Rozdział 11: Jungkook
Zabijcie mnie. Ten rozdział leży gotowy od soboty, a mi się nie chciało go wstawić. Tak trudno było mi wkleić baner na górę i napisać parę słów, że zapomniałam o istnieniu tego rozdziału. Jestem złą autorką ;;;; Wybaczcie mi moje misie. Postaram się jutro przed lekcjami (czyli jakoś do 15) napisać kolejny rozdział. Jak nie napiszę, to zobowiązuję się do maratonu w sobotę (a jestem ogromnym leniem, więc będę miała motywację, żeby to jutro napisać).
Enjoy Misie!
~•~•~•~•~•~•~•~
Nie miałem najmniejszego pojęcia skąd wzięła się ta cała pewność siebie. Zrobiłem malinkę Jiminowi, mówiąc rzeczy, które normalnie nie przeszłyby mi przez gardło. To był nagły jej przypływ spowodowany jego uległością. Teraz już w ogóle nie miałem pewności co do tego, czy Jimin faktycznie planował zemstę za przyjaciółkę. Nie rozmawiał z nią, nie patrzył na nią, ani nawet o niej nie wspominał.
To głupie, że teraz próbowałem wybielić tego cholernego geja. Ja nim nie byłem. Wiem o tym odkąd sparzyłem się pierwszy i ostatni raz, ale... Jest to frajerskie ale, które nie pozwala mi przestać myśleć o tym, jak Jimin przekroczył moją granicę. Nie pozwoliła mi ona go pocałować, ale gdy sam się zbliżył, nie zrobiłem niczego, co mogłoby to przerwać. Przegrałem, przez co męczyło mnie uczucie sprzed lat. Umysł uciekał do wspomnienia, kiedy mogłem go dotykać, ale coś innego dążyło do tego, żeby przypomnieć sobie przeszłość.
Wyciągnąłem z kieszeni kartkę, która posłużyła nam za komunikator na lekcjach. Podłożyłem sobie twardszą poduszkę pod głowę. Czytanie jej ciągle od nowa nie w nosiło niczego nowego do tego wszystkiego. Ot, rozmowa polegająca głównie na flircie. Lubiłem patrzeć na staranne pismo Jimina. Ta jego namiastka była poniekąd uspokajająca. Poza tym trzymałem w ręce dowód na to, jak ze mną pogrywał. Chciałem mieć pewność, że nikt poza mną tego nie zobaczy, ale dałem się ponieść emocjom, bo wymieniałem z nim wiadomości, które raczej do zwykłych nie należały.
Chciało mi się płakać. W końcu każdy normalny chłopak powinien mieć dziewczynę, a ja ciągle rozmyślałem o Jiminie oraz jego delikatnych i jeszcze nie nauczonych do pocałunków ustach. Bałem się. Nie chciałem zostać wykorzystany tak samo, jak przez Namhyuka, który zrobił ze mną co chciał, kiedy mu zaufałem, a później po prostu wyrzucił z domu. Miałem tylko piętnaście lat i nie byłem gotowy na tego typu przeżycia. Zresztą kto mógłby być?
Teraz byłem stuprocentowo pewien, że gdyby nie mój bunt przeciwko rodzicom, nie znalazłbym chłopaka, który pozwoliłby mi się uwolnić od aranżowanego związku, mającego doprowadzić do małżeństwa. Wtedy nie byłem na tyle dojrzały, żeby do kogokolwiek się zbliżyć, a Miyeon miała być moją narzeczoną. Chciałem móc bawić się jak najdłużej, a nie myśleć o przyszłości firmy rodziców.
Heteroseksualizm ciągle jest na wyciągnięcie ręki, ale odtrącałem każdą dziewczynę z myślą o tym, że nadal nie byłem gotowy. Tymczasem uwikłałem się w flirt z chłopakiem, który przecież mógł mnie zdradzić i powiedzieć wszystko całej szkole za pośrednictwem swojej przyjaciółeczki.
