

- Ok, możemy nawet zaraz. - odparła dziewczyna.

- Co jesteś taka spięta. - zachichotał Mike.

- Yyyy... j-ja? Cóż.. - przygryzła delikatnie wargę. - Widzicie tego chłopaka przy lewym stoliku za mną? - zapytała, patrząc nam w oczy. 

Zaglądnęłam złotowłosej przez ramię, szukając wzrokiem nastolatka.

- Ten blondyn, w niebieskiej kurtce jeansowej? - upewniłam się.

- Tak! - prawie krzyknęła. - Widzisz jaki jest przystojny? Zagadałabym, ale trochę mi głupio. - przyznała, delikatnie się rumieniąc. 

  Jeszcze raz przeniosłam wzrok na chłopaka. Był to dość wysoki blondyn, z niebieskimi oczami i małym, lekko zadartym nosem. Kogoś mi przypominał, ale nie wiedziałam kogo. 

- Uuuuu, panno Alicjo, nie wiedziałem, że panienka się czegokolwiek wstydzi. - przyznał Michael, unosząc brwi ku górze.

- No dajesz, nie marnuj okazji. - nakręcałam ją. - Dasz radę!

- Dam radę. - powtórzyła, głęboko oddychając. Nagle gwałtownie wstała, tak, ze krzesło na którym siedziała, prawie upadło na ziemię. - Dam radę! - powiedziała, próbując zachować spokój. - Nie, nie dam! On mnie wyśmieje!

- Przestań panikować Alicja! - potrząsnęłam jej ramieniem.

- Nie podejdę do niego. - usiadła z powrotem.

- Musisz! 

- Nie podejdę! - protestowała.

- Boże Alicja, nie sądziłam, ze jesteś zdolna się tak zachowywać! - powiedziałam, wstając. 

Zaczęłam kierować się w stronę chłopaka, który podobał się Alicji.

- Diana nie! C-co ty.. co ty robisz! - syknęła złotowłosa, ale postanowiłam ją zignorować.

- Hej, ja.. ja przyszłam zapytać c-czy.. - zaczęłam, stojąc już obok stolika chłopaka. - Czy możesz pożyczyć mi.. cukier? - uśmiechnęłam się sztucznie. 

Nastolatek zlustrował mnie wzrokiem, jak gdybym była jakaś chora psychicznie.

- Yyyy.. tutaj nawet nie ma cukru. - odparł. 

Jego głos mi kogoś przypominał..

- T-tak, wiem bo.. - przymrużyłam oczy. - Posłuchaj, podeszłam do ciebie ponieważ moja koleżanka nie może oderwać od ciebie wzroku. - zaczęłam. - Siedzi tam za mną, obok tego fajnego, czarnoskórego chłopaka w pomarańczowej koszuli. Widzisz? Ma takie ładne, ciemnie oczy i śliczny uśmiech. - powiedziałam, nie zdając sobie sprawy co mówię.

- Ale kto ma śliczny uśmiech? Twoja koleżanka czy twój chłopak? - uniósł brwi ku górze.

- Co? J-ja.. on nie jest moim chłopakiem. - zaprzeczyłam, mając ochotę zapaść się pod ziemię. - Mówiłam o uśmiechu tego chłopaka, ale spójrz teraz na dziewczynę. Ta złotowłosa, widzisz?

- Taak. - zaglądnął mi przez ramię.

- Wstydzi się podejść, co jest u niej bardzo rzadkim zjawiskiem. Może ty byś do niej zagadał? Jest całkiem fajna, ma ciekawe pomysły i wiele zainteresowań. - powiedziałam.

- Ok, w sumie całkiem ładna. - patrzył na Alicję, a ja czułam się jak zwycięzca.

- To, jak się nazywasz? - zapytałam jeszcze.

- Michael. - odparł, a ja uniosłam brwi wysoko do góry.

- Naprawdę? Mój kolega też tak ma. - zdziwiłam się.

- Ten, nie twój chłopak? - dopytał.

- Yyy, tak.. właśnie on. - zmarszczyłam brwi, będąc niemalże pewna, że skądś go znam. - Mogę znać też twoje nazwisko? 

- Fox. - odparł, a ja poczułam jak robi mi się duszno.*

- C-co? - zapytałam, chwytając oparcia krzesła.

- F-fox. - powtórzył.

- Michael Fox?! - prawie krzyknęłam. 

