Rozdział 17: Jungkook

Witajcie! Udało mi się napisać rozdział przed końcem niedzieli! Wow, udało mi się spełnić obietnicę. De facto rozdział jest krótki, ale on był taki nudny, że wymęczyłam go przez 6 godzin. Muszę zakończyć pisać fabułę z tego, co nadal jest w oryginale i zacząć pisać dalej after world, bo mam ochotę wynaleźć wehikuł czasu i stłuc siebie z przeszłości na kwaśne jabłko przez to, jak nudne rozdziały pisałam. Wiem, to kwestia tego, że troszkę mocno dorosłam, ale naprawdę mam dość czasami xD 

Dobra, nie przynudzam już. Enjoy Misie Patysie!

~•~•~•~•~•~•~•~


Robienie na złość Kimi mogło zostać moim hobby. Nawet jeśli sam nie czułem się zbyt dobrze z tym, co zrobiłem, było warto choćby dla jej wyrazu twarzy. Ciekawe, czy Kimi tak naprawdę kochała Jimina, czy chciała zamknąć mi drzwi przed nosem? Takie spiski wyczuwałem na odległość. 

Idąc w stronę przystanku autobusowego, zdałem sobie sprawę, że to, czego dokonałem, nie miało wpływu na przyszłość Jimina i Kimi. Przecież rodzice nadal mieli władzę nad nimi, a ja byłem zwykłą przeszkadzajką... Przez tę myśl ogień dumy zgasł, a zastąpiła ją beznadzieja. Podróż do domu nie była już taka przyjemna. Powinienem był poddać się od razu i żyć dalej, mając na koncie upokorzenie tlenionej pokraki. 

W ogóle plan, który miał być udany, okazał się być niewypałem od samego końca. Sądziłem, że będę sterczał pod jego blokiem i czekał, aż wyjdzie. Może jeszcze niczym w filmach lat dziewięćdziesiątych powinienem pójść za nim ukryty za gazetą? Bzdura. 

Gdy wróciłem do domu, nawet nie trudziłem się wytłumaczeniami dlaczego nie zjawiłem się na obiedzie. Chciałem tylko zaszyć się w swoim pokoju i może wypłakać się w poduszkę? W końcu każdy kiedyś musi pogodzić się z bolesną rzeczywistością. Bez trudu wspiąłem się na schody, mijając domową służbę. Nie miałem ochoty rozmawiać z kimkolwiek. Zamknięcie za sobą drzwi pozwoliło mi zrzucić wszystkie maski i po prostu opaść bezwiednie na łóżko. Nie chciało mi się zdejmować kurtki, a tym bardziej butów. 

Przyszedł czas na rachunek sumienia. Moje myśli same obrały kierunek podsumowania wszystkiego, co Jimin dla mnie zrobił oraz tego, jak go traktowałem. Tolerował każde moje zachowanie, a nawet w pewnym sensie naprostował mnie. Nie jadłem tyle, co przedtem. Czułem też, że wyglądałem też inaczej. Dorobiłem się delikatnego zarysu mięśni brzucha pomimo paru treningów. Są dobre i złe strony jego obecności w moim życiu. 

Mówiłem Namjoonowi i Yoongiemu, że związki z chłopakami to nie moja działka, ale się uparli, debile. 

Z westchnieniem wstałem, gdy poczułem potrzebę otworzenia okna. Tylko morska bryza była zdolna sprawić, że... Wyjdą ze mnie wszystkie smutki raz a porządnie, żeby później nie męczyć się za bardzo. Jeśli łzy same przestaną płynąć, będę wiedział, że już nigdy nie zapłaczę z tak głupiego powodu, dlatego usiadłem na parapecie i poddałem się wewnętrznemu smutkowi.

Co za ckliwa scena. Jeszcze tylko brakowało smutnego podkładu muzycznego, żebym mógł zostać gwiazdą teledysku do piosenki o niespełnionej miłości. Chciałbym móc płakać o wiele wiele dłużej, bo jak dla mnie to wciąż było za mało, kłębiące się we mnie uczucie nawet nie próbowało się pomniejszyć, ale telefon wibrujący w kieszeni nie dawał o sobie zapomnieć. W końcu otarłem rękawem oczy, aby sprawdzić kto śmiał przeszkodzić mi w użalaniu się nad sobą.

