Rozdział 38

Mijały kolejne bezuczuciowe dni. Odkąd pokłóciłam się z Michaelem, nic się nie zmieniło. Teraz było jeszcze gorzej. Traktowaliśmy się, jakbyśmy nawet nie znali swoich imion. Czułam się z tym tak bardzo źle i okropnie, chciałam umrzeć. Każdą wolną chwilę przepłakałam w samotności. Moje dni były teraz puste, moje życie się skończyło. Udaję, że żyję. Udaję, że się śmieję, że słucham, że odpowiadam na pytania. 

   Miłość jest jak wojna; łatwa do rozpoczęcia, ale trudna do zatrzymania. Nigdy nie sądziłam, że się zakocham, szczerze w to wątpiłam. Aż nagle na mojej drodze pojawił się chłopiec imieniem Michael, i po prostu mnie oczarował. Przyjaźniąc się z nim, byłam taka szczęśliwa i pełna energii. A co teraz? Straciłam wszystko. Nie ma już naszej przyjaźni, ani miłości. Nie ma Michaela.

   Co dziennie widywaliśmy się obok szkoły lub przypadkowo na ulicy. Kiedy on wchodził do tego samego autobusu co ja, nie siadał już obok mnie i opowiadał o nowościach, tylko płacił za bilet i obojętnie odchodził na koniec pojazdu, nawet na mnie nie zerkając. Wtedy też płakałam, ukrycie, ale jednak. Mimo, że obok mnie znajdowały się tłumy ludzi, ja płakałam. 

    Gdy patrzyłam w lustro nie widziałam już tej radosnej Diany Butterfly, niewinnie biegającej po łąkach. Widziałam cień samej siebie, resztki tego co po mnie zostało. Moje włosy straciły blask, a skóra aksamitność. Oczy były pod czerwienione i lekko spuchnięte przez długotrwały szloch. Właśnie do takiego stanu doprowadziła mnie kłótnia z Michaelem.

    Starałam się o nim nie myśleć, zapomnieć o wszystkich pięknych chwilach gdy był blisko. Zamykałam się w pokoju i "uczyłam" co i tak nie miało sensu, bo wcale się nie skupiałam. Moja nauka pogorszyła się, nauczyciele zaczęli na mnie narzekać. Podczas lekcji, myślami byłam całkiem gdzie indziej.

    Moi rodzice także zauważyli, że chodzę jakąś niewyraźna, jak gdybym nie kontaktowała ze światem. Gdy pytali co mi jest, mówiłam, że to przez szkołę. Zaś kiedy Kate i Steve chcieli dowiedzieć się dlaczego jestem taka nieobecna, odpowiadałam, że mam problemy w domu. Okłamywałam wszystko dookoła, w tym także siebie.

   Wynalazłam też pewien sposób, który miał pomóc mi nie myśleć o Michaelu. Mianowicie, wyszukałam sobie gumkę recepturkę, nałożyłam ją na nadgarstek i uderzałam się za każdym razem gdy o nim pomyślałam. Może i powinnam wymyśli coś innego, nie wiem, no na przykład ciąć się, ale byłam zbyt wielkim tchórzem na coś takiego. 

    Dzisiejszy dzień był wyjątkowo okropny. W szkole nauczyciele na mnie krzyczeli, przez moje kiepskie oceny. Do tego kiedy wracałam autobusem do domu, Michael usiadł całkiem blisko przez co miałam go w zasięgu wzroku. Zachowywał się jakbym była tylko zwyczajną, przypadkową osobą, którą widzi. Płakałam wtedy tak bardzo, że ludzie pytali mnie czy wszystko ze mną w porządku. On jednak tego nie zauważył. 

   Na dodatek podczas obiadu mama zapytała co tam u Michaela. Powiedziała, że ostatnio coś mało rozmawiamy i pytała czy nadal się przyjaźnimy. Jakoś udało mi się wymyślić w miarę sensowną historyjkę, po czym uciekłam na górę. Włączyłam sobie piosenkę The Jackson 5, Who's Loving You? Bardzo pasowała do mojego nastroju, była taka żałobna i pełna żalu. Leżałam na łóżku, słuchając pięknej melodii i głośno rozpaczając. 

   Czułam się jakby ktoś mocno wbijał mi nóż w plecy, sprawiając, że jestem nikim. Gorzkie łzy toczyły się po moich policzkach strumieniami, a w sercu czułam niemiłosiernie ból, rozchodzący się na całą klatkę piersiową. Chwyciłam za gumkę na nadgarstku i zaczęłam gwałtownie się nią bić. Po kilku minutach, skóra w tamtym miejscu była już mocno czerwona i opuchnięta, ja jednak nie zaprzestałam czynności. Nie mogłam, skoro ciągle o nim myślałam. Co robi, gdzie teraz jest i jak się czuję? On pewnie dał już sobie spokój i o mnie zapomniał. 

    Zaczęłam robić się coraz bardziej senna i nawet nie wiem, kiedy odpłynęłam do kolorowej krainy snów, w której wszystko jest piękne. 

    Obudził mnie głos taty, który potrząsnął moim ramieniem. Powoli otworzyłam lekko spuchnięte oczy, podnosząc się do siadu.

- Diana? - patrzył na mnie. Jego wyraz twarzy był tajemniczy, niczego nie zdradzał. Coś czuje, że nadchodzą kłopoty.

- Hmm? - spuściłam wzrok, bawiąc się palcami u rąk.

- Możesz mi powiedzieć co to jest? - zapytał, chwytając mój lewy nadgarstek. Spojrzałam w tamto miejsce, zauważając czerwoną plamę, nieco opuchniętą i piekącą. 

- Ja.. to nic takiego. - wyrwałam dłoń.

- Diana, na razie to tylko głupia gumka recepturka, ale co jeśli chwycisz za żyletkę? - przenikał mnie wzrokiem. Czułam jak w moich oczach zbierają się łzy, chcąc jak najszybciej wydostać się na zewnątrz. - Co się dzieje? 

- Tato, bo ja... - nie wiedziałam co powiedzieć. Zagryzłam nerwowo wargę, kiedy po moich policzkach leniwie zaczęła spływać bezbarwna ciecz. Nagle wybuchnęłam niepohamowanym płaczem, przytulając się do mężczyzny. Czułam się tak bezpiecznie, jak mała dziewczynka w ramionach ukochanego taty. - T-to wszystko wina M-michaela! - wyszlochałam. - Pokłóciliśmy się, powiedziałam, że go nienawidzę!

- No już, uspokój się. - poklepał mnie po ramieniu. - Niedługo pewnie się pogodzicie, nie ma co wylewać tylu łez. - próbował mnie pocieszyć.

- Tato, ale ty niczego nie rozumiesz. - załkałam. - Bo ja się w nim zakochałam, a on we mnie nie! - powiedziałam, jak gdyby z pretensjami? 

- Ale... o czym ty...?

- No tak! Zakochałam się w nim! Nie mam siły już tego ukrywać, to niszczy moją psychikę tato! On jest z Marią, a do mnie się nie odzywa, nawet na mnie nie patrzy! - szlochałam. 

- Wiedziałem, że coś jest na rzeczy. - zamyślił się. 

