Rozdział 31

Z czyichś ust wydobył się straszny wrzask. Głośno zapiszczałam, chowając twarz w dłoniach i przymykając oczy. Po tym dało się słyszeć cichy chichot, dobrze mi znany. Byłam w tak wielkim szoku i tak bardzo przerażona, że nie potrafiłam zrobić żadnego, nawet najmniejszego ruchu. Nagle poczułam, jak ktoś zamyka mnie w swoich ramionach. Naprawdę, ja już sama nie wiedziałam co się dzieje. 

- Diana, tak bardzo, bardzo, bardzo cię przepraszam, ale nie umiałem się powstrzymać. - usłyszałam głos Michaela. 

Chwila.. czy to był on? Jak mógł mi to zrobić? Powinnam go za to znienawidzić, ale teraz ogarnął mnie zbyt ogromy szok. Czułam jak chłopak mocno mnie obejmuje, jakby bał się, że mogę zemdleć. Nie wiem ile tak staliśmy, jak dla mnie trwało to wieki.

- Dlaczego? - zapytałam w końcu, nie odrywając się od niego.

- Sam nie wiem, to było silniejsze ode mnie, nie gniewaj się, proszę. - odparł. Wtedy po raz pierwszy spojrzałam mu w oczy.

- Powinnam się obrazić. - udało mi się powiedzieć.

- Wiem, ale nie zrobisz tego.. za bardzo mnie lubisz. - mówił pewny siebie, co lekko mnie zdenerwowało. Ah, tak? Zobaczymy sobie.

- Skąd wiesz jak bardzo? - uniosłam dumnie głowę do góry i odwróciłam się od niego, krzyżując ręce na piersi. 

- Daj spokój..

- Nie wierzę, przecież wiesz jak bardzo się boję, chciałeś żebym tu zawału dostała? - burknęłam. - Idę spać, dobranoc. - dodałam kierując się schodami w górę. 

Pech chciał, że znów potknęłam się na tym samym miejscu co przedtem, jednak tym razem trudniej było złapać równowagę. Krzyknęłam i poczułam jak moje ciało leci w dół. Po tym, Mike złapał mnie delikatnie za rękę, chcąc powstrzymać mój upadek, ale chyba leciałam ze zdwojoną prędkością i tylko pociągnęłam go za sobą. Kilka sekund później leżeliśmy już na dywanie, to znaczy ja leżałam, a chłopak na mnie. Jedną rękę trzymał na podłodze, podtrzymując się, a drugą w pośpiechu ułożył na mojej talii... po raz kolejny dzisiaj. Czułam jak policzki pieką mnie od rumieńców. Zabawne, zawsze to ja na niego spadałam, a nie on na mnie. Chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.. dziwne, ale lubiłam to robić. Ogóle ostatnio lubiłam Michaela mocniej.. inaczej. To było dziwne uczucie, ale nie chciałam się go pozbyć.

- Przepraszam.. - powiedziałam cicho.

- Ja też. - odparł, również się rumieniąc. - Wstanę już. - uprzedził, ale nie wykonał żadnego ruchu.

- Ok. - mruknęłam, jednak nadal trwaliśmy w tej samej pozycji. Wtedy usłyszałam jakieś stłumione piski. - Co to? - zdziwiłam się.

- Yyyy... - zaczął, ale przerwał i w końcu ze mnie zszedł, pomagając mi wstać. - Znalazłem szczura w waszej kuchni. - zaciągnął mnie do pomieszczenia i podniósł jakiś słoik, w którym coś siedziało. - To on biegał po kredensie, zwalając garnki. - zaśmiał się uroczo. - Szczurów się też boisz? - zapytał jeszcze, ze zmartwioną miną.

- Nie. - parsknęłam śmiechem. - Wypuśćmy go na dwór. - dodałam, co chwilę później zrobiliśmy. 

Po kilkunastu minutach leżeliśmy już z powrotem w moim pokoju i powoli odpływaliśmy do krainy Morfeusza.

Obudziło mnie w nocy skomlenie Tarzana. Spojrzałam na zegarek Michaela, który miał na nadgarstku; 02:54 

- Co tam psiaku? - wyszeptałam, tak, żeby nikt nie był w stanie tego usłyszeć. - Nie piszcz, bo obudzisz wujka. - ułożyłam go sobie na kolanach. - Popatrz, to jest wujek. - wskazałam mu śpiącego na podłodze czarnowłosego. - Ładnie wygląda jak śpi, prawda? - zapytałam i pocałowałam go w kudłaty łebek. - Boże, Diana w co ty się pakujesz? - mówiłam sama do siebie. 

Ja chyba naprawdę powoli się w nim zakochuję. Nie, on nigdy nie może się o tym dowiedzieć. Jak już coś, to będzie ukryta miłość, nigdy nie odwzajemniona. Poczułam jak przez szpary w oknie, dostaje się do pokoju chłód. Powoli wstałam i ułożyłam Tarzana obok chłopaka. Ściągnęłam całą swoją kołdrę na podłogę i położyłam się, obejmując szczeniaka. Tak, było od razu wygodniej. Przekręciłam się na bok i zlustrowałam wzrokiem twarz Mika. Poczułam jak moje serce oblewa przyjemne ciepło. Co ja wyczyniam? To się źle skończy, mam takie przeczucie. Przymknęłam powieki i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Jasne promienie słońca wpadły do pomieszczenia, zmuszając mnie, żebym otworzyła powieki. Szybko przypomniały mi się wszystkie wydarzenia z wczoraj. Podniosłam delikatnie głowę i rozejrzałam się po pokoju. Mój wzrok zatrzymał się na śpiącym obok mnie Michaelu. Czyli to jednak prawda. Spostrzegłam, że ręka chłopaka leży na moim odkrytym brzuchu, ja zaś delikatnie obejmowałam Tarzana. Z dołu dało się słyszeć rozmowę... mamy i taty! O nie, czyli już wrócili! Gwałtownie wstałam, ale moje nogi zaplątały się w kołdrę, przez co z hukiem upadłam na podłogę. Nerwowo spojrzałam w stronę czarnoskórego; na szczęście nadal spał. Wstałam, chwyciłam jakąś frotkę z biurka i szybko zrobiłam sobie niedbałego koka, bo chociaż nie patrzyłam w lustro, wiedziałam, że wyglądam jak strach na wróble. Bezszelestnie opuściłam pokój, zbiegając na dół.

- Hej! Już wróciliście? - podeszłam do stołu, gdzie mama myła naczynia a tata czytał gazetę. 

