Rozdział 16

- Co to ma być?! - wyszeptał zdenerwowany Michael. Zresztą nie dziwiłam mu się; sama byłam wściekła.

- To od Julie. - chłopak popatrzył na nią.

- Yyy... proszę panią. - podniósł rękę w górę.

- Tak Jackson? - nauczycielka podeszła do naszej ławki.

- Bo Julie podrzuciła nam tą kartkę. - podał kawałek papieru brunetce.

- No, no. Myślałam, że wtedy w moim gabinecie wszystko sobie wyjaśniliśmy. - powiedziała ostro.

- Też tak myśleliśmy. - odpowiedziałam.

- Julie? - wychowawczyni podniosła na nią wzrok.

- Chyba nie sądzi pani, że to ja im dałam tą kartkę! To zemsta! Rozumie pani?! Zemsta! - odezwała się blondynka.

- Nie kłam! - podniósł głos Mike. - Już do końca szkoły masz zamiar nam dokuczać!!?? - był naprawdę zły.

- Jackson uspokój się. - nauczycielka matematyki próbowała zachować spokój. - Teraz przymknę na to oko ale jeszcze jeden taki wybryk, w którym bierze udział wasza trójka a wyślę was do dyrektora! - pogroziła nam palcem.

Widziałam, że Mike chciał coś jeszcze powiedzieć ale odpuścił. Resztę lekcji przemilczeliśmy.

    Właśnie szliśmy z Michaelem i Alicją do domu. Po ostatniej lekcji musiałam chwilę zostać z chłopakiem w sali i nauczycielka zapytała co my robiliśmy i powiedziała, że mamy -pięć punktów za "wagarowanie" i bieganie po szkole w czasie lekcji. Żałosne, wiem.

      Właśnie ujrzeliśmy dom Alicji. Gdy byliśmy już pod drzwiami dziewczyna przytuliła mnie na pożegnanie a potem Mika.

- Powodzenia jutro Michael. Trzymam za was kciuki. - uśmiechnęła się.

- Dzięki. Pa. - odpowiedział chłopiec.

- Do jutra! - krzyknełam tylko i złotowłosa zniknęła w drzwiach.

      Zaczęliśmy iść w stronę naszych domów.

- Przepraszam Michael za to dziś. Przezemnie dostałeś minusowe punkty. - zaczęłam rozmowę.

- Przez ciebie? - spojrzał na mnie.

- No tak, bo ja to specjalnie powiedziałam, że się nie nadajesz. - patrzyłam w ziemię.

- Czyli naprawdę się nadaję? - przystaną. Spojrzałam na jego twarz; uśmiechał się cwaniacko i uniusł lewą brew do góry.

- A nie wiadomo. Może się nadajesz. - zaczęliśmy iść w ciszy. - Michael? - spojrzałam w jego ciemne, piękne oczy.

- Tak?

- Bo mam takie pytanie...

- Zamieniam się w słuch. - wyszczerzył się.

- Bo skoro teraz wasz zespół jest już znany i podróżujecie, i robicie koncerty to... - zaczęłam.

- To?

- To jak już będziesz starszy i, np. nie wiem, zaczniesz solową karierę... - musiałam kiedyś zacząć ten temat.

- Ja? - zaśmiał się. - Ja miałbym zacząć solową karierę? Dlaczego tak uważasz?

- No bo przecież pięknie śpiewasz!

- Dziękuję... - uśmiechnął się z głową spuszczoną w dół i oblał się rumieńcem.

- No więc jakbyś już zaczął i stałbyś się baaardzooo sławny.

- Na pewno tak nie będzie.

- Będzie! A zresztą nie znasz przyszłości! - zaprzeczyłam.

- Ty też nie! - parskną śmiechem. 'Oh Mike. Ja wiem o tobie baardzo dużo' pomyślałam.

- No ale jakby tak było. Chciałbyś takie życie?

- Hmmm, sam nie wiem. Z jeden strony kocham śpiewać i czuję się na scenie jak ryba w wodzie ale z drugiej... już teraz męczą mnie ciągłe próby i te wszystkie wywiady. Więc nie wiem. - szliśmy w milczeniu.

- O jest mój dom. - powiedziałam. - Pa Michael. - zaczęłam odchodzić.

Kątem oka zauważyłam jak czarnoskóry nadal stoi i patrzy na mnie dziwnie, ze smutna miną. Byłam już prawie przy drzwiach gdy odwróciłam lekko głowę i zobaczyłam, że Michael powoli zaczyna odchodzić.

- Ohh Miki! - zawołałam i podbiegła do niego gdy ten się odwrócił. Przytuliłam go mocno. - Naprawdę pomyślałeś, że taka jestem? - uśmiechnełam się mówiąc mu do ucha.

- Przez chwilę tak... - zarumienił się.