- Już przestaliśmy się przyjaźnić, nie rozmawiamy kilka dobrych tygodni, to tak bardzo okropne. - mówiłam, próbując opanowanie emocje, co słabo mi szło. - Kiedy powiedział mi, że jest z Marią, myślałam, że to najgorszy koszmar. Czułam się jak niepotrzebny śmieć, nic nie warta rzecz, to ohydne uczucie tato! - odważyłam się na niego spojrzeć.

- Moje dziecko.. - patrzył mi w twarz. - Czasem tak bywa. Wiem, że to dla ciebie bardzo trudne, ale musisz zrozumieć go i uszanować to, że cię nie kocha...

- Ale on mnie pocałował! Dlaczego to zrobił, skoro nic do mnie nie czuję? Możesz mi wytłumaczyć, bo ja już nie wiem co myśleć! - wybuchnęłam. 

- Chwila moment, czy ty chcesz powiedzieć, że..

- Tak!

- Ale, jakim cudem? Kiedy, gdzie? Czemu mi nie powiedziałaś? - zapytał zdziwiony.

- Pod koniec wakacji w siedemdziesiątym czwartym. - załkałam.

- Boże Diana, nie wiedziałem. - jego mina była bezcenna. - Czyli Michael cię pocałował a teraz ma inną dziewczynę? - upewnił się. 

- Dokładnie. - podciągnęłam nosem.

- A to dupek! Nie spodziewałem się tego po nim, naprawdę! Biedactwo.. - spojrzał na mnie. - Obiecaj, że nie popełnisz głupot przez niego. 

- Ja.. o-obiecuję. - westchnęłam. 

- Dobrze, a teraz się pozbieraj i odrób lekcję. Ja muszę coś załatwić. - powiedział, gwałtownie wstając.

- Ale gdzie ty...

- Nie ważne, po prostu mam sprawę. - odparł. Zdziwiło mnie to nieco, ale już o nic więcej nie pytałam.

Michael pov

Marzec to taki piękny miesiąc. Wszystko ładnie kwitnie i... Dobra, nie oszukujmy się, życie jest do dupy. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek będę czuł się tak, jak w ostatnich tygodniach.

    Kłótnia z Dianą sprawiła, że stałem się wrakiem samego siebie, zamknąłem się w sobie. Chodziłem z głową w chmurach, stawiając przed sobą pytania, na które odpowiedzi nie były mi znane. Mama zauważyła, że jestem taki nieobecny, ale zawsze wmawiałem jej, że jest w porządku. Reszta się do mnie nie odzywała, a w szczególności Latoya, Jermaine i Tito. Zachowywali się jakby coś wiedzieli, ale nie chcieli powiedzieć. 

    To nie tak, że ja już zapomniałem o Dianie, nadal była dla mnie ważna. Prawdę mówiąc to sam nie wiem, dlaczego mnie tak wtedy poniosło. W pewnym momencie widziałem strach w jej oczach. To było tak bardzo okropne. Moja słodka Diana... bała się mnie? Jakim ja jestem głupcem, co najlepszego narobiłem?! 

    Zaraz po tej kłótni wybuchnąłem płaczem, chciałem za nią pobiec i ją przeprosić. Jednak nie potrafiłem.. Dotarły do mnie jej słowa, które zadały tak mocny cios. Zrozumiałem, że ona naprawdę mnie nienawidzi, dlatego postanowiłem ją zostawić. Po za tym co by to dało? Ona na pewno już o mnie zapomniała i teraz żyje sobie szczęśliwie. 

   Przez mój stan, Maria także się na mnie obraziła. Ciągle wypominała mi, że poświęcam jej za mało uwagi i jestem jakiś niewyraźny. Nie mogłem powiedzieć jej o mojej kłótni z brunetką, wiem, że jej nie lubi, więc byłaby zadowolona i jeszcze bardziej mnie dobijała. Szczerze mówiąc to ona zaczynała mnie coraz bardziej denerwować. Nie była już tą samą Marią, którą poznałem. Cały czas marudziła, narzekała i dyrygowała wszystkimi. Często wyciągała ode mnie pieniądze, trzymając się zasady, że jeśli chłopak kocha dziewczynę to pozwala jej kupować piękne rzeczy, które sprawiają jej radość. Moi bracia i Toya wmawiali mi, że ona mnie wykorzystuje, ale ja nabierałem wtedy wody do ust.

    Męczyła mnie jeszcze jedna sprawa. Podczas mojej kłótni z Dianą, ona.. powiedziała, że się we mnie zakochała. Mówiła, że po pocałunku była szczęśliwa, i że mogło być tak pięknie. Całkowicie mnie tym zszokowała. W momencie kiedy ja wmawiałem sobie, że ta nic do mnie nie czuję, ona.. cały czas mnie kochała? Czyli też chciała tego pocałunku, chciała być ze mną! Jaki ja jestem głupi! Tak to właśnie jest kiedy dwie osoby okłamują się nawzajem, bojąc się powiedzieć prawdę. Nie wierzę, że to wszystko mogło się potoczyć inaczej, gdybym tylko powiedział jej w odpowiednim czasie co naprawdę do niej czuję.. Ale teraz jest już za późno, Diana straciła do mnie zaufanie. Nie jesteśmy już przyjaciółmi, sama to powiedziała. Gdybym tylko mógł cofnąć czas, wszystko bym naprawił.

    Pewnego marcowego dnia, siedziałem u siebie na górze, ucząc się do szkoły. Moje myśli skupiały się jednak na czymś zupełnie innym. 

   Zegar wskazywał 17:00, kiedy usłyszałem głośne pukanie do drzwi wejściowych. Po kilku sekundach mama otworzyła, rozmawiając z kimś, ale nie mam pojęcia kto to był. Postanowiłem to zignorować, czytając książkę z matematyki. Po chwili na schodach prowadzących na górę, słyszeć się dało ciężkie kroki. 

   Nagle drzwi od mojego pokoju otworzyły się, a ja spojrzałem w ich stronę. Widok osoby, która się tam znajdowała bardzo mnie zszokował. To był... tata Diany! Ale co on tu robił?!

- Yyy, dzień dobry, coś się stało? - zapytałem, podchodząc do niego.

- Słuchaj chłopcze, mam do ciebie ważną sprawę. - odparł, patrząc mi w oczy.

- Proszę mówić. - to naprawdę było nieco niepokojące.

- Po pierwsze, zachowałeś się jak dupek. - wyparował, a ja myślałem, że się przesłyszałem.

- Słucham? To znaczy, dlaczego...

- Skrzywdziłeś moją córkę, nie spodziewałem się tego po tobie. - powiedział, a dla mnie już wszystko było jasne.

- Ja.. naprawdę nie chciałem się z nią kłócić i..

- Nie chodzi mi o kłótnie! - machnął ręką. - Pocałowałeś ją a potem zostawiłeś! - krzyknął a ja czułem się w tej chwili tak bardzo zawstydzony. 

- Czyli... pan wie? - skrzywiłem się. 

