Rozdział 40

Diana pov

Spacerowałam chodnikiem, po mniej zatłoczonej ulicy i wpatrywałam się w błękitne niebo. Nuciłam pod nosem jakąś nieznaną nikomu melodię, wdychając do płuc świeże powietrze.

   Rozmyślałam o życiu, o tym co wydarzyło się nie tak dawno. A w szczególności zastanawiałam się nad słowami Michaela, wypowiedzianymi tamtej nocy, kiedy to u mnie nocował. Nie do końca w to wierzyłam, a może tylko udawałam. Wszystkie myśli mnie przytłaczały i tworzyły pytania, na które odpowiedzi trudno było mi znaleźć.

   Skoro uciekł po pocałunku, powiedział, że nic do mnie nie czuję i, że chcę abyśmy nadal byli przyjaciółmi, do tego ma Marię i jest z nią widocznie szczęśliwy to dlaczego mi to powiedział? Dlaczego w takim miejscu, o takiej porze? To było tak bardzo nierealne, sprzeczne z wszystkim.

   Naprawdę nie wiedziałam co mam o tym sądzić i zdawało mi się, że zaraz od natłoku myśli, mój mózg eksploduje.

Zapomnieć?  Udawać, że nic się nie stało? Żyć tak jak dawniej?

   W między czasie kroczyłam chodnikiem, skręcając na drogę. Zazwyczaj jeździło tu bardzo mało samochodów, więc nawet nie rozglądnęłam się czy i teraz nic nie nadjeżdża.

  W skupieniu wpatrywałam się w swoje buty, nadal rozmyślając o Michaelu i jego zachowaniu. A może on mówił na serio? W takim razie dlaczego wybrał Marię..?

   Nagle usłyszałam głośny klakson samochodu. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam pędzącą w moją stronę ciężarówkę. Chciałam rzucić się i zbiec na trawnik, ale moje nogi w tym momencie były niczym z waty.

   Wszystkie wspomnienia, wspaniałe i złe chwile z mojego życia, przeleciały mi przed oczami. Czułam jak świat wiruje a moje serce na moment przestaje bić.

  - Diana?! - usłyszałam jak ktoś krzyczy, po czym poczułam czyjeś duże dłonie na swojej tali, które zepchnęły mnie na bok.

Straciłam równowagę i upadłam, turlając się w stronę rowu. Przymknęłam powieki, nie chcąc już niczego widzieć. Zatrzymałam się na trawie, czując jak ktoś osłania mnie swoim ciałem.

    Usłyszałam przejeżdżającą obok ciężarówkę i mężczyznę, który krzyczy coś z pojazdu. Bałam się otworzyć oczy, strach zawładnął całym moim umysłem. W jednej chwili miałam ochotę rozpłakać się i już nigdy nie przestać.

   - Diana? - usłyszałam miękki, chłopięcy głos, tak bardzo dobrze mi znany.

Cholera, dlaczego zawsze on?

Powoli podniosłam na niego wzrok, czując jak serce szybko obija się o moją klatkę piersiową. Jego twarz była blisko.

Za blisko, za blisko!

Zatraciłam się w jego ciemnych, hipnotyzujących tęczówkach, chcąc aby czas się zatrzymał. Po chwili chrząknęłam cicho, a na moje policzki wkradł się różowy odcień.

- Przepraszam.. - mruknęłam pod nosem.

- Musisz bardziej uważać. - szepnął Mike. - Wiesz co mogło ci się stać? - zmarszczył delikatnie brwi.

- Zamyśliłam się. - odparłam, a chłopak pomógł mi wstać.

- O kim? - zapytał, strzepując kurz ze swojej koszuli. - Ta osoba chyba musiała sporo namieszać w twoim życiu, skoro nie zauważyłaś nadjeżdżającego auta. - zaśmiał się.

- Taak. - chciałam się uśmiechnąć, jednak zamiast tego na mojej twarzy pojawił się grymas. - Ale to nie ważne. - przygryzam delikatnie wargę.

- Ważne. - naciskał.

Westchnęłam głośno, spuszczając wzrok w dół.

- O tobie... - powiedziałam cicho.

- N-naprawdę? - zdziwił się.

Kiwnęłam głową, chcąc jak najszybciej zmienić temat.

- Taaak... - zaśmiałam się nerwowo, czują jak policzki pieką mnie od rumieńców.

- O tym jak przystojny jestem? - poruszył znacząco brwiami, uśmiechając się czarująco.

- Ohoho, od kiedy jesteś taki pewny siebie? - zauważyłam, kiedy powoli zaczęliśmy przechadzać się po chodniku.

- Od dziś. - spojrzał na mnie, przygryzając delikatnie wargę.

O cholera..

- Tak w ogóle co tu robisz? - zapytałam.

- Spacerowałem sobie, chciałem przemyśleć kilka spraw. - rzekł.

- Tak, jakich? - zaciekawiłam się.

- Co powinienem teraz ze sobą zrobić.

- To znaczy? - uniosłam brwi do góry.

- Zerwałem z Marią. - powiedział, a ja na chwilę przystanęłam.

Poczułam jak serce szybciej mi bije, a w głowę powstało tysiące pytań.

- N-naprawdę? - zmarszczyłam lekko brwi, czując dziwną ulgę.

To było tak bardzo przyjemne uczucie, jakby jakaś zła część mojego życia gdzieś przepadła.

- Tak. - mruknął, patrząc w dół.

- Dlaczego? - zapytałam, naprawdę ciekawa jego odpowiedzi.

Byli ze sobą taki długi czas, wydawali się szczęśliwi a teraz tak nagle koniec? Tak z dupy?

- Zrozumiałem, że jej nie kocham. - odparł. - Nie była tą jedyną, przy której czułem się swobodnie i radośnie. - mówił. - W zasadzie od zawsze to wiedziałem, ale próbowałem stłumić, ukryć. Okłamywałem siebie i innych.. - poczułam jak dziwne rzeczy dzieją się w moim żołądku i nagle zrobiło się tak jakby gorąco. On nie mówił chyba o... - Teraz zrozumiałem, że tak naprawdę...

- Berek! - krzyknęłam, dotykając jego ramienia i zaczynając uciekać.

Musiałam jakoś powstrzymać to, co mogło się wydarzyć. Sama nie wiem dlaczego, po prostu się boję. Biegłam przed siebie, skręcając na łąkę. Obejrzałam się i zobaczyłam Michaela, próbującego mnie dogonić. Zaśmiałam się pod nosem, biegnąc dalej przed siebie.

