Rozdział 20

Harry jadł swoje śniadanie na dole, kiedy nagle poczuł jak czyjeś ramiona owijają go od tyłu, a potem poczuł wargi na swoim uchu. - Dzień dobry, kochanie - usłyszał głos Taylor.

Strącił ją i skarcił. - Wciąż tutaj jesteś?

- Nie wyjeżdżam Harry, połączysz się ze mną.

Harry westchnął, przewracając oczami, nim wyszedł z pomieszczenia, aby móc zrobić śniadanie dla Louisa. Tylko Taylor i służąca zostały w jadalni. Służąca podeszła, by zabrać talerz Harry'ego, ale Taylor ją zatrzymała. - Kochanie, jak masz na imię?

- B-Bailey, proszę pani - wymamrotała, nie lubiła jak Taylor uśmiechała się do niej w ten sposób.

- Bailey? Słodkie imię, chcę abyś dzisiaj równo o 8 przyprowadziła Harry'ego do mojego pokoju i zamknęła za nim drzwi, rozumiemy się? - Syknęła prosto w jej twarz. Bailey skinęła posłusznie głową nim odbiegła.

~*~

Louis odpoczywał w swoim gnieździe, kiedy usłyszał, że drzwi się nagle otworzyły. Harry właśnie wyszedł, by zrobić mu śniadanie, a nikt inny nie miał dostępu do jego gniazda? Spojrzał w kierunku drzwi i zobaczył blond kobietę. - Kim do kurwy jesteś? - Warknął, czując zagrożenie w swoim gnieździe.

Prychnęła. - Kim ja jestem? Kochanie, jestem prawdziwą omegą Harry'ego - odpowiedziała Taylor.

- Wynoś się z mojego gniazda, nim złamię ci szyję, kochanie - warknął ponownie. - Och, a on jest mój. To ja mam w sobie jego szczenięta, nie ty.

Wzruszyła ramionami. - Możesz być jego dziwką na boku, którą wykorzystuje w tym pokoju, ja będę jego główną omegą w blasku fleszy. Niedługo się przekonasz, że jego oczy spoczywają tylko na mnie. - Z tymi słowami wyszła, nie zamykając nawet drzwi.

Louis warknął, podchodząc do nich, ale nim je zamknął, krzyknął za nią. - Naucz się zamykać drzwi, głupia, nachalna suko!

Kiedy Harry wrócił pół godziny później, powiedział mu dokładnie co się stało, a jego alfa nie był szczęśliwy, słysząc o akcji Taylor. - Przemówię jej do rozsądku, cholera, wyrzucę ją przez pieprzone okna za wejście do naszego gniazda bez pozwolenia.

Louis skinął głową, kiedy bawił się swoimi kulkami serowymi. - Proszę zrób to, upewnij się, że zrobi parę salt albo coś spektakularnego, kiedy będzie spadać - zachichotał, sprawiając że Harry również się zaśmiał.

- Zrobię to, a teraz poprzytulajmy się przez resztę dnia. Potrzebuję twoich uścisków. - Harry położył się i rozchylił swoje ramiona, aby Louis mógł się w nie wcisnąć. A w momencie, gdy to zrobił brunet zacieśnił je na nim i mocno go trzymał.

~*~

Reszta dnia minęła tak jak zawsze, na przytulaniu, Harry przyniósł Louisowi jedzenie i zrobił to ponownie, ale się nie skarżył. Kochał spełniać zachcianki swojej omegi, ale podczas swojej drogi na dół, służąca podeszła do niego i powiedziała mu, że Taylor chce z nim rozmawiać. - Nie musisz iść za mną, dobrze wiem gdzie jest - powiedział Harry, kiedy dziewczyna podążała za nim.

- P-przepraszam panie, ale prosiła mnie a-abym wróciła - wymamrotała, unikając jego wzroku, ale nie myślał o tym i dalej szedł w kierunku pokoju Taylor.

Kiedy wszedł, usłyszał, że drzwi zostały zamknięte tak nagle, a potem zablokowane. - Ejj?! - Krzyknął, waląc w drzwi. - Zwolnię cię dziewczyno!

- Nie bądź taki niegrzeczny, Harry... - usłyszał głos Taylor dochodzący z łazienki. W chwili, gdy otworzyła drzwi silny zapach jej gorączki w niego uderzył. - Potrzebuję cię, Harry...