- Tak, wyciągnąłem to z niej dzisiaj. Wiesz co, Michael? Ona sobie na głowie staje, żeby zrozumieć dlaczego to zrobiłeś? I dlaczego odsunąłeś się potem od niej? Możesz to w końcu wytłumaczyć? - lustrował moja twarz wzrokiem.

- No bo... ja myślałem, że ona nic do mnie nie czuję! Myślałem, że nie chciała tego pocałunku!

- Żartujesz sobie? Przecież na kilometr było widać, że cię kocha, nie zauważyłeś tego?! Dzień przed twoimi urodzinami chodziła po całym domu i mówiła jak to pięknie będzie spędzać z tobą czas w Wesołym Miasteczku. Dotąd nigdy nie widziałem jej tak podekscytowanej i przejętej jak wtedy. - opowiadał, a ja wlepiłem wzrok w podłogę. - Ja byłem pewny, że tej nocy kiedy spaliście razem na podłodze u nas w domu, wszystko sobie powiedzieliście! Zastanawiałem się nawet, czy już wtedy nie byliście parą! - krzyczał. Spojrzałem na niego, marszcząc delikatnie brwi.

- Jakiej podłodze? Kiedy? - zdziwiłem się.

- No wtedy co razem z Dorothy i Olivią pojechaliśmy do kuzynek Diany i ona została sama. - odparł, patrząc na mnie podejrzanie. 

- Co? Przecież to ja spałem na podłodze, Diana na łóżku. - to robiło się coraz bardziej dziwne.

- Nie, kiedy rano weszliśmy do pokoju oboje leżeliście na podłodze, pamiętam to jak gdyby to było wczoraj! - upierał się.

- Ale wieczorem kładła się na łóżku...

- Czekaj Michael, czyli ty nie wiedziałeś, że spała przy tobie? - zdziwił się.

- Byłem pewny, że spaliśmy osobno! - uniosłem ręce w geście obronnym.

- Diana.. - mruknął pod nosem. - Pewnie położyła się obok ciebie w nocy...

- Ale teraz to i tak już nie ważne. - westchnąłem. - Pokłóciliśmy się i ona mnie nienawidzi, pewnie już o mnie nie pamięta.. - spuściłem ze smutkiem głowę.

- Czy ty wiesz co ty mówisz? Diana miałaby o tobie zapomnieć? Dobry żart! Od kilku tygodni chodzi z głową w chmurach, pogorszyła się w nauce, często zamyka się w pokoju. Gdy ją dzisiaj zobaczyłem, miała oczy przekrwawione i opuchnięte od płaczu! Właśnie tak teraz z nią jest!  - mówił, a ja nie wiedziałem co powiedzieć. - Wiesz, ona.. ona sobie nałożyła gumkę recepturkę na ręce, nie wiem po co, być może żeby o tobie zapomnieć i.. i uderzała się nią tak, że aż cały nadgarstek jej zczerwieniał! - krzyknął, żywo gestykulując. - Na razie to tylko gumka, ale gdyby posunęła się dalej? Brakuje jej tylko trochę odwagi, alby popełnić większą głupotę. - dokończył, a ja czułem jak po moich policzkach spływają gęste łzy.

- Ja.. p-przepraszam! Naprawdę nie chciałem, żeby tak było.. - powiedziałem cicho.

- Lepiej to napraw chłopie. - poklepał mnie po
ramieniu. - Zanim ja to zrobię. - uśmiechnął się delikatnie opuszczając mój pokój.

   Stałem tak jeszcze przez chwilę na środku, zastanawiając się nad wszystkimi słowami mężczyzny. Diana mnie kochała, była szczęśliwa, ale ja to zniszczyłem. A teraz nie zapomniała o mnie, tylko płaczę w samotności! Co ja mam zrobić? Pójść do niej, przeprosić? Nie, to za banalne, po za tym boję się. A co jeśli tym razem naprawdę mnie odrzuci? Może idealny moment na zgodę sam przyjdzie? Tak, tak będzie, muszę tylko trochę poczekać, a wszystko samo się ułoży.

Diana pov

W końcu nadszedł kwiecień. Moja relacja z Michaelem wcale się nie poprawiła, było tak samo jak wcześniej. Widywaliśmy się czasem, ale nie odzywaliśmy się do siebie. Cały marzec przesiedziałam samotnie, nadal za nim rozpaczając. Próbowałam nie myśleć o chłopaku, ale to było tak cholernie trudne. W końcu spędziliśmy blisko siebie trzy lata, a teraz nagle nasz kontakt się urwał. Tak szybko, gwałtownie. 

    Nie wiedziałam ile jeszcze tak wytrzymam. Moja psychika była na skraju załamania, czułam się jak śmieć. Tak bardzo chciałam to wszystko zakończyć, ale byłam głupim tchórzem. Schudłam, pogorszyłam się w nauce i straciłam kontakt ze światem. Naprawdę było ze mną źle, każdy mi to wypominał.

    Pewnego słonecznego popołudnia, w piątek, siedziałam w salonie patrząc tępo w telewizor. Tak naprawdę nie obchodziło mnie co w nim mówią, myślami byłam całkiem gdzie indziej. Mogli by właśnie komunikować, że nadchodzi koniec świata a ja i tak nie zwróciłabym na to najmniejszej uwagi. 

    Mama była w pracy, Olivia miała jeszcze lekcję, tylko tata krzątał się bez celu po kuchni, szukając czegoś w szufladach.

- Diana? - usłyszałam głos mężczyzny.

- Tak? - zapytałam obojętnie.

- Wiesz gdzie jest cukier? - krzyknął.

- W górnej półce po lewo! - wytłumaczyłam.

- Patrzyłem i nie ma! - odparł a ja westchnęłam cicho pod nosem.

- Za pewne się skończył. - wstałam, wolnym krokiem wchodząc do kuchni.

- To idź pożycz od sąsiadów. - wzruszył ramionami.

- Przecież my nie mamy sąsiadów. - rozłożyłam ręce a na mojej twarzy pojawił się grymas. - Pójdę kupić do sklepu. - mruknęłam pod nosem, odwracając się na pięcie.

- Nie, to za daleko, potrzebny mi na teraz. - tata powstrzymał mnie przed opuszczeniem pomieszczenia. 

- Po co? - spojrzałam na niego podirytowana.

- Do kawy. - po raz kolejny wzruszył ramionami. 

- To nie wiem. - odpowiedziałam obojętnie, jakoś mało mnie teraz obchodziły problemy taty.

- Może.. idź pożycz od Jacksonów? To przecież całkiem blisko? - usłyszałam za plecami i mimowolnie się zatrzymałam. Poczułam uderzające we mnie ciepło i znajomy szum w głowie.

- Yyyy.. w takim razie idź. - przełknęłam ślinę, patrząc na niego.

- Ty idź. - na jego ustach dostrzegłam delikatny uśmieszek.

O nie... o nie, nie, nie! Nie będę znowu cierpieć ani płakać.

- Dlaczego ja? Ty potrzebujesz cukru. - starałam się wymigać.

- Diana.. - podszedł do mnie bliżej. - Ja wiem o czym myślisz, ale czy ja ci każę rozmawiać z Michaelem? Znam wasze teraźniejsze relacje, ale to tylko głupi cukier. Pewnie nawet nie spotkasz go na swojej drodze, jego mama ci da. - przekonywał mnie. Miałam mętlik w głowie. Naprawdę nie chciałam tam iść.

