Rozdział 18

Diana pov

Następnego dnia z rana przyszła do mnie.... proszę państwa Alicja. No przyznam, że byłam naprawdę zaskoczona, aczkolwiek uważam, że to miłe z jej strony. Siedziałyśmy już godzinę na łóżku, w moim pokoju i po prostu rozmawiałyśmy.

       - Może pójdziemy na spacer. - zaproponowałam. - Do lasu.

- Do lasu? - wykrzywiła usta.

- No tak, z Michaelem. - popatrzyłam na nią.

- Jak chcesz. - dodała obojętnie.

- Jak ty chcesz. Ja bym poszła.

- No dobra, możemy iść. - zgodziła się w końcu.

- To zadzwońmy do Miki'ego. - mówiąc to otworzyłam drzwi.

Już po chwili znalazłyśmy się w korytarzu gdzie był telefon. Wykręciłam znany mi już numer i przyłożyłam słuchawkę do ucha zerkając na stojącą obok Alicję. Po trzech sygnałach usłyszałam czyjś gruby głos:

- Halo?

- Cześć... Tito? - zgadywałam.

- Tak, z kim rozmawiam?

- Oh, to ja. Diana Butterfly, przyjaciółka Michaela. - odpowiedziałam chichocząc.

- Oo, witaj. Jak poznałaś, że to ja? - założę się, że na jego ustach widniał szeroki uśmiech.

- Masz specyficzny głos, mogę Michaela do telefonu? - zapytałam patrząc na dziewczynę obok mnie.

- Tak, już go wołam. - usłyszałam jak Tito woła, zapewne z góry, Michaela.

Po chwili dało się słyszeć ciche bełkotanie i przeczenie Mika. Chyba był nie w sosie. Po kilku sekundach usłyszałam jego, nie ukazujący żadnych emocji głos:

- Halo?

- Cześć Mike, to ja Diana. - powiedziałam pełna energii.

- Cześć. - czy mi się wydawało czy Mike naprawdę był jakiś smutny i pozbawiony radości życia. - Coś się stało? - zapytał obojętnie.

- Chciałam iść z tobą i Alicją na spacer do lasu. Co ty na to? - zapytałam czekając na odpowiedź. Po drugiej stronie była cisza.

- Hmmm... - odezwał się w końcu, dając mi znak, że połączenie nie zostało zerwane. - Sam nie wiem...

- No nie daj się prosić Mike! Będzie fajnie! - mówiłam pełna optymizmu.

- Nie za bardzo mam ochotę.

- Jak nie przyjdziesz sam to my tam do ciebie zaglądniemy. - powiedziałam udawając szaleńczo poważną.

Spojrzałam na Alicję; zaciskała usta w wąską kreskę by nie wybuchnąć śmiechem.

- Nie jestem pewny. - założę się, że miał na twarzy wymalowany grymas.

- Dobra Michael, to my już po ciebie biegniemy! - oddaliłam słuchawkę od ucha i zdążyłam usłyszeć tylko ciche: - Diana! gdy przerwałam połączenie i odłożyłam telefon patrząc na Alicję.

- Idziemy po Michaela. - powiedziałam uśmiechają się cwaniacko, przecierając dłonią o dłoń.

Michael pov

Jeszcze chwilę patrzyłem na telefon, w którym przed kilkoma sekundami słyszałem głos Diany. To było dziwne. Mam nadzieję, że one tak tylko żartowały, że po mnie idą. Powoli poszedłem do pokoju i opadłem na łóżko. Bądźmy szczerzy, nie miałem ani trochę ochoty na żaden spacer. Brzuch jeszcze rano mnie trochę bolał ale przede wszystkim byłem po prostu smutny. Brakowało mi przyjaciela. Nie mówię, że Alicja i Diana są złe. Bardzo je lubię i miło mi się z nimi spędza czas. Ale chciałbym mieć jednego przyjaciela, któremu mógłbym powiedzieć wszystko. Nie wiem, może Alicja lub Diana są takimi osobami ale jeszcze tego nie odkryłem. To znaczy z Dianą spędzam więcej czasu i bardziej rozmawiamy bo chodzimy razem do klasy i czasami musimy wracać sami, bo Alicja nie zawsze kończy o tej porze co my. Ale na przykład nie umiem powiedzieć Dianie o ojcu, o tym jak nas traktuję, chociaż bardzo chciałbym to komuś powiedzieć. Wierzę, że od razu poczuł bym się o niebo lepiej.

     Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi domu. Po chwili usłyszałem czyjeś głosy. Jeden napewno był mamy ale były też dwa inne. To dziwne, ale wydawało mi się, że znam te głosy. Nie minęła minuta a usłyszałem wołanie mojej mamy; chciała bym zszedł na dół.

Powoli otworzyłem drzwi i zacząłem schodzić po schodach. Gdy byłem w połowie, moim oczom ukazały się... No przecież nie kto inny niż Diana i Alicja. Ja je kiedyś zabiję.

- Michael, twoje koleżanki chcą z tobą wyjść na spacer a ja uważam, że to świetny pomysł. Powinieneś odświeżyć umysł, od wczoraj nie opuściłeś pokoju.

- Ale ja... - zrobiłem grymas.

- No Mike! Proszę! - Diana zrobiła maślane oczy. Uśmiechnąłem się do niej lekko i nieśmiale.

- No ale...

- Michael! Błagam! - nie dawała za wygranął. Rozbawiła mnie jej reakcja.

- Nie daj mi się prosić. - złożyła ręcę w geście proszącym.

- No... no dobra.. - zgodziłem się w końcu.

- Dziękuję Mike! Ale fajnie będzie! - zaczęła skakać w miejscu jak mała dziewczynka, na co zaśmiałem się pod nosem. To było słodkie.

     Ubrałem kurtkę, śniegu nie było, jak to w Los Angeles ale wiał silny, chłodny wiatr. Po chwili już maszerowaliśmy chodnikiem, kierując się w stronę lasu rosnącego nie opodal.

- Co będziemy tam robić? - zapytałem, oddychając świeżym powietrzem.

- Po prostu pospacerujemy. - odparła, uśmiechając się. - A co ty Michael, nie chciałeś z przyjaciółkami na spacer iść? Wstydzisz się nas? - zrobiła oburzoną minę, skrzyżowała ręce na piersi i popatrzyła na mnie swoimi brązowymi tęczówkami.

- Nie! - prawie wykrzyczałem. - Oczywiście, że nie! Po prostu nie najlepiej się dziś czuję...

- Co ci jest? - zainteresowała się Alicja.

'Nie no nic, wiesz. Tylko dostałem od ojca i myślałem, że umrę z bólu, ale to przecież nic, co nie?' pomyślałem. - Po prostu źle się czuję. Boli mnie trochę brzuch. - odpowiedziałem w końcu.

- To tak jak mnie. - na twarzy złotowłosej zauważyłem lekki grymas.

- Jeju no! Macie zamiar tu marudzić? Cieszmy się, życie jest piękne! - wykrzyczała nagle Diana.

'Tak, zależy dla kogo takie piękne.' - Michael zaśpiewaj nam coś! - po tym co powiedziała zamurowało mnie.

- Co? Nie! - zaśmiałem się.

- No czemu? Przecież umiesz i to jak pięknie!

- Ciszej! - uciszyłem ją ręką. - Dziękuję bardzo ale nie chcę... - zarumieniłem się.

- Ehh, no dobra... - widziałem jak była zawiedziona. Nie wiem czemu nie chciałem jej śpiewać. Wstydziłem się? A może wstydziłem się Alicji? Sam już nic nie wiem.

       Po chwili byliśmy w lesie, gdzie nie wiał tak silny wiatr. Nagle usłyszeliśmy jakieś szelesty i łamiące się gałęzie.

- Jeju co to? - zapytała lekko przestraszona Diana i przybliżyła się do mnie bardzo, patrząc gdzieś w drzewa.

- Haha, sama nas tu wyciągłaś a teraz się boisz? - zaśmiałem się.

- Nie boję się! - trzepneła mnie w ramię.

- Ałł! - parsknąłem śmiechem.

- Uspokójcie się! - skarciła nas Alicja, ale po chwili także zachichotała. - Ej co tam jest? - wskazała na coś w oddali.