Właśnie teraz dotarło do mnie, że to jeden z moich ulubionych aktorów. To znaczy, aktorów z dwa tysiące osiemnastego roku! Przecież to jest Marty McFly! 

- Wszystko ok? - skrzywił się.

- Tak, ja.. jest dobrze, tylko.. - język zaczął mi się plątać. - Miło było cię poznać i.. ten.. zagadaj do Alicji, porozmawiaj z nią, zaproś gdzieś i.. i to tyle. Dzięki i do zobaczenia! - powiedziałam szybko i odwróciłam się na pięcie, krocząc do swoich przyjaciół.

- Co ty tyle mu mówiłaś? Oszalałaś, a co jeśli..

- Powiedział, ze jesteś całkiem fajna. - odparłam szybko, siadając na krześle, prawie tracąc równowagę.

- Serio? - jej policzki pokryły rumieńce.

- Dobrze się czujesz? Jesteś blada. - zauważył Mike. 

Czy on nie jest kochany?

- Nie, j-ja.. jest ok. - odparłam, posyłając mu delikatny uśmiech. - To idziemy na plażę? 

- Chyba będziemy musieli poczekać, bo pan blondyn się tu zbliża. - powiedział nagle Mike.

 Razem z Alicją odwróciłyśmy się i zauważyłyśmy idącego w naszą stronę Michaela Fox'a. 

- To idźcie już, ja was potem dogonię! - krzyknęła Alicja, szybko wstając. 

Zachichotaliśmy z Michaelem, spoglądając na siebie. Po chwili opuściliśmy budynek, zostawiając złotowłosa samą, i poszliśmy przebrać się w stronę kąpielowe. 

   Po kilku minutach byliśmy już gotowi. Właśnie wyszłam z namiotu, stając obok Michaela.

- Nie ma jeszcze Alicji? - zapytałam cicho. 

Chłopak odwrócił się w moją stronę, lustrując mnie wzrokiem od stóp do głowy. Poczułam jak ogromne rumieńce wpływają na moje policzki i robi mi się jeszcze bardziej gorąco. 

- Yyyyy... o-ona. - zaczął, spoglądając mi w oczy. - Jeszcze.. n-nie. Nie ma jej. - dokończył. 

- T-to.. może chodźmy na razie sami, i tak nas dogoni. - odpowiedziałam.

- Ok. 

    Po chwili byliśmy już na miejscu. Widziałam jak w wodzie pływało dużo ludzi, zupełnie nie bojąc oddalić się od brzegu. Usiadłam na ciepły piasku, mrużąc oczy do słońca.

- Przyszłaś pływać czy siedzieć? - usłyszałam śmiech Michaela. Otworzyłam powieki, spoglądając w jego twarz.

- Zapomniałeś, że nie umiem pływać? - skrzywiłam się.

- Ach, no tak. - przypomniał sobie. - To ty sobie posiedź, a ja popływam. - odparł, kierując się w stronę wody. 

Żałowałam, że jestem takim przegrywem życiowym i nic nie potrafię, ale mówi się trudno. Nagle podbiegła do mnie Alicja, uśmiechnięta od ucha do ucha. 

- Hej Diana! - przysiadła obok mnie.

- Cześć, co tam tyle robiłaś? - zaśmiałam się, patrząc na nią.

- Nie uwierzysz, ale ten chłopak ma na imię Michael! - krzyknęła podekscytowana.

- Wiem, mówił mi. - zachichotałam.

- I.. dał mi swój numer! - wybuchnęła, a w jej oczach świeciły się iskierki.

- Serio? W takim razie gratuluję, może coś z was będzie. - poruszyłam dwuznacznie brwiami. 

- Taa.. - zarumieniła się. - A gdzie jest Michael?

- Poszedł popływać.

- A ty czemu nie? - zmarszczyła delikatnie brwi.

- Bo ja nie potrafię. - odparłam, wzdychając.

- Serio, przecież to łatwe. - powiedziała złotowłosa, kierując się w stronę wody.

- Powiedziała dziewczyna, co ma tysiąc pasji i w każdej dziedzinie jest najlepsza. - zaśmiałam się.

- Przesadzasz. - odparła, już po chwili znikając z zasięgu mojego wzroku. 

Westchnęłam cicho, wystawiając twarz w stronę słońca i mrużąc delikatnie powieki. Lekki wiaterek rozwiewał moje brązowe włosy, a słońce przypiekało niemiłosiernie. 

