Rozdział 15
Louis zadzwonił do swojego ojca, by ogłosić że przyjedzie z Harrym, jego ojciec był zaskoczony, ale chciał poznać bruneta. Louis póki co nic nie powiedział o swojej ciąży, woli zrobić to prosto w twarz. Musiał również porozmawiać ze swoim ojcem o swojej przyszłości. Nie ma opcji, że ukończy teraz Queens, to było jego marzenie, ale terazy, gdy wie, że zostanie matką, jego instynkt odrzucił to na bok, wiedząc że będzie musiał się zaopiekować swoim szczenięciem.
Harry zaoferował, że ich zawiezie, a kim był Louis żeby odmówić? Louis zdecydował się zostać na cały weekend, więc Harry jako gentleman zapakował ich torby i schował je w bagażniku. Niall również chciał jechać, ale Louis powiedział, że ten weekend jest tylko dla niego i Harry'ego, na szczęście blondyn zrozumiał.
Cóż, tak było póki Louis nie musiał wyjechać. Niall nie chciał puścić Louisa i zaczął go pocałować po całej twarzy. Louis był już do tego przyzwyczajony, ale Zayn, Liam i Harry nigdy ich takich nie widzieli. - Czy ty masz romans, Lou? - Zapytał Harry. - Czy muszę się martwić?
- Tak, z Niallem. - Louis zachichotał. - To tylko omega, kochanie, więc się nie martw.
- To dlatego ma na twoim punkcie obsesję. Niall jest w tobie zakochany. - Liam zachichotał, jako chłopak Nialla powinien być zaintrygowany albo zdegustowany tym co jego omega robi z Louisem, ale nie mógł? Nawet mu się podobał widok dwóch omeg w ten sposób. - Czy wasza dwójka uprawiała seks? - Zapytał prosto z mostu.
Niall prawie zakrztusił się swoją śliną. - Nie! Louis nie jest jeszcze gotowy! - Przyciągnął Louisa do siebie, jakby był dla niego tarczą.
Zayn pokręcił głową na ich dwójkę. - Jest w ciąży do kurwy nędzy, bądź z nim trochę delikatniejszy.
- Jest w porządku Z, Niall nie zraniłby ani mnie ani szczenięcia. - Louis zepchnął z siebie Nialla i popchnął go w kierunku Liama, a sam odwrócił się do Harry'ego.
Chwycił broń bruneta i pożegnali się z innymi nim pojechali. Harry właściwie ruszył tak szybko jak Louis zapiął swój pas (bezpieczeństwo przede wszystkim), by Niall nie mógł im wskoczyć do samochodu albo powstrzymać ich jakoś przed odjazdem. - Boisz się spotkania z moim tatą?
Harry wzruszył ramionami. - Trochę, ale myślę, że będzie w porządku. Po prostu będę sobą i tyle, tak? - Odpowiedział.
Louis skinął głową. - To wszystko co musisz zrobić, bądź sobą.
~*~
Harry zaparkował samochód przed domem Louisa. Zaskakująco nie był mały, jasne nie był duży i nie mógł się równać z jego rezydencją, ale myślał, że Louis był biedny? Ale jeśli był, nie byliby w stanie mieć takiego domu, tak? - Co? -Powiedział Louis.
- Nie wiem czy to zabrzmi ostro, ale myślałem, że jesteś biedny...
Louis zaśmiał się. - Ani biedny, ani bogaty. Mój dziadek sam zbudował ten dom i kiedy zmarł dał go mojemu tacie. Ma pięć pokoi, więc myślę, że jest dość spory, oczywiście w środku nie jest wystawnie ani droga, pewnie będziemy spać na pojedynczym łóżku - odpowiedział. - Ale to nazywam domem.
- Och, to nie będzie problemem. I tak zawsze śpisz na mnie - zachichotał Harry.
Wysiedli z samochodu i Harry upewnił się, że wziął ich wszystkie torby z bagażnika. Ale nim mogli wejść do domu, drzwi się otworzyły i wybiegły z niego dwie małe dziewczynki. - Przytulas! - Krzyknęły obydwie, biegnąc w kierunku Louisa.
