Rozdział 12: Jimin
Witajcie! Wczoraj miałam wstawić ten rozdział, ale zabrakło mi czasu na napisanie go, a później poszłam do baru z klasą, więc wieczorem nie byłam użytecznym człowiekiem. Jeśli mi się uda, to dzisiejszej nocy wstawię jeszcze jeden rozdział (najlepiej to bym napisała dwa, ale nie wiem jak tam z weną i chęciami), bo trzeba dążyć do końca i (UWAGA) tym razem pociągnąć to opowiadanie dalej. Nie skończę na 25 rozdziale. Trzeba poprowadzić jikookową, wspólną przyszłość, co nie? Poza tym ciekawy byłby ich pierwszy raz, o czym w ogóle nie myślałam dwa lata temu.
Dużo zmieniłam w tym rozdziale. Jungkook nie może być taką ciotą jak w oryginale. Prawdziwi mężczyźni nie płaczą, pfff.
Enjoy Misie!
~•~•~•~•~•~•~•~
Ja nie wiem co mną targało, ale nie było to nic dobrego. Chciałem zostać przy Jungkooku, a jednocześnie spotkałem się z Kimi, a nawet sam podpisałem wydrukowany list. Później zaciągnąłem chłopaka do kabiny, gdzie powiedziałem tyle zawstydzających słów. W imię czego to robiłem? W imię heteroseksualności, którą na tamtą chwilę odrzuciłem?
Jak się okazało Kimi wiedziała więcej ode mnie, jeśli chodziło o moją własną przyszłość. Tego dnia miało odbyć się spotkanie naszych rodziców. Kimi powiedziała mi, że to będzie rozmowa o charakterze biznesowym. Oczywiście nie mogłem tego zrozumieć. Wspólna kolacja dwóch rodzin, które zasadniczo zajmowały się czymś od siebie odległym nawet nie próbowała pokazać, że ma jakiś sens.
Chociaż teraz miałem poważniejsze sprawy na głowie. Siedziałem otoczony wiankiem dziewczyn rządnych spektaklu na szeroką skalę. Przede mną stał Jungkook z obojętną miną. Byłem pewien, żeby gdybyśmy byli sami, nie zawahałby się, żeby przekonać mnie do swoich uczuć. Mając tak liczne grono obserwatorów, po prostu bałem się, że zostanę sponiewierany i zniszczony przez całą szkołę. Chciałbym skończyć liceum z dobrą opinią.
Pomimo jego obojętnej miny, emocje w oczach były żywe. Wiedziałem, że go skrzywdziłem, ale byłem jedynakiem na obecną chwilę. Kiedy brat wyjechał na studiach, mama skoncentrowała na mnie całą swoją uwagę. Na pewno rodzice chcieliby mieć wnuka albo wnuczkę. Chyba będę mógł się kierować tą myślą w najbliższej przyszłości, prawda?
- Po co ta szopka z listem? - odezwał się jako pierwszy. Jego słowa ociekały jadem i pogardą, a ja byłem ich adresatem. - Nie można było inaczej? Żeby chociaż było ciekawiej?
- Moim zdaniem to jest wystarczające - odpowiedziała Kimi zadziornie. Jungkook od niechcenia przeniósł na nią swoje nienawistne spojrzenie. O dziwo zdołał uśmiechnąć się kpiąco.
- Więc to dalej wrzask skrzywdzonej dziewczynki. - Kimi chciała mu przerwać dopiero rozpoczęty wywód, ale on zaśmiał się głośno, całkowicie zbijając ją z tropu. - Jakiś czas temu rozważałem zmianę swojego nazwiska na Mikołaj. Wtedy wasze liściki z życzeniami miałyby sens. - Panowała absolutna cisza. Nawet uczniowie, którzy wychodzili ze szkoły, zatrzymali się, żeby posłuchać. - Jak wiele plotek i dowodów potrzeba na to - rozejrzał się teatralnie po zebranych wokół dziewczynach - żebyście przestały wierzyć, że wybiorę którąś z was? A może powinienem był każdą z was zaprosić do łóżka, a potem pozostawić w głębokiej nadziei na wspólną przyszłość? Jest wielu innych chłopaków, którzy chętnie by was przygarnęli, a jednak wolicie niezdobytą przez nikogo legendę. Śmiechu warte.