- Zaraz i tak cię złapie! - usłyszałam jego głos za sobą.

- Chciałbyś! - odparłam, nie zatrzymując się nawet na krok.

Nagle poczułam jego dłoń na swoich plecach, przez co zapiszczałam głośno.

- Berek! - krzyknął, zawracając i zaczynając pędzić do przodu.

- Ej to nie fair! - zawołałam, starając się go dogonić. - Jesteś szybszy!

- Nie mój problem! - odparł, uciekając.

Przebiegliśmy obok kilku drzew, skręcając w stronę małego strumyka. Zauważyłam jak chłopak minimalnie zwalnia. Wiedziałam, że zrobił to specjalnie, żebym mogła go dogonić. Czy to nie kochane z jego strony?

- B-berek! - wrzasnęłam, dotykając jego ręki i uciekając do przodu.

Zaczęłam zbiegać z górki, prowadzącej do ów rzeki. Rozpędziłam się i nie mogłam zahamować. Zaczęłam krzyczeć i śmiać się, próbując zwolnić.

- M-mam cię...! - usłyszałam głos Michaela i poczułam jak łapie mnie w tali, po czym straciłam równowagę.

Pociągnęłam go za sobą, wywracając się i turlając na sam dół. Już po chwili leżeliśmy na trawie, obok wody i ciężko dyszeliśmy. Michael zasłonił dłonią twarz od słońca, a ja starałam się złapać oddech.

- W-wygrałem.. - wysapał.

- W-wcale.. n-nie.. - odparłam, przymykając powieki.

- Jesteśmy na t-to za s-starzy.. - przełknął głośno ślinę.

- Chyba t-tylko ty. - zaśmiałam się. Nagle chłopak podniósł się i zaczął łaskotać mnie po brzuchu. - Niee!! M-michael nie m-możesz! - piszczałam, śmiejąc się.

- Masz za swoje! - odparł.

- N-no dobra... p-przepraszam! - krzyknęłam, próbując go powstrzymać, ale był silniejszy.

- Przyjmuje przeprosiny. - uśmiechnął się, spoglądając na mnie.

- T-to mnie p-puść! - wrzeszczałam jak idiotka, nie potrafiąc opanować śmiechu.

- Nie mam zamiaru. - wyszczerzył się.

- N-no Michael! B-błagam! - śmiałam się. - Stop! - złapałam go za dłonie, chcąc tym samym go zatrzymać.

On jednak chwycił mnie za nadgarstki, rozłożył i przycisnął je do trawy. Spojrzeliśmy sobie w oczy na chwilę przestając się śmiać. Słyszałam jak moje serce nerwowo i szybko obija się o klatkę piersiową, jak gdyby za moment miało z niej wyskoczyć. Czułam puls w skroniach i mocny ucisk Michaela na nadgarstkach. Lustrowałam dokładnie twarz chłopaka, zwracając uwagę na wszystkie drobne szczegóły.

Dopiero po chwili zrozumiałam, że był tak blisko. Stanowczo za blisko! Wszystkie moje myśli szumiały mi w głowie i nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, wyparować lub po prostu uciec!

Po kilku sekundach w końcu Michael delikatnie się oddalił, chyba zauważając strach w moich oczach.

- Przepraszam.. - mruknął pod nosem, pomagając mi w stać.

Nic się nie odezwałam, czując natomiast jak ogromne rumieńce wpływają na moje policzki. A co gdyby się nie cofnął? Co by się wydarzyło? Przełknęłam nerwowo ślinę, podchodząc do strumyka i zanurzając w nim ręce.

- Nic się nie stało. - odezwałam się dopiero po chwili, a kąciki moich ust delikatnie uniosły się ku górze. Chciałam żebyśmy jak najszybciej zapomnieli o tej sytuacji.

- Popatrz, mam biedronkę. - powiedziałam, napełniając dłonie chłodną wodą.

Uśmiechnęłam się pod nosem, dokładnie wiedząc co chce zrobić.

- Gdzie? - podszedł do mnie, patrząc w moje ręce.

- O tutaj. - przybliżyłam się do niego, po chwili chlapiąc go w twarz wodą.

Spojrzałam na jego reakcję, która była bezcenna i głośno wybuchnęłam śmiechem.

- Żebyś się widział! - krzyknęłam, wskazując na niego palcem.

On tylko przymrużył oczy, głęboko oddychając.

- 5...4..3... - zaczął odliczać.

- Czekaj co?! - zdziwiłam się, na chwilę przestając śmiać.

- 2..1..

- AAAAAA! - wrzasnęłam, zaczynając uciekać.

Michael skończył liczyć i pobiegł za mną. Ludzie którzy by nas teraz widzieli, mogliby pomyśleć, że jesteśmy jacyś niedorozwinięci, w końcu mamy już szesnaście lat.

Zatrzymałam się i zaczęłam chlapać chłopaka wodą ze strumyczka. On nie był mi dłużny i robił to samo, tyle, że miał większe dłonie i było mu łatwiej.

- To nie fair! - krzyknęłam cała mokra.

- Dla ciebie wszystko jest nie fair! - odparł, śmiejąc się uroczo.

- Bo to ty jesteś cały nie fair! - ta rozmowa była tak bardzo dorosła, jak zresztą większość naszych.

Nagle Michael podszedł do mnie i chciał wepchnąć do wody, ale złapałam go za rękę, tak, że razem do niej wpadliśmy.

- Chciałeś mnie utopić?! - wydarłam się.

- Nie miałbym z tego żadnego pożytku. - wyszczerzył się.

- Kochany jesteś, wiesz? - powiedziałam sarkastycznie, uśmiechając się do niego.

Powoli wstaliśmy, wykręcając ubrania z wody.

- Jak my wyglądamy? - zaśmiałam się.

- Jak dzieci, wracajmy już do domu. - odpowiedział.

Skręciliśmy w stronę ulicy, już po chwili idąc chodnikiem. Starałam się nie zwracać uwagi na ludzi przechodzących obok, i dziwnie na nas spoglądających.

- Michael?

- Tak? - przeniósł na mnie wzrok.

- Co roku, początkiem maja w naszym miasteczku jest organizowany tak zwany Festyn Wiśni. - zaczęłam. - To tak jakby konkurs, wygrywa grupka, która uzbiera najwięcej owoców w sadzie, zaraz obok naszej starej szkoły. - mówiłam. - Pomyślałam, że może chciałbyś wziąć ze mną udział? Spotkalibyśmy osoby z klasy, pośmiali się.. Ja wiem, ze to głupi i dziecinny pomysł, ale...