Harry jedynie patrzył jak Louis upadł na kolana i przytulił dwie małe dziewczynki. Musiały mieć jakieś sześć lat.
- Daisy, Phoebe! - Zagruchał szczęśliwie Louis, ściskając je mocno.
- Lou, tak bardzo za tobą tęskniłyśmy!
- Jestem teraz i zostaję z Harrym na cały weekend! - Przekrzyczał je Louis.
Dziewczynki w końcu uniosły swój wzrok na Harry'ego, zwęziły swoje oczy i obczaiły go od góry do dołu.
- Jestem Harry - powiedział Harry, kiedy uznał, że skończyły mu się już przyglądać.
- Jesteś jego chłopakiem? - Zapytał z ciekawością dziewczynka po lewej.
Dziewczynki patrzyły na Harry'ego jakby był jakimś dupkiem, twardym, fajnym alfą.
- To przesadne stwierdzenie - przerwał im głos z progu. Harry zauważył tam alfę stojącego z skrzyżowanymi ramionami. To musiał być ojciec Louisa.
- Tato! - Louis przeszedł obok bliźniaczek i pobiegł w ramiona alfy. - Tęskniłem za tobą.
Mark przyciągnął go do uścisku, witając go w domu. - Więc porozmawiajmy teraz, kiedy ty i twój alfa jesteście tutaj.
Harry powinien być onieśmielony alfą, ale nie był. Nigdy nie oddałby Louisa, po za tym pomyślał o swoim własnym ojcu i szczerze, wybaczcie, ale Mark wcale nie był jego największą przeszkodą w tym związku.
A Louis trzymał jego dłoń, kiedy wchodzili do domu, dopóki nie usiedli w salonie. Rozglądając się dało się zauważyć, że rodzina Louisa nie była tak bogata. Kanapy były naprawdę stare, nawet nie mieli płaskiego telewizora. Ale rzecz w tym... było tu jak w domu.
- Więc... najpierw powinienem się przedstawić. Jestem Mark Tomlinson, ojciec Louisa.
- Harry Styles, jego przyszły alfa...
Louis naprawdę nie wiedział co zrobić, tak bardzo podobały mu się słowa Harry'ego. A Harry zdecydowanie był sobą, mówiąc co tylko chce. - Styles, co? - Powtórzył Mark. - Dlaczego Louis?
- Dlaczego Louis? - Powtórzył Harry, dlaczego nie Louis?
- Tak, dlaczego on z wszystkich omeg, które kłaniają ci się do stóp.
Harry spojrzał na Louisa, który również na niego patrzył.
- Ponieważ wszystkie omegi kłaniają się przede mną, a on tego nie robi. - Harry odpowiedział to co przyszło mu na myśl, ponieważ tak było. - W sumie to jestem trochę dupkiem, ale on wyciąga to co we mnie najlepsze. Mówi mi żebym się pieprzył, wiele razy mnie zostawił, ochlapał mnie wodą w twarz... i mógłbym tak kontynuować jeszcze przez chwilę, ale w końcu pokazał mi czym jest miłość i będę o to walczył.
Nim Mark mógł coś powiedzieć, Harry ponownie przemówił. - I mam powód, by zostać w jego życiu i być jego alfą, ale nie tylko jego... - Harry się tutaj zatrzymał i spojrzał na Louisa, aby mógł dokończyć zdanie.
- Umm, tato... jestem w ciąży?
Oczy Marka rozszerzyły się. Nie spodziewał się tego. - Słucham?
- Jest w ciąży, to moje szczenię - uściślił Harry.
Mark westchnął, dłońmi zakrywając sobie twarz. Nic nie powiedział, kiedy powoli ją pocierał, pewnie myślał o tym co powiedzieć. Jezu Chryste, Louis, masz osiemnaście lat...