  Po kilku minutach wstałam, podchodząc do wody. Weszłam po kostki, patrząc gdzieś przed siebie. Małe fale obijały się o moje stopy, zachęcając bym weszła głębiej. Już po chwili woda sięgała mi po kolana, a potem po uda i biodra. Nagle, Bóg wie skąd, wynurzyli się Michael i Alicja. Podeszli do mnie, wycierając twarz rękoma.

- Jednak przyszłaś. - odezwał się chłopak, mrużąc delikatnie powieki.

- Taak, może się nie utopię. - zaśmiałam się, lustrując go wzrokiem.

- Nie wiem jak wy, ale ja idę się teraz opalać. - zakomunikowała złotowłosa, odchodząc.

- Ej, widzisz ten mostek niedaleko? Pójdziemy tam? - zapytałam, patrząc na niego błagalnym spojrzeniem.

- Jasne, chodź. - pociągnął mnie za rękę.

 Przeszliśmy wodą, po chwili znajdując się na miejscu. Powoli weszłam na mostek, a Michael został w wodzie. Usiadłam na brzegu, mocząc nogi i spoglądając w niebo.

- Ale ładna pogoda, prawda? - zachwycałam się.

- Tak, już niedługo wakacje! - odparł chłopak, pluskając się w wodzie.

- Boże, nie mogę się doczekać, mam już dość nauki. - skrzywiłam się na samą myśl o szkole. 

- Ja szczerze mówiąc też. - zaśmiał się, nurkując.

Wstałam, czując jak delikatny wiaterek owiewa moje ramiona. Przymrużyłam powieki, czując się jak w raju. 

   Nagle usłyszałam radosne krzyki i śmiechy za sobą. Obejrzałam się i zobaczyłam biegnących w moją stronę, nastoletnich chłopców, którzy mieli zamiar wskoczyć do wody. Przesunęłam się na bok, lustrując ich wzrokiem i marszcząc delikatnie brwi. Naprawdę musieli zachowywać się tak głośno? 

   Przebiegli obok mnie, zeskakując z mostku. Jednak niestety, moje życie byłoby zbyt piękne, gdyby nie jeden z nich, niechcący popchnął także i mnie. Zaczęłam wymachiwać rękoma, by złapać równowagę, czując jak moje serce przyśpiesza bicia. Nagle poczułam jak lecę do przodu i już nic nie jest w stanie mnie uratować. Wydałam z siebie zduszony krzyk, po czym wpadłam do wody. 

Całe życie przeleciało mi przed oczami, momenty z czasów kiedy byłam dzieckiem, pierwsze dni w szkole, przyjaźń z Mary, przeniesienie się w czasie, poznanie Michaela i Alicji, nasze wszystkie zabawy i kłótnie. Miałam w oczach obraz mamy oraz taty, a nawet Olivii, osób z klasy, Jacksonów i wreszcie moich najdroższych przyjaciół. 

   Zaczęłam machać rękami i nogami, starając utrzymać się na powierzchni, ale przecież nie potrafię pływać. Poczułam jak coraz wolniej opadam na dół, a woda napływa mi do ust, uszu i oczu. 

   Chciałam, żeby to był tylko koszmar, z którego zaraz się obudzę i zacznę ten dzień na nowo. Dlaczego weszłam na ten głupi most?! Dlaczego nie zostałam opalać się z Alicją, naprawdę jestem taka głupia?

   Moje ciało zanurzało się coraz głębiej, a ja poczułam dziwny szum w głowie. Próbowałam otworzyć oczy, ale było to dla mnie niemożliwe. Nagle ktoś chwycił mnie mocno za rękę, po czym wszędzie zapanowała już tylko ciemność.

Michael pov

Diana stała na mostku, kiedy nadbiegła grupa nastolatków, chcąca wskoczyć do wody. Nie zwróciłem na nich większej uwagi i ponownie zanurkowałem. Uwielbiam pływać, zwłaszcza w takie gorące dni. Mogę wtedy zapomnieć o rzeczywistości i wszystkich problemach. Przepłynąłem kawałek, widząc pod wodą jak chłopaki wskakują i gdzieś się oddalają. 

  Kiedy w płucach zaczęło brakować mi powietrza, wynurzyłem się na powierzchnię, wycierając mokrą twarz rękoma. 

