04.11.2017
Sobota.
Siedziałem na starej ławeczce przy polnej drodze czytając książkę.
Westchnąłem cichutko przekładając kartkę i wtedy zawiał wiatr, i płatek słonecznika wleciał między strony. Od razu przywołało to mi na myśl [T/I].
Co gdybym kupił jej bukiet słoneczników?
Nie, Namjoon nie wydurniaj się. To przesada.
Zamknąłem książkę, a zaraz za nią oczy i pozwoliłem delikatnemu wiatrowi muskać mnie po twarzy. Uśmiechnąłem się odrobinę poprawiając czapkę na mojej głowie.
Co powinienem zrobić?
Czy liściki to najlepsze co mogę uczynić? Czy powinienem do niej podejść?
Nie, nie mogę się wychylać. Powinienem skupić się na nauce. To klucz do wszystkiego.
I kiedy ogarnął mnie błogi spokój usłyszałem śmiech. Śmiech mojej ukochanej.
A gdy otworzyłem oczy zobaczyłem jak biegnie razem z psem. I nie wiem czy piękniejsze było pole słoneczników, czy jej czerwone usta.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top