- Tak, przyjechaliśmy o 8 rano. - powiedziała moja rodzicielka.

- Naprawdę? A teraz która jest? - zapytałam, lustrując ich wzrokiem.

- Dochodzi 11:00 - odparł tata, nie odrywając wzroku od liter.

- Coo? - zdziwiłam się.

- Przecież są wakacje córka, możesz spać do południa. - zaśmiała się mama. - A i jak się spało na podłodze? - poruszyła śmiesznie brwiami.

- Dobrze... znaczy, coo? Czyli wiecie? - skrzywiłam się, bo miałam cichą nadzieję, że nie mają zielonego pojęcia o obecności Michaela.

- No oczywiście! - zaśmiał się tata, a ja poczułam jak oblewa mnie rumieniec.

- No, no Diana, zawsze wiedziałam, że będziesz mieć takie branie jak ja. - powiedziała kobieta z cwanym uśmiechem.

- Ja... to znaczy my.... on.. m-my wcale, tylko.. - zaczęłam się tłumaczyć, ale coś słabo mi szło.

- Widzisz John, zostawiamy ją na noc samą, a ta już chłopaków sprowadza. Jak ona ma teraz piętnaście lat, to co będzie za kilka! - drażnili się ze mną.

- Ale przecież, on tylko przyszedł b-bo zabrali prąd i... i bałam się sama. - mówiłam, żywo gestykulując. 

- I musieliście spać razem na podłodze? Spadłaś z łóżka czy co? - zaciekawili się a ja przełknęłam głośno ślinę. Co miałam teraz powiedzieć? 

- Yyyy... - spoglądałam na nich nerwowo, kiedy nagle usłyszałam jak głośno wybuchają śmiechem. Ja też zaczęłam delikatnie chichotać, mając nadzieję, że naprawdę wzięli to za żart.

- Oj żebyś się teraz widziała! - parsknął tata.

- Diana, przecież my wiemy, że wy jesteście tylko przyjaciółmi. Popatrzyłaś na nas jak na wariatów. - mówiła mama a ja się zawstydziłam.

- Dobra, ja już pójdę. - starałam się, żeby jak najprędzej stąd zniknąć.

- Idź, idź! - powiedział tata a ja szybko zawróciłam kierując się na schody.

- Nie weźmiesz mu śniadania do łóżka? - usłyszałam roześmiany głos mojej rodzicielki.

- Chyba na podłogę! - odparł tata, a ja cała czerwona weszłam po schodach. Już nigdy więcej.
Wparowałam do pokoju i zobaczyłam, że Michael stoi zaskoczony na środku.

- Wstałeś już?! - krzyknęłam.

- Yyy.. tak. Dlaczego twoja kołdra leżała obok mnie na podłodze? - zapytał. O nie, tylko nie takie pytanie. Nie mogę mu powiedzieć, co by sobie pomyślał? To musi byś mój sekret.

- Yyyy... ona.. pewnie spadła. - wzruszyłam ramionami, śmiejąc się nerwowo, co mogło zabrzmieć trochę psychicznie.

- Coś się stało? Dziwnie się zachowujesz. - zmarszczył brwi.

- Nie.. to znaczy tak! Moi rodzice już wrócili. 

- Naprawdę? Wiedzą, że tu jestem?

- Yyyy.. tak, bo przyjechali jakieś trzy godziny temu.

- Co? W takim razie, która jest teraz? - jego źrenice powiększyły się do rozmiarów niemożliwych.

- Prawie 11:00

- O nie, będę już wracał do domu. - szybko rozejrzał się dookoła, jakby zastanawiając, czy któraś z rzeczy, jest tutaj jego. - Dziękuję za.. zaproszenie? I.. i miło spędzony czas.. bardzo miło.. znaczy.. co? Dziękuję, do zobaczenia. - podszedł, pocałował mnie w policzek i zniknął za drzwiami. 

Czułam jak serce mocniej mi bije a w brzuchu dzieją się dziwne rzeczy. On... pocałował mnie w policzek! Nie pokazywałam tego, ale w głębi duszy cieszyłam się jak głupia. Stałam tak zszokowana i nie wiedziałam co zrobić. W jednej chwili rzuciłam się do wyjścia i pognałam na schody.

- Może zjesz śniadanie? - usłyszałam głos mamy, która zapewne mówiła do chłopaka.

- Nie, dziękuję, ale naprawdę muszę wracać. - powiedział delikatnie, kiedy zbiegałam po schodach. Wszyscy popatrzyli na mnie jak na idiotkę.

- Coś się stało Diana? - zapytał tata.

- Yyy co? Nie! Nie, czemu? - zrobiłam najnormalniejszą minę na jaką było mnie stać. - Pa Mike, dziękuję, że przyszedłeś. - mruknęłam, spoglądając na niego.

- Nie ma sprawy. - uśmiechnął się. - Dziękuję państwu i do widzenia, i... na razie Diana! - pomachał mi i szybko wyszedł z domu. 

Ok, to było... dziwne? Dlaczego wszyscy tak się zachowywaliśmy? Tak inaczej? Dobra nie ważne, ten dzień zaczyna się naprawdę.. wyjątkowo.

Minęło kilka tygodni. Piękne lato dobiegało końca i trzeba było przygotowywać się do nowego roku szkolnego. Michael i The Jackson 5 pod koniec lipca wyjechali na różne koncerty i sesje zdjęciowe, więc znów zostałam sama. Zrozumiałam, że Mike jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu i bez niego dni były czystą katorgą. Tęskniłam za nim. Za naszym wygłupianiem się, odwiedzaniem na wzajem, robieniem żartów Jermainowi, śmianiu się z byle czego i plotkowaniu o wszystkim co nasunęło nam się na język. Siedziałam w pokoju z Tarzanem i rysowałam lub grałam na gitarze. I tak w kółko, do czasu kiedy w połowie sierpnia wrócili. 