- Szkoda, że.. - krzyknąłem do Diany, ale w tym samym czasie zorientowałem się, że wcale jej tu nie ma. 

Rozejrzałem się dookoła, dokładnie lustrując wzrokiem brzeg i szukając tam jej osoby. Zmarszczyłem brwi, gdy nigdzie jej nie spostrzegłem. W mojej głowie zaczęły pojawiać się same najczarniejsze scenariusze, których za wszelką cenę nie mogłem się pozbyć. 

   Nagle spostrzegłem na tafli wody pianę i wypływające spod niej bąbelki. Natychmiast podpłynąłem w to miejsce, już po chwili tam nurkując. Otworzyłem oczy, czując jak słona woda dostaje się do nich i zobaczyłem, opadającą na dno Dianę, która ostatnimi siłami próbowała wypłynąć na powierzchnię. Poczułem ostre kłucie w sercu, i szybko podpłynąłem bliżej niej, chwytając ją za rękę.

   Reszta działa się tak szybko, że nie pamiętam co było po kolei. Wypłynąłem z nią spod wody, łapiąc ją w tali. Spostrzegłem, że straciła przytomność przez to ciężej było mi dopłynąć do brzegu. Zacząłem modlić się w głowie, żeby wszystko zakończyło się dobrze. Z ogromnym trudem dostaliśmy się na piasek, przykuwając uwagę niemałej liczbie ludzi. Prawdę mówiąc miałem teraz gdzieś, kto na nas patrzy i co sobie myśli. 

   Ułożyłem dziewczynę na piachu, klękając obok niej i lustrując ją wzrokiem. Moje serce nerwowo obijało się o klatkę piersiową, sprawiając, że czułem w tamtym miejscu niemiłosierny ból. Ręce mi drżały, a oddech stał się nierówny.

- Diana? - szepnąłem cicho, uderzając ją kilkakrotnie w policzki i potrząsając ramionami. 

Przystawiłem ucho do jej ust, starając się cokolwiek usłyszeć. Moje serce na chwilę stanęło, kiedy zrozumiałem, że ona wcale nie oddycha. Najgorsze scenariusze przeleciały mi przez umysł, a wspaniałe wspomnienia wróciły. 

- Boże Drogi, Diana nie możesz.. - mruczałem pod nosem. 

Rozłożyłem bezradnie ręce, nagle zapominając co powinienem zrobić.

- Co się stało? - usłyszałem głos Alicji, która zmierzała w naszą stronę. Spojrzałem na nią gwałtownie, czując jak w moich oczach zbierają się łzy. - Micha..

- Idź szybko po pomoc! - krzyknąłem.

- Ale co...

- Szybko, błagam cię Alicja, zawołaj ratownika! - przerwałem jej, zdając sobie sprawę, że coraz więcej osób nam się przygląda. Złotowłosa nic już nie powiedziała, tylko szybko pobiegła w swoją stronę. 

   Przeniosłem wzrok na bladą Dianę, która w dalszym ciągu nie dawała znaku życia. Odchyliłem jej głowę, po czym ułożyłem nasadę jednej dłoni pośrodku jej klatki piersiowej, a na niej położyłem nasadę drugiej dłoni i splotłem palce. Pochyliłem się nad dziewczyną, prostując ręce w łokciach i zaczynając wykonywać uciski. Liczyłem pod nosem, błagając Boga by wszystko było dobrze. Nawet nie zwróciłem uwagi na cieknące po moich policzkach gęste łzy.

- Diana.. proszę cię, tak bardzo cię proszę.. - wyszlochałem, nie umiejąc się uspokoić. - N-nie możesz zostawić mnie samego... nie możesz. - mówiłem, ciągle uciskając jej klatkę piersiową. 

Miałem świadomość, że mnóstwo ludzi mi się przyglądał, jednak nikt nie podszedł mi pomóc. Pytałem sam siebie, gdzie do diabła jest ta Alicja i ile jeszcze będę musiał na nią czekać? 

   W końcu doliczyłem do trzydziestu, po czym wyprostowałem się, lustrując ją wzrokiem. Nadal nie oddychała, a mnie zdawało się, że całe moje życie właśnie się wali. Odchyliłem do tyłu jej głowę, delikatnie otwierając jej usta. Zbliżyłem się, nerwowo przełykając ślinę i czując jak po moim czole spływają krople potu. Przez chwilę zawahałem się, nie wiedząc czy aby na pewno powinienem to robić. Diana nie chciałaby tego.. Co ja mówię, przecież ona może umrzeć! 