- Ja.. - spojrzałam mu w oczy.

- Proszę cię.. - naciskał robiąc te swoje maślane oczka.

- No dobra... - westchnęłam niezadowolona. Zastanowiłam się jeszcze chwilę w milczeniu. - Albo nie! 

- Nie? - zdziwienie na jego twarzy było bezcenne.

- Nie chcę tam iść, nie rozumiesz? Po prostu nie mogę. - czułam zbierające się w moich oczach łzy.

- Diana...

- Nie! Nigdzie się nie wybieram, nie widzisz jak to wszystko zniszczyło mi psychikę! Nie chcę znów cierpieć kiedy zobaczę go z Marią! - wybuchnęłam. Odwróciłam po czym skręciłam w stronę schodów.

- Diana.. - usłyszałam jego głos, ale postanowiłam go zignorować. - Mówię do ciebie! - słyszałam, że robił się coraz bardziej zdenerwowany. - Diana! Rób, co mówię! Idź do tych Jacksonów! 

- Nie. - wzruszyłam ramionami, wchodząc na górę.

- Jeśli mnie teraz zignorujesz to zabieram ci gitarę! - powiedziała a ja zamarłam.

- Nie zrobisz tego! - zbiegłam z powrotem.

- Chcesz się przekonać? - był pewny swoich słów.

- Ale... - błądziłam wzrokiem po jego twarzy.

- Powiedziałem coś. 

- Tatoo!! - zagryzłam mocno wargę.

- Postawiłem warunek.

- No dobra!! - wyrzuciłam ręce w powietrze, opuszczając dom i trzaskając drzwiami. Otarłam łzy gromadzące się w moich oczach i zaczęłam kroczyć przed siebie. 

    Już po chwili przemierzałam tak znany lasek, prowadzący do tego wspaniałego miejsca. Przypomniałam sobie wszystkie chwile spędzone tu z Michaelem, kiedy to biegaliśmy w te i z powrotem. Byliśmy wtedy tacy mali i słodcy. Nasza przyjaźń szybko kwitła, a teraz? Wszystko jest zniszczone..

  Zastanawiałam się nad tym co powiem pani Katherine. Chciałam jak najszybciej pożyczyć ten cholerny cukier i uciec do domu. Samo pojawienie się u Jacksonów to i tak będzie dla mnie już wielkim wrażeniem. 

   Po cichu modliłam się, żeby nie wejść w drogę Michaelowi. Nie wiem co bym wtedy zrobiła. Zemdlała, uciekła? Na dodatek, jeśli jest tam także Maria to już naprawdę będzie śmierć na miejscu. Chyba bym się tam wtedy poryczała.

  W oddali zobaczyłam duży budynek. Zagryzłam wargę, powoli podchodząc bliżej. 

Dasz radę Diana, ty po prostu pożyczysz cukier i spokojnie wrócisz do domu. Nic złego się nie wydarzy, po prostu zamienisz kilka słów z panią Katherine i odejdziesz. - uspokajałam się w myślach.

    W końcu dotarłam. Zatrzymałam się przed drzwiami, czując przyśpieszone bicie serca. Ręce niemiłosiernie mi się pociły a myśli plątały po całym moim umyśle. Nabrałam dużo powietrza do płuc, po czym wpuściłam je nerwowo oglądając się dookoła.

Trudno, raz kozie śmierć...

Mocno zapukałam w drzwi i powoli się cofnęłam. Nierówno oddychałam, modląc się, żeby to był kto inny.

Tylko nie Michael, tylko nie Michael...

W końcu zobaczyłam jak klamka porusza się. W tej chwili myślałam, że zaraz tam zemdleję.

Tylko nie Michael, tylko nie..

Drzwi otworzyły się szeroko, a ja myślałam, że tracę przytomność. W pewnym momencie miałam ochotę zerwać się i uciec jak najdalej się da, ale moje nogi były teraz jak z waty. Patrzyłam przez dłuższy czas w jego śliczne, czekoladowe oczy nie mogąc wydobyć z siebie nawet najcichszego słowa. Przez chwilę nawet zapomniałam po co tu przyszłam. Cholera, co on najlepszego ze mną zrobił?!

- Diana? - usłyszałam jego delikatny, hipnotyzujący głos. Za pewne się mnie tu nie spodziewał, w końcu nie rozmawialiśmy już tak długo..

- Ja.. - przełknęłam ślinę. - No bo.. j-ja chciałam.. - język plątał mi się niemiłosiernie, ja sama zaś, bawiłam się nerwowo palcami u rąk. - Ja tylko chciałam pożyczyć cukier. - powiedziałam w końcu ze wzrokiem utkwionym w swoje jakże ciekawe buty.

- Achh! Wejdź zatem... - odparł, wpuszczając mnie przez drzwi. 

Stanęłam w korytarzu, czując jak policzki pieką mnie od rumieńców. Niech to szlag, jak ja dawno tu nie byłam! Zauważyłam siedzących w kuchni Latoye i Jermaina, którzy teraz zaglądali w moją stronę, jak gdyby zobaczyli co najmniej ducha. Michael skierował się w ich stronę, już po chwili szukając w półkach produktu. Starałam się opanować emocje, co było rzecz jasna nie możliwe. 

   Wspomnienia znowu do mnie wróciły i w pewnym momencie chciałam wybuchnąć płaczem. Powstrzymałam się oczywiście, nerwowo przygryzając wargę. Michael zamknął półki i zaczął podchodzić do mnie z małym woreczkiem w ręku. Westchnęłam głęboko, wpatrzona w jego osobę. Nadal był tak samo przystojny, aczkolwiek wydawało mi się, że jego energia i optymizm gdzieś przepadły. 

  - Proszę... - odezwał się, wręczając mi cukier.

- Dziękuję. - mruknęłam, czując się tak bardzo głupio. 

Błądziłam wzrokiem gdzieś po podłodze, nie wiedząc co ze sobą zrobić. W końcu zebrałam się na odwagę i spojrzałam mu w oczy. W te piękne, czekoladowe oczy, spoglądające na mnie ze smutkiem. Za Michaelem spostrzegłam Latoye i Jerma, którzy z prędkością światła opuścili pomieszczenie, kierując się na górę. Staliśmy tak przez chwilę, która zdawała mi się trwać wieczność. Jezu, jak ja cholernie za nim tęskniłam. 

W pewnym momencie coś we mnie pękło. Bez zastanowienia rzuciłam się chłopakowi na szyję, wiedząc, że będę po tym tego żałować. Poczułam spływające po moich policzkach łzy, których nie umiałam powstrzymać. Czarnowłosy objął mnie mocno w tali, jak gdyby nie chciał mnie już nigdy puścić.

- Michael, ja.. - zaczęłam szlochać, przymykając powieki. - Ja tak b-bardzo cię przepraszam! - krzyknęłam, podciągając nosem. - Proszę, proszę, proszę wybacz mi! - wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. - Ja.. j-ja już...