Harry pokręcił głową i przełknął. - Nie Taylor, nie możemy... wróć tam i zamknij drzwi... - odpowiedział słabo.

Taylor była już przy nim i teraz Harry miał dobry widok na jego świecącą, jedwabną sukienkę. Ukazującą jej sutki i piersi. - Nie chcesz mnie... alfo? - Sięgnęła do niego i dotknęła wybrzuszenia w jego spodniach. - Wiem dokładnie czego chcesz...

Harry pozwolił swojej głowie upaść na drewniane drzwi, ma kłopoty. Jest niesparowanym algą, jak do kurwy ma odmówić omedze w gorączce w zamkniętym pokoju?! - Taylor posłuchaj... Nie możesz tego zrobić, my nie możemy...

Poczuł jak jego własny penis zaczął twardnieć wbrew jego woli, kiedy dotykała go przez jeansy. - Dzwoniłam do mojego ojca, był bardzo zawiedziony i kazał mi wziąć tabletkę na gorączkę Harry... Nie mogę również odmówić, musisz mi pomóc, proszę, pieprz mnie alfo, proszę - błagała, kiedy powoli się zniżała.

Jego dłoń wylądowała w jej miękkich włosach, kiedy ona odpinała jego pasek i ściągała z niego jeansy. - Urosłeś przez te lata Harry, ostatnim razem miałam to w sobie, gdy miałeś siedemnaście lat? Nawet wtedy był o wiele większy, niż wtedy, gdy jako piętnastolatek zabrałeś moje dziewictwo, ale teraz... teraz naprawdę jesteś alfą. - Chwyciła jego penisa i wzięła go do ust.

Jęknął, kiedy zaczęłą mu ssać, musiał odmówić, ale nie mół. - Kurwa, T, nie...

- Mówisz nie, ale twoje ciało mówi tak, Harry, po prostu odpuść... Pieprz mnie Harry, zrób to...

- Chcesz żebym to zrobił? - Jego głos zaczął robić się szorstki, całkowicie tracił kontrolę. Nie mógł stracić kontroli, nie mógł tego zrobić Louisowi ani swoim szczeniętom.

Dalej jęczał, kiedy mu ssała, ale nie był nawet blisko, potrzebował więcej, musiał ją pieprzyć. Jego oczy stały się całkowicie czarne, znak, że stracił kontrolę. - Na ręce i kolana, omego. - Taylor położyła swoje dłonie i kolana na podłodze i pozwoliła zobaczyć Harry'emu swoją nawilżoną dziurkę. Zajęczała, kiedy poczułą wielką dłoń na swoich pośladkach.

- Pieprzona kurwa, tego chcesz, prawda? Być pieprzoną jak suka w gorączce - wyszeptał do jej ucha, pochylając się nad nią i przygotowując do penetrowania jej.

Mogła jedynie zajęczeć w potrzebie. - Zaknotuj mnie, proszę, potrzebuję twoich szczeniąt, alfo! - Zapłakała, co przystopowało działania Harry'ego.

- Zaknotować cię? Moje szczenięta? - Powtórzył. Jego czarne oczy ukazały zieleń. Cofnął się, co on wyprawiał?! - Kurwa Taylor, ty pieprzona suko! Odwal się ode mnie! - Krzyknął.

- Proszę, Harry... potrzebuję więcej, potrzebuję twojego knota. - Przyczołgała się do niego, ale on zrobił coś czego normalnie nigdy by nie zrobił, uderzył omegę. To było przeciwko jego naturze, ale cholera, czy to go obchodziło? Nie.

- Tylko Louis dostaje mojego knota! Tylko on będzie kiedykolwiek nosił moje szczenięta, ty na to nie zasługujesz! - Krzyknął. - Kurwa, kocham jego, nie ciebie!

Trzęsła się jakby była odurzona, nawet mimo gorączki. - Knotowałeś mnie wcześniej... o czym ty mówisz?

- Och, dobrze wiesz, że alfa nie może kontrolować swojego knota za pierwszym razem, gdy uprawia seks, złaź ze mnie Taylor... albo naprawdę cię zabiję - warknął w złości. Zaczął walić swoimi pięściami w drzwi, dopóki nie zaczęły krwawić, musiał się wydostać, nie będzie w stanie długo się kontrolować. - Otwórz te pieprzone drzwi!

