Rozdział 8: Jimin
Maratonu część trzecia.
Enjoy Misie!
~•~•~•~•~•~•~•~
Coraz łatwiej szło mi podrywanie Jungkooka. Nie ze względu na to, że mi się poddawał. Zacząłem rozumieć jego zachowanie i wiedziałem, co powiedzieć, żeby wywołać wymaganą reakcję. Cieszyłem się, że byłem coraz bliżej końca, ale gdzieś w środku ciągle czułem pewien smutek. W końcu wszystko się skończy, a ja... Sam nie wiem. Nie jestem gejem. Udało mi się złapać parę kontaktów z dziewczynami. Może to nie jest coś specjalnego, ale zawsze o tym marzyłem. Bycie w centrum uwagi dziewczyn jest fajne i lubię ich kobiecość. Sposób poruszania się, prowadzenia rozmowy i wszystko inne, ale... Ciągle mam jakieś ale. Lepiej będzie, jeśli zobaczę koniec tej przygody, a zemsta zostanie dopełniona. Kimi poczuje się lepiej, z kolei ja odetchnę od dziwnych uczuć.
Poza tym zdołałem złamać słowami i drobnymi gestami nie tylko siebie, ale i samego Jungkooka. To jest chore.
Chore było też moje zawstydzenie po słowach, jakie wypowiedziałem. Nie mogłem spojrzeć mu w oczy, dlatego nie czekałem długo na jego reakcję. Zresztą i tak wyglądał specjalnie przejętego. Mogłem postarać się bardziej. Lekcja trwała nadal, więc musiałem jakoś się zachować, bo nie wiedziałem co zrobić dalej w związku z Jungkookiem.
Poniekąd uratował mnie mój telefon. Poczułem wibracje w kieszeni, więc wyciągnąłem urządzenie pod ławką i odczytałem wiadomość od Kimi tak, by Jungkook nie mógł zobaczyć.
Od Kimi: Sorki, że tak długo się nie odzywałam. Nie chciałam za bardzo naciskać i sama przygotować swoją część przedstawienia. Jak Ci idzie? Są jakieś problemy? Może stało się coś, o czym powinnam się dowiedzieć?
Powinna wiedzieć o tym, że nie miałem pojęcia dlaczego dziwnie reagowałem na Jungkooka? Raczej nie. Zostawię to dla siebie, stłamszę uczucia po oficjalnym odrzuceniu i będę szukał dziewczyny, dzięki zdobytej popularności.
Do Kimi: Nic się nie stało. Chyba ja powinienem był przeprosić. W każdym razie idzie jak po maśle. Dziś może wszytko zakończę, chodź nie obiecuję.
Od Kimi: Byłoby fajnie, bo brakuje mi Cię w naszej ławce.
Do Kimi: Niebawem wrócę. To kwestia czasu. Jeszcze dziś wieczorem do ciebie napiszę.
Od Kimi: Ok ok. Powodzenia! Obyś z nim wytrzymał!
Już chciałem napisać, że on wcale nie był taki zły, na jakiego zawsze wyglądał, ale powstrzymałem się. Zablokowałem telefon i schowałem go z powrotem. Kiedy spojrzałem z powrotem na swój zeszyt, dostrzegłem kartkę z wiadomością od Jungkooka. Wziąłem ją do ręki i obiegłem wzrokiem wszystkie wiadomości włącznie z tymi poprzednimi.
"Z kim pisałeś?" ~ JK
Uśmiechnąłem się do siebie. Może jednak przejął się tym, co powiedziałem? W końcu mógł poczuć się nimi dotknięty, a w konsekwencji zaczął być zazdrosny? W sumie to żadna konsekwencja, ale każde wytłumaczenie jest dobrym wytłumaczeniem w takich chwilach. Zresztą fajnie, że się zainteresował. Przynajmniej mogłem mieć nadzieję, że miałem go na widelcu.
Z uśmiechem szybko odpisałem i oddałem mu kartkę. Czas na małą obserwację. Może nadzieja przeobrazi się w pewność.
"Z Kimi. Chciała żebym Cię zostawił, bo beze mnie jej nudno - JM"
Wyraźnie zmienił swoje zachowanie. Jego naturalne ruchy stały się bardziej automatyczne, jakby zmuszał się do wykonywania prostych czynności.
"Czyli teraz mnie zostawisz? -JK"
Czyli naprawdę wpadł w moje sidła? Tak szybko? Teraz, gdy na niego patrzyłem, wyglądał tak niewinnie, że nigdy bym się nie spodziewał po nim takiego wyrazu twarzy. Czułem się tak, jakby zamknął mnie w bańce swojego uroku. Została mi ostatnia prosta do mety, która uwolni mnie z tego.
"Oczywiście, że nie. Zbyt wiele dla mnie znaczysz- JM"
Jak na zawołanie, lekcja, ciągnąca się w nieskończoność, pozwoliła mi zobaczyć swój koniec. Zadzwonił dzwonek. Potrzebowałem świeżego powietrza, żeby jakoś ochłonąć.
