Rozdział 3: Jungkook
Witajcie! Mam pewien zapas rozdziałów, w razie gdyby zabrakło mi czasu, więc robimy tak, Misie: Kiedy napiszę kolejny rozdział (remake'u oczywiście) do przodu, będę wstawiała kolejny wedle fabuły. Wolałabym, żeby zapas się nie powiększał za bardzo, a trzymanie go w stałej liczbie będzie idealnym dla mnie rozwiązaniem.
W takim razie Enjoy, Kruszynki! Mam nadzieję, że będziemy widywać się częściej, niż raz w tygodniu!
~•~•~•~•~•~•~•~
Pierwszy dzień w trzeciej klasie nie był taki zły, nie licząc tej okropnej przegranej, która sprawi, że mój portfel się skurczy.
- Wolisz iść teraz kupić nam to, co nasze, czy zrobisz to jutro? - zapytał Hoseok z radosnym uśmiechem. Dlaczego w takich chwilach irytuje mnie najbardziej?
- Dzisiaj - mruknąłem niezadowolony. - Bo później wydam pieniądze i będzie problem.
- W takim razie muszę napisać mamie, że nie ma czekać na mnie z obiadem - stwierdził Yoongi, który wyklepywał szybko zapewne wiadomość tekstową.
Po zakończeniu lekcji kierowaliśmy się długim korytarzem prosto do szafek z butami. To miejsce nie kojarzy mi się dobrze. Od pierwszej klasy liceum w tej niewielkiej szafce lądowały niewielkie, różowe koperty z wyznaniami, które nie bardzo przypadały mi do gustu. Swoimi czasy irytowałem się tym zjawiskiem. Później... Później Yoongi kazał mi się tym nie przejmować i spróbować to odreagować. Kiedy zacząłem odrzucać każdą dziewczynę, żeby odreagować frustrację, nie otrzymałem jego aprobaty. W zamian za to zaczął twierdzić, że jestem gejem. To twierdzenie przyjął Hoseok, który w swojej prostocie był najbardziej denerwujący, jednak od zawsze przeszkadzały mu moje scenki w różnych miejscach.
Z westchnięciem ściągnąłem plecak z ramienia, żeby sprawdzić ile prowiantu mi zostało. W ciągu siedmiu długich, dziesięciominutowych przerw zdążyłem zjeść prawie całe dwie paczki chipsów serowych i wodorostowych. Tych drugich oszczędzałem, bo najlepszym należy się delektować. Podczas gdy oceniałem na ile wystarczy mi jedzenia, dotarliśmy do korytarza prowadzącego do szatni, gdzie miałem przebrać buty, usłyszałem czyjeś wołanie, więc zatrzymałem się z chłopakami przed wejściem.
- Hej Jimin! - zawołała Kimi, która znajdowała się dziwnie blisko mojej szafki. - Wiesz co robić! - krzyczała dalej. Czyżby kolejna osoba do odrzucenia? Że też im się to nie nudzi.
Stojący na baczność Jimin skinął głową posłusznie i zaczął się we mnie wpatrywać. Z rozmowy, którą chłopak przeprowadził z nauczycielem tego ranka wynikało, że ten Jimin jest lepszą wersją tamtego nerda, który zawsze okupywał tylne ławki i który za każdym razem dostawał najlepsze oceny w klasie, a nawet szkole.
Osoba wlepiająca we mnie swoje spojrzenie w żadnym stopniu nie przypominała chłopaka, którego znałem, którego znałem podobno dwa lata. Doprawdy? Pod tymi ubraniami skrywało się coś tak przyjemnego dla oka jak ja? Nie żeby mnie to w jakiś sposób interesowało.
- To twoja szansa - powiedział Hoseok, który dziwnym trafem znalazł się tuż przy moim uchu, więc się odsunąłem. Po tych słowach otrzymałem pełne nadziei spojrzenie Yoongiego, a po chwili oboje odeszli ode mnie.
Chciałem iść za nimi, jednak Jimin zagrodził mi drogę.
- Hej - powiedział jakby onieśmielony, przyciągając tym samym mój rozzłoszczony wzrok. Nie wiem dlaczego, ale patrząc na niego, moje zdenerwowane spojrzenie jakoś tak złagodniało.
- Hej - odpowiedziałem leniwie. - Jestem ci coś winien?
Na to pytanie chłopak dziwnie zareagował. Jakby się mnie wystarczył, czy coś w tym stylu. A może to tylko moja wyobraźnia? Chwilę po tym wyprostował się i odkaszlnął.
- Właściwie jesteś winien mi odpowiedź na pytanie - wyjaśnił krótko, na co się skrzywiłem. - A mianowicie: Czy mam coś na twarzy, że na każdej lekcji patrzyłeś się na mnie?
Wypowiedziana kwestia była jak móż prosto w mój wiecznie nienajedzony brzuch. Naprawdę nie miałem innego zajęcia poza gapieniem się na niego? Aż tak bardzo się gapiłem, że Jimin to zauważył?
- Niby kiedy? - zdziwiłem się teatralnie, choć odpowiedź na to pytanie otrzymałem wcześniej.
Kiedy spojrzałem w dół na jego dłonie, spostrzegłem, że drżą. Denerwował się rozmową ze mną? Myślałem, że jest o wiele spokojniejszy.
- No - zaciął się na chwilę, jakby szukał odpowiednich słów. - Na każdej lekcji. Mówiłem ci już.
- Hm, więc pytasz dlaczego ci się przyglądałem?