Wciąż walił aż Taylor nie zaczęła go błagać, aby przestał, wciąż wali aż jego dłonie zaczęły krwawić, ale nawet wtedy nie przestał. W drzwiach było małe wygięcie, ale to nie było wystarczające. Jego uderzenia stawały się coraz słabsze za każdym razem, gdy jego krwawiąca dłoń uderzała w twarde drewno. Musiał wyjść, musiał iść do swojego omegi i do swoich szczeniaków. - Otwórz te...

- H-Haz? - Usłyszał głos Louisa po drugiej stronie. - Dlaczego jesteś tam zamknięty?

- L-Lou? - Harry odetchnął z ulgą. - Proszę mów do mnie cały czas, proszę. Taylor wzięła pieprzoną tabletkę, aby dostać gorączki i zamknęła mnie tutaj z sobą, proszę Lou, tracę nad sobą kontrolę.

- C-co? Haz, proszę, nie uprawiaj z nią seksu, proszę nie. - Usłyszał szept Louisa, ale był wystarczająco głośny, aby usłyszał desperację w jego głosie.

Harry musiał mu powiedzieć. - Byłem blisko, ale nie zrobiłem tego. Nie mogę zaknotować kogoś oprócz ciebie, znaczysz dla mnie wszystko. Nie mogłem się kontrolować i zagubiłem siebie na kilka minut, ale potem wspomniała szczeniaki i zobaczył ciebie, nie mogłem tego zrobić, ale musisz mnie stąd wydostać, nie dam rady dłużej się kontrolować. - Już prawie płakał, Louis go zostawi, wiedział to. Pozwolił na to, by inna omega mu ssała, cholera, prawie było gorzej.

... Dlaczego Louis nic nie mówił?

- Louis proszę, tak bardzo przepraszam, tak bardzo cię kocham, bardzo kocham nasze szczenięta. Proszę nie... - Harry krztusił się łzami, kiedy błagał Louisa o wybaczenie.

- Haz, dziękuję.

Co? Co?!

- Za zatrzymanie się, wiedziałem, że coś jest nie tak, inaczej nie opuściłbym swojego gniazda. Bycie tam musi być pieprzoną torturą, ale uda ci się, tak Haz? Przeciwstaw się jej, potrafisz, wiesz, że potrafisz. Myśl o mnie i o niczym więcej, dobra? Znajdę kogoś kto otworzy te drzwi, kontroluj się.

- Czekaj, nie zostawiaj mnie, Lou! - Krzyknął desperacko. I ponownie zaczął walić w drzwi, sycząc z bólu, kiedy spojrzał na swoje dłonie. Obydwie krwawiły, jego palce były powyginane co nie powinno być możliwe. - Kurwa!

- A-alfo, to musi boleć... Pozwól mi się sobą zaopiekować alfo - wyszeptała Taylor, podchodząc do niego.

- Zostań tam, kurwa, przybliż się o jeden krok i wyceluję moją pięść prosto w twoją twarz - warknął.

Harry ześlizgnął się po ścianie i w kółko powtarzał imię Louisa, aby nie stracić kontroli. Nawet, kiedy Taylor zaczęła się masturbować, aby sobie trochę ulżyć, on się trzymał. Drzwi otworzyły się po pięciu minutach, pięciu minutach mamrotania imienia Louisa i stał tam jego ojciec, jego matka, ta przeklęta służąca i jego perfekcyjny omega.

Nie mógł powstrzymać spływających łez, pieprzyć bycie alfą, bycie silnym i te inne gówna. - Tak bardzo, bardzo przepraszam Louis - zaszlochał, ale poczuł dwa ramiona owijające się wokół niego, a potem uderzył go zapach Louisa, taki uspokajający. - Przepraszam, przepraszam Louis, jestem taki...

- Shhh, jestem tutaj - wyszeptał Louis. - Wykąpmy cię, aby pozbyć się tego jej okropnego zapachu, mogłem go wyczuć w moim gnieździe.

Harry spojrzał na niego z zasmarkanym nosem, załzawionymi oczami i mokrymi policzkami, - Nie, nie nienawidzisz mnie? Nie zostawiasz mnie?

