🥀I'm Sorry 🥀
Słowa: 2875
________________________________
Młody mężczyzna ostrożnie stawiał swoje zmęczone stopy na poboczu drogi, która wiodła wzdłuż lasu. Nierówna powierzchnia utrudniała mu szybkie poruszanie się, ale był zdeterminowany, aby dotrzeć jak najszybciej do najbliższego przystanku autobusowego. Mimo iż wyglądał spokojnie to w głębi duszy przeklinał sam siebie, każdym znanym mu określeniem. Był zły, że zgubił swój telefon nie wspominając o fakcie, że w samochodzie skończyło mu się paliwo, a on sam nie zwrócił na to wcześniej uwagi. Czuł wstyd. Niczym nastolatek, który dopiero uczył się o życiu.
Wypuścił powietrze, które zalegało mu ciężko w płucach. Spojrzał w niebo, aby określić ile czasu już minęło, mimo iż pochmurna pogoda utrudniała mu to. Bywał już tu wcześniej, więc kojarzył fakt iż niedługo powinien znaleźć się w małej wiosce. Delikatnie się uśmiechnął na myśl, że niedługo będzie w domu, gdzie czeka go ciepły prysznic oraz objęcia jego ukochanego.
Nagle poczuł jak żołądek wykręca mu się tak, że gdyby nie fakt iż był pusty, zwróciłby jego zawartość.
Wyrzuty sumienia.
Wspomnienia z wczorajszej kłótni wróciły żywo do jego podświadomości i nie chciały już go opuścić. Nie wiedział, kiedy dokładnie wyszedł z mieszkania, które dzielił ze swoim narzeczonym. Musiało to być jakoś koło północy. Zabrał wtedy swój portfel oraz kluczyki od samochodu, po czym wyszedł. Krążył samochodem po okolicach miasta, bez jakiegoś większego celu, mając tylko nadzieję, że będzie sam ze swoimi myślami.
Zawsze tak robił, aby pozbierać myśli. Takie działanie pomagało mu się odstresować i dawało potrzebny dystans, aby spojrzeć na problem z innej perspektywy. Po wczorajszej kłótni nie widział innej możliwości na uspokojenie swoich nerwów. Nieświadomie pojechał do swojego ulubionego miejsca, gdzie zachwycające widoki działały cuda na jego umysł. W tym miejscu właśnie oświadczył się młodszemu od niego mężczyźnie.
Siedział w zaparkowanym na wzgórzu samochodzie przez kilka następnych godzin. W pewnym momencie zasnął, budząc się z promieniami słońca padającymi na jego przepracowaną twarz. Wypuścił głośno powietrze i przejechał palcami przez swoje czarne, przydługie włosy, starając się w ten sposób odgonić wspomnienia.
Południe zbliżało się wielkimi krokami, kiedy dotarł do przystanku, na którym autobusy miejskie kursowały również w sobotę. Widząc nadjeżdżający pojazd, ustawił się na szarym końcu kolejki. Zajął szybko miejsce blisko okna, mając na uwadze godzinną podróż. Zaciągnął mocniej czarny kaptur na głowę i oparł się o szybę, chłonąc widoki za oknem.
Analizował cały przebieg kłótni po raz setny, jeśli nawet i tysięczny. Cały czas dochodził do tego samego wniosku, który wypalał mu dziurę w brzuchu.
Przesadził.
Był tego bardziej niż pewny. Powiedział parę słów za dużo, przez co jego narzeczony siedział pół nocy mocząc łzami poduszkę. Wiedział, że tak było. Nie musiał, być nawet obecny w mieszkaniu przy nim, aby to wiedzieć. Jego ukochany był delikatny. Szybko się wzruszał, a jeszcze szybciej można było go zranić. Przejmował się wszystkim i wszystkimi.