- Ćiiiii... - usłyszałam jego kojący głos. Powoli zjechaliśmy w dół, siadając na kolanach na podłodze. - Nie musisz nic mówić, to wszystko moja wina.. - także zaczął płakać.

- N-nawet nie wiesz jak bardzo z-za tobą tęskniłam.. - łkałam, nie potrafiąc się uspokoić. 

- Wiem, bo ja za tobą tęskniłem tak samo. - odparł, a ja poczułam jak moje serce zalewa przyjemne ciepło. 

- Boże.. Michael, ja t-tak bardzo.. - cała się trzęsłam, nie umiejąc uzbierać słów w jakieś sensowne zdania. Chłopak chwycił moją twarz w swoje dłonie i zaczął lustrować ją wzrokiem. 

- Jak ty wyglądasz.. - z jego oczu spływały słone i gęste łzy. - Nie wierzę, że to ja do tego doprowadziłem. - przymrużył powieki, po chwili całując mnie w czoło. 

Złapałam go za policzek, po czym złożyłam na nim delikatny pocałunek. Michael zrobił to samo, na moim policzku. To wszystko trwało nieskończoną wieczność. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał, zegary stanęły w miejscu. Znów czułam jego dotyk, zapach i bliskość. Tak bardzo za tym tęskniłam, nie da się tego określić. 

- Mike, ja... - spojrzałam na niego. - J-ja.. ja wcale cię nie nienawidzę. - wytłumaczyłam, nadal płacząc. 

- Wiem.. - patrzył mi w oczy. - Ja ciebie też nie.

- Nie nam pojęcia dlaczego tak powiedziałam, poniosły mnie emocje. - gestykulowałam. - Tak cholernie tego wszystkiego żałuję, chciałabym cofnąć czas. - podciągnęłam nosem. - J-ja.. Chryste, Michael ja naprawdę tak bardzo za tobą tęskniłam. - ponownie wtuliłam się w jego ramiona, czując się najbezpieczniej na świecie. - Przez te wszystkie dni kiedy.. k-kiedy ze sobą nie rozmawialiśmy, j-ja.. czułam się jak śmieć i.. i myślałam, że już o mnie zapomniałeś. - łkałam. 

- Nigdy w życiu, Diana! Jesteś dla mnie bardzo, bardzo ważna. Żałuję wszystkiego co zrobiłem, wiesz.. tak bardzo chciałbym, aby było jak dawniej. - przytulił mnie mocno. 

- Ja też. - spojrzałam mu w oczy. W pewnej chwili miałam tak wielką ochotę go pocałować, ale przypomniałam sobie o Marii. 

- Twój tata powiedział mi w jakim stanie byłaś, jest mi tak strasznie głupio i..

- Mój tata? - zdziwiłam się, marszcząc delikatnie brwi.

- Tak, przyszedł tu pewnego dnia i opowiedział, że straciłaś chęć do życia. Bałem się.. tak bardzo bałem się, że coś sobie zrobisz. Nie wybaczyłbym sobie tego nigdy. - znów mnie przytulił.  

- Michael j-ja.. ja wcale nie sądzę, że jesteś idiotą.. - przymknęłam powieki, chcąc abyśmy trwali tak do końca świata.

- A ty wcale nie jesteś mało dziewczęcą. - powiedział. - Przepraszam za to jaki byłem. Że zniszczyłem naszą przyjaźń, że się do ciebie nie odzywałem. Że odtrąciłem cię, kiedy mnie potrzebowałaś, że nie wspierałem cię. Że zapomniałem o tym, jacy dawniej byliśmy, o Słynnej Trójcy, o Rivertterson. Przepraszam cię tak bardzo, za to, że cię ignorowałem i wolałem spędzać czas z Marią, zapominając o tym, ile zmieniłaś w moim życiu. Byłem głupcem, nie widząc jak cię krzywdzę, przepraszam. Teraz to ja powinienem zapytać czy mi wybaczysz? - popatrzył mi w oczy. 

- Boże, Michael to takie piękne. - wzruszyłam się, znów pozwalając łzom spływać po moich bladych policzkach. - Oczywiście, że ci wybaczam, jesteś dla mnie zbyt ważny. - odparłam cicho.

- To błogosławieństwo, że właśnie dziś skończył wam się cukier. - mruknął pod nosem, wycierając kciukami moje łzy.

- Błogosławieństwem jest, że mój tata kazał mi tu przyjść. - odpowiedziałam, uśmiechając się delikatnie. 

- Naprawdę? - uniósł brwi do góry.

- Tak, zagroził, że zabierze mi gitarę. - zaśmiałam się, powoli wstając.

- Chyba chciał, żebyśmy w końcu się pogodzili. - odparł, kierując się ze mną do kuchni. - Napijesz się czegoś?

- Soku jabłkowego. - mruknęłam pod nosem. Chłopak wyjął karton z napojem i szklankę, którą po chwili napełnił. - Dziękuję. - podciągnęłam nosem. Upiłam łyka, patrząc tępo przed siebie. - Nie ma Marii? - zapytałam, orientują się, że dziś jej tu nie widziałam.

- Nie, bo.. - podrapał się po karku. - Obraziła się chyba na mnie. - westchnął.

- Tak? Dlaczego? - zdziwiło mnie to. 

- Mówiła, że za mało czasu jej poświęcam i jestem jakiś nieobecny. - wzruszył ramionami. Nic na to nie odpowiedziałam, w ciszy pijąc sok. - Obejrzymy jakąś bajkę? - zapytał po chwili, lekko się rumieniąc.

- Tak! Z wielką chęcią. - odpowiedziałam niczym mała dziewczynka. - A jaką? - zapytałam, kiedy kierowaliśmy się do salonu.

- Hmmm, mam Alicję w Krainie Czarów, Księgę Dżungli, Parowiec Willie i Taniec Szkieletów. - powiedział, włączając telewizor i szukając kasety z bajką.

- To może Parowiec Willie? - usiadłam wygodnie na kanapie.

- Ok, uwielbiam tą bajkę. - uśmiechnął się, wybierając kasetę.

- Ja też, jest taka stara. - dodałam. 

- Ale wiesz, że ona trwa niecałe dziesięć minut? - zapytał chłopak, zajmując miejsce obok mnie.

- Wiem. - spojrzałam na niego. - To dobrze, bo i tak muszę zaraz wracać. 

   Zaczęliśmy w ciszy oglądać bajkę. Czułam się tak jakoś dziwnie. Nie rozmawialiśmy przez miesiąc, a teraz jak gdyby nigdy nic, oglądamy przygody Myszki Mickey. Chciałam coś powiedzieć, ale sama nie do końca wiedziałam od czego zacząć. 

- Michael? - zapytałam w końcu, kiedy bajka dobiegała końca.

- Tak? - nie oderwał wzroku od ekranu.

Zastanawiałam się przez chwilę, co powiedzieć.

- Cieszę się, że się pogodziliśmy. - mruknęłam pod nosem. Chłopak spojrzał na mnie, tymi swoimi cudownymi tęczówkami. - Brakowało mi ciebie. - moje oczy zaczęły szklić się od łez.

- Mi ciebie także. - powiedział cicho, wpatrzony w moją osobę.