- Wcale nie. - przerwał mi. - Z wielką chęcią.

- Naprawdę? - zdziwiłam się, bo szczerze wątpiłam, że się zgodzi.

- Tak, kiedy to jest?

- Szóstego maja, o 13:30. - powiedziałam.

- Ok, przyjdę do ciebie i razem pójdziemy. - dodał.

   Po kilku minutach dotarliśmy do mojego domu. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami i spojrzeliśmy sobie w oczy.

- W takim razie do zobaczenia. - uśmiechnął się z zamiarem skręcenia w swoją stronę.

- Michael? - zatrzymałam go.

- Tak?

- Ja.. ja jeszcze raz chciałam ci podziękować. - zaczęłam cicho. - Gdyby nie ty.. nawet sobie nie wyobrażam co mogło by się stać. - powiedziałam.

- Nie ma za co. - uśmiechnął się uroczo.

- Nie, jest. - spojrzałam w jego śliczne, czekoladowe tęczówki. - I naprawdę dziękuję. - podeszłam bliżej i delikatnie go przytuliłam.

Poczułam jak oplatuje dłonie wokół mojej tali i zamyka mnie w swoich ramionach. Napawałam się przez krótką chwilę jego zapachem, chcąc abyśmy trwali tak do końca świata. Może i nie powinnam, ale co miałam zrobić? W końcu oddaliłam się od niego, ostatni raz posyłając mu uśmiech.

- Do zobaczenia.

- Na razie. - pomachał mi i odszedł.

Diana nie zaczynaj tego znowu.

   Nadszedł Festyn Wiśni. Zaczął się maj i pogodna była wręcz cudowna. Miałam nadzieję, że spotkamy dziś kogoś ze starej szkoły. Fakt, nie przepadałam za swoją klasą, ale fajnie byłoby ich zobaczyć i zamienić kilka słów.

Po południu wybraliśmy się z Michaelem w wyznaczone miejsce. Wszędzie roiło się od ludzi, przyszło chyba całe miasteczko. Prawdę mówiąc to ja wiedziałam, że my dzisiaj nie wygramy, ale liczy się zabawa, prawda?

Zgłosiliśmy się i zabraliśmy za zbieranie owoców. Dotąd nie widziałam jeszcze nikogo ze starej klasy, ale miałam nadzieję, że później to się zmieni.

  - To ja wejdę na górę, a ty trzymaj drabinę. - powiedziałam do Michaela, kiedy staliśmy obok ogromnego drzewa z czerwonymi wiśniami.

- A może na odwrót? - zapytał, unosząc brwi po samo czoło.

- Nie, uwielbiam chodzić po drzewach, więc mnie nie powstrzymasz. - odparłam.

- Ale ja też uwielbiam. - mruknął pod nosem.

- Wejdziesz na kolejne. - zaśmiałam się, chwytając do ręki kosz na owoce.

Zaczęłam powoli wchodzić po drabinkach, mocno się trzymając. Już po chwili znalazłam się na odpowiednim miejscu, gdzie było mnóstwo wiśni. Zaczęłam szybko je zbierać, uśmiechając się delikatnie pod nosem.

- Tylko nie spadnij. - usłyszałam z dołu głos Michaela.

- Spokojnie, jestem mistrzem i uważam na siebie. - zaśmiałam się.

- Ta, już to gdzieś słyszałem. - powiedział cicho, ale tak, że mogłam go usłyszeć.

- Ha ha ha, zabawne. - włożyłam kilka owoców do buzi.

- Ej Diana, ja widzę co ty robisz. - powiedział chłopak.

- Yyyy... co niby? - zapytałam z pełnymi ustami.

Oglądnęłam się na czarnowłosego i zobaczyłam, że na jego twarzy maluję się bezcenna mina. Zerwałam kilka wiśni i rzuciłam je na niego.

- Poczęstuj się! - krzyknęła.

- No bardzo dorosłe. - powiedział, dostając owocami w czoło.

- Trzeba było złapać... - zaczęłam, kiedy zobaczyłam jak ktoś do nas pod chodzi. Wychylilam się i myślałam, że oślepłam.

- Julie?! - zapytałam, spoglądając w jej stronę.

- No hej. - odpowiedziała blondynka, podchodząc do drabiny.

Nie dowierzałam, że to właśnie ona. Bardzo się zmieniła, ścięła włosy i.. czy ona zaczęła się malować?

- Cześć, jak tam? - zaczęłam.

Fakt, nigdy nie miałyśmy najlepszych relacji, ale to już przecież przeszłość.

- Nic ciekawego, od podstawówki żyje tak samo. - odparła, patrząc to na mnie to na Michaela. - I widzę, że wy także. Nadal się przyjaźnicie? A może jesteście już razem? - zapytała.

- Yyyy... p-przyjaciele. - odpowiedział Mike, drapiąc się po karku.

- Oo, naprawdę? To fajnie. - uśmiechnęła się zalotnie, lustrując wzrokiem chłopaka od stóp do głowy. - Zmieniłeś się. - usłyszałam, jak cicho mówi do czarnoskórego.

- Yyyy... tak, trochę. - zawstydził się.

- Trochę? Chyba bardzo. W siódmej klasie byłeś takie małe dziecko, a teraz...

- Bierzesz udział w konkursie? - przerwałam, patrząc na nich.

- J-ja? - blondynka spiorunowała mnie wzrokiem, najwidoczniej niezadowolona z tego, że im przerwałam. - Nie, po prostu przyszłam, popatrzeć. - syknęła.
Czyli jednak się nie zmieniła.

- Słyszeliście, że nasza stara wychowawczyni przygotowuje wycieczkę do San Francisco? Może jechać każdy w wieku od czternastu do osiemnastu lat. Będzie nocowanie w namiotach, jakieś potańcówki i inne atrakcje, jedziecie? - zapytała.

- Naprawdę? Nie słyszałam o tym. - zmarszczyłam lekko brwi.

- Bo nie interesujesz się sprawami szkoły, to pewnie dlatego. - wzruszyła ramionami.

- Co sądzisz Mike? - spojrzałam z góry na chłopaka.

- Sam nie wiem, to całkiem fajny pomysł. Może Alicja zgodziłaby się jechać z nami.

- Ooo, racja. A ile kosztuje? - zapytałam Julie.

- Cena jeszcze nie jest ustalona, ale jeśli pojedzie dużo osób to raczej nie będzie drogo. - powiedziała.

