Rozdział 5

Lekcje w końcu dobiegły końca. Gdy schodziłam po schodach, zauważyłam Julie siedząca na ławce i gładzącą swój policzek. Obok siedziały jeszcze Izabell, Caroline i Joana. Kiedy  przechodziłam obok, posłały mi mordercze spojrzenia. Super. Teraz będę miała z nimi przewalone. Jeszcze jak moi rodzice się dowiedzą... to będzie kolorowo. No ale Julie sama się o to prosiła. Na następny raz zawołam Jermaina i on powie prawdę. Kurde! Szkoda, że dziś tego nie zrobiłam!

       Znalazłam się obok mojej szatni. Większość osób już się przebrało i wychodziło ze szkoły.

      Nagle usłyszałam jak ktoś zaczyna grać na gitarze. Potem był piękny śpiew...Michaela. Ale co oni... no przecież Mike miał próbę. Stałam tak i się przysłuchiwałam. Jego głos był naprawdę potężny, z nim mógł wiele osiągnąć. Co ja gadam? Przecież już osiągnął. Był Królem Popu. Najwspanialszym piosenkarzem jaki świat widział. A raczej dopiero będzie, za jakieś dziesięć lat.

      W końcu poszłam do szatni, otworzyłam ją i zmieniłam buty. Na dworze było ciepło, ale wiał silny wiatr. Jeszcze tylko poszłam do toalety, a gdy byłam w środku usłyszałam, że Michael przestał śpiewać a gitary grać. Próba pewnie dobiegła końca. Kiedy wyszłam z łazienki była już zupełna cisza; Jacksonowie zapewne wyszli.

     Popatrzyłam przez okno a gdy odwróciłam głowę zauważyłam opuszczającego szkołę Mike'go. Tak bardzo różnił się od pozostałych. Był taki inny...wyjątkowy. Miał na sobie różnobarwną kurtkę w kolorowe, duże kwadraty, w których były białe kółka a w nich czarne. Na głowę założył kaptur.

      Zaczęłam za nim iść, on jednak był bardzo szybki. W końcu go dogoniłam. Wtedy ściągnął już kaptur. Gdy się nie zatrzymał, ja zawołałam:

- Michael?

On zerknął ma mnie kontem oka, przystanął, ale nie odwrócił się.

- Co się stało? - zapytałam.

- Nic. - mruknął cicho.

Podeszłam bliżej i nagle zauważyłam łzę spływająca po jego prawym policzku. Nie wiedziałam co się stało. Zbliżyłam się jeszcze bardziej, był taki piękny, taki przystojny. W pewnym momencie dotknęłam jego ciemnego policzka i obtarłam łzę.

      W tym momencie mnie oświeciło! Michael miał przed chwilą próbę, tak? Więc pewnie popełnił jakiś błąd, coś źle zrobił. A jego bezduszny ojciec uderzył go. Nie wiem czy tak na pewno było, ale najprawdopodobniej coś w tym stylu. Zrobiło mi się go bardzo żal. Ogromnie mu współczułam.

       Wtedy Mike spojrzał na mnie tymi swoimi czarującymi, czekoladowymi oczami, w których udało mi się dostrzec smutek a zarazem wdzięczność. Kąciki jego pełnych ust uniosły się lekko ku górze, po czym chłopak odwrócił się i zaczął odchodzić, a ja jak głupia podążałam za nim. 

W końcu dotarliśmy na parking, rodzice i rodzeństwo czekali już na niego. Kilka metrów przed nami stało auto Jacksonów. Zauważyłam Joe'go za kierownicą i spojrzałam na niego z pogardą. Katherine czekała na Mikie'go przed samochodem. Reszta The Jackson 5 siedziała już w środku. Tylko wokół auta biegali mali Randy i Janet. Wyglądali bardzo uroczo. Ciągle gdzieś zerkali, coś wskazywali albo bez celnie biegali. Kiedy Michael zaczął iść w stronę rodziców ja zapytałam:

- Michael... czy ja mogę... - zarumieniłam się. - Czy ja mogę na jakiejś lekcji z tobą siedzieć w ławce?