- Głuptas. - usciskałam go jeszcze mocniej. W końcu po kilku minutach oderwalismy się.

- Powodzenia jutro na koncercie. Dajcie z siebie wszystko! Będę was oglądać i mam nadzieję, że mi pomachasz do kamery. - zaśmiałam się. - Do zobaczenia za tydzień.

- Obiecuję, że się na nas nie zawiedziesz. - zasalutowal, poczym wybuchnelismy wielkim śmiechem.

- Dobra to pa! - pomachałam mu.

- Pa!

Michael pov

Właśnie zamknąłem drzwi domu. W środku panowała dziwna cisza. Wszedłem do salonu gdzie siedzieli moi bracia i stanąłem na środku z lekko uniesionymi brwiami.

- Coś się stało? Ktoś umarł? - zapytałem.

- Michael, tata czeka na ciebie w twoim pokoju. Chcę z tobą porozmawiać. - odezwał się Jackie.

Można było się domyślić.

- Co znów zrobiłem nie tak? - pytałem bardziej siebie niż ich.

- Dzwoniła do niego twoja wychowawczyni i powiedziała, że biegałeś z tą całą Dianą, czy jak jej tam, po szkole w czasie lekcji i jeszcze coś tam... - rzekł Jermaine.

- Jeszcze co? - otworzyłem szerzej oczy.

- ... no... Ojciec mówił, że ta nauczycielka powiedziała jeszcze, że gdy otworzyła drzwi sali to zobaczyła jak się przytulacie...

- Co?! To nie prawda!!!! - byłem bardzo zdziwiony. Ja ją przecież tylko goniłem. - A gdzie mama?

- Rozmawia z nim od niecałych dwóch godzin.- odezwał się Tito.

- Dobra idę tam. - zdjąłem kurtkę i rzuciłem tornister w kąt.

     Już po chwili stałem przed drzwiami własnego pokoju. 'Dobra Michael. Bądź odważny, bądź silny. Dasz radę.' pomyślałem poczym zapukałem. Otworzyła zdenerwowana mama. Przytuliła mnie i wyszła.

- Kogo my tu mamy? Michael chodź. - Boże już się bałem. Wszedłem do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. - Dzwoniła twoja wychowawczyni. Wiem wszystko.

- Tak, ja przepraszam ale to nie prawda.. ja wcale nie przytuliłem Diany... tylko..

- Spokojnie, nic mnie to nie interesuje. - przerażał mnie jego spokuj. - Interesuje mnie tylko jedna sprawa.

- Jaka? - nie wiedziałem czego się spodziewać.

- Czy ta cała Diana... ma jakiś talent? Ale duży?

- Hmmm, w sumie to nie wiem, ale mówiła dziś, że piszę opowiadania i rysuję.

- Rysuję? - podrapał się po brodzie. - A co na przykład.
- "Może narysować wszystko jeśli będzie na to patrzeć. Wystarczy, że ktoś przed nią usiądzie i może go narysować. Tylko jeśli nie będzie się ruszał". - zacytowałem jej słowa.

- Hmmm... - widziałem, że Joseph był bardzo zamyślony.

- Chcę ją sprawdzić.

- To znaczy? - już się tego bałem.

- Widzę, że między wami kiedyś coś będzie.

- Wcale nie! - zaprzeczyłem szybko zalewając się rumieńcem.

- Nie mówię, że teraz. Jak będziecie starsi. - patrzyłem w podłogę tak bardzo zawstydzony. - Będziecie mogli być razem jeśli będzie do czegoś przydatna.

- Czyli?? - byłem bardzo ciekawy.

- Jak wrócimy z koncertu powiesz jej żeby cię narysowała.

- Co???

- Po prostu usiądziesz a ona cię narysuje. Potem ocenię jej pracę.

- Ale...nie mogę.

- Dlaczego? Przecież jesteście przyjaciółmi.

- Diana mówiła, że najlepiej rysuję się jej na świeżym powietrzu. Może zaczekamy do wiosny? - skłamałem.

- Dobra, zastanowię się jeszcze. A teraz już jedz obiad i zaraz próba. - wyszedł zostawiając mnie samego.

Boże co to wszystko miało znaczyć? Co on kombinuje?

Diana pov

Następnego dnia o czternastej miał zacząć się koncert. Najpierw występowali inni artyści ale w końcu pojawił się napis Jackson 5ive.

Po bokach siedziała widownia, z tyłu były dwie cyfry pięć a na scenie stała piątka chłopców. Od lewej Tito grający na gitarze, potem tańczący i śpiewający Marlon, i Jackie, obok Michael a po prawo także trzymający w rękach gitarę Jermaine. Chłopcy mieli na sobie cudowne stroje. Boże! Jak zobaczyłam ich buty myślałam, że tam zwariuję. Były czarne, po kolana z białymi sznórówkami i męskimi obcasami. Ubranie w sumie każdy z nich miał inne, ale podobne.