Razem z Alicją wpadłyśmy także na genialny pomysł. I nie, nie dotyczący nabierania Michaela, że któraś z nas umarła tylko zaczęłyśmy planować co zrobić na jego szesnaste urodziny. Wiedziałam, że u Jacksonów nie obchodzi się urodzin tak bardzo jak u innych, bo przecież ich wiara i zasady Josepha nie pozwalały na to. Dlatego właśnie chciałyśmy żeby to był coś wyjątkowego. Idealna okazja nadarzyła się, kiedy dowiedziałam się, że będzie u nas Wesołe Miasteczko w ostatnim tygodniu sierpnia. Bez zastanowienia zapytałam rodziców czy mogę z Michaelem i Alicją tam iść, na co oczywiście się zgodzili. Przez telefon zmówiłyśmy się ze złotowłosą, że ona kupi bilet tylko sobie, a ja załatwię dla mnie i Michaela. Następnego dnia, tata pojawił się w moim pokoju wręczając mi dwa papierki. Zatelefonowałam do Alicja a ta powiedziała, że jeszcze nie miała czasu wszystkiego załatwić, więc trzeba było mi czekać. Już nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć minę chłopaka, miałam nadzieję, że mu się spodoba.
Dni szybko mijały i przeddzień urodzin zadzwoniłam do przyjaciółki.

- Hej Alicja! Gotowa na jutro? - zapytałam podekscytowana.

- Diana? Bo.. ja właśnie zapomniałam ci powiedzieć, że jak wczoraj byłam kupić ten bilet to okazało się, że... dawno już są wszystkie wyprzedane. - powiedziała a mi uśmiech zniknął z twarzy.

- Że co? To znaczy, że...

- Nie mogę iść z wami, przepraszam. - rzekła smutnie. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Kurde, miałyśmy idealnie zaplanowany cały dzień, ale chyba zapomniałam, że byłoby za piękne, gdyby poszło tak gładko.

- No trudno, pójdziemy we trójkę innym razem. - westchnęłam.

- Tak, przepraszam, bawcie się dobrze. - mruknęła i się rozłączyła.
Poszłam na górę przyszykować strój na jutro. 

Wybrałam granatowo-szarą sukienkę za kolana w stylu retro z lat 50, obwiązaną czerwonym, grubym pasem. 

Przynajmniej raz będę wyglądać jak dziewczyna. W sumie to sama nie wiem dlaczego tak bardzo zależało mi na ubraniu. Może ja... chciałam podobać się Michaelowi? Jestem głupia, wiem o tym.

Po tym położyłam się na łóżku, zabierając ze sobą Tarzana. 

- Jutro jest ważny dzień. - mówiłam do szczeniaka. - Wujek ma urodziny, jest już taki stary. - zaśmiałam się. - A ja idę z nim, tak bardzo się cieszę. - dodałam, kiedy spostrzegłam, że ten mały huncwot śpi. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam rozmyślać. Nie mogłam doczekać się kolejnego dnia. Spędzanie czasu z Miki'em jest... jest czymś nie do opisania. Uwielbiam przebywać obok niego, patrzeć jak się uśmiecha... Szkoda, że on widzi we mnie tylko przyjaciółkę. Bóg pewnie zdecydował tak, że nigdy nie będziemy mogli być razem, jakoś muszę z tym żyć, chociaż nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam. Czułam się coraz bardziej senna, kiedy w końcu odpłynęłam do krainy snów. 

Następnego dnia obudziłam się o 8:30. W niczym to nie przeszkadzało bo Wesołe Miasteczko otwierali dopiero o 11:00. Poszłam do łazienki i wykonałam te wszystkie rutynowe czynności, po czym ubrałam sukienkę. Zeszłam na dół i zjadłam śniadanie. Reszta czasu minęła bardzo szybko. Trochę przed godziną otwarcia opuściłam dom i skierowałam w stronę budynku zamieszkującego przez Jacksonów. Minuta osiem i byłam na miejscu.

- Hej Mike! - powitałam chłopaka, który leżał na leżaku obok basenu.

- Cześć Diana! Co się tak wystroiłaś, ślub ktoś bierze czy co? - zlustrował mnie wzrokiem.

- Yyyy nie, ale za to zabieram cię na wycieczkę. - podeszłam do niego z uśmiechem.

- Mnie? - zdziwił się, ciągle na mnie patrząc.

- A znasz jakiegoś innego Michaela Jacksona? Oczywiście, że ciebie, myślisz, że nie wiem jaki dziś dzień? Wszystkiego najlepszego! - krzyknęłam.

- Skąd wiedziałaś? Jeju, to takie kochane, dziękuję. - wstał, a ja delikatnie go przytuliłam.

- Miałbym nie pamiętać? - zapytałam szczęśliwa. Chłopak nic nie powiedział, tylko spojrzał mi w oczy.

- Ładnie wyglądasz. - mruknął, lekko się rumieniąc.

- Dziękuję. - poczułam jak pieką mnie policzki. - To co idziemy? 

- Yyy tak, tylko powiem rodzicom. - odparł zostawiając mnie samą.

 Czułam jak dziwne rzeczy dzieją się w moim żołądku a serce nerwowo obijało się o moją klatkę piersiową. Nagle zza rogu wyskoczyli Tito i Jermaine.

- Hej Diana! Co ty, na bal idziesz? - zawołał starszy.

- A może... na randkę z naszym bratem! - wrzasnął Jerm.

- Co? Nie! Idziemy świętować jego urodziny. - powiedziałam.

- O faktycznie, nasz Michael ma dziś urodziny. - spostrzegł.

- Ile on to lat kończy? - skrzywił się Tito.

- Szesnaście. - mruknęłam.

- A to stary koń! Ej musimy coś z innymi przygotować, o której macie zamiar wrócić? - zapytał Jermaine.

- Nie wiem, ale nie szybko. Gdzieś wieczorem. - wzruszyłam ramionami. 

- Ok, to my wam życzymy miłej zabawy! - odeszli a ja zaśmiałam się pod nosem. Jak ja ich uwielbiam.

- Jestem już! - pojawił się czarnowłosy. - Możemy iść!

- Najpierw mam do ciebie prośbę. - zaczęłam.

- Słucham? - spojrzał na mnie.

- Zawiążesz sobie tym oczy? - podałam mu czerwona chustę.

- Ale po co? - zaśmiał się.

- Bo to niespodzianka i nie chcę żebyś podglądał. - wytłumaczyłam.

- Yyy.. a jak twoim zdaniem mam iść? Przecież się zabiję. - odparł.

- Poprowadzę cię, no błagam Mike. - poprosiłam "słodko".

- No już dobrze, ale jak się wywrócę to będzie twoja wina. - powiedział, zawiązując na powiekach materiał.

- Nie podglądasz? - upewniłam się.

- Nic nie widzę, zupełna ciemność. - przyznał.

- Ok, w takim razie idziemy. - chwyciłam go delikatnie za dłoń i pociągnęłam za sobą.
Droga szybko nam zleciała, na rozmawianiu i śmianiu się z wszystkiego. 