- A trzeba by było wziąć swoje namioty? Bo ja nie mam. - zauważyłam.

- Yyy, t... znaczy tam już będą gotowe. - rzuciła, spoglądając na nas.

- Ok, pomyślimy jeszcze nad tym. - odparłam.

- Ej Michael, może miałbyś ochotę... - usłyszałam cichy głos blondynki.

Nie wiem dlaczego, ale poczułam coś dziwnego w żołądku. Czy ja byłam zazdrosna?

- Hej Michael?! Ty trzymasz tą drabinę? - krzyknęłam, patrząc w ich stronę.

- Yyy.. tak, cały czas! - spojrzał na mnie.

Zlustrowałam rozwścieczoną twarz dziewczyny, która na chwilę ucichła.

- No razie Julie, kiedy indziej porozmawiamy! - uśmiechnęłam się sztucznie.

- Ta, pa. - burknęła pod nosem, przechodząc pode mną.

Zaśmiałam się pod nosem, ja to jestem jednak głupia.

Nagle poczułam jak coś uderza w drabinę, przez co straciłam równowagę. Zapiszczałam głośno, puszczając się szczeblów.

- Spadnę! - krzyknęłam przerażona.

- Złapię cię! Złapie cię! - usłyszałam głos Michaela.

Przymrużyłam powieki i już po kilku sekundach poczułam ręce chłopaka na mojej tali. Spadałam jednak z takiej wysokości, że po chwili razem wywróciliśmy się na trawę. Spojrzeliśmy sobie w oczy, po czym głośno wybuchnęliśmy śmiechem.

- Miałeś mnie złapać! - powiedziałam, powoli wstając.

- Przecież złapałem! - zaśmiał się.

Stanęliśmy, rozglądając się za Julie, która kroczyła już w swoją stronę.

- Myślisz, że się zmieniła? - usłyszałam głos Michaela.

- Szczerze? - przeniosłam na niego wzrok.

- Mhhm.

- Nie.

- Ja też. - zachichotaliśmy, wracając do zbierania wiśni.

   Po powrocie zapytaliśmy rodziców co sądzą o wspomnianym przez Julie wyjeździe do San Francisco. Tata szybko się zgodził, ale mama nie do końca była pewna. Bałam się, że jej cierpliwość niedługo dobiegnie końca. Rodzice zawsze zgadzali się na to co chciałam, tolerowali moje wypady i to, że nie wracałam na noc, ale to przecież w każdej chwili mogło się skończyć.

   Zaczęłam namawiać rodzicielkę, że dzięki temu zwiedzę nowe miejsca, nauczę się czegoś, poznam nowych ludzi. Moje argumenty powoli się kończyły i zostało mieć nadzieję. Koniec końców mama wyraziła zgodę i teraz wystarczyło zapytać rodziców Michaela i powiadomić Alicję.

  Na szczęście to poszło w miarę gładko. Po tym złotowłosa obiecała, że dowie się więcej o ów wycieczce. Kto ją organizuje, ile kosztuje i co dokładnie będziemy tam robić. Prawdę mówiąc już nie mogłam się doczekać.

Michael pov

  Nadszedł przeddzień wyjazdu do miasteczka w okolicach San Francisco. Prawdę mówiąc to nadal nie do końca wierzyłem w to, że rodzice się zgodzili.

   Jako iż dojazd był prywatny, razem ustaliliśmy z Dianą i Alicją, że złotowłosą odwiezie jej mama, a mnie i brunetkę tata Diany.

  Zegary wskazywały coś około 21. Do San Francisco samochodem jechało się niecałe sześć godzin, a zbiórka w wyznaczonym miejscu była o 07:00. Razem wszyscy stwierdziliśmy, że lepiej jest wyjechać w nocy i dotrzeć na czas, a nie wieczorem i być kilka godzin przed czasem. Takim sposobem mam zjawić się przed domem Diany o 1 w nocy. Taaak, wiem, że to idelany plan.

  Właśnie się umyłem i przebrałem w piżamy, po czym podszedłem do telefonu, znajdującego się w korytarzu. Wybrałem znany na pamięć mi już numer i uśmiechnąłem się pod nosem. Po dwóch sygnałach usłyszałem słodki głos Diany.

- Halo? - mruknęła.

- Hej Diana. - odezwałem się.

- Mike? Cześć, coś się stało? - zapytała.

- Nie, ja tylko chciałem zapytać czy jesteś gotowa na wyjazd? - zaśmiałem się cicho.

- Yyyy... chyba tak, mam taką nadzieję. - powiedziała.

- Tylko nie zapomnij szczoteczki do zębów.

- Oo dobrze, że mi przypomniałeś, zaraz ją spakuję. - zachichotała. - A ty ustaw sobie budzik, żebyś przyszedł na czas.

- Już ustawiony. - odpowiedziałem, przygryzając delikatnie wargę.

- Wiesz, chyba pójdę już spać, jestem zmęczona a za cztery godziny i tak trzeba wstawać. Nie zdziw się jeśli będę spała w samochodzie podczas jazdy. - usłyszałem jej śpiący głos.

- Jasne, ja też się już kładę.

- W takim razie do zobaczenia za niedługo. - mogę założyć się, że na jej twarzy widniał teraz uroczy uśmiech.

- Tak, dobranoc.

- Dobranoc Mike. - powiedziała, po czym się rozłączyła.

Uśmiechnąłem się szeroko, odkładając słuchawkę i wchodząc schodami na górę. Byłem tak zamyślony, że nie zauważyłem stojącego we framudze swoich drzwi Jermaina.

- Co się tak szczerzysz? - usłyszałem jego głos, który wyrwał mnie z transu.

- Co.. j-ja.. nic. - spojrzałem na niego.

- Gadałeś z Dianą, tak? - poruszył brwiami.

- Tak, zapytałem tylko czy jest gotowa do wyjazdu. - odparłem, podchodząc do drzwi swojego pokoju.

- Jesteście już razem? - skrzywił się, lustrując mnie wzrokiem.

- Co? N-nie. - zmarszczyłem delikatnie brwi.

- To na co ty jeszcze czekasz stary? - zatrzymał mnie. - Chcesz żeby jakiś inny koleś zawrócił jej w głowie?

- N-nie, ale...

- Nie ma żadnego ale! Patrz jaka okazja, kiedy będziecie w tym całym San Francisco to powiedz jej co czujesz, że ją kochasz! - namawiał mnie.

- No nie wiem.. - na mojej twarzy pojawił się grymas.