Nabrałem do płuc powietrza, po czym zacisnąłem jej nos i objąłem jej usta, swoimi rozgrzanym wargami. Powoli zrobiłem dwa wdechy, obserwując jej klatkę piersiową, która nie uległa zmianie. Oddaliłem się, mając wrażenie, że moje serce bije jak najcięższy młot. Zlustrowałem brunetkę wzrokiem, po chwili zdając sobie sprawę, że nic się nie zmieniło, że ona nadal nie oddycha. Rozpłakałem się na nowo, znów rozpoczynając uciski. 

- Diana... tak bardzo cię proszę... nie zostawiaj mnie. - powiedziałem cicho, nie potrafiąc powstrzymać cieknących łez. - Nie dam rady sam, nie przeżyje tego! - wyszlochałem, czując jak powoli opadam z sił. - Jesteś dla mnie tak cholernie ważna, przepraszam cię za wszystko. - mówiłem, łkając. - Naprawdę z-za wszystko... Diana, j-ja.. - czułem na sobie wzrok innych, ale teraz byłem skupiony tylko na dziewczynie, nic innego się nie liczyło. - J-ja.. ja cię tak bardzo kocham.. - powiedziałem w końcu.

Coraz to nowsze łzy napływały do moich oczu, drążąc na moich policzkach korytarze. - Rozumiesz? Ja cię kocham! - krzyknąłem głośniej. - Nie zostawiaj mnie, proszę Diana! - znów zbliżyłem się do niej, na nowo robiąc dwa wdechy. - J-ja po prostu.. - chciałem na nowo rozpocząć resuscytację, kiedy usłyszałem jak dziewczyna się krztusi.

Moje serce po raz kolejny się zatrzymało, gdy brunetka oparła się na łokciach, próbując wypluć wodę. Gwałtownie złapałem ją za plecy, pomagając usiąść.

Nie potrafiłem odezwać się ani jednym słowem, myślałem, że sam zaraz zemdleję. Czułem w głowie głośny szum, a moje serce nadal waliło jak oszalałe.

- Boże Święty.. - usłyszałem jej cichy i słaby głos.

Złapała się za głowę, zaciskając mocno powieki. Byłem w zbyt wielkim szoku, żeby wykonać jaki kolwiek ruch. Dziewczyna zakaszlała jeszcze kilkakrotnie, z trudem połykając ślinę.

- M-michael.. - mruknęła pod nosem, na co bez zastanowienia objąłem ją mocno i na nowo się rozkleiłem.

- Diana.. j-ja.. tak bardzo się bałem. - wyszlochałem. - M-myślałem, że.. - nie potrafiłem wymówić tych słów.

   W tym właśnie momencie podbiegli do nas Alicja i ratownik. Musiałem odsunąć się, by mężczyzna ją zbadał, więc wstałem i złapałm się za głowę.

Nadal nie do końca wierzyłem, w to wszystko, co miało przed chwilą miejsce. Nie dotarło do mnie, że mogłem ją stracić. Moją słodką Dianę...

Czułem jak wszystkie emocje mieszają się w jedno, tak, że prawie eksplodowałem. Chciałem przemyśleć to wszystko, a jednak na krok nie opuszczać Diany.

- Jestem dumna Michael.. - usłyszałem głos Alicji. - Nie chcę myśleć, co by się mogło stać, gdybyś tak nie postąpił. - przytuliła mnie krótko. - Może niech ciebie też przebada, wyglądasz jakbyś zaraz miał zemdleć. - zlustrowała mnie wzrokiem.

- T-tak..dobrze.. - powiedziałem, nie pewnie.

Ratownik sprawdził co z Dianą, a później przebadał i mnie, po czym stwierdził, że wszystko jest w porządku. Pogratulował mi także, klepiąc po ramieniu i dodając, że uratowałem brunetce życie. Nadal byłem w wielkim szoku, a Diana chyba w jeszcze większym. Żadne z nas nie wiedziało jak się odezwać i co zrobić.

W końcu zaproponowałem, żebyśmy nie rozmawiali o tym co się wydarzyło. Dziewczyny zgodziły się i wróciliśmy do reszty grupy. Diana zamknęła się w namiocie, mówiąc, że musi odpocząć. Alicja powędrowała do baru, gdzie za pewne spędzała czas z nowo poznanym chlopakiem, a ja poszedłem w jakieś ciche i spokojne miejsce, gdzie mogłem pomyśleć.