- Co? Gdzie? - Diana zaczęła rozglądać się do okoła. - Alicja, nie żartujcie sobie ze mne! - oburzyła się.

- No ale tam serio coś jest! - złotowłosa zaczęła iść szybciej. Razem z Dianą patrzyliśmy na nią niezrozumiale. - No chodźcie! - zawołała po chwili stojąc za krzakami.

- Co to? - zapytałem.

     Naszym oczom ukazał się jakiś mały, drewniany dom z dziurami w ścianach i dachu. Szyb w oknach nie było więc do środka wpadło kilka liści z jesieni. Drzwi były szczelnie zamknięte ale domek nie wyglądał jakby do kogoś należał.

- To jakaś forteca. - powiedziała Alicja.

Diana powoli podeszła bliżej i zaczęła zaglądać przez jakieś szpary. Rozbawiła mnie, ja też uwielbiałem badać teren i wszędzie zaglądać.

- Chyba nikogo tam nie ma. - powiedziała w końcu. - Ej ludzie, to może być NASZA forteca! - wykrzyczała po chwili.

- Jak to nasza? - zapytałem.

- No raczej do nikogo nie należy.

- A skąd wiesz? - nie byłem pewny.

- Wygląda na bardzo starą i nieotwieraną przez kilka lat. - zauważyła. Z tym trzeba było się zgodzić.

- A choćby nawet to jak otworzysz drzwi? - nigdy nie dawałem tak szybko za wygranął.

Nie potrzebnie to powiedziałem, bo nasza urocza Diana po chwili podeszła do drzwi i zaczęła szarpać za ledwo trzymającą się klamkę. To jednak nie koniec. Gdy szarpanina nie pomogła ta zaczęła kopać z całych sił w drzwi aż ziemia się trzęsła!

- Diana... - zaśmiałem się. - P-poczekaj! - Boże jak ona potrafi poprawić człowiekowi humor. - Daj spokój! - nie posłuchała.

Była tak uparta jak ja. Gdy już miałem do niej podejść, nagle drzwi otworzyły się, okropnie skrzypiąc. Brązowo włosa popatrzyła na mnie dumnie i powoli weszła do środka.

- Pełno pajęczyn! - słyszeliśmy jej głos. - Oo, są nawet krzesła! O i stolik też jest! - mówiła a my z Alicją powstrzymywaliśmy wybuch śmiechu. - Ej, nawet jakieś spleśniałe cukierki są! - wykrzyczała zachwycona.

Nie mogłem się już powstrzymać i wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem. Po chwili opanowałem się i razem z Alicją weszliśmy do środka.

- No całkiem fajnie. - zauważyła złotowłosa.

- Załóżmy tu swój klub! - powiedziała pełna energii i optymizmu Diana.

- Tylko jak się będziemy nazywać? - zapytałem.

Przyznam, że zacząłem się w to wkręcać. Nikgdy nie miałem przyjaciół i nie mogłem się tak bawić. A teraz Diana dawała mi dzieciństwo. Nie mogłem przepuścić takiej okazji.

- Serio Michael? - spojrzała na mnie Alicja. - Ja tylko przypominam, że my mamy prawie czternaście lat.

- Co z tego? Jak tam zawsze chcę być dzieckiem. - powiedziała brązowooka.

- Niestety tak się nie da.

- A właśnie, że da! - zaprzeczyła Diana. - Na zewnątrz możesz mieć trzydzieści lat, ale duszą możesz na zawsze pozostać dzieckiem. - powiedziała.

Piękne słowa, muszę je sobie gdzieś zapisać. Patrzyliśmy na siebie wszyscy po kolei w ciszy, którą przerwała, rzecz jasna Diana.

- Hej, mam pomysł!

- Już się boję. - przyznałem.

- Możemy stoczyć wojnę z Julie! - wykrzyczała.

- Co? Ale jak? - zaciekawił mnie jej plan.

- No patrzcie, mamy swoją bazę, niech Julie i jej 'banda' też sobie jakąś znajdą i zrobimy wojnę! - mówiła gestykulując.

- Czekaj, nie do końca rozumiem. - wtrąciła Alicja. - Wojnę o co?

- O... o..- zamyśliła się. - O miano Najlepszego Klubu Na Świecie! - wykrzyczała po chwili z uśmiechem.