A co jeśli... Jeśli taki scenariusz ułożyło dla mnie życie? Wtedy faktycznie Jimin byłby mi przykazany, a zemsta to tylko pretekst. Nie, to nie ma sensu.
Odwróciłem się na bok. Nawet nie chciało mi się jeść. Czułem jak coś cieknie po moim policzku. Leniwie uniosłem rękę do twarzy i ze zdziwieniem stwierdziłem, że to łza, zresztą kolejne pchały się za tą pierwszą. Pociągnąłem nosem. Dlaczego życie nie mogło być łatwiejsze?
W moje rozmyślania wkradło się powiadomienie telefonu. Wyciągnąłem go z kieszeni spodenek, służących mi od jakiegoś czasu za piżamę. Po odblokowaniu zauważyłem, że otrzymałem wiadomość od Jimina.
Od: Jiminnie: Monopol zatwierdzony. Dobranoc ♥
Fakt, że zapisałem go w telefonie właśnie w ten sposób nie pomógł mi, a już kompletnie zrujnowała moje emocje treść wiadomości.
Nie miałem siły, żeby mu odpisać. Zresztą nie wiedziałem co mógłbym napisać, dlatego zablokowałem urządzenie i położyłem je na poduszce obok twarzy. Miałem szczerą nadzieję, że sen pomoże mi zapomnieć.
Jednak nie na próżno mówią, że nadzieja jest matką głupich, bo Jimin był na tyle bezczelny, że wtargnął nawet do krainy sennych marzeń.
•••
Poranek nawet nie próbował udawać, że jest łatwy. Kiedy wstałem, a raczej gdy próbowałem to zrobić, ból mięśni dawał o sobie znać w najgorszy z możliwych sposobów. Nie mogłem nawet spokojnie umyć zębów. Moje myśli bezustannie kręciły się wokół Jimina. Złościłem się na to, bo przecież nie był pępkiem świata, bo... Ja nim byłem. Ot co.
Po odbębnieniu porannej toalety, przebrałem się do szkoły, ale na swoje nieszczęście nie zapomniałem o kartce w kieszeni piżamy. Wyciągnąłem ją z myślą o schowaniu jej do spodni, ale w ostateczności podarłem ją. Przecież ten dowód może też świadczyć przeciwko mnie albo, co gorsza, potwierdzić ewentualne słowa przeciwko mnie.
Spod łóżka, z tak zwanego sejfu, wyciągnąłem kilka paczek kwaśnych żelków, które mogły poprawić mi humor. Zaraz po zapakowaniu ich do plecaka razem z potrzebnymi mi zeszytami, zszedłem na dół do jadalni, gdzie zastałem rodzinę w komplecie. Zdziwiłem się, bo przecież tata nieczęsto jadał z nami śniadanie. Położyłem swoją torbę obok krzesła i usiadłem do posiłku, który przygotowała gosposia, a przyniósł lokaj.
- Witaj synu - przywitał mnie tata z dezaprobatą. W końcu to ja powinienem był przywitać się jako pierwszy.
- Cześć rodzino - mruknąłem, zabierając się do ryżowych omletów.
- Cześć Jungkook - przywitała mnie mama.
- Taekyun przygotował ci śniadanie do szkoły - odezwał się mój brat. - Powiedz mi jak ty to robisz, że jesz jak dzikus, który pierwszy raz w życiu widzi jedzenie, a wyglądasz lepiej ode mnie.
- Chodzę na siłownię. - Nawet na niego nie spojrzałem. Wolałem przyjrzeć się dokładniej temu, co przygotowała dla nas gosposia. Wahałem się pomiędzy omletami, a parówkami wystylizowanymi na ośmiorniczki. Zrezygnowałem z nich, gdy przypomniałem sobie, że Jimin własnie takie dla mnie przygotowywał.