Wizja zapłakanego mężczyzny samego w łóżku złamała mu serce. Mógł po prostu zgodzić się na wyjazd z młodszym do domku letniskowego jego rodziców, którzy mieli być tam w tym samym czasie. Wiedział, jak bardzo mu na tym zależy, ponieważ jego młodsza siostra miała przylecieć z końca kraju. On sam uwielbiał rodzinę młodszego. Przywitali go z otwartymi ramionami. Wspierali w każdy możliwy sposób i dawali rodzinne ciepło, którego nie zaznał w dzieciństwie. Mógł chociaż porozmawiać o przełożeniu daty wyjazdu. Miał teraz dużo stresu związanego z pracą. Jego szef postanowił zamknąć jeden dział, przez co cała redakcja miała ręce pełne roboty. Był pewny, że młodszy oraz jego rodzina by to zrozumieli. Oni zawsze rozumieli i próbowali znaleźć rozwiązanie. Zamiast usiąść i porozmawiać to naskoczył na młodszego. Zarzucił mu nieodpowiedzialność, ignorancję oraz brak zrozumienia sytuacji. Obraził go, nakrzyczał, do tego zarzucił mu że więcej czasu poświęca swojemu przyjacielowi, po czym wyszedł. Zostawił go samego.
Jakim wielkim idiotą można być? zadał sobie to pytanie.
Teraz bał się, że jest już za późno.
Widząc swój przystanek za oknem, wstał ze swojego miejsca i wyszedł z autobusu, kierując się w stronę ich osiedla. Jego kroki były powolne. Ważył każde układane w głowie zdanie, które miał nadzieję powiedzieć swojemu wybrankowi. Wszedł do ich mieszkania, zamykając za sobą drzwi na klucz.
— Jimin...? — zawołał niepewnie, wchodząc do pomieszczenia, jednakże odpowiedziała mu tylko przytłaczająca cisza.
Wypuścił głośno powietrze, dopiero teraz uświadamiając sobie, że wstrzymywał je boleśnie w płucach. Rozejrzał się po korytarzu. Brakowało butów oraz bluzy młodszego.
Pewnie poszedł do studia na próbę. Jego grupa ma niedługo występ — uspokajał się w myślach.
Ściągnął swoje buty. Postanowił, że skorzysta z chwili i weźmie ciepły prysznic. Wszedł do przytulnej sypialni, którą urządził młodszy zaraz po ich wspólnym zamieszkaniu. Wyciągnął z ogromnej szafy świeże ubrania. Idąc do łazienki przechodził obok ramek z ich wspólnymi zdjęciami. Uśmiechnął się, widząc rozpromienioną twarz, wtedy jeszcze, rudego chłopaka. Delikatnie przejechał palcami po jego ulubionym zdjęciu, z ich pierwszej randki w ogrodzie motyli.
Park Jimin, jego narzeczony, był w jego oczach najcudowniejszym człowiekiem pod słońcem. Uwielbiał patrzeć jak pełne usta młodszego wykrzywiają się w uśmiechu, przez który jego brązowe oczy zamieniały się w dwie wąskie szparki tryskające iskierkami rozbawienia. Kochał słuchać, kiedy śpiewał przy sprzątaniu bądź gotowaniu. Odbierało mu dech w piersiach, kiedy oglądał jego występy. Jimin był tancerzem i instruktorem tańca. Wkładał całe serce w każdą choreografię, za co czarnowłosy go podziwiał.
Park Jimin był całym jego życiem i choć nigdy mu tego nie powiedział, były chwile, gdzie żył wyłącznie dla niego.
Przejechał opuszkiem palca po twarzy chłopaka na fotografii. Zawsze wierzył, że był ogromnym szczęściarzem mogąc nazywać Jimina swoim. Nie mógł pozwolić, aby przez swoją głupotę go stracić.
Wszedł do łazienki i zrzucił z siebie ubrania. Szybko wsunął się pod strumień gorącej wody. Powtarzał w głowie jeszcze raz cały monolog, gdzie błaga Jimina o wybaczenie, obiecując mu wszystko czego tylko młodszy sobie zażyczy. Mimo iż nie czuł się gotowym do tej rozmowy, był zmotywowany, aby zażegnać ten spór. Zakręcił strumień wody i stanął bosymi stopami na zimnych kaflach podłogowych. Ubrał białą koszulkę oraz jasne spodnie dresowe. Przeczesał palcami swoje czarne włosy i pozwolił, aby wyschły naturalnie. Spojrzał w swoje odbicie i przygryzł delikatnie dolną wargę.