Od: Namjoon: I jak? 

Od: Namjoon: Udało ci się?

Od: Namjoon: Wiem, że tak. No pochwal się!

Od: Namjoon: Jungkook?

Od: Namjoon: Zaczynam się niepokoić. Nawet nie próbujesz mnie spławić.

Od: Namjoon: Halo?

Nieco poirytowany jego nieustępliwością, wystukałem szybką wiadomość na odczepkę.

Do: Namjoon: Poszedłem tak, jak kazałeś. Nie udało mi się

Od: Namjoon: Co się stało?

Do: Namjoon: Po prostu nie wybrał mnie, okej? Tyle powinno ci wystarczyć.

Od: Namjoon: Nie mów mi, że się poddałeś i płaczesz, siedząc na parapecie.

Wywróciłem oczami, lecz mimo to i tak się uśmiechnąłem. Przenikliwy dupek.

Do: Namjoon: Za późno?

Od: Namjoon: C I E N I A S

Do: Namjoon: Sam jesteś cienias.

Od: Namjoon: Widzimy się za 10 minutek!

Nagle spanikowany chciałem zapytać, czy mówił poważnie, ale nawet nie musiałem tego robić. Doskonale wiedziałem, że zaraz się tu zjawi. Biegłem do łazienki na złamanie karku, żeby umyć twarz. Za żadne skarby nie popatrzyłem w lustro, dopóki nie opłukałem z dziesięć razy twarzy zimną wodą. Sądziłem, że tyle wystarczy, ale nawet po tym miałem opuchnięte oczy. Jasny szlag, ileż można płakać?

Teraz musiałem zejść na dół i wyczekiwać tego półgłówka, żeby przypadkiem nie próbował wykrzykiwać wyrazów współczucia przed służbą, a co gorsza nawet i moją mamą. Opuściłem głowę tak, żeby przydługa grzywka zakryła mi oczy. Usiadłem na ostatnim schodku i czekałem cierpliwie, grając w gierkę typu jak najdalej. 

- Jungkook, dlaczego nie widziałam cię na obiedzie? - zapytała mama, która chyba spadła z nieba, bo nawet  nie słyszałem, jak szła w moją stronę.

- Nie miałem ochoty jeść.

- Co się dzieje? - Przejęta kobieta usiadła u mojego boku. - I nie mów mi, że nic, bo Jungkook, który nie je jak opętany nie jest moim synem.

- Mam małe problemy. - Mimo że nie chciałem na nią spojrzeć, uniosła moją twarz. - Tak płakałem. Nie musisz pytać.

- To mi wygląda na problemy sercowe. Junghyun przechodził to samo w pierwszej klasie.

- I co w związku z tym? - Próbowałem zachowywać się tak, jak zwykle, żeby ukryć wyciągniętą na wierzch wrażliwość. - Teraz ma inną dziewczynę.

- Nie, to ta sama dziewczyna od pierwszej klasy. Junghyun obrał strategię "jak nie drzwiami to oknem" i złamał na pozór obojętną dziewczynę. Chociaż - zmarszczyła czoło w grymasie zamyślenia - jak tak teraz myślę to okrutna taktyka. Jaka jest ta twoja dziewczyna?

- To... Nie jest dziewczyna. - Skrzywiłem się przez te słowa. To brzmiało jak standardowy comming out każdego geja, a ja przecież gejem nie byłem. Biseksualiści się szanują. - Nim powiesz, że to okropne, to właśnie on starał się wejść do mnie oknem.

- Na pierwsze piętro? - Zdziwiła się.

- To tylko przenośnia. - Wywróciłem oczami zirytowany, jednak ten zabieg zdecydowanie poprawił mi humor. - To była durna zemsta za jego wytapetowaną przyjaciółeczkę, a teraz, kiedy zemsta się dokonała, zostawił mnie dla niej, chociaż wiele mi obiecał.

- Zamierzasz być taki jak twój brat?

- Yoongi i Namjoon właśnie tego chcą. - Westchnąłem, chcąc jej przekazać jakie to było męczące. - Jak mogę kontynuować jakiekolwiek działanie, skoro nawet nie wiem, czy on naprawdę czuje to samo, co ja?