   Ciągle miałem przed oczami Dianę, która nie oddychała i nie dawała znaku życia. Jej twarz była wtedy taka blada, usta sine a te piękne, brązowe oczy zamknięte. Kiedy ją ratowałem, nie myślałem o patrzących na nas ludziach, o tym gdzie jesteśmy i jak wyglądamy, o tym co powie reszta grupy, czy też kiedy przebiegnie Alicja z pomocą.

Ani przez chwilę nie zastanawiałem się, czy słońce nie zaszkodzi moim plamkom na ramionach, czy może sam nie padnę na zawał ze zmęczenia.

Wtedy liczyła się tylko i wyłącznie Diana, nic innego. Właśnie w tamtym momencie zrozumiałem jak bardzo ją kocham. Zacząłem żałować, że tak bardzo ją skrzywdziełem, jestem beznadziejny.

Znów przypomniały mi się uczucia towarzyszące mi na wakacjach w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym czwartym. To jak ciągle o niej myślałem, chciałem żeby była obok i cierpiałem kiedy odchodziła do domu.

A potem zniszczyłem to wszystko. Zabiłem to piękne uczucie, które razem hodowaliśmy przez tyle lat. Jestem głupcem i naprawdę nie wiem, dlaczego dopiero teraz to pojąłem. Może dlatego, że na własne oczy zobaczyłem jak Diana gaśnie? Nawet sobie nie wyobrażam, jak to wszystko mogło się skończyć, to nadal do mnie nie dociera.

    Nawet nie zauważyłem jak długo spacerowałem i rozmyślałem. Kiedy w końcu wróciłem do reszty, Alicja już stroiła się na dzisiejszą potańcówkę, o której na śmierć zapomniałem.

- Oo, Mike dobrze, że jesteś. Idziesz na tą dyskotekę, czy nie? - zapytała złotowłosa.

- Yyy... j-ja nie jestem do końca pewny. - na moje usta wkradł się grymas. - A Diana idzie?

- Chyba tak, mówiła, że tak. - odparła, wzruszając ramionami. - Siedzi w namiocie. - spojrzała na mnie, uśmiechając się tajemniczo.

Bez słowa odszedłem od niej, kierując się w stronę, gdzie znajdowała się brunetka. Powoli odsunąłem otwarcie namiotu, przykucając i spoglądając na Dianę. Siedziała z podwiniętymi pod brodę kolanami, oplecionymi rękami. W jej oczach nadal widać było strach i niepokój.

- Hej. - uśmiechnąłem się smutno.

- Cześć. - mruknęła pod nosem.

- Idziesz na potańcówkę? - zapytałem, chcąc do końca się upewnić.

- Chyba tak, nie mam nic innego do robienia. - powiedziała obojętnie.

- Dobrze. - westchnąłem. - I nie smuć się. - dodałem.

- Nie smucę, ja po prostu.. - zaczęła, ale przerwał jej głos Alicji.

- Idziecie? Zaraz się zacznie. - powiedziała podekscytowana.

Skinęliśmy z Dianą głowami, po czym pomogłem jej wyjść i razem wyruszyliśmy w wyznaczone miejsce.

   Powoli dotarliśmy do budki, gdzie wszystko miało się dziać. Zauważyłem, że przyszłość tu naprawdę dużo osób z którymi przyjechaliśmy i pojawiło się także kilku motocyklistów.

Kiedy weszliśmy do środka, poczułem odurzających zapach papierosów i potu, na co zakręciło mi się w głowie.

Usiedliśmy we trójkę przy jednym ze stolików, patrząc jak inni zaczynają tańczyć. Leciała jakaś kiepska muzyka, więc szczerze mówiąc nie miałem na nic ochoty.

  Tylko Alicja była podekscytowana i wyglądała swojego nowego kolegę.

- Chodźcie potańczyć! - krzyknęła po chwili, bo było tu naprawdę głośno.

- Nie chcę.. - skrzywiła się Diana.

- Dlaczego? Chodź! - zaczęła ciągnąć ją za rękę.

- Ale ja... - spojrzała na złotowłosą. - No dobrze.. - odparła w końcu, zauważając oburzoną minę Alicji.