— No dalej Yoongi. Kiedy twój Chim wróci do domu przeprosisz go. Zrobisz tak jak prawdziwy mężczyzna powinien — powiedział, patrząc w ciemne, kocie oczy swojego lustrzanego odbicia. Po chwili odsunął się od lustra i rozejrzał się, aby sprawdzić czy jego rzeczy nie leżą na podłodze. Upewniwszy się, że nie pozostawił po sobie śladu udał się do kuchni. Spojrzał na zegar, który wskazywał drugą godzinę.
— Niedługo powinien być — wyszeptał sam do siebie, czując supeł w gardle.
Odwrócił się w celu zaparzenia kawy, kiedy usłyszał jak drzwi wejściowe otwierają się. Wypuścił powietrze z płuc i z przypływem odwagi udał się na korytarz. Spojrzał na swojego, od niedawna, czarnowłosego narzeczonego, który akurat ściągał buty. Odchrząknął głośno, próbując zwrócić na siebię uwagę. Nie otrzymując żadnej reakcji, poczuł jak zdenerwowanie zaczyna brać nad nim kontrolę, a dłonie zaczynają drżeć. Chwilę jeszcze zaczekał, po czym odezwał się, przerywając tą niekomfortową dla niego ciszę.
— Jimin... Chciałbym z tobą porozmawiać — powiedział najspokojniej jak potrafił, choć miał wrażenie, że w każdej chwili dostanie zawału serca.
Młodszy zignorował jego prośbę, po prostu przechodząc obok. Ruszył prosto do kuchni, gdzie napił się wyciągniętej, chwilę wcześniej, z lodówki wody. Yoongi wszedł niepewnie za nim do pomieszczenia. Przeskanował wysportowaną posturę chłopaka jakby szukając jakiejś podpowiedzi bądź ratunku. Czegoś, od czego mógłby zacząć rozmowę.
— Jiminie... Proszę cię. Porozmawiajmy — powiedział łagodnie, nie mogąc wyczytać nic z zachowania Jimina. Podszedł do niego i położył swoją rękę na jego ramieniu. — Dobrze? — zapytał, znów nie otrzymując żadnej reakcji.
Jimin schował z powrotem butelkę do lodówki, po czym opuścił pomieszczenie, kompletne ignorując swojego narzeczonego. Yoongi stał jak kamień, nie potrafiąc ruszyć się z miejsca. Jego ukochany nawet na niego nie spojrzał. Zdawał sobie sprawę, że nie będzie to miła rozmowa, ale nie był gotowy na bycie ignorowanym. Zabolało go to.
Tak wczoraj musiałeś się poczuć, kiedy wyszedłem — pomyślał.
Usiadł na krześle, przy stole kuchennym i postanowił poczekać, aż młodszy wyjdzie z łazienki. Nerwowo przygryzł wargę, wsłuchując się w odgłos wody uderzającej o kafle. Czas nieubłaganie mu się dłużył, kiedy tamten brał prysznic. Starszy miał nadzieję, że woda ostudzi trochę gniew młodszego i jednak dane im będzie porozmawiać.
W końcu do pomieszczenia wszedł Jimin ubrany w świeże ubrania, na co Yoongi wstał z krzesła jak poparzony. Spojrzał w brązowe oczy ukochanego.
— Przepraszam Jimin. Nie chciałem tak krzyczeć. Nie chciałem cię obrazić ani zranić. Zachowałem się jak dziecko. Wybacz mi proszę — wyrzucił z siebie głosem, który na końcu delikatnie się załamał z napływu emocji.
Po chwili poczuł jak jego serce pęka. Młodszy po prostu przeszedł obok i zaczął szukać czegoś w szafkach kuchennych. Nie tego spodziewał się starszy. Spodziewał się łez, czy nawet krzyku, ale nie obojętności.