- Siłownia? Myślałem, że wszystko wydałeś na słodycze - zakpił ze mnie ze złośliwym uśmiechem na ustach. Spojrzałem na niego wrogo, choć byłem w stanie zmusić się do równie złośliwego uśmiechu.
- Tak. Ukradłem twój karnet. - Co z tego, że jeszcze tego nie zrobiłem. Ten pomysł mógł być sensowny. Przecież nie powiem, że zapłacił za mnie kolega. - Chodzisz na tę samą siłownię, co Jimin, więc w sumie zaoszczędziłem. - Wzruszyłem ramionami, po czym przystąpiłem do nakładania sobie jedzenia na talerz.
- Jimin? To jakaś dziewczyna? Myślałem, że po Miyeon nie tkniesz żadnej.
- Jimin to kolega z klasy.
- No dobrze - poddał się ostatecznie. Chyba zauważył, że ze mną nie wygra. - Dasz mi lukrecję, którą sprowadzasz z europy i będziemy kwita.
- Nie ma problemu.
Czyli teraz mogłem na spokojnie wejść do pokoju starszego i głupszego jednocześnie brata, żeby zabrać co należy do mnie.
•••
Więc dostałem monopol na pocałunku. Zasadniczo dotarło to do mnie, kiedy zobaczyłem Jimina przy swojej szkolnej szafce na buty. Wczorajsze emocje do mnie wróciły, a razem z nimi wszystko inne. Ciekawość zaprowadziła mnie zdecydowanie za daleko, ponieważ w głowie rozważałem związek z Parkiem i jego ewentualne rozwinięcia.
Mimo swoich myśli, nadal byłem sobą i nie mogłem dać sobie tak po prostu wmówić, że jestem gejem.
- Nie wiem ile razy mam wam powtarzać, że nie jestem gejem - odpowiedziałem na kolejną zaczepkę Namjoona. Mimo to Yoongi przejął pałeczkę i sam zaczął szukać wśród uczniów niższych klas chłopaka idealnego dla mnie.
- To co powiesz na Minhyuka. Jest blondynem, czyli buntownik. Kolczyki w uszach są idealnym na to dowodem. - Spojrzał na mnie ironicznie. Nie miałem pojęcia co on knuł. - A może weźmiesz się za Jimina, co? W końcu poza tobą świata nie widzi. Zresztą wczorajsze reakcje na lekcjach też mówią swoje.
Rzuciłem okiem na Jimina, który siedział po mojej lewej stronie, czyli najdalej od tych przygłupów. Uśmiechał się dość szeroko, przez co prychnąłem obrażony.
- Bawi cię ta sytuacja? - zapytałem z krzywą miną.
- Może trochę... Trochę bardzo? - Pochylił się w moją stronę z przymrużonymi oczyma. - Aczkolwiek wcześniej byłem zazdrosny.
- No nie wierzę. - Uniosłem ręce, patrząc w niebo. - Boże, dlaczego każdy robi ze mnie geja, skoro nim nie jestem?
- Ja to w ogóle słyszałem, że całowałeś się z Jiminem - rzucił nagle Namjoon, przez co automatycznie przeniosłem spojrzenie na niego.
- Co? - zapytałem nadzwyczaj spokojnie. Spojrzałem na Jimina. - Myślałem, że zrobienie ci malinki da ci dostateczny powód, żebyś siedział cicho.
- Ale ja nic nie powiedziałem! - Podniósł głos, wyciągając ręce w geście obronnym. - Zresztą i tak przez ciebie musiałem zajrzeć do matczynej kosmetyczki, żeby zakryć to gnojstwo. Patrz i zaraziłeś mnie głupim słowotwórstwem.
- O szlag - wyrwało się Yoongiemu. - Czyli naprawdę doszło do czegoś takiego. Chcieliśmy tylko z was zażartować.
Wszyscy spoważnieli. Nie mogłem wytrzymać tej atmosfery, dlatego wstałem z ławki i otrzepałem kolana z pozostałości po wafelku.