- Tak. - odpowiedział, uśmiechając się delikatnie.

Potem Mike wszedł do środka a Katherine zawołała do małych Janet i Randy'iego.

- Wsiadajcie do samochodu! - urocze rodzeństwo zrobiło co kazała ich mama i w końcu auto zniknęło gdzieś w dali.

      Gdy wracałam do domu rozmyślałam o sytuacji, która przed chwilą miała miejsce. Dotknęłam policzka Michaela Jacksona. Zrobiłam to. Przełamałam barierę. Zawsze byłam taką cicha myszką, a teraz obtarłam chłopakowi łzę, to było tak bardzo nierealne. 

     Cała radość zniknęła gdy po wejściu do domu zauważyłam rodziców siedzących przy stole i czekających na mnie. Kiedy tylko zatrzasnęłam drzwi i odwróciłam się zobaczyłam siedząca przy sole mamę z założonymi rękoma i stojącego obok tatę.

- Yyy....cześć. - powiedziałam szczerząc się. Na to mama uniosła prawą brew aż po samo czoło. - Coś się stało? - udawałam, że nie wiem o co chodzi. 

- Ty nam może powiesz. - odezwał się surowym głosem tata. 

- Ale ja nic...

- Nie kłam, o wszystkim wiemy. Twoja wychowawczyni dzwoniła i powiedziała całą prawdę. - powiedziała zła mama. Spuściłam wzrok. No to się zaczyna.

- Nie wiem tylko dlaczego to zrobiłaś? Nie wychowaliśmy cię na taką. Masz jakiś problem, kłopot? - moja rodzicielka wstała, patrząc na mnie.

- Widzę, że nauczycielka nie powiedziała CAŁEJ prawdy. - rzekłam.

- To znaczy? - zapytał tata.

- Bo ja dlatego to zrobiłam, bo Julie obrażała Michaela!

- Ale chyba nie musiałaś jej uderzyć! Mogłaś porozmawiać, wyjaśnić...

- Próbowałam! Tyle, że nikt mnie nigdy nie słucha!

- Spokojnie, porozmawiajmy...

- O czym mamy rozmawiać?! Julie obrażała Michaela, to wystarczyło, żeby jej przyłożyć.

- Nie! Nie wychowaliśmy cię na taką! Trzeba było to załatwić po ludzku! - mówiła poddenerwowana mama.

- Tyle, że po ludzku się nie dało! Ona...ona powiedziała, że moje i jego dzieci będą głupie!!! - zaczęłam krzyczeć. 

- Na prawdę? Co jeszcze powiedziała? - zainteresował się tata.

- Że Michael to beksa, tchórz. Że nasze dzieci albo będą białe i brzydkie albo czarne i głupie!

- A to nie dziwię się. Zrobiłbym to samo. - uśmiechnęłam się lekko. 

- John! - skarciła go mama.

- No co? Obrażała nasze wnuki! - zarumieniłam się. Mama westchnęła. 

- No dobrze, poniosły cię nerwy, ale czy od razu musiałaś ją uderzyć? Teraz cała szkoła będzie o tym huczeć. - powiedziała spokojnym głosem mama. Usiadłam obok.

- Wiem o tym. Ale po prostu nie wytrzymałam.

- Jutro ją przeprosisz. - rzekła mama.

- Co?

- Podejdziesz i ją przeprosisz. - spojrzała na mnie.

- Nigdy! Za co mam ją przepraszać, hmm??

- No.. za to, że ją uderzyłaś. - głos mojej mamy stawał się coraz bardziej ostry.

- Niech ona najpierw mnie przeprosi! Mnie i Michaela!!! - pobiegłam na górę. Nie mam zamiaru przepraszać tej idiotki! Ani teraz ani nigdy!

***
Hejo. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Proszę o gwiazdkę i komentarz jeśli chcecie mnie uszczęśliwić. Ogólnie to mam teraz ciężkie dni ale staram się być silna...jak Mike. To tyle..
Kocham i całuję 💘❣️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top