— Jimin? Nie zachowuj się tak, jak ja wczoraj. Zawsze byłeś tym bardziej rozważnym. Powiedz coś, proszę... — powiedział, stojąc zaraz za mężczyzną. Czuł wzrastającą bezsilność. — Czy to twoja kara dla mnie? Za wczoraj, tak? Wiesz, że czuję się podle. Gdybym mógł cofnąłbym czas i sam uderzył bym się za to wszystko w twarz... — kontynuował, kładąc mu swoje duże, ciepłe dłonie na ramionach. — Jiminie... — Przytulił się do jego pleców. — Proszę, nie gniewaj się na mnie. Wiesz, że cię kocham najmocniej na świecie — wyszeptał wprost w zgięcie jego karku, czując narastającą gulę w gardle. — Powiedz coś, zacznij krzyczeć, czy nawet mnie uderz, ale nie ignoruj mnie... Proszę...
Czuł zbierające się łzy w oczach. Bycie ignorowanym przez najważniejszą osobę w jego życiu było dla niego najgorszą rzeczą, która mogła istnieć. Nic go tak bardzo nie bolało, jak brak tych iskierek w oczach młodszego, kiedy w nie spoglądał. Młodszy odetchnął głęboko i opuścił delikatnie głowie. Yoongi poczuł jak ciało Jimina delikatnie napina się w jego ramionach. Samo to sprawiło, że jego serce podskoczyło z nadzieją, że młodszy się przełamie, że się odezwie i wszystko sobie wyjaśnią.
— Yoongi...? — wyszeptał ledwo słyszalnie.
Na samo brzmienie swojego imienia w ustach młodszego serce starszego podskoczyło do gardła robiąc przy tym salto. Delikatnie się uśmiechnął, a pojedyncza łza spłynęła po jego bladym policzku.
— Tak, Jiminie. To ja... Tak bardzo, ale to bardzo cię przepraszam — wyszeptał, ściskając młodszego mocniej w swoich ramionach.
Stali tak przez chwilę. Starszy poczuł dziwną ulgę, spowodowaną tylko i wyłącznie przez brzmienie jego imienia wypowiedzianego melodyjnym głosem młodszego. Już miał zacząć zapewniać go o swojej miłości oraz poczuciu winy, obiecując mu gwiazdkę z nieba, kiedy rozległ się dzwonek ze smartfonu Jimina.
Ktoś do niego dzwonił. Teraz.
Młodszy szybko wyswobodził się z objęć, zostawiając zdezorientowanego Yoongiego samego sobie. Sięgnął po swój telefon leżący na stole kuchennym.
— Jimin, proszę nie odbieraj. Nie rób mi tego. Nie rób sobie tego — powiedział starszy z zaciśniętym przez emocje gardłem. Po jego policzku spłynęła kolejna łza.
— Dzień dobry, Park Jimin przy telefonie — powiedział, widząc numer zastrzeżony.
Odwrócił się bokiem do Yoongiego, dając mu w ten sposób do zrozumienia, że nie ma ochoty z nim rozmawiać.
— Jimin... — wtrącił łamiącym się głosem. Nie miał sił, aby opanować swoje emocje.
Spojrzał smutno na profil narzeczonego. Tak bardzo chciał go przytulić i nigdy nie puszczać, ale wiedział, że teraz jest to niemożliwe.
I już nigdy nie będzie.
Obserwował jak postawa młodego mężczyzny się zmienia. Jak ściąga brwi, co robił zawsze, kiedy był zakłopotany albo poddenerwowany.
— Min Yoongi, to mój narzeczony — odpowiedział z nutą zdenerwowania w głosie na pytanie zadane mu przez nieznajomego rozmówcę. Samo to zdanie sprawiło, że Yoongi uśmiechnął się smutno pod nosem.
— Tak. Mój narzeczony — powtórzył do telefonu. — Data oraz miejsce narodzin się zgadza. Rejestracja samochodu to 13나0613 — potwierdził oraz podał odpowiedź na pytanie z łamiącym się głosem.
