Rozdział 22: Jimin
Dzień dobry wieczór. Przybyłam z rozdziałem. Myślę, że wstawię jeszcze epilog, będący zlepkiem dwóch ostatnich rozdziałów i zacznę pisać kontynuację w osobnej książce, żeby czytelnicy zarówno oryginału jak i remake'u mogli to przeczytać.
Życzę Wam wszystkiego najlepszego w nowym roku!
Miłego czytania, Misie Patysie!
~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
Wynikła dziwna sytuacja, ponieważ samoczynnie przyznałem się do tego, co zamierzałem ukryć przed Jungkookiem. Chłopak był po prostu zbyt przenikliwy w swoim jestestwie. Widział więcej, aniżeli bym się tego spodziewał. Zresztą sam wiele powiedziałem. Zdecydowanie zbyt wiele. W tej chwili miałem sprawdzić, czy moje uczucia były prawdziwe. Wprawdzie Jungkook grał nieczysto, by mnie zdobyć, ale czy ja sam grałem czysto?
Bez słowa wstałem, by usiąść obok chłopaka. Nie chciałem go fatygować ze względu na bolącą nogę.
- Nie chce tylko, żebyś tego żałował - powiedziałem bezmyślnie. Szkoda, że nie ugryzłem się w język.
- Nie będę żałował, jeśli odniosę zamierzony efekt.
Już nie komentowałem jego słów. Jakoś dziwnie było zrobić to, kiedy obaj byliśmy tego świadomi. Inaczej to wyglądało, gdy jeden z nas się nie spodziewał. Oparłem się jedną ręką przy jego udzie, aby móc się wyciągnąć i po prostu go pocałowałem. Z zaskoczeniem stwierdziłem, że ta czynność wyglądała zupełnie inaczej, gdy wykonywałem ją z własnymi chęciami, niczym nie przymuszony. Jego usta były chłodne i suche, jednak nie na długo. Zgubiłem się trochę we własnych emocjach i tej delikatnej pieszczocie. Mój oddech urwał się, gdy odrobinę popłynąłem i chcąc nie chcąc sam na niego natarłem.
- Wystarczy - szepnął, odsunąwszy się ode mnie. - Czułem się jak gej, a ty?
Parsknąłem mimowolnym śmiechem, dotykając lekko swoje usta. Ten komentarz był taki nie na miejscu, że nie mogłem opanować tego prostego odruchu. To ciepło rozlewające się po wnętrznościach dało mi do zrozumienia, że Kimi nie potrafiła mi tego dać.
Właśnie, co z Kimi? Dopiero teraz dotarły do mnie wątpliwości, które zostały rozwiane tak szybko, jak się pojawiły przez dłoń Jungkooka na moim policzku. Oczekiwał odpowiedzi.
- Chyba też. Wygrałeś.
- Teraz już nie kochasz jej?
- Chciałem tylko, żeby była szczęśliwa u mojego boku. Mimo wszystko jej rodzice oferowali mi wspaniałą przyszłość, a teraz to nawet nie wiem, co będę robił w przyszłości. - Westchnąłem cicho, odwróciwszy wzrok. Długo do mnie docierał fakt, że zostałem przekupiony mrzonką o bogactwie przyszłości. Byłem aż taki łatwy? - Było wiele argumentów, przemawiających za Kimi. - Spróbowałem się obronić, żeby nie wpaść w zły humor przez własną głupotę. - Dziewięćdziesiąt procent stanowiłeś ty. Nigdy nie chciałem z nią być. Przecież to moja przyjaciółka, ale los sprawił mi niespodziankę.
- Seokjin był tylko po to, żeby sprawdzić ją, wiesz? - wyjaśnił, choć nawet takiego tematu nie zaczynałem. - Kiedy już się poddałem, Namjoon wymyślił wycieczkę tutaj. Seokjin to ten typ człowieka, który ma w sobie ten urok, choć nie każda mu ulega, Namjoon stwierdził, że Kimi szybko się podda i o tobie zapomni. Zadziałało.
- Teraz jesteśmy skazani na siebie.