- Ale ja wiem! Czego ty się znowu boisz? Chcesz po raz kolejny ją stracić? - patrzył na mnie.

- J-ja.. a co cię to w ogóle interesuje?! - zdenerwowałem się.

- Kogoś musi interesować, bo sam to nigdy tyłka nie ruszysz. - odparł.

- Zajmij się sobą, ok? Ja sobie poradzę.. - otworzyłem drzwi.

- Ta, już to widzę. - burknął pod nosem, kiedy zniknąłem w swoim pokoju.

  Położyłem się na łóżku, wpatrując w jakże ciekawy sufit. A może Jerm ma rację? Może nie powinienem tyle czekać? Powiedzieć jej wszystko od samego początku? W sumie ostatnio jak zacząłem to zemdlała i chciała, żebyśmy o tym zapomnieli. A co jeśli teraz też przerwie wszystko? A jeśli przez to co jej zrobiłem ona już nic do mnie nie czuję? Natłok myśli, wylewający się z mojego umysłu spowodował, że sam nie wiem kiedy, odpłynąłem do krainy snów.

   Usłyszałem głośny dźwięk budzika, przez który gwałtownie podniosłem się do pozycji siedzącej. Wyłączyłem urządzenie, po czym przetarłem zaspane oczy. Spojrzałem w stronę okna, za którym zobaczyłem ciemną noc i gwiazdy. Powoli wstałem, biorąc ubrania i schodząc schodami na dół.

Wykonałem wszystkie rutynowe czynności i poszedłem zjeść śniadanie? Kolacje? Po prostu coś zjeść.

Przez cały czas w mojej głowie powstawały coraz to nowsze scenariusze, jak spędzimy też trzy dni w San Francisco. Będąc szczery, to nie mogłem się już doczekać.

  W końcu byłem gotowy do drogi. Zabrałem torbę i skręciłem w stronę drzwi, z zamiarem opuszczenia domu, kiedy usłyszałem zaspany głos mamy.

- Bawcie się dobrze. - odwróciłem się na pięcie i zobaczyłem jak stoi oparta o framugę drzwi do swojej sypialni.

- Dziękuję. - podszedłem do niej, całując ją delikatnie w policzek. - Nie musiałaś specjalnie wstawać, jest jeszcze noc. - uśmiechnąłem się.

- Tak, wiem, zaraz kładę się z powrotem. - popatrzyła na mnie.

- Widzimy się za kilka dni, mamo. - zaśmiałem się pod nosem.

- I tak będę tęsknić, do zobaczenia. - przytuliła mnie krótko.

- Tak, dobranoc. - odwzajemniłem uścisk, po czym zabrałem bagaż i wyszedłem z domu.

  Wolnym krokiem zmierzałem do domu Diany. Ciągle zastanawiałem się nad radami Jermaina. Ehh, to wszystko jest takie trudne.

  Patrzyłem w piękne, gwieździste niebo, które wprost zapierało dech w piersiach. Przymrużyłem delikatnie powieki, wciągając rześkie powietrze. Kąciki moich ust uniosły się ku górze, a wszystkie problemy gdzieś zniknęły. Właśnie za to kocham noc. Może oczarować i zupełnie uspokoić człowieka.

   W końcu dotarłem do celu. Z oddali widziałem już przed domem Diany, samochód jej taty. Mężczyzna pakował do bagażnika torby i inne rzeczy dziewczyny.

Podszedłem bliżej i zobaczyłem stojącą z boku brunetkę. Była rozespana, a jej włosy po ramiona rozwiewały się na wszystkie strony. Dziewczyna tuliła się do swojej poduszki, trzymając ją w ręku i patrzyła tępo przed siebie.

- Hej. - podszedłem do niej.

- Oo, cześć Mike. - spojrzała na mnie, delikatnie się rumieniąc.

Była taka urocza.

- Widzę, że chętnie wróciłabyś do łóżka. - zaśmiałem się pod nosem.

- Bardzo śmieszne. - odparła, uśmiechając się lekko. - Ale tak, wróciłabym.

- Dzień dobry Michael. - nagle podszedł do nas tata nastolatki.

- Dzień dobry. - przywitałem się z nim.

- Daj swoją torbę, spakuje ją a wy możecie już wsiadać. - powiedział, zabierając mój bagaż.

Razem z Dianą zajęliśmy miejsca z tyłu, zapinając pasy. Po chwili za kierownicą zasiadł pan Butterfly i mogliśmy jechać.

- Co u was słychać dzieci? - usłyszałem głos mężczyzny, który spoglądał na nas przez lusterko.

- Yyyy.. wszystko dobrze. - odpowiedziałem niemrawo.

- Aaa... jak wam się żyje? - zaczął, tajemniczo się uśmiechając.

- T-to znaczy? - przełknąłem ślinę, nie do końca wiedzą co miał na myśli.

- No wam.. razem, we dwoje..

- O co ci chodzi tato? - usłyszałem podirytowany głos Diany.

- Och, przecież wy dobrze wiecie. - zaśmiał się pod nosem.

- No właśnie nie do końca. - odparła, opierając głowę o siedzenie.

- Pytałem, jak wasz związek? Czy wszystko w porządku, kłócicie się czasem.. może już..

- Jaki związek!? - krzyknęliśmy z brunetką w tym samym czasie.

- Noo.. wasz. - mężczyzna zmarszczył delikatnie brwi. - Bo.. jesteście razem, prawda?

- Kto ci coś takiego powiedział tato? - Diana spojrzała na niego jak na idiotę. - Nie jesteśmy!

- Nie?! - pan John gwałtownie zahamował.

- Nie!

- A-ale.. ja myślałem, że..

- To się pomyliłeś. - Diana uderzyła się z plaskacza w czoło, zamykając oczy.

- Wow, teraz to mnie zaskoczyliście. Byłem pewny, że jesteście razem, naprawdę. - mówił, a ja słyszałem jak jego córka głośno wzdycha. - Myślałem, że sobie wszystko wytłumaczyliście, j-ja... ja już chciałem was zapytać czy ze sobą sypiacie. - mruknął pod nosem.

- Że co proszę?! - Dianie jednak udało się to usłyszeć i teraz podniosła się, lustrując wzrokiem swojego rodzica. - W jakim sensie śpimy?!

- No.. wiesz przecież.. tym drugim sensie.. - siedziałem w milczeniu i czułem jak moje policzki zalewają czerwone rumieńce.

- Boże, zaraz zwariuję! - dziewczyna złapała się za głowę, z powrotem kładąc ją na oparciu. - Idę spać, dobranoc! - krzyknęła, biorąc poduszkę i przymykając powieki.