   Razem wszyscy weszliśmy na parkiet, zaczynając sztywno się ruszać. Widziałem jak Diana nie była z tego wszystkiego zadowolona, a Alicja wręcz przeciwnie. Zaczęła tańczyć i głośno śpiewać, nie zwracając na nic uwagi. W końcu dołączył do niej nowy kolega i wtedy już zupełnie nas zignorowała.

- Duszno tutaj.. - Diana zaczęła wachlować się ręką. - Słabo mi trochę..

- Chcesz wyjść na zewnątrz? - zmartwiłem się.

Brunetka sknęła głową, po czym złapałem ją za dłoń i razem opuściliśmy budynek.

  Zaraz po tym kiedy znaleźliśmy się na świeżym powietrzu, dziewczyna nabrała kilka głębokich oddechów, posyłając mi delikatny uśmiech.

- Przespacerujemy się? - zaproponowałem.

- Tak, z wielką chęcią. - odparła Diana.

   Na dworze zaczęło robić się coraz ciemniej i chłodniej. Na niebie pojawiały się błyszczące gwiazdy i zawierający dech w piersiach, ogromny księżyc.

   Przechadzaliśmy się po nieznanym nam terenie, w końcu dochodząc do ogromnej skarpy nad oceanem. Muszę przyznać, że widok z tamtego miejsca był przepiękny. Usiedliśmy na krawędzi, spoglądając na gwieździste niebo.

- Jak się czujesz? - zapytałem niepewnie.

- Już lepiej. - odezwała się cicho Diana. - M-michael.. ja.. - popatrzyła mi głęboko w oczy. - Ja chciałam ci tak bardzo podziękować, za to co dziś zrobiłeś. - zaczęła. - N-nawet nie wyobrażam sobie, co by teraz ze mną było, gdybyś mi nie pomógł. - mruknęła pod nosem.

- Nie masz za co, każdy postąpiłby tak na moim miejscu. - powiedziałem nieśmiało.

- Nie, nie każdy. - zaprzeczyła stanowczo. - Alicja powiedziała mi, że wokół zebrał się tłum ludzi, ale nikt nie zareagował.

- Przesadzasz...

- Nie, ja... Mike.. Boże, po prostu jestem ci tak cholernie wdzięczna. Gdyby nie ty, umarłabym. - te słowa ledwo przeszły jej przez gardło. - J-ja.. nie wiem czy kiedykolwiek ci się odwdzięczę. - w jednej chwili przytuliła mnie mocno, przymykając powieki.

Ostrożnie oplotlem dłońmi jej talię, czując jak cała drży. Było mi jej tak strasznie szkoda, za pewne teraz będzie miała dużą traumę.

- Nie musisz mi dziękować. - mruknąłem cicho, po czym dziewczyna odsunęła się ode mnie, znów przenosząc wzrok na gwiazdy.

- Muszę.. - odparła.

- A-ale Diana... j-ja.. ja zrobiłem ci sztuczne oddychanie... - powiedziałem nie pewnie, zagryzając delikatnie dolną wargę. - Przepraszam, nie chciałem, a-ale..

- Michael. - przerwała mi. - Za co ty mnie przepraszasz? Uratowałeś mi życie, nie będę się na ciebie złościć o głupoty. - powiedziała, spoglądając w moją twarz. - Po za tym ja na twoim miejscu zrobiłbym to samo. - dodała cicho.

Zapadła pomiędzy nami cisza, której żadne z nas nie przerywało przez kilka minut. Czułem jak moje serce co raz szybciej obija się o klatkę piersiową, a ręce zaczynają się pocić.

- Diana? - zapytałem, przełykając nerwowo ślinę.

- Tak? - spojrzała na mnie tymi swoimi pięknymi, ciemnymi oczami.

Lustrowałem jej twarz przez chwilę wzrokiem, zupełnie zapominając co miałem zamiar powiedzieć.

- Ja... - nerwowo złapałem ją za dłoń.

- Coś się stało? - zmarszyła lekko brwi.

- Nie, tylko.. - nie potrafiłem się wysłowić. - J-ja chciałbym ci powiedzieć coś ważnego. - wydusiłem z siebie w końcu.

- Yyy, dobrze. Zamieniam się w słuch. - odparła, nadal nie wiedząc o co mi chodzi.

Mocniej zacisnąłem rękę na jej dłoni, nabierając do płuc dużo powietrza. - Chodzi o to, że...








Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top