- Na jak długo?
- Dożywocie? - Spojrzałem na uśmiechniętego chłopaka, odwzajemniając ten gest. - O ile nie pokłócimy się o kalorie.
Na chwilę Jungkook zamilkł, jakby kalkulował coś w głowie. Nie chciałem mu przerywać, bo robił taką... Uroczą minę, gdy zagłębiał się w myślach. Wtedy nie zauważyłem ani krzty kpiny, czy tej zwykłej ironii.
- Muszę cię przeprosić za to, że nas zgubiłem.
Przechyliłem głowę w prawo, próbując przetrawić jego słowa i poskładać w całość, bo chyba coś do mnie nie dotarło.
- Jak to nas zgubiłeś? - zapytałem bez cienia wiary w jego słowa. Myślałem, że to był jakiś żart.
- Skąd miałem wiedzieć, że zmienią ścieżkę? W tym parku jest ich przynajmniej dziewięć. Mieliśmy iść niebieską, ale dobrze wiesz, że plany naszego nauczyciela nigdy nie wychodzą tak, jak planował.
- Czyli to twoja sprawka? - Nadal nie mogłem uwierzyć w jego słowa.
- Trochę tak - przyznał z miną zbitego szczeniaka. - Miałem zrzucić sygnet i znaleźć go po chwili. Chciałem z tobą chwilę pogadać i wrócić do wycieczki.
- Cholera - mruknąłem. Zdenerwowałem się. Aż musiałem wstać i przejść się w miejscu.
To była jego wina, tak? Zwabił mnie, a ja postąpiłem wedle jego oczekiwać, jak... Wierny pies. Szlag, czego mogłem się spodziewać po tym, jak ostatnio się czułem? Byłem jak przedmiot w każdej z rozmów, więc zachowałem się wedle woli osoby, która dała mi trochę uwagi. Byłem i będę beznadziejny w kontaktach międzyludzkich.
- Jiminie, ja naprawdę nie chciałem, żeby było aż tak źle.
- Na końcu ścieżki na pewno będzie hotel, więc musimy tam dotrzeć jak najszybciej.
- Nie uda mi się z tą nogą.
No tak. Miałem apteczkę w plecaku. Dlaczego nie pomyślałem o tym wcześniej?
- Pokaż mi ją - poprosiłem, klękając naprzeciw niego.
- I co z tym zrobisz? - zapytał, lecz mimo to uniósł nogawkę spodni, ukazując wręcz śliwkową opuchliznę. - Będziesz niczym książę, który ma zawsze, co potrzebne, w tym przypadku nawet apteczkę?
- Tak i cichaj - mruknąłem. Szybko ściągnąłem torbę i zacząłem w niej grzebać za potrzebnym mi pudełkiem. Sprawdźmy co mama w niej schowała. Bandaż elastyczny znalazłem szybko, ale nigdzie nie widziałem charakterystycznej tubki kremu na tego typu skaleczenia. - Mama kazała mi ją spakować, więc zabrałem ze sobą. Poza tym zawsze powinno się zabierać takie rzeczy w góry.
- Ja wziąłem tylko jedzenie. -Spojrzał na mnie speszony. - Dobra, rób, co masz robić, tylko szybko.
Westchnąłem po raz enty tego dnia. Naprawdę byłem w stanie coś do niego czuć? Przecież to buc, jakich mało.
Mimo to zdjąłem but z jego stopy, a później skarpetkę. Jego kostka wyglądała naprawdę źle, przez co żałowałem, że sam nie spakowałem apteczki do plecaka. Przynajmniej miałbym jakiś krem przeciwbólowy. Szybko zdjąłem z materiału zaczep i zacząłem owijać niezbyt ciasno, ale jednak, stopę chłopaka, po czym na samym końcu zaczepiłem blaszaną sprzączkę.
- Lepiej? - zapytałem, gdy włożyłem skarpetkę i but z powrotem, lecz tym razem poluźniłem sznurowadła, nim je zawiązałem.