- Aczkolwiek boję się, że już nigdy nie będzie jak dawniej. - przyznałam. - Co jeśli nadal będziemy się kłócić? - zapytałam, jak gdyby z wyrzutami.

- Dlaczego mielibyśmy? - zmarszczył lekko brwi.

- No nie wiem.. - zagryzłam delikatnie dolną wargę. - Może nie każdemu spodoba się, że znów będziemy spędzać ze sobą dużo czasu.. - spuściłam wzrok w dół. 

- Chodzi ci o Marię? - upewnił się, a ja tylko skinęłam głową. Chłopak westchnął cicho, przez chwilę milcząc. 

- Myślisz, że nie chciałaby abyśmy się przyjaźnili? 

- Ona mnie nie lubi.

- Ty jej też nie.

- Bo to przez nią nasz kontakt się popsuł. - burknęłam.

- Nie.. to.. przecież to moja wina, nie pamiętasz już? - na jego twarzy pojawił się grymas. 

- Dlaczego twoja? - nie rozumiałam go.

- No bo.. - przełknął ślinę. - Pocałowałem cię. - widziałam jak głupio było mu o tym mówić.

- To nie pocałunek zniszczył naszą przyjaźń i nas od siebie oddalił, Michael. - popatrzyłam mu w oczy. - Teraz rozumiem, że to moja wina.

- Ale..

- To przez to, że się w tobie zakochałam. - powiedziałam cicho. - A ty nie odwzajemniłeś mojego uczucia, dlatego wszystko upadło. - wyjaśniłam, czując ucisk w żołądku. Zauważyłam, że czarnowłosy chciał coś powiedzieć, ale żadne słowa, nie wyszły z jego ust. - Pójdę już. - mruknęłam, powoli wstając. Usłyszałam kroki chłopaka, który poszedł za mną.

- Aleee.. - spojrzał na mnie. - Nie jesteś zła? 

- Nie. - uśmiechnęłam się delikatnie. - Cieszę się, że już wszystko wróciło do normy. 

- Ja także. - zaśmiał się cicho.

- Dziękuję za cukier i...

- I? - uniósł swoją idealną brew do góry.

- Mogę jeszcze raz cię przytulić? - zapytałam, a moje policzki zalały rumieńce. Chłopak nic na to nie odpowiedział, tylko podszedł i zamknął mnie w swoich ramionach.

- Nie musisz mnie o to pytać. - szepnął. 

Przymrużyłam powieki, napawając się jego zapachem. Chciałabym abyśmy trwali tak nieskończone wieki. Czułam zbierające się w oczach łzy, na samą myśl, że za chwilę będę musiała na nowo go opuścić. 

  Po kilku minutach, w końcu chłopak puścił mnie, uśmiechając się nieśmiało.

- Dziękuję. - spuściłam wzrok. - Do zobaczenia.

- Na razie! - pomachał mi, a ja chwyciłam za klamkę i wyszłam z domu.

Michael pov

Diana opuściła pomieszczenie, a ja nadal do końca nie wierzyłem w to, co się dziś wydarzyło. Stałem tak w jednym miejscu, wpatrzony w drzwi, w których jeszcze przed chwilą widziałem brunetkę. Różnorodne myśli mieszały się w mojej głowie, sprawiając, że mało co nie oszalałem. 

   Zacząłem zastanawiać się nad wszystkimi wypowiedzianymi przez dziewczynę słowami. To spotkanie było takie piękne, że przez pewien czas myślałem, czy aby na pewno sobie tego tylko nie wyobraziłem. Przed oczami pojawił się obraz Diany, całej w łzach, przepraszającej mnie za Bóg wie co. 

   A przecież to była moja wina. Przeze mnie nasza przyjaźń się skończyła, przeze mnie ona tak bardzo cierpiała. I tu już nie chodzi o pocałunek. Tu chodzi o to, że ją okłamałem. Okłamałem, że nic do niej nie czuję, że całując ją, zrobiłem wielki błąd. Gdybym wtedy powiedział prawdę, nasze życie na 100% potoczyłoby się inaczej. Może bylibyśmy teraz szczęśliwą parą? Rany, Michael, jaki ty jesteś głupi!! 

  Dzisiaj, gdy Diana mówiła o tym, że to przez nią się od siebie oddaliliśmy, przez to, że się we mnie zakochała, a ja w niej nie, miałem ochotę powiedzieć jej całą prawdę. Prawdę o tym, ile dla mnie znaczy. O tym, co czuję, kiedy jest blisko. Nie zrobiłem tego jednak. Dlaczego? Czemu do cholery jestem taką ciotą? 

   Gdybym wtedy jej nie okłamał, życie było by całkiem inne.. Ale ja postanowiłem postawić obok siebie jakąś nieznajomą dziewczynę i udawać, że ją kocham. Tak bardzo chciałem oddalić się od Diany, że zacząłem przybliżać się do Marii, wmawiając sobie, że ta dla mnie coś znaczy. Naprawdę myślałem, że będę potrafił tak żyć? Ja chyba naprawdę mam coś nie po kolei w głowie. 

   Stałem tak w jednym miejscu przez dłuższy czas, próbując poukładać sobie wszystko w głowie. Nagle klamka przekręciła się i drzwiami weszła, o wilku mowa, Maria. 

- Cześć Mikeee! - podeszła do mnie, kołysząc biodrami na boki. - Wiesz co? - zarzuciła mi ręce na szyję. - Przemyślałam wszystko i jednak nie będę się na ciebie gniewać. - uśmiechnęła się sztucznie. - No i spójrz co sobie dziś kupiłam! - odeszła ode mnie o krok i zrobiła obrót, pokazując swoją nową, pomarańczową sukienkę ze złotymi cekinami. - Piękna, prawda kochanie? - cała promieniała ze szczęścia.

- Mhhmm.. - mruknąłem pod nosem. - Za moje pieniądze...

- Och nie marudź, powinieneś cieszyć się, że chcę dla ciebie ładnie wyglądać. - skrzyżowała ręce na piersi. - A tak w ogóle to.. - podeszła do mnie, bawiąc się palcami u rąk. - Widziałam niedaleko Dianę, była tu? - spojrzała na mnie tymi swoimi zielonymi, tajemniczymi tęczówkami.

- Yyy, tak. - podrapałem się po karku.

- Naprawdę? Po co? Myślałam, że już się nie przyjaźnicie. 

- Przyszła pożyczyć cukier.

- Ach, to dobrze. Cieszę się, że już nie rozmawiacie, ona ciągnęła cię na dno. - powiedziała. - Od zawsze wiedziałam, że jest fałszywa, współczuję ci, że musiałeś tyle lat z nią przebywać. - uśmiechnęła się.

- Ahaa.. - mruknąłem cicho pod nosem. - Wydaje mi się...

- Może pójdziemy na górę? - zamrugała kilkakrotnie powiekami. - Moglibyśmy porobić coś... ciekawego. - przygryzła wargę, tajemniczo na mnie spoglądając. Poczułem dziwny ucisk w żołądku, jej nie chodziło chyba o... nie, na pewno nie o to.

- Yyyy.. co masz na myśli? - skrzywiłem się.