- Jesteśmy na miejscu. - odezwałam się, kiedy staliśmy przed bramą do Miasteczka.

- Czyli mogę już patrzeć? - zapytał.

- Poczekaj sekundę. - podeszliśmy do budki, gdzie oddawało się bilety. Szybko załatwiłam sprawę i po chwili weszliśmy na plac. Wszędzie grała wesoła muzyka z bajek, były porozkładane atrakcje i dużo gier.

- Co to za melodia? - zapytał.

- Zaraz się dowiesz, możesz już ściągnąć chustę. - powiedziałam z uśmiechem. 

Chłopak nic na to nie odpowiedział tylko zaczął rozwiązywać materiał. Po chwili powoli go zdjął, otwierając oczy. Mina, która malowała się na jego twarzy była bezcenna. Źrenice powiększyły mu się do rozmiarów niemożliwych a w oczach malowało się zdziwienie i radość.

- Podoba ci się? - zapytałam, lustrując go wzrokiem.

- Czy mi się podoba? - rozejrzał się dookoła. - Diana tu jest jak w śnie! - spojrzał na mnie rozpromieniony. - Nie wiem jak mam ci dziękować! - przytulił mnie mocno.

- Drobiazg. - wyszeptałam, odwzajemniając uścisk. 

- Ale jak? - zapytał, kiedy w końcu mnie puścił.

- Planowałyśmy to dawno z Alicją i tata kupił mi dwa bilety dla nas. Ona nie przyszła bo nie zdążyła kupić. - wzruszyłam ramionami. 

- Czekaj, chcesz powiedzieć, że na mnie wydałaś? - zdziwił się, spoglądając mi w oczy swoimi cudownymi, ciemnymi tęczówkami.

- Tak, ale nie było drogo, nie złość się. - odparłam.

- W zasadzie powinienem, ale uznajmy, to za odpłatę po tym, jak kiedyś cię przestraszyłem, pamiętasz?

- Miałbym zapomnieć, pff. - odparłam. - Ale dosyć rozmów, chodźmy porobić coś fajnego! - powiedziałam głośno.

- Taak! - cieszył się jak co najmniej pięciolatek.

Poszliśmy pograć w różne gry, kupiliśmy słodycze oraz lody.

- Jaki duży pluszak! - zobaczyłam maskotkę wiszącą przy budce z grami.

- No fajny! Wygram go dla ciebie. - powiedział, ciągnąć mnie w tamtą stronę.

- Co? Nie, po co? Nie wygłupiaj się! - parsknęłam, ale to było jak mówienie do osła. 

- Dzień dobry, poproszę jedną rundę. - zaczął Mike, mówiąc do mężczyzny za ladą, wyjmując z kieszeni jakieś banknoty. W grze trzeba było rzucić piłeczką i trafić w ruszającą się postać. Stałam z boku i patrzyłam na to wszystko.
Michael zaczął, ale coś kiepsko mu wychodziło. Skończyło się na tym, że nie udało mu się w nic trafić.

- Trudno, uda się kiedy indziej. - krzyknęłam, bo było bardzo głośno.

- Diana naprawdę myślisz, że poddam się za pierwszym razem? Jeszcze jedną poproszę. - odparł do faceta, który widocznie cieszył się z zarobku.

- Daj spokój, to oszustwo, nigdy nie wygrasz! - namawiałam go, ale przecież to zbyt uparty człowiek.

Chwilę stał jakby nad czymś myśląc, by po chwili trafnie strzelić. Zaczęłam krzyczeć i klaskać w dłonie. Po chwili czarnowłosy wręczył mi ogromnego miśka, prawie tak wielkiego jak my.

- Jesteś wariatem! I co my teraz z tym zrobimy? - zapytałam szczęśliwa. 

- Nie mam pojęcia, ale jest twój. - odparł dumnie. - Może zapytamy tych pań w budce z biletami czy nam nie przetrzymają? - zaproponował a ja przytaknęłam. Kobiety się zgodziły i pluszaka mieliśmy na razie z głowy. 

Poszliśmy do zderzających się samochodzików, gdzie mało co nie umarłam ze śmiechu. Chłopak ciągle we mnie uderzał, widać było, że kiedyś będzie lepszym kierowcą ode mnie. 

Po tym chodziliśmy po całej placówce objadając się cukierkami i watą cukrową, popijając oranżadą. Szliśmy tak śmiejąc się nie wiadomo z czego. Chyba zjedliśmy za dużo cukru i zaczęło nam odwalać. Obok przebiegły jakieś dzieci, które nas popchnęły i razem wylądowaliśmy na trawie. Michael leżał na ziemi a ja klęczałam obok niego, podpierając się łokciami o jego klatkę piersiową. Oboje nie mogliśmy przestać się śmiać, myślałam, że zaraz brzuch mi tam pęknie. Wszędzie rozsypały się nasze cukierki.

- Boże, Mike nie mogę! - śmiałam się powoli wstając.

- Ja też! To najcudowniejszy dzień w moim życiu! - wykrzyczał. 

Godziny szybko mijały i robiło się coraz później. Byliśmy właśnie na kolejce górce, gdzie myślałam, że umrę.

- Boże, nigdy więcej! - piszczałam kiedy wagoniki zakręcały spirale i różne koła. Przyczepiłam się do ramienia chłopaka i siedziałam z zamkniętymi oczami, w czasie kiedy Michael wyśmienicie się bawił.

Gdy już zeszliśmy postanowiliśmy iść do domu strachów. Z początku miałam wątpliwości, ale skoro czarnowłosy tak uroczo prosił, to że względu na jego urodziny, zgodziłam się. Zajęliśmy miejsca w wagonikach i ruszyliśmy w mroczną podróż. Nie wiadomo skąd dobiegała straszna muzyka skrzypienia drzwi i świstu wiatru. Już na sam ten dźwięk przechodziły mi ciarki. Wokół panowała ciemność jak w grobie, a na ścianach były podświetlone różnorodne duchy i stwory. Nagle z sufitu zwisła czarownica, głośno się śmiejąc. Czułam jak serce mocniej mi bije, ja kiedyś Michaela za to wszystko po prostu zabiję. Kilka razy pojawiły się jeszcze zmory, wyskakujące w najmniej spodziewanych momentach, a ja czułam jak w głowie mi szumi. Przytuliłam się mocno do chłopaka i delikatnie przymrużyłam powieki. Taak, od razu lepiej. W jego uścisku czułam się bezpiecznie i dobrze, mogłabym tak trwać do końca życia. Już żadne straszydła mi nie przeszkadzały kiedy byłam blisko niego. Wsłuchałam się w rytm bicia jego serca i zapomniałam o Bożym świecie.