- Poprosiłam Jimina, żeby dotarł do ciebie, sprawił, że go pokochasz - mówiła niczym nie wzruszona Kimi. Chyba do niej jedynej nie dotarły słowa Jungkooka. Każda z zebranych osób stała cicho. Nikt nie próbował się uśmiechać wrednie tak, jak na początku. Nawet mnie dosięgnął sens jego słów. - Jesteśmy tu, żeby oświadczyć wszystkim, że jesteś gejem. Wtedy żadna dziewczyna nie zostanie skrzywdzona, bo po co dotykać ciepłych facetów.
- Jestem biseksualistą - powiedział kpiąco. Walczył dalej, mimo swojej samotności na polu walki. - To coś złego?
- Tak - stwierdziła aż nadto pewna siebie Kimi.
- Ach, czyli ja nie mogę kochać kogo zechce. Powinienem być z pierwszą lepszą osobą z brzegu, bo ta dała mi liścik. Wiecie ile makulatury w ciągu ostatnich dwóch lat zebrałem? - Jungkook zwrócił się do coraz bardziej poszerzającego się grona gapiów. - Z dwa kilogramy będą, chociaż jak odejmę tony brokatu i naklejek wyszłoby mniej, ale nie o to tu chodzi. Chcę kogoś, kogo sam pokocham, a nie kogoś, komu się podobam bez wzajemności.
Czułem się w całym tym przedstawieniu jak rekwizyt, do którego się mówi, a on nie odpowie, bo jest tylko rzeczą. Nie potrafiłem się odezwać, jakkolwiek zaprzeczyć, bo Jungkook zwyczajnie miał rację we wszystkim. Kiedy Kimi szturchnęła mnie łokciem, wiedziałem, że powinienem coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co.
- Powinieneś porozmawiać spokojnie z każdą dziewczyną - zaczęła Kimi, ale Jungkook nie dał jej dokończyć.
- Myślisz, że nie próbowałem? Później i tak wylewały gorzkie żale wśród swoich koleżanek, więc bez znaczenia.
- Skoro jesteś biseksualistą, to dlaczego nie startowałeś do chłopaków? - Próbowała szydzić dalej, ale już nie otrzymywała takiego poparcia, jak na samym początku.
- Czekałem na tego jedynego? - Pochylił się w jej stronę, lecz zwrócił się do mnie by dodać ciszej. - Jeden nawet się znalazł, ale jak się okazało nie pomyliłem się ani o milimetr co do jego osoby.
Zaniemówiłem. Naprawdę nie wiedziałem co powiedzieć. Na moment nawet zapomniałem jak się oddycha. Nie wiedziałem dlaczego położyłem dłoń na starannie zakrytej malince. Znów zostałem szturchnięty przez Kimi. I co ja miałem powiedzieć?
- Monopol może kiedyś? - wypowiedziałem pierwszą myśl, która pojawiła się w mojej głowie. Kimi nie zrozumiała, ale to nie były słowa dla niej.
Jungkook uśmiechnął się, po czym stanął prosto, spoglądając z wyższością na Kimi. I po co ja to powiedziałem? Nie taki miałem zamiar.
- Udało ci się, Jimin - cmoknął pod nosem niezadowolony. Po tej kwestie schował dłonie w kieszeniach i po prostu odszedł w swoją stronę. Co miało znaczyć jego zachowanie? I Jego odpowiedź. Cholera, byłem w kropce.
