10
Lily pov.
Totalnie nie wiedziałam o co im chodzi. A, że nie chcieli mi wytłumaczyć co aż tak zajmuje ich puste głowy, to wyszłam z basenu. Weszłam do domu i poszłam do mojego pokoju. Tam wyciągnęłam czarne spodenki i niebieską bluzkę. Ubrałam to na siebie, po czym rozczesałam włosy.
Zeszłam na dół i wzięłam miskę Zico. Wsypałam tam jedzenie dla pieska i nalałam mu wody do drugiego pojemnika. Kiedy wychodziłam z kuchni, zadzwonił do mnie telefon. Jakiś nieznany numer. Jako, iż jestem taka, że odbieram od wszystkich, to wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo?
~ Dzień Dobry. Pani White?
- Tak? Mogę wiedzieć o co chodzi?
~ Z tej strony komendant policji, Pan Lee. Mogę prosić panią, żeby pani usiadła?
Podeszłam do kanapy i na niej usiadłam.
- Proszę mówić..
~ Chodzi o pani rodziców..
Zerwałam się z miejsca.
- Coś się stało..?
~ Dzisiaj, na autostradzie.. Był wypadek.. Auto pani rodziców zostało zgniecione przez ciężarówkę.. Przykro mi to mówić, ale zginęli na miejscu.. Proszę o zgłoszenie się na komisariat w najbliższych dniach. Do widzenia!
Telefon, który trzymałam w mojej prawej dłoni, wypadł z niej i spadł na podłogę. Można było usłyszeć huk i zobaczyć kawałki szkła z rozbitego ekranu.
Nie obchodził mnie jednak telefon i to, co się w nim znajdowało. Teraz najważniejsi są moi rodzice.. Jak..? Jeszcze o trzeciej nad ranem tata wysłał mi SMS'a, że wszystko z nimi w porządku.. Po moich policzkach zaczęły spływać gorące i słone łzy. Było ich coraz więcej. W końcu upadłam na kolana i schowałam twarz w dłonie. Po chwili zaniosłam się głośnym płaczem.
Oni.. Nigdy nie wrócą.. Dlaczego nie spędzałam z nimi więcej czasu?! To wszystko przeze mnie! Gdybym nie namawiała ich na wycieczkę do innego miasta, nic by się nie wydarzyło!
Stop! Czy oni chcieliby, żebym płakała..? Nie. Oni chcieliby, żebym była silna..
No Lily! Weź się w garść! Musisz być silna! Dla rodziców!
Płakałam cicho. Łzy dalej wypływały z moich brązowych oczu. Jednak po woli się uspokajałam. Po chwili poczułam jak ktoś mnie przytula. A raczej przytulają. Podniosłam lekko głowę, co utrudniała mi kogoś ręka. Widocznie chłopcy wrócili do domu za wcześnie. Nie chciałam, żeby widzieli jak płaczę. No, ale nic na to nie poradzę!
(JB)- Co się stało mała?
Jako, iż nadal byłam w lekkim szoku, nie zwróciłam uwagi na to, jak mnie nazwał.
Pociągnęłam nosem.
(L)- Nie ma ich..
(YJ)- Kogo nie ma?
(L)- Rodziców.. Mieli wypadek, umarli na miejscu..
Wstałam z podłogi, po czym udałam się w stronę łazienki. Musiałam się jakoś ogarnąć. Mama zawsze mówiła, że wśród chłopców nie mogę się mazać. Chyba jej teraz posłucham.
Umyłam twarz i pomalowałam się od nowa. Na wszelki wypadek nałożyłam wodoodporny tusz na rzęsy. Nie wiadomo o co będą mnie pytać. Znaczy wiadomo.
Po kilku minutach wróciłam do salonu. Cała ósemka już tam siedziała. Uśmiechnęłam się blado. Przynajmniej to zrobiłam! Usiadłam obok kanapy na dywanie, który od nie dawna był moim ulubionym. Przy okazji pozbierałam kawałki szybki od telefonu. Kupi się nowy!
Chłopcy popatrzyli się na mnie ze współczuciem.
(Max)- Co dokładnie się stało?
Mój uśmiech znikł na chwilę, jednak zaraz znów się pojawił.
(L)- Jechali autem na autostradzie. Ciężarówka wjechała w nich i zgniotła samochód.. Mówili, że będę musiała jechać na komisariat..
(JB)- Ja i Mark możemy z tobą pojechać. Jutro, bo pojutrze zaczynają nam się treningi, ok?
(M)- Ja się zgadzam!
(L)- Jasne! A teraz idźcie zrobić coś do jedzenia!
Po chwili poszli do kuchni, Max również, bo jak on to ujął: "Ja też chcę pomóc tym teletubisiom!". Tak, on ma coś z mózgiem..
Pozwoliłam, żeby jedna łza opuściła moje oko. Starłam ją. Włączyłam telewizję i zaczęłam oglądać jakąś komedię.
(JR)- Lily! Chodź!
(L)- Zluzuj porty! Idę matka!
Po chwili usłyszałam charakterystyczny śmiech Tuan'a i Wang'a.
(M, J)- Ale cię zgasiła!
Zaczęłam się śmiać razem z nimi.
Kiedy już przestaliśmy, usiedliśmy wszyscy przy stole. Junior natomiast dalej był zły, przez co wywołał u mnie kolejny napad śmiechu. A dlaczego? Wyobraziłam sobie jak JB może go uspokoić! Nie wiedziałam, że mój tępy mózg może mieć takie możliwości. Chłopcy nie wiedzieli o co mi chodzi i patrzyli się na mnie dziwnie. Ja natomiast zabrałam się za jedzenie. Zrobili naleśniki.. Jestem w niebie!
Pół godziny później, kiedy wszyscy byli najedzeni, zespół i Max poszli do sklepu. Ja zostałam w domu. Z pokoju wyciągnęłam lustrzankę. Chciałam zrobić zdjęcie swojej ręki oraz Zico. Jeżeli chodzi o psa, urósł. I to dużo. A minęło tylko pare dni!
Ściągnęłam cienki bandaż, który dalej miałam na ręce. Czerwone ślady zniknęły. Był za to piękny tatuaż. Z zachwytem w oczach zeszłam po schodach. Znalazłam dobre światło i zrobiłam zdjęcie mojej ręki. Wyszło piękne. Dodałam zdjęcie na bloga. Jutro sprawdzę, czy ktoś coś napisał. Poszłam do Zico, który gryzł buty BamBam'a. Chyba będzie zły.. Trudno, nie moja sprawa!
Zabrałam psa od czarnych butów chłopaka i wyszłam z Zico na dwór. Zrobiłam mu pare zdjęć, po czym zaczęłam biegać i bawić się razem z nim. Tak minęła mi godzina. Niedługo później chłopcy wrócili ze sklepu.
⊙⊙⊙⊙⊙⊙⊙⊙⊙⊙⊙⊙⊙⊙⊙⊙
Hey~
Dziś znów jedna perspektywa ^^ Ale za to zrobiłam dłuższy! A dlaczego? Bo to już dziesiąty rozdział I Love This Idiot!
Chcę wam też bardzo podziękować za 167 obserwujących! Oraz za to:
Jesteście najlepsi! Kocham was~
Do next!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top