- Yyy Diana? Skończyło się już. - usłyszałam jego głos 

- Co? Yyy, tak, przepraszam. - zawstydziłam się.

- Nie masz za co, chodź, jeszcze wiele atrakcji na nas czeka! - odparł wstając. Opuściliśmy dom strachów i poszliśmy dalej. 

Czas mijał bardzo szybko, jak to zwykle, kiedy dzieje się coś ciekawego. Nim się obejrzeliśmy było już po 21:00 

- Chodźmy teraz na Diabelski Młyn! - poprosiłam chłopaka.

- Jasne! - zachwycił się. 

Kupił bilety i już po chwili znaleźliśmy się w wagonikach. Te atrakcje w tamtych czasach nie były tak udoskonalone, więc nie było żadnych zabezpieczeń. Młyn ruszył a ja poczułam się jak w bajce, od dziecka marzyłam żeby się tak przejechać. Z zapartym tchem patrzyłam na jasne gwiazdy i ogromny księżyc. 

- Na ile czasu kupiłeś bilety? - zapytałam, nie odrywając wzroku od nieba.

- Na dwie godziny. - odparł a ja popatrzyłam na niego lekko zdziwiona.

- Aż tyle? 

- Tak, a nie chcesz? - zmartwił się.

- Oczywiście, że chcę, jest pięknie! - wykrzyczałam pełna radości. Kiedy byliśmy na samej górze niewiele myśląc wstałam i wyciągnęłam ręce do niebios.

- Dotykam gwiazd, Michael zobacz! - krzyczałam szczęśliwa.

- Diana! Usiądź, możesz spaść! - usłyszałam przerażony głos chłopaka.

- Daj spokój i przyłącz się do mnie! - nie przejmowałam się jego słowami. Wtedy chwycił mnie za biodra i posadził na miejscu.

- No możemy, chcesz żeby ci się coś stało?

- Nie, ale chcę dotykać gwiazd. - mruknęłam z uśmiechem.

- Kiedyś wyjdziemy na wysokie drzewo to sobie podotykasz. - odparł.

- Tak wysokie jak ten Młyn? - upewniłam się.

- Jasne! - odpowiedział.

Zaczęliśmy długie rozmowy o wszystkim. Dosłownie wszystkim. Jaki jest nasz ulubiony sok, co robimy zawsze kiedy wstaniemy, jakie są nasze największe marzenia, czego słuchamy gdy jest nam smutno, jak wygląda grzebień którym się czeszemy, ile pasty nakładamy na szczoteczkę do zębów i czy najpierw do miski wsypujemy płatki a potem mleko, czy na odwrót. To była chyba najpiękniejsza rozmowa w całym moim życiu.

Chłodny wiatr owiał moje ciało, przez co delikatnie zadrżałam.

- Zimno ci? - zapytał chłopak.

- Niee... może troszeczkę. - przyznałam.

- Przytulić cię? - zadał kolejne pytanie.

- Chyba się obejdzie... - mruknęłam, chociaż prawda była inna.

- Wiesz co? Nie mam zamiaru cię dziś słuchać. - zaśmiałam się, kiedy mocno mnie objął, nie zważając na moje zdanie. 

Inni ludzie, którzy w tym momencie nas widzieli, śmiało mogli pomyśleć, że jesteśmy parą, ale mi to wcale nie przeszkadzało. Wtuliłam się w niego, zdając sobie sprawę, że jestem najszczęśliwszą dziewczyną, jaka chodzi po tej Ziemi. I skończmy się już oszukiwać. Zakochałam się w nim. Zakochałam się w Michaelu Jacksonie, do szaleństwa. Dlaczego właśnie teraz zdałam sobie z tego sprawę. Już od dawna uwielbiałam kiedy był blisko mnie, nie wytrzymywałam gdy wyjeżdżał w trasy koncertowe. Lubiłam na niego patrzeć i śmiać się z nim bez powodu. Nie było lepszego uczucia niż to, kiedy mnie przytulał, pocieszał lub patrzył w oczy. Jego delikatny głos i śmiech, był niczym lekarstwo na ból głowy, a jego dotyk przyprawiał mnie o dreszcze. Czy mi się zdaje, czy ja praktycznie ciągle o nim myślę? Kocham go, już nie jest dla mnie tylko przyjacielem. Szkoda, że on nigdy nie odwzajemni mojego uczucia, ale nie chciałam teraz o tym myśleć. 

W głowie grała mi piosenka La La Means I Love You, The Jackson 5 a ja czułam się jak w raju. Ciekawiło mnie o czym on teraz myśli? Raczej nigdy się tego nie dowiem, szkoda. Czas jakby się dla mnie zatrzymał. Byłam tu, w pięknym miejscu, zakochana w chłopaku, z którym spędzałam teraz czas. Można wyobrazić sobie coś równie wspaniałego?

Te dwie godziny minęły jak w okna mgnieniu i musieliśmy wracać.

- Dziękuję Diana, to był najcudowniejszy dzień w moim życiu. - powiedział Michael, kiedy kierowaliśmy się w stronę jego domu 

- Nie masz za co, mój także. - uśmiechnęłam się. 

- Yyyy.. wracasz do siebie? - podrapał się po karku. - Może chcesz przenocować u nas, jest trochę po 23 - powiedział zawstydzony. Moje serce krzyczało "tak!", ale rozsądek kazał się nie zgadzać.  

- Sama nie wiem. - mruknęłam niezdecydowana. 

- A nie będziesz się bała wracać sama? - zauważył.

- Noo.. pewnie będę. - przyznałam.

- To chodź do nas. - zachęcał mnie.

- Ok, skoro nalegasz. - zgodziłam się w końcu. 

Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się w domu Jacksonów. Każdy siedział na dworze po mimo późnej pory i oglądał gwiazdy.

- No no, zobaczcie kto wrócił. - zauważył nas Jermaine, o nie jeśli on ma zamiar robić sobie z nas jakieś żarty, to ja dziękuję.

- Diana, chodź na słówko! - obok mnie niespodziewanie pojawiła się La Toya, która odciągnęła mnie na bok.

- Coś się stało? - zdziwiłam się jej zachowaniem.

- Jerm mówił, że poszłaś z Michaelem na randkę. - wytłumaczyła mi.