Młodszy czuł jak jego serce uderza w ogromnej prędkości. Denerwował się tą rozmową. Zaczął się pocić. Oparł się jedną ręką o stół i słuchał następnie wypowiedzianych zdań niedowierzając.
Yoongi obserwował jak dłonie młodszego zaczynają się trząść. Jak otwiera i zamyka usta co chwilę, nie wiedząc co powiedzieć. Po jego pulchnych policzkach zaczęły spływać niekontrolowanie łzy, a starszy przyglądał mu się ze strachem w oczach. W ułamku sekundy, młodszy znalazł się na ziemi upadając na swoje kolana. Dociskał swoją dłoń do ust, starając się nie wypuścić żadnego dźwięku. Jego ciało się trzęsło pod wpływem szoku jakiego doznał. Yoongi podbiegł szybko do niego oplatając go swoimi ramionami, mając nadzieję, że choć trochę młodszy się uspokoi.
Jimin słysząc o co chce prosić funkcjonariusz policji z którym rozmawiał, szybko się rozłączył. Upuścił telefon, który upadł z echem na kafle kuchenne. Zaczął dusić się łzami. Zaciskał swoje dłonie na włosach i ciągnął za nie, zanosząc się coraz głośniejszym szlochem. Nie chciał zaakceptować informacji, które zostały mu przed chwilą przekazane. Oparł swoje czoło o kafle i dał upust swoim emocjom. Wziął głęboki oddech, po czym z jego ust uciekł donośny, łamiący serce krzyk. Owy wrzask był przepełniony tak głębokim bólem, że mógłby złamać serce każdego, który tylko by go usłyszał.
Ostatnie zdanie, które padło przed przerwaniem rozmowy z głośniku telefonu, sprawiło że Yoongi pobladł. Oparł swoje czoło na plecach ukochanego i zacisnął mocno oczy pozwalając, aby kaskady łez spływały chaotycznie. Nagle nie miał już dziury w pamięci, wywołanej, tak jak sądził, snem. Wszystko zaczęło nabierać sensu. Zaczynało układać się w całość. To, że Jimin go ignorował. Przejeżdżające obok samochody nie reagowały na znak stopu. Kierowca autobusu nie chciał sprawdzić jego biletu. Wszystko nabrało sensu, a on sam przypomniał sobie, coś czego nigdy nie chciał pamiętać.
Coś, co powinno być tylko sennym koszmarem.
Pojechał na ich miejsce. Był to wysoki klif, z widokiem na całą okolicę. Idealny punkt widokowy. Napisał tam SMS do młodszego mężczyzny, nie zdając sobie sprawy, że nie ma na ławce zasięgu. Wsiadł do swojego samochodu z zamiarem powrotu. Czuł się jak najgorszy przestępca, ale chwila w ich miejscu i już zaczął żałować każdego wypowiedzianego słowa. Jechał ostrożnie po stromych drogach prowadzących w dół. Na około lasy oraz góry nie ułatwiały mu widoczności. Miał przed sobą najbardziej ostry oraz najwyżej położony zakręt, po którym czekała go już tylko, tak zwana „prosta" droga.
Nagle wyjechał mu samochód z naprzeciwka, który pod wpływem prędkości z jaką wjechał w zakręt, znalazł się na jego stronie jezdni. Wystraszył się. Skręcił, chcąc uniknąć zderzenia czołowego, ale wpadł w poślizg...
— I zjechałem z ulicy. Samochód spadł z góry... — wyszeptał, przytulając ciało młodszego, którego przechodziły dreszcze. — Odbiło się parę razy. Dachowało...aż... aż zatrzymało się na drzewie.
A ja byłem tam uwięziony. Nie mogłem wyjść, bo drzwi zmiażdżyły mi nogę. Wszędzie było pełno szkła. To tak bardzo bolało. Szkło rozcięło mi rękę. Ja... — przywołał bolesne wspomnienie, przez co zacisnął jeszcze bardziej swoje oczy.
