Rozdział 9: Jungkook
Spodobało mi się zaskoczone spojrzenie Jimina, kiedy zdjąłem koszulkę. Pewnie nie spodziewał się wysportowanej sylwetki. Może nawet mi jej zazdrościł?
Chwilę później on pozbył się swojej, a mnie zabrakło języka w gębie. Jego brzuch odznaczony był wypracowanymi mięśniami. Klatka piersiowa i ramiona wprost uderzyły we mnie swoją zajebistością.
Znaczy...
Po prostu Jimin jest dobrze umięśniony, ale ja wyglądam lepiej rzecz jasna.
Ciasnota tej szatni mnie przeraziła tak w ogóle. Rozumiem, że zaraz obok jest jeszcze więcej takich pomieszczeń, ale nam we dwóch było ciasno, a patrząc na ilość wolnych półek miało tu się przebierać dziesięć osób. Okropieństwo, jednak Jiminowi to nie przeszkadzało. Jak tak można?
Kiedy byliśmy już przebrani, wyszliśmy z szatni i weszliśmy na halę, gdzie na różnych atlasach ćwiczyło wiele pustych mięśniaków, w podkoszulkach zmoczonych potem. Spoglądając na swój ubiór, a właściwie na strój na w-f to czułem się dziwnie ubrany, ponieważ wiele osób chodziło tu półnago.
- Co robimy? - zapytałem cicho. Najwyraźniej zbyt cicho, bo Jimin nie usłyszał tylko ruszył w stronę takiej rurki, na której się podciąga.
- Teraz zrobimy sobie rozgrzewkę, a później przyjdziemy na bieżnię. - wyjaśnij prawie krzykiem, by zagłuszyć muzykę.
Muzyka. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że oprócz zgrzytów i stuków tych wszystkich ciężarków można było usłyszeć piosenkę, jednak słyszałem basy rozchodzące się echem, bo słowa uciekłeś gdzieś ustępując szumowi rozmów.
***
Już nigdy więcej nie pójdę na siłownię, przynajmniej z Jiminem. Dostałem takiego wycisku, że moje mięśnie nie zapomną o tym dniu do końca życia.
- Nie było tak źle - skłamałem z uśmiechem. Naprawdę nie wiem dlaczego to powiedziałem.
- Jeśli robiłeś wszystko tak jak ci mówiłem, rano poczujesz się odprężony. Jedziemy do mnie autobusem, czy idziemy pieszo? - zapytał Jimin, zatrzymawszy się przy rozkładzie jazdy.
- Zdecydowanie autobusem. - spojrzałem na niego wymownie, co od razu zrozumiał. Przytaknął.
- Jednak nie było tak łatwo, co? - powiedział przez uśmiechem.
- No nie było - odpowiedziałam z naburmuszoną miną. - To nie jest śmieszne - dodałem.
- Masz rację, ale twoja mina była przezabawna.
Chcąc nie chcąc uśmiechnąłem się lekko, jednak ukryłem usta za dłonią, by nie dać mu satysfakcji.
- Autobus - powiedział wskazując na pojazd ze mną. - Tego jeszcze nie widziałem.
- Może nowy - mruknąłem wsiadając za Jiminem do wnętrza autobusu. Wnętrze śmierdziało potem i alkoholem, który spożywał mężczyzna na tylnym siedzeniu. Ohyda. Znaczy nie alkohol tylko ten pijak.
Po wrzuceniu pieniądze do urządzenia dostaliśmy bilety, dopiero wtedy mogliśmy zająć miejsca. Szczerze ciekawiło mnie miejsce zamieszkania Jimina. Kiedyś wyglądał na biedaka. Dziś prezentował się fenomenalnie... To jest - bardzo dobrze. Jak mogłam go pochwalić w myślach?
Okropieństwo.
Jazda autobusem okazała się długa. Pokonaliśmy łącznie piętnaście przystanków ściśnięci na dwóch krzesełkach. Kiedy opierałem się o niego ramieniem miałem wrażenie, że przez marynarkę mundurku czułem twardą strukturę jego mięśni.
Nie wiem dlaczego, ale poczułam dreszcze na samą myśl dotyczącą sylwetki Jimina. Przecież nie jestem gejem. Może to dlatego, że chciałem mieć takie. To dobre wytłumaczenie.
Dom, a w zasadzie mieszkanie Jimina znajdowało się niewiele niedaleko przystanku autobusowego, więc urządziliśmy spacerek mimo bólu każdego możliwego mięśnia. Zegarek w telefonie powiedział mi że była godzina osiemnasta. Z miejsca, w którym się znajdowaliśmy do mojego domu było dobre siedem kilometrów, które pokonam oczywiście autobusem. Odpuszczę sobie samotny bieg w mundurku szkolnym.
Kiedy znaleźliśmy się na niewielkim osiedlu, Jimin podszedł do jednego z bloków i wpisał kod na domofonie, po czym wypuścił mnie do środka ruchem ręki. Jak się okazało musiałem się wspiąć po schodach.