     Zaczęli śpiewać piosenkę I Want You Back. Siedziałam przed telewizorkiem i byłam zachwycona. Nawet nie zauważyłam gdy rodzina się dosiadła.

    W czasie gdy Mike pięknie śpiewał, wkładając w to całe serce, Marlon i Jackie tańczyli jakiś fajny układ. Michael chodził po całej scenie i też tańczył chodź musiał skupic się na śpiewie.

     Gdy chłopiec zaśpiewał pierwszą zwrotkę i refren zaczęła grać muzyka do ABC. To też zaczął śpiewać Mike. Na tej piosence było dużo zbliżenia na Michaela.

Wtedy dostrzegłam z jaką miłością to robi. Ma okropne życie a na scenie już teraz jest królem. Wtedy także zrozumiałam jakiego skarba mam przy sobie co dzień. Czasem o tym zapominałam. Ja, zwyczajna Diana Butterfly przyjaźnię się z Michaelem Jacksonem. To wygląda jak sen a jest rzeczywistością. Teraz zacznę doceniać przyjaźń z tą osobą. Coś zesłało mnie do tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego pierwszego roku i mam okazję chodzić do klasy z tak wspaniałą osobą. Boże, żyjąc w dwa tysiące osiemnastym, czasem wyobrażałam sobie jak Michael jest obok mnie i rozmawiałam z powietrzem, kilka razy zdarzało mi się nawet przy ludziach. A teraz... Gdy miałam plakaty z nim potrafiłam je całować, w prawdzie zazwyczaj w policzek ale jednak. A teraz, chociaż Mike stoi obok nie potrafię tego zrobić. Nie potrafię go przytulić tak jak zawsze sobie to wyobrażałam. To naprawdę dziwne.

     W czasie gdy ja rozmyślałam chłopcy zaczęli śpiewać ostatnią piosenkę The Love You Save. Podziwiałam z otwartymi ustami perfekcję jaką wkładają w wykonanie. Naprawdę byli w tym dobrzy. Pod koniec piosenki zauważyłam coś niesamowitego. Gdy było zbliżenie na Michaela, wyraźnie widać było, że macha do kamery wpatrując się w nią. Przypomniałam sobie jak wczoraj mu powiedziałam, żeby mi pomachał. Jeju to było takie kochane.

Mimowolnie także mu pomachałam zapominając, że obok siedzą moi rodzice i Olivia. Koncert się skończył i The Jackson 5 zeszli ze sceny pośród wielkich oklasków.

       - Co ty zakochałaś się w tym Jacksonie? - usłyszałam głos mojej siostry.

- Niee!

- To dobrze bo i tak nigdy go nie spotkasz. - usiosłam brwi wysoko do góry.

- Przecież ja chodzę z nim do klasy.

- Co? - zaciekawiła się mama.

- No chodzę z Michaelem do klasy i się przyjaźnimy.

- Ale chyba nie chodzi ci o tego Michaela Jacksona. - mama była wyraźnie zdumiona.

Czy naprawdę nie zauważyli, że to z nim właśnie się przyjaźnie. Teraz widzę jak głęboko mają mnie w dupie.

- Tak, właśnie o tego mi chodzi.

- On tu kiedyś był i też wydawał mi się znajomy. - odezwała się Olivia.

- Czyli chcesz powiedzieć, że kolegujesz się z tym popularnym Michaelem Jacksonem z zespołu The Jackson 5.

- Tak, znam nawet jego braci i całą rodzinę.

- Czekaj, czekaj coś mi tu nie pasuje. - mama nie dawała za wygraną. - Czy chcesz powiedzieć, że ty, nasza córka, przyjaźnisz się z tym sławnym chłopcem.

- Nooo tak. - coraz bardziej ta rozmowa stawała się dziwna.

- Ale chyba on nic o tobie nie mówi w prasie.

- Niee!! Przecież oni nie są tak bardzo sławni.

- Ale kiedyś mogą być i cię wykorzystają.

- Jak możesz tak mówić mamo? Michael jest miły, dobry i kochany tak jak jego rodzina. I będę się z nim przyjaźnić już do końca życia! - wyszłam z salonu i padłam zmęczona na łóżko w swoim pokoju, zatapiając się w kołdrze.

****
A tu macie ten koncert opisany w rozdziale:

Opisałam go w miarę? No i czy wy widzicie ich stroje? ICH BUTY! Ja po prostu umieram!! 😍
No i wiem, że ten rozdział jest lekko nudnawy ale nie zrażajcie się, następne będą lepsze ❤️
Kocham i całuję 💘😘

Aaaaaaa, no tak zapomniałam. Cicho, nikt nie widzi tego, że ten prawdziwy koncert jest z listopada a u Michaela i Diany jest... nawet nie wiem co, chyba wrzesień. Nikt tego nie widzi!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top