Zapomniany

(Mam wenę)

...Był to mój aniołek... głaskał mnie po kolcach i wymawiał moje imię, które mi nadał. W jego ustach brzmiało tak cudownie i bosko, ale to chyba przez to, że jesteśmy w śnie. Przecież on nie żyje, prawda? Po chwili wszedł do pokoju Kranz, ubrany o dziwo w inny strój niż zawsze.-

O Licht! Obudziłeś się! I widzę, że Hyde też się obudził! -Usiadł przy szpitalnym łóżku i pogłaskał aniołka po głowie, która była zabandażowana. Czy to jest niebo? Umarłem razem z Lichtem? To gdzie jest Ophelia?

Tak, ten uroczy jeżyk bardzo słodko spał... Przypomnisz mi jaką mamy godzinę? -Spojrzał na Kranza, Licht lekko zmieszany. Zeskoczyłem z jego nóg i wszedłem na Kranza, razem z nim wyszedłem i zmieniłem się w ludzką formę.-

Kranz! C-Co z nim jest? -Spojrzałem wystraszony na mężczyznę i objąłem się ramionami. Licht mnie nie pamięta? Rozumiem, że mało mnie rozpoznaje w zwierzęcej formie, ale nie jest na tyle głupi, że mnie nie poznaje! Przecież wie, że ma ze mną kontrakt!

Lawless, ty nic nie wiesz? -Zaśmiał się ze mnie Kranz, aż miałem ochotę mu przywalić! Niech się ze mnie nie śmieje!- Licht stracił pamięć

Licht

stracił

pamięć...

pamięć...

Te słowa obijały się po mojej całej głowie echem, czysta kartka? Nie pamięta mnie. Podszedłem do lekarza i złapałem go za kitel krzycząc zdenerwowany, a zarazem smutny, aby przywrócić mu pamięć. Z trudem Kranz mnie od niego odciągnął i posadził na krześle. Obiecał, że powie Aniołkowi o naszym kontrakcie, ale ja nie byłem tego pewien, nie mogę już nikomu ufać. Aniołek jest tylko mój. Mój. Brzmię jak jakiś psychopata z horroru prawda? Śmieszne, chcę mi się śmiać. Wyciągnąłem telefon i zacząłem grać w gry, napisałem też do Mahiru, że Licht nie przyjdzie na spotkanie eve i servamp'ów. W internetowych wiadomościach już było pełno nagłówków typu"Licht Jekkyland Todoroki NAPADNIĘTY W WŁASNYM MIESZKANIU". 

Siedziałem jeszcze dobre parędziesiąt minut i czekałem. Już dawno Licht mnie nie kopnął, dziwne uczucie. Dawno go nie widziałem zdenerwowanego lub krzyczącego "Ty głupi szczurze!", gdy nagle Kranz wyszedł z pokoju i kazał mi iść porozmawiać z nim. Jak poparzony wrządkiem wody wstałem z siedzenia chowając telefon oraz poprawiając na nosie okulary.-

Dobrze! -Pokiwałem głową i po chwili poczułem zimny pot na plecach. Czy ja się boje z nim spotkać? Na pewno mnie znienawidzi za to, że go nie uratowałem przed tym napastnikiem. Ale wtedy wróci wszystko do normy prawda? On mnie nienawidzi i będzie mnie kopał, a ja będę słodkim jeżykiem Lawlessem! Nie, nie wróci choć chciałem mam mętlik w głowie, tysiące myśli, bałagan, tysiące scenariuszy, czuje się jak aktor w jakimś dramatycznym spektaklu. Czuje się taki dziwny ucisk w sercu, jak przy Opheli... Czy to może żal? Smutek? Miłość? Czy może nienawiść?

Niczym William i jego cytat "Żyć czy nie żyć? Oto jest pytanie!". Ja miałem coś w stylu: "Otworzyć drzwi czy nie? Oto jest pytanie!".

Postanowiłem jednak to zrobić, zbliżyłem się do drzwi i złapałem za metalową klamkę. Poczułem zimno w okolicach dłoni, przyjemne zimno w takich chwilach. Opuściłem klamkę w dół i pchnąłem lekko drzwi. Kiedy je otworzyłem przed moimi czerwonymi oczami ujżałem....








P

O

L

S

A

T

Też was kocham

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top