Szybko zlustrowałem ją wzrokiem, zauważając rumieńce wkradające się na jej twarz.

- Dobranoc. - powiedział jej tata, szczerząc się od ucha do ucha.

- Dobranoc. - dodałem.

- Dobranoc Mike. - szepnęła dziewczyna, głęboko oddychając.

- "Mike". - usłyszałem chichot pana Butterfly.

- Coś mówiłeś tatku? - zapytała brunetka, nie otwierając oczu.

- Nie, śpijcie już. - zaśmiał się, ostatni raz spoglądając na nas przez lusterko.

Diana pov

Obudziły mnie dziwne dźwięki, przez które gwałtownie otworzyłam powieki. Rozejrzałam się dookoła, spostrzegając, że siedzę w samochodzie a na dworze nadal jest ciemno.

   Powoli podniosłam głowę, nasłuchując odgłosów z zewnątrz. Dopiero po chwili zauważyłam, że auto stoi w miejscu, a na dworze pada deszcz. Jedyne co słyszałam to obijające się o szyby krople deszczu i bicie mojego serca.

- Tato? Daleko jeszcze? - wyszeptałam, patrząc w stronę miejsca kierowcy. Odpowiedziała mi jednak głucha cisza. - Tatku? - nachyliłam się by na niego spojrzeć.

   Zmarszczyłam brwi, nie widząc żadnego cienia mężczyzny. Poczułam lekkie zawroty głowy i przyśpieszone tętno. Ostrożnie wyciągnęłam rękę na siedzenie taty, po czym zrozumiałam, że wcale go tu nie ma.

  Przestraszyłam się nie na żarty. Odpięłam pasy, jeszcze raz rozglądając się po wnętrzu pojazdu. Mój wzrok zatrzymał się na sylwetce siedzącego obok mnie Michaela, który smacznie spał.

- Mike? - poruszyłam jego ramieniem.

Chłopak mruknął coś pod nosem, jednak nie obudził się. Przygryzłam nerwowo wargę, chwytając za klamkę samochodu. Szybko ją pchnęłam, otwierając drzwiczki. Wychyliłam głowę, czując jak na moich włosach i twarzy ląduje kilka zimnych kropli deszczu. Wokół było ciemno i nie udało mi się zobaczyć, gdzie dokładnie się znajdujemy.

  Nagle niebo przeciął na pół jasny łańcuch, a po chwili dało się słyszeć głośny grzmot. Z moich ust wydobył się zduszony krzyk, po czym mocno trzasnęłam drzwiami, z powrotem znajdując się w środku. Przetarłam dłonią nieco mokrą już od deszczu twarz i popatrzyłam przez przednią szybę.

   To wszystko nie wyglądało najlepiej. Gdzie był tata, dlaczego dalej nie jechaliśmy? A co jest coś złego się stało? Może go porwali, a nas wywieźli na jakieś odludzie?

  Nawet nie spostrzegłam kiedy po moich policzkach zaczęły spływać bezbarwne łzy. Szybko je obtarłam, podciągając nosem.

Diana opanuj się, wszystko będzie dobrze.

Przeniosłam wzrok na Michaela i jeszcze raz poruszyłam jego ramieniem.

- Mike? - szepnęłam na tyle głośno by mógł mnie usłyszeć. - Słyszysz? Wstawaj szybko! - mówiłam drżącym głosem. - Michael! - wybuchnęłam płaczem.

Chłopak gwałtownie podniósł się, przecierając zaspane oczy. Rozglądnął się dookoła, jak gdyby starał przypomnieć sobie gdzie jest i co się dzieje.

- Diana? - spojrzał na mnie zaskoczony. - Coś się stało?

Obtarłam mokre policzki i zlustrowałam jego twarz wzrokiem. Mimo panującego mroku, udało mi się dostrzec jego czarujące, czekoladowe oczy, którymi się teraz we mnie wpatrywał.

- Tak.. - mruknęłam pod nosem. - Nie ma taty, samochód stoi w jakimś obcym miejscu, na dworze jest burza i ciemno! - zaczęłam. - Ja naprawdę nie wiem co się dzieje. A co jeśli jacyś mordercy go uprowadzili i zabili, nas wywieźli do starego lasu, a teraz tylko czekają aż wstaniemy, żeby ciebie pobić, mnie zgwałcić, potem wrzucić do głębokiego dołka, i zakopać żywcem, wcześniej wiążąc nam ręce, i nogi, i obcinając nam włosy oraz wyrywając paznokcie! - krzyknęłam histerycznie.

- Co..? - uniósł brwi delikatnie do góry.  - Diana.. - poczułam jak jego silne ramiona oplatają się wokół mojej tali. - Wszystko będzie dobrze. Nie pozwolę cię uprowadzić, wywieść, pobić czy zgwałcić, ani wrzucić do żadnego dołu. - powiedział łagodnym głosem. - T-to na pewno da się jakoś wytłumaczyć. Może twój tata po prostu wyszedł do sklepu, albo załatwić swoje potrzeby?

- W czasie burzy?! I dlaczego nie ma go w pobliżu, gdzie my w ogóle jesteśmy? - zapytałam, mrużąc powieki i mocno się w niego wtulając.

- Spróbuj o tym teraz nie myśleć. Chodź, zanim się obejrzysz, twój tata już wróci i znów będziemy w drodze do San Francisco. - pociągnął mnie za rękę, opierając głowę o siedzenie.

- Tak sądzisz? - spojrzałam na niego niepewnie, zajmując miejsce bliżej niż przedtem.

- Nie sądzę, ja to wiem. - uśmiechnął się uroczo.

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, słuchając jak krople deszczu z hałasem uderzają o szyby i dach auta.

- Zaśpiewać ci piosenkę? - zapytał sennym głosem Michael.

- Tak, z chęcią posłucham. - kąciki moich ust uniosły się ku górze.

Wtedy poczułam jak ciepła dłoń chłopaka znajduje się na mojej tali, przez co po moich plecach przeszedł przyjemny dreszcz. Po tym czarnowłosy przyciągnął mnie do siebie bliżej, sprawiając, że nasze klatki piersiowej niemal się stykały.

Nie zaprotestowałam ani nie rzuciłam mu zdziwionego spojrzenia, byłam za bardzo śpiąca. Zamknęłam powieki, wtulając się delikatnie w zagłębienie jego szyi. Po chwili usłyszałam cichy, ledwo słyszalny głos Michaela, śpiewający mi piosenkę The Jackson 5, Who's Loving You, prosto do ucha.