Czułem się dziwnie. Kiedy patrzyłem za nim, coś w środku mnie roztrzaskało się na tysiące kawałków. Nie powinienem siedzieć tutaj i patrzeć za nim, ale jednocześnie musiałem tu siedzieć, bo Kimi poczułaby się zraniona, a przecież z założenia chciałem wynagrodzić jej słone łzy. Mimo jej triumfalnego uśmiechu komentowanego przez sporą część szkoły w negatywny sposób, nie potrafiłem się z nią cieszyć.
Trajkotanie Kimi w niczym mi nie pomagało. Nawet jej nie słuchałem. Publiczność zdążyła się rozejść, a ja byłem przytwierdzony do tej ławki pogrążony w swoich myślach. Nie próbowałem wyłapać sensu z krótkich zdań, jakie serwowała mi Kimi.
- Uspokój się - mruknąłem, podnosząc się z miejsca.
- Czemu taki jesteś? Przecież wygraliśmy - powiedziała ucieszona. Szkoda, że tylko ona widziała w tym wygraną.
- Nie zauważyłaś, że zrównał cię z ziemią i zmieszał z błotem?
- Och, to nieważne. Widziałam, jak na ciebie patrzył. Co to w ogóle ten monopol?
- Nieważne. Idę na siłownię. Trener na mnie czeka.
Nie interesowały mnie słowa Kimi. Straciłem humor, choć zdaniem blondynki, nic takiego się nie wydarzyło. Powinienem być przecież w wyśmienitym nastroju. Poprawiłem tylko plecak i odszedłem od niej. Chciałem mieć spokój do końca dnia. Nawet jeśli czekała mnie tajemnicza kolacja biznesowa, do tego czasu mogłem życzyć sobie ciszy. Jeżeli trener odpowiednio mnie wymęczy, będę mógł pójść spać, dzięki czemu istniało wysokie prawdopodobieństwo przespania całego tego wydarzenia, którym ekscytowała się Kimi.
Ledwo skręciłem za bramą, a ktoś chwycił mnie za łokieć i pociągnął do siebie. Byłem prawie pewien, ze to Kimi, ale myliłem się. Dobrze, że nie rzuciłem jakimiś obraźliwymi słowami... Chociaż znając siebie nie byłbym w stanie niecenzuralnie odprawić ją tam, gdzie jej miejsce.
- Yoongi? - zdziwiłem się, patrząc na chłopaka.
- I Namjoon. - Ponad ramieniem niższego wychylił się Kim. Obaj mieli nietęgą minę. - Jakoś się rozeszło, że Kimi organizuje jakieś przedstawienie, dlatego przyszliśmy popatrzeć. Załapałem się niestety tylko na mowę końcową Jungkooka.
- Dlaczego do tego dopuściłeś? - zapytał Min. Wyrwałem ramię z jego uścisku, po czym westchnąłem, mierząc go spojrzeniem.
- To przez Kimi. Gdyby nie ona, niczego bym nie zaczynał. - Przyznanie się do tego odrobinę mi ulżyło, aczkolwiek nie miałem najmniejszego pojęcia gdzie bylibyśmy dzisiaj, gdyby on nadal mnie tak obserwował, jak na początku roku.
- Ten obżartuch był w stanie przyznać się, że jest biseksualistą ze względu na ciebie. - Yoongi szturchnął mnie palcem pretensjonalnie. - Zrobił to dzięki tobie, bo wcześniej bronił się jak tylko mógł przed swataniem z jakimkolwiek chłopakiem.
- No ale co ja mam do tego? Boże drogi, to nie moja wina.
- A czyja? - zapytał złośliwie jak dotąd spokojniejszy Namjoon. - Gdyby Kimi niczego sobie nie ubzdurała, sami byśmy cię z nim wyswatali. Nietrudno było się z nim całować, co?
- Co wy możecie o tym wiedzieć? Robiłem to wszystko brew swojej woli, dopóki sam nie otworzył się przede mną. - Nie wiem po co o tym mówiłem, ale czułem potrzebę usprawiedliwienia się. - Kiedy powiedział mi troszkę za dużo, chciałem się nim zaopiekować. Wyszło jak wyszło. - Wzruszyłem ramionami. - Kimi jest dla mnie jak siostra.