•••
Do samego końca lekcji Jungkook spoglądał na mnie z pewną dozą niepewności. Na przerwach próbował zachowywać się tak, jak zwykle, jednak wystarczyło jedno spojrzenie w moją stronę i nagle zapominał o czym mówił. Nie sądziłem, że będę taki skuteczny. Przecież na początku Jungkook był taki pewny siebie. Powiedział też, że szybko dostanę kosza, a jednak zgubiła go własna ciekawość.
Po szkole poszliśmy na siłownię. Mimo protestów zapłaciłem za niego, więc miał nadąsaną minę nawet w szatni. Marudził ciągle pod nosem, że miał pieniądze w portfelu i że nie jest głupią dziewuchą, za którą trzeba płacić. W tym czasie mogłem przyjrzeć się jego sylwetce. Aż przypomniała mi się mina Namjoona, który wyglądał jak dumny tata, gdy byliśmy w szkolnej szatni, żeby Jungkook mógł wziąć ciuchy na przebranie. Przez to moje zaskoczenie nie było aż tak silne, jak byłoby bez tego drobnego gestu.
Ogólnie podejrzewałem, że z tego typu dietą, będzie co najwyżej płaski, a tym czasem spotkałem się z zarysem mięśni. Może nie takim ostrym, jak ten mojego trenera, ale jednak coś tam było. Przede wszystkim uwagę zwracały dobrze umięśnione nogi, czyli efekt biegania, o którym wspominał albo Yoongi albo Namjoon. Teraz nie mogłem sobie przypomnieć, ponieważ obaj często mówili na przemian.
- Następnym razem ja płacę - kontynuował swój bełkot pełen niezadowolenia - spróbuj mnie powstrzymać, to zmuszę cię do zjedzenia paczki żelek.
- Czyli planujesz kolejny raz? - Zignorowałem kaloryczną groźbę. Włożyłem przez głowę wycięty podkoszulek i naciągnąłem go w dół.
- Następnym razem ja płacę - powtórzył, jakby mnie nie słyszał. - Chyba że przegrasz jakiś zakład. W innym wypadku nie zgodzę się na to, żeby być twoim utrzymankiem.
- Dobra, dobra. Zapytam jeszcze raz. - Westchnąłem. - Chcesz przyjść tu ze mną?
- Jednorazowa wizyta nie ma sensu przecież. - Rzucił mi spojrzenie w stylu "zidiowaciałeś?". Takie słowo nie istnieje w słowniku języka koreańskiego, ale w słowniku Jungkooka na sto procent było zapisane wytłuszczoną czcionką.
Jeżeli dziś dopnę swego, to dam sobie uciąć obie ręce, że Jungkook będzie tutaj stałym klientem, tylko po to, żeby zrobić mi na złość. Nie przemyślałem do końca jego wizyty tutaj, a jakoś nie zamierzam zapisywać się gdzieś indziej. Tutaj mam swojego dobrego trenera personalnego, do którego żywię ogromną wdzięczność za to, że mi pomógł. Nie mógłbym pójść do konkurencji.
Hm, ale skoro Jungkook tu będzie, to co będzie robił? Po prostu ćwiczył, obserwując mnie spode łba? A może będzie wymyślał najróżniejsze sytuacje, w które będę wpadał jak śliwka w kompot? Raju, oby nie.
- Dobry tok myślenia - podsumowałem, w oczekiwaniu na niego. Chłopak zdecydowanie więcej mówił, niż robił, toteż miał na sobie dopiero spodenki. - Chcesz wyglądać lepiej?
- Nie, chcę mieć cię na oku - odpowiedział automatycznie.
- Aha.
No i jak miałem na to odpowiedzieć? Poczekałem, aż w końcu się ubierze. Przynajmniej przestał marudzić i w końcu się zamknął. Kiedy nareszcie weszliśmy, rozejrzałem się wokoło w poszukiwaniu mojego trenera. Niestety Changwooka nigdzie nie było. Może i lepiej?
- Będziesz moim trenerem? - dobiegło mnie ciche pytanie.
- Tak, a co? - Spojrzałem na niego. - I coś ty się nagle taki gadatliwy zrobił, co? Wcześniej marudziłeś.
- Stwierdziłem, że skoro tak otwarcie mnie podrywasz to mogę się temu poddać, bo jest ciekawie. - Niemal zakrztusiłem się śliną. Tym razem nie mogłem ukryć swojego zaskoczenia, więc patrzyłem na zadowolonego Jungkooka. Minął mnie, lecz to nie było zwykłe przejście obok. Przejechał dłonią po moim udzie, jakby chciał dać znak, że role się odwróciły.
- Jasny szlag, w co ja się wpakowałem - szepnąłem do siebie, gdy zdałem sobie sprawę, że obleciał mnie silny dreszcz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top