- Co?! Nie!! To kłamstwo! Byliśmy w Wesołym Miasteczku i obchodziliśmy jego urodziny! - zaprzeczyłam.

- Ok, wierzę ci, ale dlaczego tak powiedział?

- Bo to Jermaine? On już taki jest. - burknęłam.

- Dobra, nieważne. Zrobiłam z mamą dla Mika tort, zostaniesz i zaśpiewasz z nami sto lat?

- Oczywiście. - chętnie się zgodziłam.

Chwilę potem Katherine przyniosła ciasto ze świeczkami. Zaczęliśmy śpiewać a Michael patrzył na nas wszystkim z wielkim uśmiechem na twarzy. Widziałam jak w jego oczach zbierają się łzy. To było urocze.  

- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęłyśmy na samym końcu. Spostrzegłam, że kiedy czarnowłosy zdmuchiwał świeczki spojrzał w moją stronę, a ja poczułam motyle w brzuchu. 

- Dziękuję wam tam bardzo, to był wspaniały dzień. - powiedział szczęśliwy.

- Diana kochaniutka, zadzwoniłam do twojej mamy i powiedziałam, że zostaniesz na noc. - usłyszałam głos pani Jackson.

- Dobrze, dziękuję. - odparłam.

Resztę czasu spędziliśmy na rozmowach, ale w końcu postanowiliśmy iść spać. Znów zajęłam miejsce na materacu, obok łóżka chłopaka. Tym razem szybko zasnęłam. 

Obudziłam się i natychmiast przypomniał mi się wczorajszy dzień. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. Spostrzegłam, że Michael też już nie śpi.

- Która godzina? - zapytałam zaspanym głosem.

- Ooo, księżniczka Diana wstała? - zaśmiał się, lustrując mnie wzrokiem. - Kilka minut po 10:00 - dodał. O nie, znowu spaliśmy tak długo. Jak zacznie się szkoła, to się skończy.

- Ehh, Mike, tak się zastanawiam. Ty miałeś wczoraj szesnaste urodziny, to ty już jesteś taki stary dziad. - zaczęłam się z nim droczyć.

- Co ty powiedziałaś? - uniósł brwi wysoko do góry.

- Że swoje lata młodości masz już za sobą. - powstrzymywałam śmiech.
Wtedy chłopak nachylił się i zaczął mnie łaskotać. 

- Michael! Nie! Nie możesz... Ja... ja, przestań! - piszczałam śmiejąc się jak nienormalna.

- Odwołaj tamto co powiedziałaś. - rzekł.

- Nigdy!! - wykrzyczałam a on nadal wykonywał tą samą czynność. - B-błagam! P-przestań, M-michael! - dławiłam się śmiechem, ale on nie miał zamiaru mnie słuchać. Z Bożym cudem udało mi się wyrwać i pędem wybiegłam z jego pokoju.

- Chodź tu i wszystko odszczekaj! - zaczął mnie gonić.

- W życiu! - uparłam się. 

- Zaraz cię złapię i sobie zobaczymy! - krzyczeliśmy na cały dom.

Z prędkością światła wbiegłam do pierwszych lepszych drzwi, które okazały się wejściem do pokoju Tito. Wpadłam tam piszcząc i chowając się obok łóżka brata chłopaka. Mike wbiegł za mną, a Tito przebudził się.

- Oszaleliście? Ja chcę sobie pospać... - mruknął niezadowolony i schował głowę pod poduszkę.

- Aaa, Tito błagam, pomóż mi!! - wrzeszczałam, śmiejąc się.

- Teraz nie masz gdzie uciec! - parsknął Michael. 

Zaryzykowałam i przebiegłam obok niego. W pierwszej chwili mnie złapał, ale udało mi się mu uciec. Z hukiem zbiegliśmy po schodach, kierując się do kuchni. Zauważyłam Jermaina bez koszulki, stojącego przy stole i pijącego mleko z kartonu. Przebiegłam obok niego, przez co ten rozlał na siebie napój.

- Ej, co wy wyprawiacie? - zdenerwował się.

- Mike zostaw mnie! - piszczałam nie zwracając uwagi na słowa starszego Jacksona. 

Przebiegliśmy kilka kółek wokół stołu, a ja próbowałam chować się za Jerm'em.

- Uspokójcie się dzieci! Ile wy macie lat? - pytał chłopak, ale żadne z nas nie miało zamiaru zwracać na to uwagi. Skończyło się na tym, że niechcący popchnęłam Jermaina, który ze zdziwieniem namalowany na twarzy, upadł na tyłek a my z Mikie'm wybiegliśmy na dwór.

- Kiedyś i tak cię złapię! - krzyczał, a ja nadal się śmiałam.

- Może. Bo jak jesteś już taki stary, to nie wiem czy tak łatwo ci pójdzie. - dogryzłam mu, na co przyśpieszył maksymalnie. 

Kiedy pędziłam przez małą łąkę niedaleko domu, obejrzałam się i zobaczyłam, że jest naprawdę blisko mnie. Chwilę później poczułam jak mocno łapie mnie w talii, tak, że straciliśmy równowagę i upadliśmy. Chłopak leżał obok mnie i rękę trzymał na moim biodrze. Ja, zmęczona wszystkim, oddychałam zdyszana i patrzyłam w niebo.

- J-już... z-złapałem cię. - wysapał, łapiąc powietrze w płuca. - A-ale kondycję.. t-to ty masz d-dziewczyno nie-niezłą. - dodał.

- Wiem.. dałam c-ci.. fory. - powiedziałam, szybko i nierówno oddychając.

- N-no chyba j-ja tobie.. na, na początku. - odparł. Chwilę leżeliśmy tak, do czasu aż nasze serca znów odnalazły swój rytm.

- Jesteś dzikusem. - powiedziałam w końcu, patrząc na obłoki.

- Ha, powiedziała Diana Butterfly! - parsknął. 

Spojrzałam na niego z uśmiechem. Zaczął się nade mną nachylać, tak, że był naprawdę blisko i wtedy...

- Wracajmy już może do domu. - przerwałam, czując dziwne uczucie w żołądku.

- Yyy.. tak, powinniśmy zjeść śniadanie. - podniósł się do pozycji siedzącej i razem zalaliśmy się rumieńcem. W milczeniu wstaliśmy i skierowaliśmy się do budynku. 

W kuchni roznosił się wspaniały zapach a większość była już na nogach.