Kiedy Cię miałem,
Potraktowałem Cię źle
I nieprawidłowo, kochana.
Dziewczyno, odkąd
I odkąd odeszłaś
Nie wiesz,
Że ciągle siedzę
Z opuszczoną głową
I zastanawiam się kto cię kocha?

Nie powinienem nigdy, przenigdy
Sprawić, że płaczesz
I dziewczyno, odkąd
I odkąd odeszłaś
Nie wiesz,
Że ciągle siedzę
Z opuszczoną głową
I zastanawiam się kto cię kocha?

Michael przerwał na chwilę, a ja czułam jak lustruje mnie wzrokiem.

- Diana? - przełknął nerwowo ślinę.

- Hmm? - mruknęłam, nie otwierając oczu.

- J-ja.. chciałbym ci coś powiedzieć... - zaczął jak gdyby lekko zestresowany.

- A.. a możemy przełożyć to na jutro? Strasznie chcę mi się spać. - zmarszczyłam delikatnie brwi.

- Yyy.. jasne. - chrząknął cicho. - Oczywiście. Dobranoc. - szepnął.

- Dziękuję, dobranoc Mike. - odparłam, po chwili odpływając w głęboki sen.

   - Wstawajcie, już dojechaliśmy! - usłyszałam głos taty, który właśnie otworzył drzwi samochodu.

Zmarszczyłam delikatnie brwi, powoli podnosząc głowę i otwierając powieki. Zamrugałam kilkakrotnie, rozglądając się dookoła.

Na dworze świeciło już słońce, a w oddali dało się słyszeć rozmowy dużej ilości ludzi. Zobaczyłam tatę spoglądającego na nas z tajemniczym uśmiechem, który po chwili podszedł otworzyć bagażnik i wyciągać z niego nasze torby.

Przetarłam jedną ręką oczy, ziewając i spojrzałam na śpiącego obok mnie Michaela. Jego prawa dłoń nadal znajdowała się na mojej tali, a pomiędzy naszymi klatkami piersiowymi nie było prawie wcale odstępu.

- Hej Diana! - usłyszałam głos.. Alicji? Natychmiast popatrzyłam w jej stronę i w drzwiach pojazdu zobaczyłam pełną energii złotowłosą

- Cześć! - uśmiechnęłam się, kiedy Michael zaczął się budzić.

Mruknął coś pod nosem, po czym otworzył oczy i przetarł je ręką.

- Jesteśmy już? - zapytał, marszcząc brwi.

- Tak. - odparłam, spoglądając na niego.

Chłopak podniósł się, lustrując wzrokiem to mnie, to Alicję. Dopiero wtedy zorientowałam się, że złotowłosa patrzy na nas ze zdziwieniem. W sumie co się dziwić, spaliśmy naprawdę blisko siebie, a przecież nadal jesteśmy przyjaciółmi.

- Co tu robisz? - przerwałam milczenie, odsuwając się trochę od czarnowłosego.

- Ja? Przyjechałam jakieś dziesięć minut temu. - odpowiedziała dziewczyna.

- Dużo ludzi? - zapytał Michael.

- Ogromnie. Za chwilę będzie zbiórka a potem mamy już całe trzy dni dla siebie. - uśmiechnęła się. - Ponoć jutro wieczorem ma być jakaś huczna potańcówka, idziemy? - w jej oczach zabłysnęły iskierki.

- Dziewczyno daj nam się do końca obudzić, wstać i coś zjeść. - zaśmiał się chłopak.

- Dobra, już idę. - parsknęła, zostawiając nas samych.

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, nie do końca wiedząc co mamy ze sobą zrobić. Przypomniały mi się wszystkie wydarzenia z dzisiejszej nocy i teraz zastanawiałam się czy to mi się czasem nie śniło.

- Michael? - spojrzałam mu w oczy. - Czy w nocy...? To był sen czy naprawdę..?

- Tak, naprawdę mnie obudziłaś, naprawdę samochód stał, naprawdę twojego taty nie było i naprawdę śpiewałem ci piosenkę. - wytłumaczył, a na jego policzki wypłynął lekko różowy odcień.

- Ja chciałam..

- Wstaliście już? - nagle podszedł do nas mój rodzic.

- Tata? - spojrzałam na niego. - Gdzie ty byłeś w nocy?! Dlaczego zostawiłeś nas na jakimś odludziu i sobie poszedłeś? - krzyknęłam, marszcząc delikatnie brwi.

- Co... a-ale.. no tak. - westchnął, lustrując nas wzrokiem. - Wcale was nie zostawiłem, po prostu zatrzymałem się na stacji benzynowej i poszedłem kupić coś do sklepu. Wtedy akurat zaczęła się burza i pomyślałem, że przeczekam ją w środku bo i tak spaliście. - wzruszył ramionami.

- Wiesz jak się wystraszyłam, kiedy zobaczyłam, że cię nie ma? Myślałam, że cię uprowadzili a nas wywieźli i chcieli..

- Pobić i zgwałcić? - mężczyzna uniósł brew do góry.

- Skąd wiesz? - popatrzyłam na niego zdziwiona.

- Za dobrze cię znam. - zaśmiał się. - Ok, wysiadajcie i radźcie sobie sami, ja już wracam. - powiedział, otwierając drzwi kierowcy. Powoli wysiedliśmy z samochodu, biorąc swoje bagaże.

- Bawcie się dobrze. - uśmiechnął się tata, przytulając mnie mocno. - A ty Michael opiekuj się nią! - wskazał palcem na chłopaka.

- Yyy.. d-dobrze. - odparł Mike, nieco zmieszany. Tata wsiadł za kierownicę, odsuwając szybę.

- Widzimy się za trzy dni! - odpalił silnik. - Do zobaczenia!

- Pa tato! - pomachałam mu.

- Do widzenia, proszę pana. - powiedział Mike, uśmiechając się niepewnie.

   Po tym zabraliśmy swoje rzeczy i poszliśmy w miejsce, gdzie mieliśmy nocować. Było to ogromne miejsce do rozkładania namiotów.

Zobaczyłam wiele osób z mojej starej klasy i niektórych nauczyciele. Było mi trochę szkoda, że nie znalazłam w tłumie Mary, ale postanowiłam się tym za bardzo nie przejmować.

   Właśnie szliśmy z Michaelem i szukaliśmy jakiejś budki z lodami. Pogoda była przepiękna i prawdę mówiąc nie mogłam się już doczekać, kiedy razem z Alicją pójdziemy na plażę się poopalać. W końcu znaleźliśmy to, czego szukaliśmy i stanęliśmy w kolejce po przysmaki.

