Rozdział 14: Jimin

Witajcie! Udało mi się napisać rozdział, choć nie ma już poniedziałku. Nie wyrobiłam się, bo kurde zachciało mi się kawę robić. Mówi się trudno. Rozdział jest i się z tego bardzo cieszę. Teraz idę robić syropek z cebuli, bo brata męczy kaszel.

Enjoy Misie!

~•~•~•~•~•~•~•~


Podsumowując moją przyszłość, to nie jest aż tak źle. Rodzice zawiązali jakieś porozumienie z rodzicami Kimi. Oni będą prawnikami ich firmy kosmetycznej i zarobią krocie, a ja stanę przed ołtarzem z ich córką. Opłacało się każdemu. Oczywiście według moich rodziców. Skąd przecież mieli wiedzieć o mojej szkolnej przygodzie z chłopakiem? Kimi by im nie powiedziała. Poza tym przypisała sobie malinkę na moim obojczyku, choć doskonale wiedziała kto mógł ją zrobić. Z nikim innym przecież się nie spotykałem. Mama była zachwycona, a ja uznałem, że tak będzie lepiej. Pomimo zmęczenia sytuacją byłem świadom konsekwencji. Jungkook albo się odczepi albo zacznie walczyć, ale czy stanie coś na drodze moim rodzicom? Nie wątpię, szczególnie, że ich starszy syn był na studiach, a ktoś musiał je opłacić, bo przecież sam pracy nie znajdzie.

Posunąłem się nawet do ostrzeżenia Jungkooka telefonicznie. Rozmowa twarzą w twarz skończyłaby się moją uległością. Wiedziałem, co potrafił ze mną zrobić. Po prostu innego wyjścia nie miałem.

Tak samo nie miałem innego wyjścia, gdy spotkałem się z Kimi przed szkołą. Szliśmy razem za rękę. Czułem się z tym nieswojo, ale wiedziałem, że tak ma być. Jakoś wytrzymam do zakończenia szkoły. Byleby Jungkook nie rzucał się za bardzo. Nie chciałbym sprawić mu przykrości, a przecież wszyscy wiedzieli, że Kimi nie będzie oszczędzała się w słowach.

Zauważyłem, że Jungkook odwrócił wzrok, gdy przechodziliśmy obok, więc wziąłem to za dobrą passę.

Wprawdzie spokój miałem przez pierwsze dwa dni. W piątek, gdy sądziłem, że wszystko już tak zostanie i że na pewno uwolniłem się od jego osoby, w końcu nie siedziałem z nim w ławce, a za tym szedł brak kontaktu, nawet telefonicznego, zaś na siłowni był nieszkodliwy, bo po prostu przychodził w innych godzinach, ale... Zawsze musi być jakieś ale w związku z jego osobą.

Na początek dnia zaserwował coś, czego kompletnie się nie spodziewałem i zupełnie nie myślałem o tym, że w jakikolwiek sposób będę zły. Widziałem, że rozmawiał z przewodniczącą szkoły. Całe to spotkanie odbywało się przed głównym wejściem do budynku, przy czym miało charakter wyznaniowy. Jungkook nie trzymał w dłoni żadnego listu, a więc wyraźnie dziewczyna postanowiła inaczej do niego zagadać. Uśmiechał się do niej, a gdy mnie zobaczył, szepnął parę słów, po czym pocałował ją krótko. Chcąc nie chcąc przyspieszyłem kroku, czego Kimi nie rozumiała, ale nie komentowała. Byłem zły na niego, a tymczasem sam nie byłem lepszy.

Żeby tego było mało po całej tej szopce, gdy lekcje się zaczęły na dobre, bezceremonialnie wyrzucił dziewczyny siedzące przede mną, żeby móc przede mną usiąść. Oczywiście w asyście Yoongiego i Namjoona. Wtedy Kimi nie wytrzymała, zaś ja wolałem siedzieć cicho.

- Co to ma znaczyć? - zapytała podejrzliwie, acz nie cofnęła się przed wrednym tronem.

- Myślałem, że masz oczy, bo jak na moje oko zmieniam miejsce. - Jungkook wzruszył ramionami, po czym zaczął wypakowywać swoje rzeczy na ławkę. O dziwo nie wyciągnął żadnej przekąski. 