Pokręcił przecząco głową, a Harry mógł jedynie przyciągnąć go do siebie. - Ty, niesparowany alfa zostałeś zamknięty w małym pokoju z omegą w gorączce, to musiało być najcięższą rzeczą na świecie Harry. A to jak na ciebie patrzę jedynie utwierdza mnie w przekonaniu, że tego nie chciałeś, nie chciałeś uprawiać z nią seksu i powstrzymałeś się przed zaknotowaniem jej, cholera, w szale gorączki mogłeś się z nią połączyć. Po prostu cieszę się, że cię nie straciłem.- Usłyszał złamany szept Harry'ego, więc oboje byli przerażeni na myśl o stracie tego drugiego.

- Nigdy mnie nie stracisz, nigdy, nawet za milion lat. Jestem twój tak samo jak ty jesteś mój - odpowiedział Harry. - Umyjmy mnie.

Louis wstał, ale nim wyszedł z pokoju, zauważył, że Taylor patrzyła na niego załzawionymi oczami. Podszedł do niej i uśmiechnął się. Desmond, Anne i Harry patrzyli na Louisa z zaciekawieniem. Co on zrobi? I nim zdali sobie sprawę z tego co się stało, Louis uderzył ją w twarz, a dokładniej w nos. - Nazwałaś mnie kurwą, tak? Mówi to kobieta, która tak desperacko pragnie pewnego alfy, że musiał się z nim zamknąć w jebanym pokoju i nawet to jej się nie udało! Jesteś pieprzoną porażką, trzymaj się daleko od mojej miłości, mojego alfy i moich szczeniąt. Możesz mieć tutaj swoją cholerną gorączkę, a potem lepiej żebyś wyjechała, bo jeśli nie to upewnię się, że opuścisz ten dom, niekoniecznie żywa, może w trumnie. - Następnie uśmiechnął się i pociągnął za sobą Harry'ego, ignorując rozszerzone oczy Desmonda i Anne.

- Jesteś taki wspaniały, Louis. - Harry pociągnął nosem.

- Wiem, musi trzymać ręce z dala od mojej własności.

Harry był cicho, kiedy Louis go rozbierał, a kiedy Louis wrzucił go pod prysznic, umył każdy skrawek swojego ciała. Był cicho, kiedy Louis go ubierał i przyciągnął z powrotem do swojego gniazda i wspiął się na niego. - Teraz, jestem naprawdę wstrząśnięty po wyjściu z mojego gniazda, zostajesz tutaj i będziesz pocierał moje plecy przez resztę nocy - zarządził Louis, kładąc swoją głowę na klatce piersiowej Harry'ego.

Harry zachichotał. - Oczywiście, moje omego. - Poczochrał włosy Louisa i pocierał jego plecy. Zostawienie swojego gniazda musiało być dla Louisa ciężkie, naprawdę miał cholernie dzielną omegę. I cały był jego.

~*~

Desmond patrzył z odrazą na Taylor, która jęczała na łóżku. - Jak ty się zhańbiłaś.

- Des... jest tylko dziewczyną, nie wie co robi. Jest zaślepiona przez miłość... - Anne sięgnęła, by dotknąć jego ramienia, ale w ostatniej sekundzie się powstrzymała. Desmond powiedział jej co się stało w przeszłości i tak było to ciężkie, ale może zawsze wiedziała, że nie była tak szczerze tą jedyną dla swojego alfy.

- Wiem, nawet nie rozumiem dlaczego wciąż mnie uspokajasz po tym co ci powiedziałem.

Anne wzruszyła ramionami. - To stało się jakieś dwanaście lat temu? Wiem, że zawsze ją kochałeś, ale ja też cię kocham. Powiedziałeś, że nie dotknąłeś jej od tego czasu, a ja ci wierzę. Czy zamierzam o tym zapomnieć i od razu ci wybaczyć, nie, ale nie stanę się taka jak Taylor, zaakceptuję przyszłość taką jaką jest.

- Naprawdę jesteś dla mnie za dobra, Anne. Nie zasługuję na tak perfekcyjną omegę jak ty - odpowiedział, składając pocałunek na czubku jej głowy. - I jeśli mam być szczery to wciąż ją kocham, ale ty jesteś moją omegą i nigdy o tym nie zapomniałem. Wiem kogo mam kochać i chronić, nie Andreę, ale ciebie.

Anne westchnęła i zwróciła uwagę na Taylor. - Co z nią robimy?

Desmond wzruszył ramionami. - Każę komuś przynosić jej codziennie jedzenie, ale tak jak Louis powiedział, opuszcza ten dom zaraz po gorączce. Upewnię się, że nigdy więcej nie będzie nachodzić naszej rodziny.