- Dlaczego tu nie ma windy? - zapytałem
- Bo to budynek czteropiętrowy. Po co komu winda?
- Żeby taka stara osoba jak ja nie musiała się męczyć - prychnąłem, pokonując ostatni stopień, gdy Jimin otwierał już drzwi frontowe.
Stanąłem obok niego, po czym wszedłem do środka zaproszony gestem. Poczułem się wtedy jak księżniczka, aczkolwiek zawsze się tak czułem tylko dzisiaj jakoś bardziej przemawiały do mej książęcej krwi.
Pierwsze co zobaczyłem to pies biegnący w moją stronę. Zresztą nie byle jaki pies, bo czarny labrador.
Nie mogę się powstrzymać przed po głaskaniem go, więc kucnąłem i zanurzyłem palce w sierści zwierzęcia.
- Jak się wabi? - zapytałem tarmosząc duży łeb psa.
- Arsen - odpowiedział z uśmiechem. - Kiedyś chciałem, by ten pies mnie bronił, dlatego nadałem mu groźne imię.
- Groźne? - parsknąłem - Ciekawe z której strony.
- Na tablicy Mendelejewa, mój drogi. Arszenik jest trucizną, która oczywiście zwiera arsen.
- Dziękuję za lekcje chemii - westchnąłem, ostatni raz przeczesując dłonią po plecach Arsena.
Teraz przyjrzałam się wystrojowi korytarza, który był jednocześnie przedpokojem. Zdejmując buty naliczyłem się czterech pary drzwi, z czego te najbliższe otwierały się na pokój Jimina, właśnie do niego mnie wpuścił gestem.
Jimin wyglądał na zdenerwowanego jego ręce znów drżały.
- Chcesz coś do picia? - zapytał.
- Jeśli masz wodę to poproszę.
Mówiąc to rozejrzałem się po pokoju. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to duży telewizor plazmowy na komodzie obok biurka, na którym był umiejscowiony laptop z logiem ugryzionego jabłka. Po lewej stronie od komody stało łóżko, czy raczej składana kanapa koloru szarego, na której zostały ułożone dwie czarne poduszki. Ściany były pomalowane na zielono. Kolejną rzeczą, którą zauważyłem to drzwi balkonowe.
- Masz przy sobie zeszyt z matmy? - zapytał Jimin, przerywając tym samym moją obserwacje. Ostrożnie postawił różową literaturę na biurku.
- No tak. Wiem, że w następnym tygodniu mamy być z tego pytani...
- Dlatego poprosiłeś mnie o pomoc - wtrącił. - Zaraz przyniosę ci krzesło i będziemy się uczyć, okej? Tylko teraz wymienię soczewki na okulary.
Odpowiedzi zginąłem głową , po czym Jimin zniknął za drzwiami prawdopodobnie łazienki, a ja zdobyłem okazję do opanowania planu.
Kiedy Jimin siądzie na wersalce, usiądę na niego okrakiem i pocałuję.
Muszę wiedzieć czy jest gejem. Najtrudniejsza rzeczą w moim planie to wymuszenie Jimin do posadzenia swoich i zgrabnych czterech liter na meblu, bo inaczej z łatwością mi ucieknie.
Plan idealny.
***
Znalazłem pewną trudność, a mianowicie ciężko było udawać, że się nie potrafi czegoś, z czego dostawałem same piątki, ale twardo brnąłem naprzód.
W końcu nastała ta chwila - Jimin usiadł na swojej wersalce, gdy skończył zabawę w nauczyciela. Teraz opowiadał mi o dramie, którą ostatnio oglądał. Nawet jeśli stałem oparty o drzwi, co jakiś czas zbliżałem się do niego. Nie mam pojęcia dlaczego zaczęłam się denerwować. Jimin podrywał mnie niedługo, więc powinienem się cieszyć tym, że po pocałunku upokorzę go w szkole.
W pewnej chwili przestałem się do niego zbliżać ślimaczym tempem. Wziąłem głęboki wdech stanąłem przed Jiminem. Popchnąłem go tak, by plecami dotknął oparcie i usiadłem na nim okrakiem. Moje serce biło jak oszalałe. Jimin z wrażenia musiał poprawić swoje okulary, które delikatnie zjechały mu z nosa. W jego oczach dostrzegłem nutkę zrozumienia, przez co poczułem skurcz żołądka. W jednej chwili chciałem z niego zejść, jednak w kolejnej poczułem przypływ odwagi, który pojawił się wraz z myślą o ośmieszeniu chłopaka. Nachyliłem się w jego stronę gwałtownie, lecz zatrzymałem się tuż przy jego ustach. Na swoich spierzchniętych wargach wyczułem jego przyspieszony oddech.
Wtedy wydarzyło się coś, czego nie było w moim planie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top