- Wiem, to nie tak, że to planowaliśmy tato. Nie używaliśmy prezerwatywy, ale jestem na antykoncepcji i nigdy nie zapomniałem tabletki, więc nie wiem... - powiedziałe Louis.
- Nigdy żadnej nie zapomniałeś? - Zapytał Mark, aby się upewnić.
- Nie - odpowiedział Louis.
Mark ponownie nic nie mówił przez kilka sekund, nim przeciął ciszę. - W takim razie to oznacza, że obydwoje jesteście tak kompatybilni, że twoje ciało stało się tak płodne, że tabletki nie miały szans. Miały 99% skuteczności i spadły do 0%. W chwili, gdy się poznaliście pewnie poczuliście jak coś was pcha w kierunku drugiego, tak działa natura i cóż, zadziałało - powiedział Mark.
- Czułem przyciąganie od samego początku, chociaż Zayn zawsze na mnie warczał, kiedy do ciebie podszedłem. - Zachichotał Harry.
- Nie powiem, że jestem z ciebie dumny ani, że to bzdura, bo tak nie jest. Ale wiedz, że zawsze będę tutaj dla ciebie bez względu na wszystko, lecz mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że nie będziesz w stanie ukończyć teraz Queens...
Louis skinął głową. - Wiem... Ale moje szczenię będzie mnie potrzebować, ale ja i Harry musimy porozmawiać o przyszłości, gdzie pójdę za kilka tygodni, aby dostosować się do otoczenia i uwicia gniazda oraz tego typu rzeczy.
- Tak, to ważne dla twojego zdrowia psychicznego abyś podczas ciąży był w bezpiecznym miejscu gdzie byś się nie stresował, Louis. - Mark skinął głową.
- Upewnię się, że będzie w bezpiecznym miejscu, gdzie będzie wszystko czego będzie potrzebował - powiedział Harry. - Obiecuję, że zaopiekuję się nim przez resztę mojego życia, dlatego chcę prawidłowo zapytać pana o zgodę na sparowanie się z pana synem. - Zapytał Harry, jego oczy pokazywały jedynie szczerość.
Mark skrzyżował swoje ramiona, kiedy patrzył na Harry'ego, nim wstał i wyciągnął swoją dłoń. - Zaopiekuj się moim synem, jeśli kiedykolwiek złamiesz mu serce, ja połamię ci kości - powiedział ze szczerym uśmiechem.
Harry zachichotał, słyszał to wcześniej. - Umowa stoi - odpowiedział, wślizgując swoją dłoń w tą Marka.
- Życzę wam powodzenia, niech będzie z tobą szczęśliwy - dodał Mark. - Teraz, co powiecie na herbatę?
Louis i Harry skinęli głowami. Mark poszedł do kuchni, a Louis wspiął się na podołek Harry'ego, aby się do niego przytulić. - Naprawdę się zgodził - wymamrotał Louis.
Harry mruknął, głaszcząc bok Louisa. - Teraz potrzebujemy tylko zgody mojego ojca, z którym będzie o wiele trudniej...
W końcu przyszły siostry Louisa i skradły jego uwagę, chociaż Harry nie mógł się skarżyć. Zawsze był taki w stosunku do swojej młodszej siostry i brata bliźniaka, szczególnie dla Marcela, który kochał jego uwagę. Mógł jedynie patrzeć jak bliźniaczki wspięły się na Louisa.
- Swoją drogą, gdzie są Lottie i Fizzy? - Zapytał Louis Daisy, która siedziała na jego podołku. Phoebe zwróciła swoją uwagę na Harry'ego, ale wciąż było ostrożna co do nowego alfy, chociaż ciekawość wzięła nad nią górę, ponieważ siedziała przy jego boku, kiedy oglądała Daisy i Louisa.
- Są na zakupach, będą za jakąś godzinę - odpowiedziała.
Louis skinął głową, złapał wzrok Phoebe, więc się uśmiechnął. - Możesz poprosić Harry'ego żeby się z tobą pobawił, jeśli chcesz - zachichotał Louis.