- Jeśli to miał być żart, to tylko wy byście się śmiali - stwierdziłem. Nie było mi do śmiechu ani przez chwilę, dlatego poprawiłem marynarkę mundurka, po czym odwróciłem się na pięcie. - Idę do toalety przed lekcją.
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Nie zwracałem uwagi na tłumaczenia przyjaciół. Coraz bardziej mnie drażnili, a mętlik w głowie nie pomagał mi w zaistniałej sytuacji. Po prostu chciałem odciąć się od wszystkich na moment, schłodzić twarz wodą i uspokoić się.
Nie mogłem uwierzyć, że tak łatwo dałem się podpuścić. Jak na dłoni było widać moje rozkojarzenie, a oni to po prostu wykorzystali. Zresztą Jimin mógł jakoś zareagować, a nie od razu przyznać się do przestępstwa. Kiedy tylko zamknąłem za sobą drzwi toalety, te otworzyły się. W progu stanął Jimin z lekką zadyszką. Nawet w takim miejscu nie mogłem się od niego opędzić. Co za denerwujący typ człowieka.
- Zostaw mnie w spokoju - mruknąłem bez przekonania. - To twoja wina.
- Ale to ty dałeś się podpuścić, a ja nie miałem innego wyjścia - powiedział na jednym wydechu. Biegł za mną. Cóż za poświęcenie z twojej strony, Park Jimin.
- To nadal twoja wina. Równie dobrze mogłem się odsunąć, pozbierać swoje rzeczy i do niczego by nie doszło. - Założyłem ręce na piersi. Jeszcze brakowało tego, żebym przytupnął nóżką. Wtedy może zostałaby zauważona moja złość.
- Podobało ci się to? - zapytał bez żadnego budowania tematu. Wszystko prosto z mostu.
- Tak - odpowiedziałem. Znów straciłem czujność, ale wypieranie się w tym momencie nie miałem powodu, żeby nagle zaprzeczyć.
- Chcesz to powtórzyć? - Był niebywale tajemniczy, kiedy tak się rozglądał, przesuwając co chwila po mnie spojrzeniem. Skinąłem głową w odpowiedzi.
Chciałem coś powiedzieć, żeby nie stać się nagle uległą ciotą, ale Jimin nagle minął mnie, by sprawdzić, czy wszystkie kabiny były puste. Po zrobieniu krótkiej rewizji, podszedł do mnie i wciągnął mnie do jednej z nich, przy czym zamknął drzwi.
- Dlaczego tu mnie wciągnąłeś? - szepnąłem, choć nie wiedziałem dlaczego do tego się posunąłem. Mogłem się wyrwać, ale... Wtedy bolałyby mnie wykończone mięśnie.
- Zrezygnowałem wczoraj z zemsty, nim poszedłem spać.
- Po co mi o tym mówisz? - Zdziwiłem się jego słowami, bo nie wiedziałem co miałem o tym sądzić. - I przecież podobno nie chciałeś się mścić.
- Rozmawiałem wczoraj z Kimi... Przez nią uwikłałem się w coś, przez co trudno mi było zasnąć. Jesteś denerwujący, opryskliwy, rozpieszczony i niesamowicie wredny.
- To wszystkie moje zalety. - Podjąłem próbę obronienia się przed tym, co sam zaczynałem czuć. Jeśli dostatecznie mocno go teraz zranię, będę miał spokój, prawda? - Nie chcę jeszcze raz zakochać się w chłopaku - dodałem bez udziału woli. Cholera, dlaczego łzy zebrały mi się pod powiekami?
Głupio będzie się teraz rozpłakać, więc zakryłem oczy przedramieniem z nadzieją, że Jimin mnie zostawi w spokoju. Ale musiałem dziecinnie wyglądać.
- Nie mam pojęcia co tamten chłopak ci zrobił, ale nie możesz patrzeć na mnie tak, jak na niego. Nie zamierzam zrobić ci krzywdy. - Jego spokojny głos był taki kojący, że poczułem nieodpartą potrzebę spojrzenia mu w twarz. Twardym trzeba być, nie miękkim. Dlatego opuściłem powoli rękę. Uśmiechał się do mnie. - Nie panikuj, Jungkookie.