Próbowałem być spokojny. W końcu całował dziewczynę przed szkołą, prawda?

- Myślałam, że masz rozum i zrozumiałeś swoją sytuację. Poza tym lizałeś się z przewodniczącą. - Zauważyła z triumfalnym wymalowanym na twarzy.

- To nie było to. - Machnął ręką. - Yoongi powiedział, że do mnie nie pasowała.

- A jakie mądrości może zaserwować nam Yoongi? - Kimi nie poddawała się.

- Na przykład takie związane z tematem lekcji - wcięła się nauczycielka matematyki. - Temat lekcji, moi drodzy. 

Mimo że zarówno Yoongi, jak i Namjoon, który jak dotąd tylko obserwował, odwrócili się do tablicy, Jungkook rzucił mi jeszcze jedno niezrozumiałe spojrzenie. Wtedy poczułem się tak, jakbym był w niewłaściwym miejscu, jakby to wszystko nie powinno tak wyglądać. Ale musiałem to stłumić. Miałem swoją powinność. Obiecałem rodzicom, że ich nie zawiodę.

- Nie przejmuj się nim, okej? - poprosiłem dziewczynę, choć to była prośba skierowana bardziej do siebie, niż do niej. 

- No dobrze. - Westchnęła, jakby zrzuciła z barków niewyobrażalny ciężar. Aż tak bardzo działał jej na nerwy?

Mimo uroczej scenki, jaką odegraliśmy, Jungkook też nie był w stanie się poddać. Niech mi ktoś powie dlaczego ten człowiek nie mógł odpuścić i dać mi spokój?

Albo nie. Niech ktoś mi lepiej powie dlaczego tak łatwo dałem się w robić w głupią zemstę, na której i tak najgorzej skończyła ona sama?

Jeon siedział plecami oparty o ścianę i w między słuchaniem nauczycielki, przepisywaniem z tablicy i udzielaniem się, zerkał na mnie. Tylko dziwnym przypadkiem robił to w momencie, gdy na niego patrzyłem, próbując go rozgryźć.

- Kimi - zwróciłem się do dziewczyny, nie mogąc oderwać wzroku od zaciekawionych oczu Jungkooka. - Idziemy w sobotę do kina? - zapytałem, a ona od razu wiedziała o co mi chodzi. 

Pochyliła się uśmiechem do przodu.

- No pewnie. Najlepiej na horror, dobrze? Lubię się bać. - Przyklasnęła w dłonie.

- Kochani, błagam was o ciszę. Egzaminy semestralne tuż tuż, a wy ciągle gadacie - oburzyła się nauczycielka z pobłażaniem w głosie. 

- Przepraszamy. - O dziwo powiedział to Jungkook, który nie wyglądał na kogoś zrezygnowanego. Było wręcz przeciwnie. Uśmiechał się do mnie tajemniczo.

•••

Gdybym wiedział, że od zagrania na pierwszej lekcji wszystko się zacznie, zrobiłbym co w mojej mocy, żeby jakoś go uciszyć i ostudzić jego plany, a tymczasem pozostałem bierny. Jak zwykle zresztą. Teraz tak myślę, że po prostu brakowało mi odwagi. Zawsze mi jej brakowało, a zmiana wyglądu nie zmieni mojej osobowości. Czasem udawało mi się być kimś innym, ale tylko czasem.

Jungkook nie odstępował mnie ani na krok. Chodził za mną dosłownie wszędzie, nawet do toalety. Nie musiał nic robić. Wystarczyła mi jego obecność, żeby czuć niepokój. A co jeśli zrobiłby coś wbrew mojej woli? Chociaż... Wiedziałem, że i tak się podda. Jestem beznadziejny...

- Znalazłem idealne określenie na naszą ekipę! - Dosłownie okrzyknął dumny z siebie Namjoon na przerwie obiadowej. - Fantastyczna czwórka i niepotrzebny piąty element.

- No to zabłysnąłeś - odpowiedziała poirytowana Kimi. - Pewnie piątym elementem jest Jungkook.

- Miał na myśli ciebie - powiedział Yoongi, jakby to było oczywiste. Właściwie było. 