- Gdzie wy boso po polach biegacie, hmmm? - zapytała pani Jackson, uśmiechając się sympatycznie. - Ah, te czasy młodości. - wróciła wspomnieniami wstecz. Wymieniliśmy się z Michaelem spojrzeniami, ale żadne z nas się nie odezwało.

- Szaleju się chyba najedli wczoraj. - powiedział Jermaine. - Latali w te i z powrotem jak dzikusy. - dodał a wszyscy parsknęli śmiechem.

- Niech biegają póki młodzi. - odparła pani Katherine. 

Wszyscy zjedliśmy śniadanie, rozmawiając na różne tematy. Było kilkanaście minut po 11:00 kiedy z Miki'em, usiedliśmy na leżakach popijając zimną lemoniadę. 

- Cieszysz się, że wracamy do szkoły? - zapytałam, mrużąc oczy do słońca. 

- Trochę. Wiesz, że do naszego miasteczka wprowadził się chłopak imieniem Lucas i będzie ze mną chodził do klasy, zdążyłem się już z nim zakolegować. - opowiedział.

- Naprawdę? To świetnie, musisz mnie z nim kiedyś zapoznać. - odparłam.

- A ci twoi przyjaciele, jak im tam było... Steve i Kate? Nadal utrzymujecie kontakt? - zaciekawił się.

- Tak, czasem dzwonią do mnie, szczególnie Kate. - wzruszyłam ramionami i zapanowała chwila ciszy. - Michael? - spojrzałam na niego.

- Tak? - wziął łyk napoju.

- Podoba ci się ktoś? Jakaś dziewczyna? - sama nie wiem dlaczego zaczęłam ten temat.

- Yyy... dlaczego pytasz? - zawstydził się delikatnie.

- Z czystej ciekawości. - przyznałam.

- Yyy.. nie wiem.. chyba nie.. - mruknął, a ja tylko stwierdziłam się w przekonaniu, że moja miłość do niego będzie nieodwzajemniona. - A tobie jakiś chłopak? - zapytał.

- Yyyy... - nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć, poczułam jak bicie serca minimalnie mi przyśpiesza. - Ja.. może.. - powiedziałam cicho, ale on i tak to usłyszał.

- Może? - zdziwił się.

- Chyba tak. - spuściłam wzrok. Wtedy usłyszałam pękające szkło, opadające na ziemię.

- Boże, co się stało? - popatrzyłam w jego stronę. Szklanka z lemoniadą, którą ściskał w dłoni rozpadła się na miliony kawałeczków. - Wszystko w porządku? 

- Tak.. to znaczy.. nie jestem pewien. - na kostkę kapnęła kropelka czerwonej krwi, wypływająca z rany na ręce chłopaka.

- Michael.. - podeszłam do niego, oglądając jego dłoń. - Chodź z tym pod kran. - wstał, z wlepionym wzrokiem w ciecz. 

Skierowaliśmy się do domu i szybko poszliśmy do toalety. Odkręciłam kurek i chłodna woda, zmieszała się z krwią Mika. 

- Już lepiej? - zapytałam, spoglądając w jego twarz.

- T-tak, dziękuję. - odparł, zakręcając kran i wycierając lewą dłoń, bo to w nią się skaleczył. Dzięki Bogu czerwona ciecz już nie wypływała, co spowodowało u mnie ulgę. Stałam z boku i patrzyłam na niego, uśmiechając się pod nosem. Zauważył to i zapytał:

- No co? - zaśmiał się.

- Nic, zabawna sytuacja, tylko nam się takie zdarzają. - parsknęłam śmiechem.

- Tak, ale co począć? Tak już najwidoczniej musi być. - uśmiechnął się, robiąc krok w moją stronę. 

Zlustrowałam wzrokiem jego twarz, która była coraz bliżej mojej. Cofnęłam się i wyciągnęłam ręce do tyłu, ale za sobą poczułam tylko zimne kafelki, do których przyległam. Serce mimowolnie mi przyśpieszyło, a oddech stał się nierówny. Chłopak zrobił jeszcze kilka kroków do przodu, tak, że nie miałam się już gdzie ruszyć. Nerwowo przełknęłam ślinę patrząc w jego ciemne oczy. W moim brzuchu działy się nieokreślone rzeczy i zrobiło mi się gorąco. Michael zaczął się nade mną powoli nachylać. Serce szybko obijało mi się o klatkę piersiową, jakby zaraz miało wyskoczyć. Nagle jego prawa dłoń znalazła się na moim lewym biodrze, co sprawiło, że zadrżałam. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka milimetrów, czułam jego oddech na swojej skórze. Boże, co tu się dzieje?! Ostatnie co widziałam, to jego twarz, zbliżona do mojej maksymalnie, bo po tym przymrużyłam powieki. Wtedy poczułam jego ciepłe wargi na swoich. Były aksamitne i ledwo wyczuwalne. Ta chwila trwała dla mnie nieskończone wieki. Kilka sekund później oddalił delikatnie usta od moich. Cofnął się trochę i spojrzał mi w oczy. Nerwowo zlustrowałam go wzrokiem, nie wiedząc co teraz robić. On tylko spuścił głowę w dół.

- Ja.. ja przepraszam. - udało mu się wypowiedzieć, po czym chwycił za klamkę i opuścił pomieszczenie.

A ja stałam tam ciągle, nadal w wielkim szoku i nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Oparłam głowę o ścianę i zamknęłam oczy, nerwowo oddychając. Po prostu nie wierzyłam, w to co przed chwilą miało miejsce. On... pocałował mnie. Michael mnie pocałował! Uśmiechnęłam się sama do siebie, przygryzając delikatnie dolną wargę. Potrząsnęłam głową, mając głęboką nadzieję, że to nie jest sen. Dopiero po kilku minutach, udało mi się ruszyć. Spojrzałam w lustro chowając twarz w dłoniach. Zrobił to.. Nie mogę uwierzyć! Miałam ochotę skakać, piszczeć i krzyczeć, ale powstrzymałam się. 

Gwałtownie chwyciłam za klamkę, wychodząc z łazienki. Rozejrzałam się dookoła i rzuciłam do drzwi frontowych. Błagam, niech ja teraz nie spotkam Michaela, nie będę umiała spojrzeć mu w oczy. Z prędkością światła znalazłam się na tyłach domu gdzie zatrzymałam się. Popatrzyłam we wszystkie strony, czy jeden z jego braci tu nie siedzi, ale był czysty teren. Spojrzałam na wysoki mur, którym był ogrodzony dom. Nie mogłam wyjść bramą bo jeszcze bym kogoś spotkała po drodze. Wiem, że moje zachowanie w tej chwili było, delikatnie mówiąc.. dziwne, ale to wszystko przez emocje. Wdrapałam się, by po chwili spaść z drugiej strony i zniknąć w oddali. Biegłam przed siebie ile tylko sił miałam w nogach, co chwila podskakując z radości. Po kilku minutach byłam już w domu.