- Wyśmiał cię publicznie?

- Nie.

- A próbował chociaż? - Pochyliła się w moją stronę z uśmiechem.

- Oczywiście, że nie. Chodzę z nim do tej samej klasy i na treningi. Ani razu czegoś takiego nie zrobił.

- A czy próbował agresywnie dać ci do zrozumienia, że cię nie chce?

Te pytania były coraz dziwniejsze.

- Ani razu. Prędzej zrobiła to jego dziewczyna, która ma go tylko dzięki rodzicom. - Prychnąłem z niezadowoleniem. 

- Gdyby nie zemsta, sami byśmy go wepchnęli w objęcia Jimina - powiedział Yoongi nieco zdyszany. No tak, mój dom jest jak ich dom. Zaraz za nim wszedł Namjoon. Nawet nie trudzili się z pukaniem. Dlaczego akurat musieli wejść w takim punkcie rozmowy. - Pani Kim, z Park Jiminem trzeba twardo. Jak nie drzwiami to oknami, co nie?

- Widzisz, jakich dobrych masz przyjaciół? - Mama przytuliła mnie do siebie z uśmiechem. - A teraz pozwólcie, że pójdę zagryźć smutki po wnuku, którego Jungkook nigdy mi nie da.

- Nie jestem gejem! - oburzyłem się.

- Tylko biseksualistą - dopowiedzieli chórkiem moi zidiowaciali przyjaciele.

- Tak, tak. To prawie to samo.

Mama pozbierała się ze schodów i skierowała się prosto do kuchni. Boże, jaką ja mam dobrą matkę. Dzięki niej mimowolnie uśmiechałem się.

- Chodźcie - mruknąłem w stronę chłopaków, którzy stali jak te dwa matoły z głupimi uśmiechami. 

Zaprowadziłem ich do swojego pokoju, gdzie miałem względną prywatność. Usiadłem tym razem pełen sił na krześle przy biurku, czekając na ich słowa.

- Biegliśmy tutaj najszybciej, jak się dało - odezwał się w końcu Yoongi. - Nie mogliśmy pozwolić, żeby nasz przyjaciel płakał. 

- Nie płakałem długo - mruknąłem.

- No więc opowiadaj jak było.

Podjąłem opowieść dopiero po chwili. Jakoś nie mogłem tak łatwo przyznać się do porażki. W końcu zostałem przyłapany, nim tak naprawdę zdążyłem się schować. Nie unikałem szczegółów i nie kolorowałem historii. Poczułem jedynie zażenowanie, gdy przyszedł czas na opisanie sytuacji, która miała miejsce po wyjściu z kina. Jak tak słuchałem samego siebie, tak naprawdę nie miałem pojęcia dlaczego w ogóle płakałem.

- Ciężka sprawa, doktorze Min - zaczął Namjoon. - Jakieś zalecenia?

- Podręcznikowa wiedza podpowiada mi - urwał na momencie, żeby przybrać minę profesora - że powinniśmy zaangażować kogoś z zewnątrz, żeby odbić Kimi Jimonowi. Co ty na to doktorze Kim?

- Doktorze Min, ale przecież nie znamy nikogo takiego. Kimi nie zaufa nikomu z naszego otoczenia. - Zaśmiał się. - Poza tym my nie mamy więcej znajomych.

- Ciężka sytuacja. - Zmarszczył brwi. - A co na to nasz pacjent Jeon Jungkook?

- Ja na to, że powinniście się leczyć.

- Narzekasz niepotrzebnie. Doktorze Min, postawiłem diagnozę. - Kiedy spojrzałem na niego pytająco, Namjoon uśmiechnął się, nim odpowiedział. - To beznadziejna miłość, ale spokojnie! Wybawca Doktor Kim...

- Z Nibylandii - dodałem.

- Zna osobę, która nam pomoże - kontynuował niezrażony.

Tym razem to Yoongi spojrzał na niego niezrozumiale.

- Och no wiesz, pozwoliłem sobie zajrzeć w naszym elektronicznym dzienniku na plan wycieczek dla naszej klasy oraz zadzwonić tu i tam. Mam plan.

Oby to nie był kolejny plan szalonego Doktora Kima z Nibylandii



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top