- Co trzeba będzie zrobić żeby wygrać? - zaciekawiłem się.

- Hmm... - podrapała się po brodzie. - Jedna osoba z grupy schowa gdzieś w lesie jakąś flagę i przeciwnicy będą musieli ją znaleść.

- Ej to jest niezły pomysł. - przyznałem.

- Dobra, to jak? Kto chcę w tym wziąść udział? - zapytała Diana.

- Ja! - podniosłem lekko rękę na co brunetka wystawiła dłoń do przodu, ja położyłem swoją na jej i razem popatrzyliśmy na złotowłosą.

- No dajesz Alicja. Obudź w sobie dziecko. - dziewczyna spoglądała to na mnie to na Diane.

- Nie wiem co ja robię ze swoim życiem, ale zgadzam się. - zrobiła to.

Zgodziła się. Wszyscy razem unieśliśmy ręce w górę i wybuchneliśmy śmiechem.

- Jesteśmy głupi. - zaśmiała się złotowłosa.

- I to bardzo! - odpowiedziała Diana.

- Ej, to kiedy rozegra się ta wojna? - zapytałem po chwili.

- No właśnie nie wiem, może gdzieś bardziej po nowym roku, żeby było cieplej.

- Ok, w tym czasie możemy podbudować naszą fortecę. - dodałem.

- Dobra, tylko najważniejsze. Jak się będziemy nazywać? - zapytała Alicja.

- Może 'Słynna Trójca'? - zaproponowała Diana.

- Nie, to mi się kojarzy ze szkołą. - na twarzy złotowłosej dostrzegłem grymas.

- To nie wiem, może samo kiedyś przyjdzie. - wzruszyła ramionami brązowooka. - Wracamy?

- Ok, a kiedy zaczniemy ulepszać naszą fortecę? - zapytałem, gdy zaczęliśmy iść w stronę wyjścia z lasu.

- Chyba dopiero w piątek po szkole, bo mamy mnóstwo nauki. - mruknęła Alicja.

- No my też.

- Ok, to w piątek po szkole idziemy do mnie do domu po potrzebne rzeczy i potem idziemy robić remont. - rzekłem z uśmiechem. Dziewczyny się zgodziły i razem ruszyliśmy w stronę swoich domów.

      Szliśmy już pięć minut i byliśmy na drodze gdy nagle sobie o czymś przypomniałem.

- Ej, za dwa tygodnie w sobotę jest mecz baseballu i ja będę grać, może chciałybyście przyjść? - zapytałem.

- Oh, czy to właśnie w tą sobotę za dwa tygodnie? - zapytała smutna Alicja.

- No tak. - odpowiedziałem.

- Kurde, Michael. Właśnie wtedy mam zawody w strzelaniu z łuku. Przykro mi bardzo, ale nie będę mogła przyjść. - spuściła głowę w dół.

- Ehh, no dobrze... A chociaż ty Diana? - spojrzałem na brunetkę.

- Ja? Hmmm....  ja sama?

- Nooo, tak. Znaczy ze mną. Znaczy... w sensie, że będziesz patrzyła i...ja będę grał... wiesz. - podrapałem się po karku. To zabrzmiało źle.

- Wydaje mi się, że będę mogła.

- Naprawdę? - uśmiechnąłem się szeroko.

- Tak. - rzekła patrząc na mnie.

- To super! Nie będę sam bo nikt z rodziny ze mną nie idzie i byłoby mi smutno ale ty Diana wszystko ratujesz! - naprawdę byłem szczęśliwy. - To dobra, spotkamy się na przystanku głównym i potem pójdziemy.

- Ok.

      Reszta drogi szybko zleciała. Każdy z nas skręcił w swoją stronę i zniknął gdzieś za horyzontem.

***

Nie wiem jakim cudem udaje m się wstawić ten rozdział, bo jestem na komputerze i jeszcze nigdy nie wstawiałam tak notek ale jakoś jest. Tak jak mówiłam ten rozdział jest na serio nudny, ale następny będzie lepszy. A teraz spadam bo robię dziką imprezkę w domu na ostatki (teraz akurat leci Janet Jackson, Black Cat) więc to tyle.

<3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top