- Yhym - przytaknął natychmiast.
- Próbowałem porównać cię do twojej dawnej osobowości - skłamałem, bo sam nie miałem pojęcia czym zasłużył sobie na ten zaszczyt. To kłamstwo było prawie tak idealne jak ja.
- Ach rozumiem - skinął głową, po czym odwrócił się jak gdyby na coś czekał. - Już będę leciał - rzucił i nim zdążyłem coś odpowiedzieć, zniknął między szafkami.
Dziwny z niego typ.
Gdy rozejrzałem się po szatni nikogo nie dostrzegłem. Prychnąłem. Znowu mnie zostawili skubańcy. Pff, przynajmniej nie będę musiał marnować na nich pieniędzy.
Mimo wszystko zdenerwowany odejściem przyjaciół pociągnąłem za drzwiczki szafki troszeczkę za mocno, bo klamka wyślizgnęła mi się z ręki. Kolejna tego dnia przesłodzona kartka przywitała mnie w denerwujący sposób. Liścik miłosny zapewne przekazywał cukierkowe wyznanie i prośbę o przyjście wyznaczonym czasie w wyznaczone miejsce. Wkurzające jest to, że żadna z dziewczyn jeszcze nie zniechęciła się do mnie. Jest wręcz przeciwnie. Wyznania z dnia na dzień robią się wymyślniejsze i bardziej kuszą swoimi ofertami.
Czy ja wyglądam jak jakieś trofeum?
Przebrawszy buty, zamknąłem szafkę i podniosłem liścik. Dziś dam popalić idiotce, która chociaż chwilę myślała, że może chodzić z taką zajebistością jak ja.
Zaraz po otworzeniu koperty dowiedziałem się, gdzie mam przyjść. Dziewczyna poprosiła, bym zjawił się w cukierni nieopodal szkoły. Należą jej się brawa, jeśli zauważyła, że lubię jeść, ale to mnie nie przekupi. Nie tym razem.
Nim opuściłem budynek szkoły, wyrzuciłem do śmietnik karteczkę i poprawiłem plecak na ramieniu. Musiałem przecież dobrze się prezentować.
W drodze do cukierni jadłem czekoladowe drażetki i nuciłem nową piosenkę Eda Sheerana. Była na tyle zajebista, że zmąciła mój wspaniały umysł, ale żeby nie było - sam jej na to pozwoliłem.
Kiedy w końcu znalazłem się w wyznaczonym miejscu, niemal od razu zauważyłem niemrawą minę Jimina. Wyglądało to tak, jakby nie był tutaj z własnej woli.Kiedy tylko otworzyłem drzwi, spojrzał na mnie i klepnął dłoń osoby siedzącej naprzeciw niego, po czym zwolnił zajmowane przez niego miejsce. Nie wiem jaki miał w tym cel, ale zajął inne miejsce w przeciwległym zakątku lokalu.
Nagle ze stolika, przy którym siedział Jimin odsunęła się Kimi - dziewczyna z mojej klasy i wyraźnie przywołała mnie ręką. Więc poznaliśmy autorkę liściku. To było do przewidzenia.
Z głębokim westchnieniem zamknąłem za sobą drzwi, po czym ruszyłem wolnym krokiem w stronę krótko ściętej blondynki.
- Cieszę się, że przyszedłeś - powiedziała wyraźnie szczęśliwa z mojej obecności.
- Ta - mruknąłem, zajmując miejsce naprzeciw Kimi. - Po co mnie tu ściągnęłaś? - zapytałem wprost krzyżując ze sobą palce.
- Em - spojrzała na mnie, jakby przed chwilą dostała w twarz. - Liścik niczego ci nie wyjaśnił?
- Oczywiście, że tak - uśmiechnąłem się przyjaźnie. - Tylko nie rozumiem twojej prośby. Znamy się już dwa lata i nie zauważyłaś, że krzywdzę każdą dziewczynę, która próbuje do mnie dotrzeć?
- Myślałam, że mi się uda. - szepnęła - Zamówiłam nawet dla ciebie ciasto.
- To miłe, ale podziękuję. Przegrałaś jakiś zakład? - dopytałem dla pewności.
- Nie... Ja naprawdę się w tobie zakochałam, Jungkook. Robię to z własnej woli. Myślałam, że jak...
- Ach, myślałaś? - zaśmiałem się melodyjnie. - Zabawne, bo ja wiem, co myślałaś - pochyliłem się do przodu, żeby lepiej usłyszała. - Pewnie pomyślałaś, że będziesz tą, która jako pierwsza przekona do siebie nieugiętego Jeona Jungkooka, ale mylisz się słońce. Z takimi różowymi karteczkami biegaj sobie po gimnazjum.
W oczach Kimi wezbrały łzy. Przykro mi, ale nie jestem żadnym trofeum. Przez chwilę patrzyłem na nią usatysfakcjonowany reakcję. Mógłbym się napawać swoim zwycięstwem dłużej, gdyby czyjaś ręka nie uderzyła mnie w potylicę.
- Popieprzyło cię? - zapytałem, rozcierając bolawe miejsce.
- Mnie nie, ciebie tak - rzucił Jimin, zabierając Kimi z miejsca naprzeciw mnie. - Zemszczę się za nią.
- Powodzenia - powiedziałem na odchodne.
Od samego patrzenia na chodzący efekt "WOW", zrobiło mi się ciepło, a mam na myśli Jimina.
Cholera, nie jestem gejem. Pewnie mi się w głowie poprzewracało od tego uderzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top