- Nie - wycedził przez zaciśnięte zęby. Pospieszyłem się ze sznurowaniem, żeby już nie maltretować jego nogi. Wyraźnie odetchnął z ulgą, kiedy zostawiłem ją w spokoju. - Teraz już tak.
- To dobrze. - Usiadłem obok niego. - Gdybym miał krem, nie bolałoby tak bardzo.
- Przeżyję przecież. - Spojrzał na mnie wymownie.
- A dasz radę iść?
- Jak zjem, to myślę, że będę miał potrzebną energię.
- Co tam spakowałeś?
- Ciastka maślane, drażetki kokosowe i czekoladowe, żelki i chipsy paprykowe - wymieniał, zaglądając do plecaka. Wyglądał na naprawdę zadowolonego, patrząc na to wszystko. Ja sam nie miałem ochoty na tego typu przekąski. Dieta to dieta, dlatego sam wyjąłem kanapki z szynką i sałatą, które przygotowałem sobie rano, a jak dotąd nawet ich nie tknąłem. - Widzę, że każdy je to, na co zasługuje.
- Jedz te słodycze. Może będziesz milszy i słodszy - odciąłem się, odpakowawszy swój posiłek.
- Nie zjesz nawet ciastka maślanego?
- Kalorie. - Machnąłem na niego ręką.
- Najwyżej zrobisz podwójny trening. - Podsunął mi opakowanie z przyjemnie pachnącymi ciastkami. Popatrzyłem na niego sceptycznie, jednak przez jego uśmiech nie potrafiłem odmówić, więc zabrałem jedno. - Grzeczny chłopiec.
- Opanuj się - mruknąłem zawstydzony, po czym wziąłem pierwszego kęsa kruchego przysmaku.
- No dobrze, dobrze.
- Lubię cię takiego zawstydzonego - przyznał po chwili.
Niemal się zakrztusiłem. Nie miałem czasu, żeby przywyknąć do komplementów, szczególnie, że to był chyba jego pierwszy na poważnie, bez żadnych szyderstw ani podtekstów.
- Nie wypada ci tak komplementować, wiesz?
- A to dlaczego? - zapytał bez cienia zainteresowania, pochłaniając swoje ciastka jedno za drugim. Będę musiał się tego pozbyć raz na zawsze. Zbyt dużo cukru niekoniecznie dobrze wpływało na organizm.
- Mam dziewczynę.
- Której nie kochasz - odpowiedział tym samym tonem.
- Zawsze mogę próbować.
Sam nie miałem pojęcia dlaczego zacząłem się z nim droczyć ani co to miało na celu. Poza tym nikt nie powiedział, że ja i Jungkook właśnie teraz byliśmy już parą.
- Co naprawdę czułeś podczas pocałunku? - zapytał nagle z pełną buzią.
- To, co zawsze. - Wzruszyłem ramionami, po czym żeby ukryć jakoś drżenie dłoni, sięgnąłem po ciastko. - Zawsze powodowałeś mieszankę uczuć, której nie mogę opisać jednym słowem. To trochę jak czarna dziura, która wciąga mnie do środka i nie chce mnie wypuścić, ciągle wpychając mnie w twoje objęcia.
- Ciekawe - przyznał.
- Znaczy... - zacząłem, jednak nie potrafiłem skończyć.
- Co się usłyszało to się nie odusłyszy - zaśmiał się Jungkook przy moim uchu.
Zdałem sobie sprawę, że jego twarz znajdowała się tuż przy mojej twarzy. Jego oddech muskał mój policzek, przez co przeszył mnie dreszcz. Bałem się spojrzeć na niego, jednak sam Jungkook się nie poddawał. Czekał i się doczekał. Powoli przeniosłem na niego wzrok, by dostrzec w jego oczach bliżej nieopisany błysk. Pierwszą myślą było odsunięcie się od niego, ale nie potrafiłem. Zniewolił mnie bez reszty. Nie to co Kimi...
To był pierwszy i zapewne nieostatni raz, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo pociągał mnie Jungkook.
- Na co czekasz? - szepnął Jungkook.