- A czego chcesz teraz? - Yoongi próbował mówić spokojnie. Też chciałbym mieć przyjaciół, którzy dbaliby o mnie mimo wszystko.
- Teraz chcę spokojnie pomyśleć - odparłem zmęczonym tonem. - Nie wiem czego chcę, nie wiem co szykuje dla mnie rodzina, nie wiem co zaplanowała sobie Kimi ze swoimi rodzicami.
- Ja wiem, co Jungkook sobie myśli - wtrącił Namjoon. - Myśli o tym, jak wyjść z tego z twarzą. Pierwszy krok postawił, mimo że naprawdę się stresował. Niezależnie od tego, co mu powiedziałeś, kiedy pochylił się w twoją stronę, rodzina Jeonów to przerażająco przebiegłe istoty.
- Co masz na myśli? - tym razem Yoongi zadał pytanie swojemu przyjacielowi.
- Obaj wiemy, że on się nie podda, prawda?
- No tak. - Obaj spojrzeli na mnie.
Na tym zakończyli swój napad na mnie. Stałem i patrzyłem na nich, nie mogąc zrozumieć ich słów, które możliwe, że dla nich miały drugie dno. Odwróciłem się i zostawiłem ich. Na szczęście żaden z nich nie garnął się do zatrzymywania mnie. Za dużo szczerości jak na jeden dzień.
•••
Zaraz po przebraniu się i zmianie soczewek na okulary, wyszedłem na halę. Gwar rozmów, szczęk atlasów oraz motywacyjna muzyka wpłynęły na mnie kojąco.
- Dzień dobry, Jimin - przywitał mnie uśmiechnięty trener w swoim skąpym, treningowym ubraniu. - Przepraszam za ostatnią nieobecność. Miałem coś do załatwienia i jakoś nie dałem rady przyjechać.
- Spokojnie, trenerze. - Posłałem mu uśmiech. - Wczoraj przyprowadziłem kolegę. Nawet dobrze, że cię nie było.
- Cienki zawodnik? - Zaśmiał się, zacierając ręce.
- Woli biegać, niż podnosić ciężary.
- O, mam tu takiego, co przyszedł jakiś czas przed tobą i namiętnie męczy bieżnię na wysokich obrotach. - Wskazał ruchem głowy na dział bieżni. - Brat Jeona, z którym trenuję. To on?
- Tak. - Skinąłem na potwierdzenie. - Rozgrzewka?
- No dziś przygotowałem trening nóg. Małe rozciąganko i lecimy na bieżnie. Potem ciężary i łydy jak ta lala. - Naprawdę uwielbiałem jego sposób mówienia, ale nie pasowało mi trenowanie tuż obok Jungkooka. - A że masz tu kolegę, to może go wciągniemy, co? - Znów zatarł ręce z uśmiechem. Wyraźnie podjął decyzję za mnie. Gdybym tylko trenował z bratem, byłoby mi łatwiej, ale on musiał wynieść się do stolicy.
W końcu doszło do tego, że powlokłem się za trenerem Changwookiem w stronę bieżni, gdzie zaczęła się krótka rozgrzewka. W czasie gdy ja się rozciągałem, silnie umięśniony mężczyzna rozmawiał z Jungkookiem. O dziwo ten zgodził się z uśmiechem, dlatego byłem skazany na wspólny dwugodzinny trening.
•••
Po treningu przyszedł czas na prysznic we wspólnej łaźni. Specjalnie poszedłem na sam koniec, póki co, pustego pomieszczenia, żeby dać Jungkookowi szeroki wybór na idealne dla siebie miejsce. Jak się okazało kąpał się obok. Mogłem się tego spodziewać.