Harry zauważył jej zawahanie, więc po prostu ją podniósł i posadził na swoich kolanach, sprawiając że podskakiwała, śmiejąc się przy tym. - Przestań! Już nie mogę! - Powiedziała, kaszląc od zbyt dużej ilości śmiechu.
Louis uśmiechnął się do nich, Harry będzie świetnym ojcem, a to jedynie to potwierdziło.
~*~
Lottie i Fizzy przyjechały do domu dwadzieścia minut później i poszły prosto do Louisa, przytulając go z całych sił. Również przedstawiły się Harry'emu, a ten zdał sobie sprawę z tego, że osiemnastoletni Louis był najstarszy, Lottie miała szesnaście lat, Fizzy trzynaście, a bliźniaczki sześć. Po tym jak trochę porozmawiali, Louis ogłosił, że jest w ciąży. Dobrze to przyjęły i gratulowały im, szczerze mówiąc Harry nie mógł sobie wymyślić lepiej spędzonego weekendu. Uśmiech na twarzy Louisa jest bezcenny, tak samo jak dziewczynek.
Czasami zastanawia się jakby to było, gdyby urodził się w normalnej rodzinie takiej jak ta, bezwyjątkowowa miłość i troska. Jak w prawidłowej rodzinie. Przysięga sobie będzie takim ojcem jak Mark, a nie jak swój własny ojciec. Będzie kochał swoje dzieci i pozwoli im na dokonywanie własnych wyborów.
Po obiedzie, Louis i Harry poszli do starego pokoju Louisa. - Nie śmiej się - ostrzegł Louis, nim otworzył drzwi. Harry wszedł do środka, niezdolny do powstrzymania śmiechu.
- Pasuje do księżniczki jaką jesteś - powiedział Harry pomiędzy salwami śmiechu.
Louis stał na środku swojego różowego pokoju. Wybrał ten kolor, kiedy miał trzynaście lat, oczywiście potem tego żałował, ale nie było pieniędzy na... - Nie śmiej się... wybrałem to po tym jak się zaprezentowałem...- żachnął się.
Harry przyciągnął go do uścisku. - To zabawne księżniczko, podoba mi się to. Czy czujesz się tutaj bezpiecznie, Louis?
Louis skinął głową w jego klatkę piersiową, najbezpieczniej oprócz ramion Harry'ego oczywiście. - Tak.
- To znaczy, że różowy kolor cię uspokaja, powiedziałeś, że wybrałeś go, kiedy się zaprezentowałeś, więc twoja wewnętrzna omega wiedziała, że będzie bezpiecznie w różowym pokoju, więc dlatego w tamtym momencie go wybrałeś. Nie wstydź się, jeśli chcesz różu, aby czuć się bezpiecznie, będziesz go miał.
- Dobrze, dziękuję - wymamrotał Louis. - Jestem naprawdę zmęczony, możemy iść spać?
Harry skinął głową, unosząc Louisa i delikatnie kładąc go na pojedynczym łóżku. - Unieś ramiona, kochanie - poinstruował, zrobił to z dużym opóźnieniem. Instynkt alfy podpowiadał mu, aby prowadzić swoją omegę, w co wchodzi ubieranie go, aby było mu ciepło, upewnianie się, że czuje się bezpiecznie i że jest bezpieczny, że je wystarczająco, że zawsze jest pełny, że jest czysty itp. - Jest ci ciepło, kochanie?
Louis śpiąco skinął głową, jego wewnętrzna omega kochała sposób w jakim Harry się nim zajmował, jakby naprawdę był księżniczką. - Tak, teraz chcę się tylko przytulać.
Harry zachichotał, zrzucając swoją koszulkę, spodnie i bokserki. Wspiął się pod kołdrę i przyciągnął do siebie Louisa. Jego dłonie automatycznie powędrowały do włosów Louisa, klepiąc go po głowie, by szybko zasnął. Zadziałało, ponieważ nawet nie pięć minut później jego omega spał. - Dobranoc, kochanie - wyszeptał, ulegając zaśnięciu pół godziny później.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top