Rozdział 21: Jungkook

Idąc za Jiminem nie zdałem sobie sprawy z tego, że naprawdę możemy się zgubić. Myślałem, że po prostu klasa będzie szła dalej wybraną ścieżką, a ja zdążę porozmawiać z chłopakiem sam na samy. Tymczasem nie dość, że się zgubiliśmy, to jeszcze chyba skręciłem kostkę. 

Siedziałem na ziemi trzymając się za bolące miejsce. Chcąc nie chcąc moją twarz wykrzywiał grymas bólu. Nie chciałem, by Jimin widział mnie w takim stanie, jednak chłopak klęczał przede mną z wyraźnie zmartwioną miną.

- Potrafisz wstać? - zapytał.

- Nie wiem - wycedziłem przez zęby. - Zaraz sprawdzimy.

Nim podjąłem jakiekolwiek kroki, westchnąłem głęboko, po czym z zaciśniętymi ustami próbowałem się podnieść o własnych siłach, jednak moja ręka trafiłam na ostry kamień, więc upadłem z powrotem.

Jimin bez słowa podał mi swoją dłoń, którą od razu pochwyciłem i wspomogłem się na niej przy wstawaniu. Ból w nodze był nie do zniesienia, dlatego musiałem ją zgiąć w kolanie, by przypadkiem nie dotknąć podłoża.

- No i jak my ich dogonimy? - zapytałem, udając zmartwienie. Mimo okoliczności cieszyłem się, że byłem sam na sam z Jiminem. Może właśnie dziś uda mi się go przekonać do mnie.

- Jeśli dobrze pamiętam, to nasz hotel jest po drugiej stronie parku. Myślę, że jak pójdziemy ścieżką niebieską, w końcu trafimy tam, gdzie będzie nasza klasa. Jeśli zauważą, że nas nie ma, zaczną nas szukać. Tymczasem musimy iść przed siebie i nie zawracać.

- Gdybym tylko nie chciał zawrócić, nie skręciłbym kostki - prychnąłem

- Nie obwiniaj się. Przecież to też moja wina. Gdybym nie strzepnął twojej ręki, nie zgubiłbyś sygnetu.

Niemożliwe. Dlaczego on się o to obwinia? Przecież to ja zacząłem. Może on czuje wyrzuty sumienia? Chociaż właściwie nie powinien. Pokuśtykałem więc do niego i go objąłem jednym ramieniem, żeby móc się na nim wspomóc.

- Powiedzmy, że wina leży po obu stronach - powiedziałem. - Chodźmy lepiej, bo nie chcę spędzić tutaj nocy.

- Racja - skinął głową i chwycił moją dłoń, pewnie bym nie zjechał czy coś w tym stylu.

Spacer z obolałą nogą był okropny. Nie chciałem jednak pokazać Jiminowi, że noga bardzo mnie boli. Kiedy znaleźliśmy jakąś ławkę, przysiadałem na niej, by odpocząć. Czułem, że kostka mi spuchnęła.

W końcu po jakimś czasie nie potrafiłem postawić stopy na ziemi.

- Może cię poniosę - zaproponował Jimin.

- Czemu nagle jesteś taki miły? - zapytałem. - Kiedy jesteśmy w szkole, traktujesz mnie jak powietrze, a tutaj jesteś troskliwy, jak nigdy.

- Nie potrafisz chodzić. Dlaczego więc mam cię zostawiać?

- Nie pomagasz, Jimin.

- W czym? - zdziwił się.

- Cholera, w tamtym miesiącu sprawiłeś, że się zakochałem, a teraz swoją troską sprawiasz, że mój stan z sekundy na sekundę się pogarsza.

Patrzył na mnie zaskoczony i wyglądał tak, jakby nad czymś głęboko rozmyślał, jednak niczego poza tym nie potrafiłem wyczytać z jego oczu. 

- To oznacza, że mój plan był bardzo dobry - powiedział w końcu bez przekonania.

- Jeśli dobrze pamiętam, to Kimi go wymyśliła. Ta sama Kimi, która jest twoją dziewczyną, a wolała rozmawiać z kuzynem Hoseoka, niż z tobą - wyrzuciłem z siebie. Między nami zapadła nieprzyjemna cisza. - Czy ty w ogóle kochasz Kimi? - zapytałem wprost.

Nagle zrobiło się cicho. Czekałem na odpowiedź, jednak jej nie otrzymałem tak szybko, jakbym tego chciał. Narzucanie się komuś nie było takie łatwe, jednak nadal trzymałem się przekonania, że Jimin może coś do mnie czuć. W końcu jak powiedział Hoseok; gdyby choć trochę nie był gejem, nie pocałowałby cię - czy jakoś tak. 

- Dzięki niej mogę zapomnieć o tobie, więc tak...

- Nie - wciąłem się. - Kocha się kogoś bez żadnego konkretnego argumentu, a ty go podałeś, mój drogi.

- Masz rację, nie kocham jej, ale próbuję pokonać drogę, która pozwoli mi czuć tak, jak tego chce mój umysł. Tyle ci wystarczy?

- Nie, nie wystarczy. 

- Czego więc ode mnie chcesz?

- Chcę, byś mnie pocałował.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top