Ach, więc to panika miała nade mną władzę. Pięknie, lepiej być nie mogło. Zachowywałem się jak jakaś cnotka, kiedy tak naprawdę Jimin nią był. Role powinny się odwrócić. Przecież wczoraj to ja miałem nad nim władzę, a teraz... To okropne.
Nadal drżałem, gdy ułożyłem dłonie na jego policzkach i pochyliłem się, by złożyć na jego ustach pocałunek. Chcąc nie chcąc przymknąłem powieki, żeby móc w pełni mu się oddać. Oddał pieszczotę. Po co tak właściwie to zrobiłem? Pragnienie przejęcia kontroli było aż tak dotkliwe?
W pewnej chwili zakończyłem delikatny pocałunek, żeby móc się do niego przytulić.
- Nie jestem gejem - mruknąłem bardziej do siebie, niż do niego.
- Nie jesteś. - Powtórzył za mną. - Jesteśmy młodzi i powiedzmy, że możemy eksperymentować.
Przytuliłem go do siebie mocniej. Dlaczego tak łatwo wywoływał we mnie huragan uczuć? To nie do pomyślenia. Jak teraz będzie wyglądała nasza relacja? Co jeszcze się wydarzy? Westchnąłem głęboko, gdy zadzwonił dzwonek na lekcje.
- Czas na nas - powiedziałem. - O dziwo nikt nie przyszedł nam przeszkodzić.
- Chyba wiedzieli, że musimy porozmawiać. - Wzruszył ramionami. - Chodź, bo Yoongi z Namjoonem umierają z ciekawości. Zaraz powiedzą, że robiliśmy tutaj coś więcej, niż tylko rozmawialiśmy.
•••
Byłem o niebo spokojniejszy po wszystkich słowach, które powiedział dla mnie Jimin. Nie obawiałem się niczego, choć nadal trzymałem się wersji, że nie byłem gejem. Jimin zresztą podłapał moje zachowanie, aczkolwiek bardziej je parodiował, niż powtarzał.
Po ostatniej lekcji poszedłem zmienić buty, niestety sam, ponieważ Jimin chciał iść coś tam załatwić, zaś Yoongi z Namjoonem wybrali się na dzień próbny do klubu koszykówki. Niczego nieświadomy otworzyłem szafkę, a wtedy wypadła mi pod nogi czerwona koperta. W pierwszym odruchu prawie ją wyrzuciłem, ale w końcowym rezultacie schowałem ją do kieszeni i przebrałem buty.
Odpakowałem liścik z ciekawością i przeczytałem jego zawartość. Niewiele brakowało, a bym go upuścił na podłogę przez podpis na końcu. Wiadomość została wydrukowana, ale podpisana przez Jimina. Zbyt długo studiowałem ten charakter pisma, żeby go nie poznać. Zawładnął mną niepokój, którego nie mogłem opanować. Przecież jeszcze dziś powiedział mi, że nie dokona zemsty. Według liściku, Jimin czekał na mnie na dziedzińcu. Bez zastanowienia wyszedłem ze szkoły, żeby przekonać się, czy to naprawdę nie był żaden żart.
Przy jednej z ławek zebrała się spora grupa dziewczyn. Większość z nich rozpoznawałem, więc wiedziałem co się święciło. To była zemsta. Chwyciłem ramiączka plecaka i zacząłem przeć na przód z gulą w gardle. Dlaczego wcześniej nie zorientowałem się, że to były puste słowa? Dlaczego tak łatwo pomyślałem o tym, że mógłbym dla niego zostać gejem?
Czas zmierzyć się z moim wrogiem, w którym zdołałem się zauroczyć. Szkoda tylko, że drżące ręce nie chciały być tak spokojne jak myśli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top