- Diana to ty? - usłyszałam głos mamy, dobiegający z kuchni, ale nie chciałam teraz jej widzieć.

- Tak! - krzyknęłam tylko, znikając na schodach. 

Zamknęłam drzwi do pokoju na klucz i rzuciłam się na łóżko, by po tym piszczeć w poduszkę. Przekręciłam się na plecy i cała rozwalona, oddychałam głęboko, wpatrując się w jakże ciekawy sufit. Pocałował mnie.. on mnie pocałował. - powtarzałam ciągle w głowie. Czułam stado motyli w moim brzuchu, a myśli zwijały się w kłębki. Teraz już wiem, że jestem najszczęśliwszą dziewczyną na kuli ziemskiej i nic tego nie zmieni.

Michael pov

Pocałowałem ją. Zrobiłem to, nie wiele myśląc. Tak, chciałem tego, bo zrozumiałem, że się w niej zakochałem. Już od dawna to wiedziałem, ale próbowałem stłumić. Kiedy była blisko mnie, czułem się jakbym miał cały świat przy sobie. Uwielbiałem zatracać się w jej cudowny, czekoladowych oczach i słyszeć jej uroczy śmiech. Gdy mnie przytulała, pragnąłem by ta chwila nigdy się nie kończyła i serce pękło mi z bólu, widząc jak wraca do domu. Jej słodki zapach przyprawiał mnie o dreszcze, sprawiając, że wariowałem. Do tego ten wczorajszy dzień w Wesołym Miasteczku. Nie tyle cieszyły mnie te wszystkie atrakcje, karuzele i słodycze, co jej obecność. Patrząc na jej podekscytowaną twarz, pełną energii, rozumiałem, że trzymam w dłoniach skarb, którego za nic w świecie nie mogę puścić. I jeszcze ten czas spędzony na Diabelskim Młynie, kiedy wtuliła się we mnie mocno, rozmyślając nie wiadomo o czym, byłem już pewny, że się w niej zakochałem. Tylko czy ona czuła do mnie to samo? Szczerze w to wątpiłem. Mam wrażenie, że zraniłbym ją, wyjawiając swoje uczucia, więc pozostało mi cierpieć w ciszy.

Do dnia dzisiejszego. Już kiedy leżeliśmy na łące, po szalonej gonitwie, miałem ochotę ją pocałować. Przystawiałem się do niej, ale ta w panice zmieniła temat, proponując byśmy poszli na śniadanie. To powinno być dla mnie sygnałem, że nic do mnie nie czuję, ale ja to ja, jestem bardziej uparty niż może się komuś wydawać. Gdy byliśmy w łazience i stała obok, poczułem, że nie wytrzymam dużej jeśli jej nie pocałuję. Powoli zbliżyłem się do jej drobnego ciała, z sercem walącym jak młot. Wszystkie moje myśli plątały się w niezrozumiałe kłębki i nie panowałem nad emocjami. W żołądku czułem dziwny ucisk, ale mimo to, nie przestałem się zbliżać. Gdy położyłem rękę na jej biodrze, wiedziałem, że drży. Zmrużyłem powieki i na jej miękkich wargach złożyłem krótki pocałunek. Całe moje życie wirowało mi w głowie, a serce oszalało. Po tym, reszta wydarzeń działa się zbyt szybko. Przeprosiłem ją i wyszedłem. Nie wiem czy zrobiłem dobrze, ale nie potrafiłem spojrzeć jej po tym w oczy. Czy ja ją zraniłem? Co ona sobie o mnie pomyśli, a jeśli mnie znienawidzi? Nie chciałem, nie mogłem jej stracić, ale po tych wydarzeniach czułem się jakby wszystkie moje problemy na zawsze zniknęły. 

Leżałem teraz w swoim łóżku, z głową schowaną w poduszce i rozmyślałem. Cholera, dlaczego tak bardzo się zakochałem? Teraz będę musiał cierpieć do końca życia, przez nieodwzajemnioną miłość. Moja słodka Diana.. Nagle poczułem jak spływa na mnie wena, niczym dar od Boga. Gwałtownie się podniosłem, pędząc do biurka. Wyjąłem z szuflady kartkę i zacząłem kreślić na niej koślawe litery.

"Nie lubię Cię, lecz kocham
Zdaje się, że zawsze o Tobie myślę
Oh, traktujesz mnie źle
Kocham Cię szaleńczo

Naprawdę masz mnie w garści
Naprawdę masz mnie w garści, tak
Kocham Cię i wszystko czego od Ciebie wymagam, to trzymaj mnie
Trzymaj mnie, trzymaj mnie!

Nie chcę Ciebie, lecz potrzebuję,
Nie chcę Cię całować, ale potrzebuję to robić
Zrobiłaś ze mną coś złego, teraz
Oh, moja miłość jest silna, teraz"

Po chwili miałem już refren i dwie zwrotki, z których byłem naprawdę dumny. Idealnie opisywały moje uczucia w tej chwili. Złożyłem papier w maluteńką kosteczkę i schowałem na spodzie szuflady. Już wiedziałem, że ta piosenka będzie dla Diany.











***

Ta daam! O to w końcu, wyczekiwany przez wszystkich rozdział! Jeju, miałam wam tu tyle powiedzieć, ale teraz wszystko wyleciało mi z głowy. 

Nawet nie wiecie jak bardzo zestresowana jestem, wiedząc, że za chwilę muszę nacisnąć ten napis Publikuj. Dlaczego? Tak bardzo boję się, że opis pocałunku może wam się nie spodobać, że wyobrażaliście sobie to całkiem inaczej... Włożyłam w tą scenkę całe swoje serce i starałam się jak mogłam, żeby opisać to tak, jak sobie wyobrażałam. No ale robiłam to o 4 w nocy, więc mogło wyjść różnie, aczkolwiek mi osobiście nawet się podoba <3

Mam nadzieję, że wam także i bardzo, bardzo proszę o komentarze, piszcie co sądzicie, jakie jest wasze zdanie, po prostu wszystko.

Dziękuję, że jesteście i czytacie, kocham was najmocniej <333

Do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top