- Nie wiem - pokręciłem głową
Jego bliskość ponownie przyprawiła mnie o dreszcze. Teraz stykaliśmy się nosami, przez Jungkook z tej perspektywy wyglądał doprawdy zabawnie. Żaden z nas nie chciał się ruszyć, jakby to miało zepsuć tę magię, która sprawiała, że powietrze wokół nas wibrowało. Wypowiedziane wcześniej słowa uciekły w niepamięć, gdy jego usta dotknęły moich. Zrobił to bez pozwolenia, ale czy tak naprawdę je potrzebował? Sam oddałem pieszczotę z motywacją tonącego, który brzytwy się łapał. Złamał mnie, a ja nie miałem o to pretensji.
Niestety przerwałem całą tę czynność, gdy poczułem powolne zatracanie się między gorączkowo łapanymi oddechami. Mimowolnie uśmiechałem się do siebie i... Jungkook też. Był naprawdę szczęśliwy, choć uśmiech zrzedł mu na ustach, kiedy tylko poruszył nogą. Zaraz jego twarz skrzywiła się w grymasie bólu.
- Wszystko w porządku? - zapytałem dla pewności.
- Nie - odparł niebywale spokojnie.
- Dlaczego?
- Bo cię kocham, Jiminie.
- Naprawdę?- Wymsknęło mi się.
W odpowiedzi skinął głową.
- Ale zapamiętaj jedną rzecz. - Uniósł w górę dłoń z ciastkiem.
- Nie jesteś gejem? - Ta myśl przyszła równie niespodziewanie, jak odpowiedź Jungkooka.
- Jestem biseksualistą.
- Skąd ja to wiedziałem - zaśmiałem się cicho.
Wbrew każdemu z nas zapadła cisza. Nie pozostało mi nic innego, jak przyglądanie się jedzącemu Jungkookowi, który myślał nad czymś intensywnie. Nie chciałem mu przeszkadzać, aczkolwiek bałem się, że poprosi o moje wyznanie, a ja czułem, że te słowa tak łatwo z moich ust nie wyjdą.
Całe szczęście nagle z oddali usłyszałem wołanie.
- Słyszałeś to? - zapytał nagle ożywiony Jungkook.
Nim zdążyłem odpowiedzieć, zaczął krzyczeć z całych sił, więc zacząłem mu wtórować.
- Nareszcie - usłyszałem tylko ze szczytu wzniesienia, po którym szliśmy wytyczonym szlakiem.
Wkrótce zobaczyłem naszego przewodnika prowadzącego wózek golfowy. Gdy tylko się zatrzymał, wyskoczył rozradowany z pojazdu i podbiegł do nas.
- Jak dobrze, że Namjoon zorientował się, że długo was nie ma. Gdyby zrobiło się ciemno, szukałbym igły w stogu siana. - Westchnął. - Nic wam nie jest?
- Jungkook się przewrócił i zrobił sobie coś z nogą - wyjaśniłem, nim chłopak zdążył odpowiedzieć.
- To chodź, przeniesiemy go na wózek. Klasa już jest przy hotelu, więc nie ma o co się martwić.
Po przeniesieniu marudzącego Jungkooka na tylne siedzenie, zajechaliśmy we wskazane miejsce, gdzie czekali na nas wszyscy, włącznie z Kimi, która odegrała przedstawienie z zatroskaną dziewczyną. Nawet nie chciało mi się jej słuchać. Coś mówiła o tym, że się martwiła, czy coś, ale ja byłem zajęty Jungkookiem, a później rozmową z wychowawcą. Nie miałem ochoty patrzeć na blondynkę, która robiła z siebie pośmiewisko, jakich mało.
Teraz wiedziałem, że moje serce zdecydowanie należało do Jungkooka za jej sprawą. Choć sam Jeon musiał mi pomóc zrozumieć parę rzeczy, wszystko do mnie dotarło, a więc teraz Kimi do niczego nie była mi potrzebna. Musiałem tylko zadzwonić do mamy i przekazać jej parę informacji, ale na wszystko przyjdzie pora.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top