10.10.2017
Byłem dzisiaj na spacerze w parku. Moje oczy napawały się cudownym pięknem jakim była zieleń.
Zdecydowanie lubiłem naturę. Małe żabki czy krabiki były najcudowniejsze na świecie i nikt nie wmówi mi, że nie.
Po pewnym czasie skręciłem w jakąś polną drogę. Zanurzyłem dłonie w wysokiej trawie wciągając rześkie powietrze. Czy może być coś piękniejszego?
Ponieważ było wcześnie rano mogłem poczuć rosę na palcach, a śpiew ptaków niezmącony ludzką obecnością przyprawiał mnie o błogi stan.
Natura była piękna ale i niezwykle tajemnicza. Uśmiechnąłem się stąpając powoli po ziemi i przyglądając się rosnącym drzewkom.
Zdecydowanie pięknie. Za pięknie.
I wtedy moje oczy wychwyciły mały ruch. Zatrzymałem się w miejscu, a oddech zamarł mi w piersi.
Zobaczyłem [T/I], która dokładnie oglądała każdy słonecznik z szerokim uśmiechem. I chociaż mój mózg panicznie kazał odwrócić się i przestać na nią spoglądać to nie potrafiłem.
Boże, dlaczego nie potrafię oderwać od niej wzroku, a natura blaknie przy jej pięknie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top