~*~

Kiedy gorączka Taylor się skończyła, Louis osobiście wyrzucił ją z domu. Nienawidził tego, że ponownie musiał opuścić swoje gniazdo, ale nie mógł przegapić jej wyjść. - Po prostu się nim zaopiekuj, dobrze? - Wyszeptała, kiedy Louis rzucił jej torebkę w twarz. Jej nos był zabandażowany, ponieważ nie był tylko złamany, ale także zadrapany. Może być tylko poprawiony chirurgicznie, ale do tego czasu będzie musiała chodzić zdeformowana.

- Planowałem to zanim próbowałaś się zeszmacić! Powiedz swojemu, że to cholerne porozumienie jest nieważne i jeśli ma z tym problem to niech osobiście przyjdzie mi to powiedzieć, powiedz mu również, że jestem w ciąży i jestem w stanie zrobić szalone rzeczy jak chodzenie mu po twarzy. Teraz wypieprzaj i nigdy nie wracaj, dziwko. - Następnie zamknął drzwi i podszedł do Harry'ego. - Nienawidzę jej.

- Ja też, wracajmy do gniazda. Bycie poza nim jedynie cię stresuje, to złe dla szczeniąt. - Harry powoli prowadził Louisa z powrotem do gniazda i ulokował go tam. - Dziękuję Lou za wyrzucenie jej.

Louis skinął. - Do usług, mam nadzieję, że nie będziemy mieć wielkich problemów z jej ojcem.

- Najprawdopodobniej, ale cóż, będziesz po nim chodził, tak? - Zachichotał Harry.

Louis rzucił mu poduszką w twarz. - Żartowniś, ale pewnie narobię w spodnie, chociaż, jeśli mi odbije to pewnie to zrobię - zażartował.

Harry pocałował go, sprawiając że Louis całkowicie się mu poddał. - Wiesz, kiedy usłyszałem twój krzyk, aby ktoś otworzył drzwi, byłem taki zagubiony i nie wiedziałem co robić. A potem powiedziałeś, że jesteś zamknięty tam z Taylor w gorączce i po prostu wiedziałem, że się z nią sparowałeś, wiesz co poczułem w tamtej chwili? Miałem tak złamane serce, więc gdy usłyszałem, że się kontrolowałeś i nie połączyłeś się z nią, poczułem taką ulgę. Do tego czasu nie wiedziałem co to poczuć ulgę, wciąż byłeś mój, nie wiem co bym zrobił gdybyś naprawdę...

- Nie zrobiłem. - Harry uniósł swoją głowę. - Nie zrobiłem tego to najważniejsze, ale gdybyś nie przyszedł to może by tak było i nie wiem co ja bym potem zrobił. Cóż nie, wiem. Byłbym w więzieniu, ponieważ bym ją zabił, cholera, byłem gotowy tam to zrobić po tym jak wróciłem do siebie, a ona próbowała się zbliżyć. Chciałem rozmiażdżyć jej twarz - powiedział Harry. - Ale... byłem tak przerażony tym, że mnie zostawisz. W tej chwili mogłem myśleć tylko o tym, to dlatego byłem tak szczęśliwy, kiedy trzymałeś mnie blisko i powiedziałeś, że jesteś tam...

Louis skinął głową. - Ja jako omega nie wiem jak to jest być zamkniętym z inną omegą w gorączce, z łatwością mógłbym się temu oprzeć, ale dla ciebie to jest sprzeczne z naturą. To jak ja próbujący sprzeciwić się rozkazowi alfy, nie mogę, ale ty ty zrobiłeś, przeciwstawiłeś się naturze. To sprawia, że jestem tak cholernie dumny.

Harry ponownie przyciągnął go do pocałunku. - Boże, nie wiesz jak bardzo cię kocham, nigdy bym nie powiedział, że tak bardzo mnie zmienisz.

Louis wzruszył ramionami. - Myślę, że bardzo mnie kochasz.

Harry skinął głową. - Gdybym miał wybierać między kochaniem cię a oddychaniem, użyłbym ostatniego oddechu, aby powiedzieć, że cię kocham - wyszeptał.

Louis uśmiechnął się szczerze do Harry'ego, jego alfa był czasem taki ckliwy. - Jesteś taki ckliwy.

Harry zachichotał. - Co mogę powiedzieć, jestem sobą, kiedy jestem z tobą?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top