Wyraźnie nie podobała jej się ta sytuacja. Nic nie szło po jej myśli. Nawet jeśli przytulała mnie, Jungkook niczego sobie z tego nie robił. Na jego ustach ciągle igrał tajemniczy uśmiech. Nienawidziłem go za to, bo ten uśmiech przyspieszał rytm mojego serca. To było takie głupie...

- Przecież widzisz, że Jimin cię nie chce. - Kimi zaczęła kolejną rundę, zwracając się bezpośrednio do Jungkooka.

- No i co z tego? - odpowiedział Jungkook, zachowując całkowity spokój. Dziwiłem się jego postawie, jednak wolałem nie wtykać nosa w tę kłótnię, żeby przypadkiem nie ucierpieć. Znów pozostałem bierny tej sytuacji. 

- A to, że twoja obecność tutaj, jest niepotrzebna - kontynuowała. - Nikt cię tu nie chce. Czemu nie weźmiesz się za przewodniczącą? Przecież została zaszczycona.

- Yuki jest ładna, ale co mi po tym? Poza tym muszę podzielić się z wami moim blaskiem, którego najwyraźniej wam brakuje.

- Prawie się zaśmiałam. - Otarła niewidzialną łzę.

- Domyślam się, że gdybyś naprawdę płakała, wyglądałabyś jak panda, a im jakoś nie chce się rozmnażać, więc po co ci Jimin?

- Za kogo się uważasz, co? - Wyraźnie pominęła zaczepkę. Dlaczego nie mogłem niczego powiedzieć? Przecież on obraził moją dziewczynę.

- Za nikogo. Po prostu jestem sławą tej szkoły. Krążą o mnie plotki i w ogóle. Chcę dodać Jiminowi blasku, bo przy tobie się marnuje.

Przerażał mnie spokój w głosie Jungkooka. Przeciwieństwem była Kimi, która była coraz bardziej zdenerwowana. On dopinał swego, a ja cały czas obserwowałem... Nie mogłem jakoś tak się odezwać w obecności Yoongiego. Wyglądał na osobę, która tak łatwo nie odpuszczała, a w tym samym momencie nie była Jungkookiem, a ten to był odrobinę dziecinny, ale podejrzewam, że obaj byli skuteczni. Nie wiem, jak będzie wyglądała moja przyszłość... I przyszłość rodziców. 

- Wcale nie - powiedziałem w końcu. - Skoro żaden z nas nie jest gejem, to dlaczego to robisz?

- Już mówiłem. Żeby dodać wam trochę mojego...

- Znamy już tę śpiewkę - mruknął znudzony Namjoon, który przeglądał coś w telefonie. 

- Wymyśl coś kreatywniejszego - dodał Yoongi.

- Okej. W takim razie słuchajcie uważnie - zaczął Jungkook. - Skoro Pan Bóg dał światu sto procent w postaci kobiet i mężczyzn, to dlaczego mam korzystać tylko z połowy?

- Czyli skracając twój filozoficzny wywód, podoba ci się Jimin, tak? - zapytała Kimi.

- Własnie - zgodził się Jungkook, a w moim brzuchu zatańczyły motyle. Głupie robactwo. To Kimi powinna wywoływać takie emocje swoją bliskością, a nie on, a przecież on tylko siedział i przegadywał się z moją dziewczyną. Uczucie uprzedmiotowienia mojej osoby nie było zbyt miłe, ale co ja mogłem zrobić?

Odkaszlnąłem zażenowany tą sytuacją. 

- Chodźmy stąd - zarządzała Kimi, chwytając mnie pod ramię. - Dziękuję za niemile spędzony czas - zwróciła się do chłopaków.

- Ale my idziemy z wami - stwierdził nagle uradowany Jungkook, podnosząc się z miejsca.

- No chyba sobie żarty stroisz - prychnęła dziewczyna.

- Myślę, że nie - wtrącił Yoongi. - My zabieramy tę panią.

Nie rozumiałem po co to robili. Patrzyłem bezwiednie na Yoongiego i Namjoona, jak odsunęli ode mnie Kimi, a później odciągnęli ją. Na początku próbowałem się szarpać, ale chyba sam nie chciałem, żeby tu była. Towarzyszyło mi głupie rozdarcie. Iść za nimi, czy zostać z Jungkookiem, który najwyraźniej miał mi coś do powiedzenia.