Fakt, że nie miałem na nosie okularów sprawiał, że choć nie chciałem, miałem włączony ograniczony zasięg wzroku. Nie wiedziałem, czy na mnie patrzył, czy zajmował się sobą. Nie lubiłem tej niepewności zmieszanej z zawstydzeniem. Właśnie z tego powodu szybko obmyłem się z potu, żeby po chwili opuścić łaźnię z ręcznikiem przewiązanym przez biodra. Znałem to pomieszczenie tak dobrze, że nie było opcji, abym się wywrócił, a jednak pośliznąłem się na czymś, czego nie mogłem dostrzec. W ostatniej chwili złapał mnie Jungkook.
- Uważaj - powiedział całkiem normalnym tonem. - Następnym razem może mnie tu nie być.
- Dziękuję - mruknąłem cicho. Do swojej szafki szedłem już trzymając się wszystkiego, czego mogłem. Byle nie wspierać się o Jungkooka. Byłem w stanie się odezwać, gdy obaj byliśmy ubrani, a przede wszystkim gdy miałem na nosie okulary. Soczewki spokojnie leżały w plecaku. - Chciałem cię przeprosić, Jungkookie.
- Te przeprosiny nie są szczere - odparł, zakładając luźne ubrania. Mundurek nadal leżał na ławeczce.
- Wcale takie nie są. Nie podobało mi się to, jak zachowała się Kimi.
- I próbowałeś ratować się głupimi słowami, które tylko ja mogłem zrozumieć.
- Były aż takie głupie? - Aż zastygnąłem w bezruchu przez zaniemówienie.
- Tak. Ja chciałem teraz, a nie później.
Jego zachowanie było dziecinne i wyraźnie dobrze się bawił. Tylko ja głupi nie mogłem poradzić sobie z emocjami kłębiącymi się w żołądku.
- Teraz to możesz sobie chcieć - próbowałem być opryskliwy, ale nie wiedziałem jaki to odebrał, bo wciąż się uśmiechał. - Jeśli się nie mylę, rodzice Kimi chcą zaaranżować nasze małżeństwo - mówiłem bez zastanowienia - a ja zamierzam się na nie zgodzić.
- Szalenie we mnie zakochana Kimi nagle stwierdziła, że chce być z tobą. - Westchnął teatralnie. - To nie ma przyszłości.
- A miałbym przyszłość z tobą? - zapytałem rozzłoszczony.
- Ja przynajmniej kochałbym cię naprawdę, a nie przez wzgląd na rodziców, czy ploteczki.
W tym wypadku nie byłem w stanie odpowiedzieć. Nie potrafiłem znaleźć w głowie żadnej sensownej odpowiedzi. Po prostu chciałem dokończyć ubieranie się. Musiałem opuścić to miejsce jak najszybciej. Mimo wszystko coś tknęło mnie do tego, żeby podejść do niego bliżej. Stanąłem z nim twarzą w twarz. Przeszkadzało mi trochę to, że był wyższy.
- Może nadal chcesz uczyć mnie całowania? To - wskazałem na odkrytą już malinkę - jest oznaką, że jestem twój, a ty tylko potrafisz się wywyższać. Kochałbyś, czy nie, nie dałbyś mi tego, czego potrzebuję, zapatrzony w siebie dupku.
Co z tego, że moje serce zaczęło wariować, a ucisk wnętrzności znacznie się nasilił. Stałem naprzeciw niego i rzucałem mu wyzwanie. Chciałem zamknąć to raz na zawsze i mieć spokój. Myślałem wtedy o tym, że nasza wspólna przyszłość nie miałaby sensu. Jak mógłbym uprawiać seks z mężczyzną? I dlaczego właśnie teraz o tym pomyślałem?
- Udowodnię, że jestem lepszy od Kimi. Razem będziemy siedzieć w gównie, które dla mnie zorganizowałeś. - Nim zdążyłem się zorientować, musnął krótko i delikatnie moje usta. Po tych słowach odwrócił się, schował swój mundurek do plecaka i wyszedł z butami w dłoniach.
Zostawił mnie samego sobie na pastwę zżerającego mnie od środka robactwa. Przyszła pora na znienawidzenie go. Tylko czy będę w stanie?
Co to za myśl? Nie ma innego wyjścia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top