- No wiesz... - podeszła bliżej, ciągle lustrując mnie wzrokiem. W pewnym momencie stanęła na palcach i przybliżyła swoją twarz do mojej, ale w ostatniej chwili udało mi się cofnąć.

- Co ty robisz? - zmarszczyła lekko brwi.

- Ja.. nic. - zalałem się rumieńcem, spuszczając wzrok w dół. - Może po prostu oglądniemy TV?

- Ok, ale co?

- Nie wiem, jakąś bajkę Disney'a? - popatrzyłem na nią.

- Bajkę? - zaśmiała się. - One są dla małych dzieci. 

- No tak.. - westchnąłem cicho.

- Ja znajdę jakiś fajny film. - odparła. - Chodź, mój duży nosku. - pocałowała mnie w policzek, ciągnąc za rękę. 

- Nie mów tak do mnie. - zatrzymałem się, czując dziwny szum w głowie.

- Dlaczego? Przecież masz taki duży nosek. - zachichotała.

- Tak, wiem.. - mruknąłem cicho, starając się nie rozpłakać.

- Dobra, idziemy czy nie? - zlustrowała mnie wzrokiem.

- Idziemy. - próbowałem się uśmiechnąć, ale coś nie za bardzo mi wyszło. Nie kiedy wszystkie wspomnienia z Josephem do mnie wróciły.

Diana pov

Kwiecień rozpoczął się na dobre. Trawa zieleniała jak nigdy dotąd, a chmury leniwie przemieszczały się po błękitnym niebie. Moje dni znów nabrały barwy i jak dawniej zaczęłam cieszyć się życiem.

   Nasza przyjaźń z Michaelem także kwitła. Miałam nadzieję, że teraz będzie już dobrze. W prawdzie zdawałam sobie sprawę z tego, że nigdy nie wrócą czasy Słynnej Trójcy i beztroskich Rivertterson, ale nie chciałam bardziej się dobijać.

   Zauważyłam także, że Michael ostatnimi dniami był jakiś przygaszony i taki jakby smutny? Bałam się zapytać go o co chodzi, ale to naprawdę nie wyglądało najlepiej. Przeczuwałam, że koniec końców wydarzy się coś niespodziewanego. No i moje obawy niestety się potwierdziły.

   Pewnego, słonecznego popołudnia, siedziałam w swoim pokoju i uczyłam się fizyki. Nie cierpię tego przedmiotu, więc nauka przychodziła mi z wielkim trudem. Nagle usłyszałam dzwonienie telefonu, które rozeszło się po całym domu. Po chwili mama odebrała, wołając mnie i wspominając, że to do mnie. Leniwie zwlokłam się po schodach, po czym przyłożyłam słuchawkę do ucha.

- Halo? - zapytałam, nie wiedząc z kim rozmawiam.

- Diana? Kochaniutka jak dobrze, że cię słyszę. - to był głos pani Jackson. Nie powiem, lekko mnie to zaniepokoiło.

- Coś się stało? - zmarszczyłam delikatnie brwi.

- Tak. - odparła ze strachem w głosie. - Proszę cię, mogłabyś przyjść do nas?

- Oczywiście, ale czy wszystko w porządku? - zapytałam z troską.

- Nie, z Michaelem dzieje się coś złego. Wierzę, że tylko ty możesz mu pomóc. - powiedziała a ja miałam mętlik w głowie.

- Ja? 

- Tak, ale to nie rozmowa przez telefon, proszę przyjdź do nas.

- Dobrze, zaraz będę. - odpowiedziałam, odkładając słuchawkę i opuszczając dom.

   Po kilkunastu minutach w końcu dotarłam do celu. Zatrzymałam się przed drzwiami i mocno zapukałam. To wszystko robiło się coraz bardziej dziwne. Zaczynałam się bać tego, czego mogę się dziś dowiedzieć. 

  Moje rozmyślania przerwała poruszająca się klamka i widok pani Katherine.

- Dzień dobry. - przywitałam się.

- Witaj Diano, jak dobrze, że jesteś. - powiedziała wpuszczając mnie do środka.

- Co się stało? - zapytałam.

- Sama tego nie wiem. Michael wrócił ze szkoły i zamknął się w pokoju. Z nikim nie rozmawiał, nie wychodził na dwór, nawet nie zjadł obiadu. - mówiła kobieta. - Kiedy prosiłam żeby mnie wpuścił, stanowczo odmawiał. Przytrzasnął czymś drzwi i nikomu nie pozwala wejść. Dzwoniłam też po tą jego dziewczynę, jak jej tam było.. - zamyśliła się.

- Maria..

- Tak, właśnie po nią. Przyszła tu, ale z nią także nie chciał się widzieć. Ja już sama nie wiem co mam robić. - wytłumaczyła mi, ze zmartwioną miną.

- Skoro nie wpuścił.. swojej dziewczyny to.. myśli pani, że wpuści mnie? - zdziwiłam się.

- Tak, wiem to. Widzę co jest między wami. - uśmiechnęła się delikatnie.

- Yyyy, ale..

- Nie musisz tego ukrywać. Żyje na tym świecie już długi czas i doskonale cię rozumiem. - odparła, patrząc mi w oczy.

- No dobrze.. yyy, spróbuję. - odparłam wchodząc schodami na górę.

- Mam nadzieję, ze ci się uda. Dziękuję. - usłyszałam jeszcze głos pani Jackson.

  Powoli kroczyłam schodami, kilka sekund później znajdując się przed drzwiami do pokoju chłopaka. Westchnęłam głośno, przełykając ślinę. Zapukałam kilkakrotnie, robiąc krok do tyłu. Nie usłyszałam żadnego odzewu z jego strony, więc wykonałam czynność ponownie. 

- Michael? - zapytałam, przygryzając lekko dolną wargę.

- Uwierz, że nie chcesz mnie widzieć, kimkolwiek jesteś. - to był jego cichy i pełen żalu głos. Czy mnie się zdawało czy on.. płakał?

- Mike, to ja, Diana. - mruknęłam na tyle głośno, by mógł mnie usłyszeć. - Wpuścisz mnie? Proszę. - czekałam na jakiś znak z jego strony.

   Nagle dało się słyszeć odgłos, jak gdyby ktoś przesuwał po panelach szafę. Poczułam jak serce mocniej bije w mojej klatce piersiowej, a oddech przyśpiesza. Położyłam dłoń na klamce, po chwili ciągnąć ją w dół. Moja radość była ogromna, kiedy drzwi uchyliły się lekko. Nabrałam powietrza w płuca, wchodząc do środka. Zatrzasnęłam za sobą, rozglądając się po pokoju. 

   Po chwili zauważyłam Michaela siedzącego w kącie z kolanami przyciągniętymi pod brodę, i ukrytą twarzą.

- Mike? - podeszłam do niego, klękając obok. - Co się stało? - w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Do moich uszu doszedł szloch chłopaka, co niesamowicie mnie poruszyło. - Heej, wszystko ok? - lustrowałam go wzrokiem.

- Nie. - mruknął pod nosem, ledwo słyszalnie.

- Nie płacz. - przybliżyłam się do niego. - Opowiedz cioci Dianie co się wydarzyło. - poprosiłam. 