Pamiętał jak dachował. To jak uderzył parę razy głową o okno samochodu oraz kierownicę, przez co z nosa leciała mu krew a wzrok zaczął rozmazywać z bólu. W momencie, kiedy samochód uderzył w drzewo przygniatając mu nogę, był ledwo przytomny. Pamiętał, że coś ostrego przebiło jego prawy bok, kompletnie uniemożliwiając mu ucieczkę. Chciał zadzwonić po pomoc sięgając do kieszeni spodni, wolną ręką. Problem był taki, że jego telefonu nie było w jego kieszeni.
Nie wiedział gdzie był a panika zaczęła wygrywać.
Pamiętał cały ból, gdy był uwięziony, trudności z nabraniem oddechu, czy metaliczny smak krwi w ustach. To wszystko trwało do momentu utraty przytomności. Był taki osłabiony oraz obolały. Jego ciało przechodziły dreszcze zimna, a w głowie krążyła mu tylko jedna myśl. Jedna osoba. Nie marzył o niczym innym jak ostatni raz przytulić Jimina i powiedzieć mu jak bardzo go kocha. To była jego ostatnia myśl.
Następne co kojarzył to ciemność, a po niej ciepłe promienie słońca ogrzewające jego twarz, gdy siedział na ławce przy ich miejscu. Wygrzewał się w porannym słońcu i myślał o swoich ukochanym.
— Przepraszam Jiminie. Przepraszam. To tak bardzo bolało. Chciałem wołać o pomoc, ale żaden dźwięk nie chciał się wydobyć z mojego gardła. Tak bardzo się bałem... — powiedział starszy starając opanować się swój głos. — Tak bardzo chciałem cię zobaczyć po raz ostatni — wyszeptał, w tym samym momencie co pojedyncza łza spadła na kafelkę, zamiast jak inne, na jego koszulkę.
— Yoonie... Przepraszam... Przepraszam, przepraszam... To moja wina — powtarzał co chwilę między nowymi falami szlochu Park, nie zdając sobie sprawy, że jego ukochany go słyszy. Miał wyrzuty sumienia. Wiedział, że jego narzeczony jest przepracowany, ale miał nadzieję, że taki krótki urlop dobrze mu zrobi. Chciał tylko aby jego ukochany Yoongi się odstresował i odpoczął.
Gdybym tylko ci nic nie powiedział o tym zaproszeniu. Byłbyś tu obok — pomyślał, czując jak robi mu się niedobrze, od tych emocji.
— To nie twoja wina Jimin. Nie myśl tak nawet. Tak bardzo chciałem cię jeszcze raz zobaczyć... Tak bardzo, że mi się udało. Jestem tu. Kocham cię. Zawszę cię będę kochać — powiedział Yoongi, przytulając go z całej siły jaką tylko miał. Przelewając w to objęcie również całe swoje emocje, całą swoją miłość. Park wyprostował się delikatnie, czując lekki ucisk na plecach, co spowodowało słaby uśmiech na twarzy starszego. — Kocham cię Jimin — wyszeptał do jego ucha, łamiącym się głosem.
Ucałował czoło swojego ukochanego, a jego ciało delikatnie oblała poświata, która zaczęła robić się powoli przezroczysta. W ten sposób delikatne, ale smutne promienie późnego słońca padły na twarz młodszego, aż okryły całą jego twarz w momencie, gdy sylwetka Yoongiego rozpłynęła się niczym mgła.
Jimin poczuł delikatne ciepło na swoim czole, w miejscu gdzie chwilę wcześniej duch Yoongiego go pocałował. Dotknął owego miejsca dłonią rozglądając się dookoła, tak jakby miał zobaczyć przyczynę tego dziwnego uczucia. Spojrzał przez łzy na swoją komórkę, gdyż jej wyświetlacz rozjaśnił się ukazując nową wiadomość na tle uśmiechniętej twarzy Yoongiego.
Od: Yoonie💕
Przepraszam. Nie kłóćmy się więcej. Kocham cię Chim ♥️
Przecież nikt nie mógł wiedzieć, że telefon Yoongiego został znaleziony niedaleko wraku jego samochodu, a podniesienie go sprawiło, że ostatni SMS do Jimina w końcu mógł do niego trafić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top