Mówiąc to podszedł do dziewczyny. Najpierw odsunęli ją ode mnie, a później chwycili pod ramiona i odciągnęli ją. Kimi była tak zdezorientowana, że nawet na to nie zareagowała.

- Wcale mi się to nie podoba - odezwałem się w końcu. - Jungkook, co oni robią? Będzie zła.

- Stwierdzili, że gdzieś ją zabiorą, żebym mógł ci coś powiedzieć.

Wstałem w końcu z ławki, rozmasowując skronie.

- Jungkook. - Westchnąłem ciężko. - Dlaczego to robisz? Przecież prosiłem.

- Zrobiłeś mętlik w mojej głowie i nie potrafię sobie z tym poradzić. Jesteś w moich myślach dwadzieścia cztery godziny na dobę...

- I co ja mam z tym zrobić? Dobrze wiesz, że wszystko się skończyło. - Próbowałem mówić spokojnie i nie za szybko. - Powinieneś teraz siedzieć obrażony i myśleć nad tym, jak naprawić swoją reputację, a później znaleźć sobie kogoś, kto naprawdę cię chce. Na przykład przewodnicząca szkoły. Z tego co wiem, to Yuki jest naprawdę fajną osobą...

- Ja to rozumiem, tylko...

- Tylko co? - wciąłem się zniecierpliwiony. Naprawdę nie podobała mi się ta sytuacja. - Obiecałem, że jej nie zostawię, a ty nie możesz stanąć na drodze do mojego szczęścia. Patrzysz tylko na siebie.

O, nie spodziewałem się takiego wybuchu ze swojej strony. Teraz najbliżej stojące nas osoby naciągały swoje uszy, żeby móc cokolwiek usłyszeć. Nie mogłem się unosić.

- Nie patrzę tylko na siebie. - Speszył się nieco. Nie rozumiałem tego zachowania. Gdzie ten tajemniczy uśmiech? - Mogę chociaż chodzić z tobą na siłownię? Kiedy jestem tam sam, nie czuję się zbyt dobrze. Ci ludzie mnie przytłaczają.

- A trener Changwook?

- On jest taki, jak wszyscy wokoło.

Westchnąłem znowu. Kiedyś zapowietrzę się przez to.

- Możesz - odpowiedziałem w końcu. Nie mogłem mu odmówić. Gdzieś tam pojawiła się myśl, że własnie w ten sposób chciał się zbliżyć, ale kolejna, dużo większa myśl już przedstawiała mi świetlaną przyszłość, w której odmieniam Jungkooka, który jak dotąd żył niezdrowo. Kto wie, czy nie przejdzie na dietę całkowicie? - Masz mi coś jeszcze do powiedzenia?

- Możemy przyłączyć się do was z chłopakami?

- Mogłeś to pytanie zadać, nim bezczelnie zdecydowałeś za mną. To wszystko?

- Lubię twoje usta.

Okej... Przez chwilę nie wiedziałem co odpowiedzieć. Ten gnojek doskonale wiedział co powiedzieć, żeby wybyć mnie z roli pewnego siebie osobnika.

- Nie obchodzi mnie to - prychnąłem... Ale to wyszło sztucznie w obliczy piekących policzków.

- Okej, okej. - Uniósł ręce w geście obronnym. Był zbyt grzeczny.

- Jaki jest twój prawdziwy plan? - zapytałem, gdy zdałem sobie z czegoś sprawę.

- Chcę mieć monopol na całą twoją osobę.

- Ch-chyba źle zrozumiałeś pojęcie tego słowa. - Poziom zawstydzenia rósł w siłę. Niech ta rozmowa się skończy... 

- Nie obchodzi mnie to. - Wzruszył ramionami z uśmiechem.

Zresztą przecież sam mogłem się odwrócić i odejść, żeby poszukać Kimi.

Tak też zrobiłem. Miałem dość wszystkiego. Na szczęście nazajutrz była sobota, więc będę mógł się od niego uwolnić i w końcu odpocząć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top