  Chłopak siedział chwilę w milczeniu, po chwili podnosząc na mnie wzrok. Miał zaczerwienione od długiego płaczu oczy, a gęste łzy szybko spływały po jego policzkach.

- Rany, Michael. - przeraziłam się jego stanem. - Opowiadaj natychmiast kto ci to zrobił. - nakazałam. 

- Zaczęło się, rozumiesz! Dopadło także i mnie! - załkał.

- O czym ty mówisz? - zmarszczyłam brwi.

- O tym! - wyciągnął swoje dłonie przed siebie, pokazując mi je przed nosem. Delikatnie je chwyciłam, przyglądając się z każdej strony. W niektórych miejscach na skórze, dostrzegłam kilka jasnych plamek.

- To vitiligo.. - zabrał ręce, wycierając łzy. 

Nagle wszystko mi się przypomniało. To jak znalazłam się w latach siedemdziesiątych, jaki jest mój cel. Przed oczami widziałam obraz Michaela z przyszłości.

- Michael..

- Wiem, że nie możesz na mnie patrzeć, jestem potworem.. - ukrył twarz w dłoniach.

- Nie mów tak..

- Ale to prawda Diana. - wyszlochał.

- Wcale nie.

- Tak.

- Wcale nie! - naciskałam.

- Ja wiem, że tak..

- Ni..

- Tak, tak, tak..

- Nie! 

- Tak, tak, tak, tak, ta...

- Nie do cholery! Nie rozumiesz tego?! Jesteś przystojny! - krzyknęłam. 

Chłopak siedział chwilę w milczeniu, a ja mogłabym się założyć, że jego policzki pokryły rumieńce. 

- Nie jestem.. - mruknął cicho. 

- Od oceniana tego chyba jestem ja, bo jestem dziewczyną. - skrzyżowałam ręce na piersi.

- A ja widzę odbicie w lustrze. 

- Ja nie potrzebuję lustra, żeby widzieć.

- Kłamiesz.

- Nie kłamię! Czy kiedykolwiek cię okłamałam?

- Tak. - spojrzał na mnie.

- No dobra, może i tak, ale teraz mówię prawdę.

- Na pewno.. - szepnął. - Kiedy patrzę w swoje odbicie widzę czarnucha, z dużym jak ping pong nosem, ostrym trądzikiem a do tego teraz doszły białe plamy na skórze. Mam ich także kilka na ramionach. - rozpłakał się na nowo. Widziałam jak bezbarwne łzy spływały po jego policzkach, drążąc coraz to nowsze korytarze.

- A wiesz co ja widzę? - zapytałam. Chłopak podniósł na mnie wzrok, wyczekując mojej odpowiedzi. - Widzę chłopaka z cudownymi, miękkimi włosami afro.. ładnymi, długimi i smukłymi palcami u rąk.. - mówiłam, lustrując jego twarz wzrokiem. - Przepięknymi, czekoladowymi oczami... w których za pewne nie jedna dziewczyna się zatraciła. - powiedziałam cicho, wycierając kciukami jego łzy. - ..i.. i ze ślicznym uśmiechem. - zakończyłam, czując jak policzki pieką mnie od rumieńców. 

  Michael przez dłuższy czas błądził wzrokiem po mojej twarzy, po czym przytulił mnie mocno. Objęłam go niczym małe dziecko, pozwalając aby wypłakał się w moje ramię.

- Wiesz, ostatnio.. - zaczął cichym głosem. - Ostatnio Maria.. o-ona mówiła na mnie.. "duży nosek" lub.. l-lub "kochana krówka". - rzekł, a ja zmarszczyłam delikatnie brwi. - Niby są to tylko zdrobnienia, ale... och, nawet nie wiesz jak ja się wtedy czułem. - wybuchnął, na nowo zalewając się falą łez. 

- Maria? Naprawdę? - zdziwiłam się.

Miałam w tej chwili tak wielką ochotę ją dopaść, powyrywać jej paznokcie i włosy, każdy z osobna i wydłubać oczy. Jak mogła go tak nazywać, do cholery?! Naprawdę nie zdążyła jeszcze zauważyć jak bardzo wrażliwym człowiekiem jest Mike? Czułam jak z każdą sekundą coraz bardziej nienawidziłam blondynki. 

- Tak. Prosiłem ją, żeby mnie tak nie nazywała, ale ona uparła się, że to tylko słodkie słówka. - wyszlochał.

- Nie wierzę.. - mruknęłam pod nosem. - Nie przejmuj się tym. - poradziłam mu. - Pamiętaj co ci dzisiaj powiedziałam, jesteś wspaniałym chłopakiem, musisz to wiedzieć. 

- Dziękuję.. - szepnął. 

- Nie masz za co, zawsze możesz na mnie liczyć. Jesteśmy przecież.. najlepszymi.. przyjaciółmi? - skrzywiłam się lekko. 

- Tak, wiem o tym, ale naprawdę jestem ci wdzięczny.

- Ach, no i nie myśl o bielactwie. - powiedziałam. - Najwidoczniej taka była wola Stwórcy, nie możesz z tym nic zrobić. 

- Wiem, i właśnie to mnie najbardziej dobija. - odsunął się ode mnie, patrząc mi w oczy. - Teraz będzie tylko gorzej, nie wyobrażam sobie tego. - jego głos się załamał.

- Jestem z tobą i zawsze będę, nie ważne co się wydarzy. - zapewniłam go. 

- Na pewno?

- Na pewno, przysięgam w imię Boga. - położyłam rękę w miejscu, gdzie znajduje się serce. - A teraz zejdź na dół, twoja mama zamartwia się na śmierć. 

- Naprawdę? Nie chciałem tego..

- W takim razie chodź, wytłumaczysz jej wszystko. Będzie dobrze. - odparłam, powoli wstając. 

- Dziękuję, nie wiem co bym bez ciebie zrobił. - zbliżył się i delikatnie pocałował mnie w policzek. Poczułam zalewającą mnie falę gorąca i znany ucisk w żołądku. 

- Drobiazg. - odparłam, uśmiechając się nieśmiało.





***

ehhem, dobry wieczorek 

ogólnie dzisiaj jest fajny dzień, był taki ładny zachód słońca, że miałam wtedy zawał 

a tak to...  mam niezbyt przyjemną informację

no więc jakby to powiedzieć, IWYB znajduje się pod wielkim znakiem zapytania, naprawdę. nie mam rozdziału do przodu, jestem ledwo w połowie 39 więc no, nie oszukujmy się, nie mam pojęcie co dalej będzie. do tego niedługo egzaminy, więc muszę się chociaż troszeczkę pouczyć, wiecie, nie chcę jednak iść do zawodówki :(

gdyby coś się miało zmienić to na pewno was poinformuję, z góry przepraszam 

ahaa, no i dzisiaj chyba mój najdłuższy rozdział bo ma ok. 7 tys, słów, więc no, mam nadzieję, że wam to bardzo nie przeszkadza i was nie zanudziłam, a jeśli tak to też przepraszam 

do zobaczenia, mam nadzieję za piątek z nowym rozdziałem, kocham was mocno i dziękuję <33

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top