- Jakie kupujesz? - zapytał Michael, wyjmując z kieszeni portfel.

- Yyy, nie wiem, zobaczę jakie będą, a ty? - spojrzałam na niego.

- Może... - zaczął, ale przerwał mu głos osoby stojącej przed nami w kolejce.

- Michael? Diana? - spojrzeliśmy przed siebie, gdzie stała.. Julie?

Patrzyła na nas zaskoczona, uśmiechając się tajemniczo. To znaczy.. patrzyła na Michaela.. No naprawdę? Dopiero co zniknęła Maria, a teraz zaczyna się do niego kleić Julie? Ona serio myśli, że zapomnieliśmy o tym co zrobiła nam w podstawówce?

- Co tu robicie? - zapytała, lustrując nas wzrokiem.

- Kupujemy lody? - odpowiedziałam sarkastycznie, unosząc brwi do góry.

- Postawić ci Michael? - zerknęła na niego, a on delikatnie się zarumienił. - Jaki jest twój ulubiony smak? Czekoladowy, truskawkowy? - zapytała, wyjmując pieniądze.

- Yyy... sam sobie kupię.. - mruknął cicho pod nosem.

- W takim razie wezmę dwa czekoladowe dla nas. - powiedziała, patrząc na tablicę z cenami smakołyków.

- Jego ulubione to śmietankowe, a nie czekoladowe. - syknęłam przez zęby, odsuwając Julie od tablicy.

- Yyyy, aha. To kupię śmietankowe. - wzruszyła ramionami.

Westchnęłam cicho, odwracając się i zaczynając odchodzić.

- Gdzie idziesz? - usłyszałam za sobą głos chłopaka.

- Jakoś straciłam apetyt na te lody! - krzyknęłam do niego, nie odwracają wzroku.

Po chwili poczułam jak jego dłoń chwyta moją, sprawiając, że się zatrzymałam. Popatrzyliśmy sobie w oczy, a na moją twarz wkradł się rumieniec. Może nie powinnam się tak zachowywać? W końcu przecież.. jesteśmy tylko przyjaciółmi.

- Nie złość się na mnie. - powiedział miękkim głosem, a ja poczułam jak po moich plecach przechodzi przyjemny dreszcz.

- J-ja.. wcale się nie złoszczę, mówiłam, że straciłam apetyt. - odpowiedziałam, spuszczając wzrok i zaczynając znów kroczyć przez siebie.

- Diana? - zapytał Mike z cwanym uśmieszkiem.

- Tak?

- Czy ty.. - lustrował mnie wzrokiem. - Czy ty czasem.. nie jesteś zazdrosna? - uniósł brwi do góry, przygryzając delikatnie wargę.

Poczułam jak zalewa mnie dziwny gorąc, a w brzuchu zaczęły się dziać dziwne rzeczy.

- Yyyy... j-ja? - przełknęłam ślinę. - Oczywiście, że n-nie. Dlaczego miałbym b-być? - zapytałam zmieszana.

- Sam nie wiem, tak tylko pytam. - zachichotał.

  Przez resztę drogi już się do siebie nie odzywaliśmy. Po mojej głowie ciągle chodziło pytanie Michaela.

Nie jesteś zazdrosna?

Nie jesteś...?

Chyba nie jestem, nie powinnam. Nie chcę na nowo się w nim zakochać, a potem znów cierpieć. Mimo, że już się pogodziliśmy, ja nadal nie odzyskałam jego zaufania.

Te wszystkie wydarzenia z Marią w Miles City... to po prostu za bardzo bolało. Bałam się, że znowu będę musiała tak cierpieć, przez jakiś głupi czyn chłopaka.

Ale czy ja już czasem nie zaczynam na nowo go kochać? Nie, nie powinnam. Po prostu nie mogę..



















***
Szach mat, kto się spodziewał?



































Haha, nawet nie wiecie jak bardzo chciałabym zobaczyć wasze miny! Seriooo XDDDD

Dlaczego akurat dzisiaj wielki powrót? Co się stało? Mam już 20 rozdziałów do przodu? Otóż nie, do przodu rozdziałów mam chyba pięć, ale wiecie co? Walić to!

Dzisiaj urodziny ma jedna z najcudowniejszych, najwspanialszych i najśliczniejszych osób jakie dane było mi poznać. Małgosiu, chciałam ci życzyć wszystkiego najlepszego, żeby zawsze spełniały się twoje marzenia, żebyś nigdy nie musiała być samotna a na twojej buzi zawsze widniał uśmiech. Mam nadzieję, że na swojej drodze życia spotkasz tylko osoby godne ciebie, które nigdy cię nie zranią. Proszę, uwierz w końcu w siebie bo jesteś wspaniała i dobra, i przestań mówić o sobie takie straszne rzeczy bo ja w ciebie wierzę i zawsze będę, i kocham ciebie bardzo mocno. Nie mogę się doczekać dnia, w którym w końcu się spotkamy. Myślę, że ten mały "prezencik" jakim jest rozdział IWYB i mój powrót na wattpada, chociaż trochę ci się spodoba. Niech Bóg cię błogosławi.
sis forever ♥️

A teraz mój monolog 👇🏽

Naprawdę zajęło by mi lata, gdybym miała was przepraszać za tak długi czas mojej nieobecności. W moim życiu ogromnie wiele się działo przez te miesiące. Zakończenie roku szkolnego, pożegnanie z klasą, składanie papierów do nowej budy, stres, wyjazdy i inne rzeczy bardziej prywatne. Jak znałby mnie ktoś przez internet tak dobrze, jak np. Małgosia to rozumiały to wszystko i wiedział, że ostatnio w moim życiu pojawiła się osoba, która dużo zamieszała mi w głowie. Ale to naprawdę nie ważne, ważne że wróciłam. Może nie jestem jakoś super przygotowana na dalsze przygody z wattpadem i będę musiała się wziąść ostro do roboty, ale dziękuję. Dziękuję za każde miłe słowa, wsparcie i cierpliwość. Za to, że nadal tu jesteście i ciągle wierzycie we mnie i iwyb. To dla mnie cholernie wiele i jestem wam wdzięczna. Mam nadzieję, że już nigdy was nie zawiodę, a wy na nowo będziecie mogli razem z Dianą i Miki'em przeżywać chwilę dobre i te złe. Dziękuję ♥️

Do zobaczenia wkrótce, kocham ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top