Rozdział 92
Nadszedł Sylwester. Na szczęście najważniejszy prowiant, czyli dwa szampany, kilka butelek soju oraz fajerberki kupiliśmy już wcześniej.
Skoro Tae oraz Hobi nie mogą do nas dołączyć w tym dzisiejszym dniu, spytaliśmy się pary Kim. O dziwo zgodzili się, ponieważ tak samo jak my spędzaliby samotnie sylwesterową noc.
Między mną, a Jiminem myślę, że już wszystko w porządku. Staram się spędzić z nim jak najwięcej czasu, ale wszelakie przygotowania nie pozwalały.
ㅡ Jiminnie, o której mają przyjść Namjoon i Jin? ㅡ Spytałem trochę zniecierpliwiony patrząc na plecy młodszego, który kroił warzywa na sałatkę.
ㅡ O osiemnastej. Spokojnie, przyjdą. To, że spóźniają się dziesięć minut nie znaczy, że nas wystawili. Może mają jakąś ważną sprawę do załatwienia? ㅡ Stwierdził, a ja wybuchłem śmiechem. Chyba już wiem jaka to ta ważna sprawa.
ㅡ Rozumiem. ㅡ Wytarłem łzy rękawem od bluzki.
ㅡ Ya. ㅡ Spojrzał na mnie. ㅡ Czy ty musisz zawsze o tym myśleć? Jesteś zwykłym zboczeńcem! ㅡ Rzucił we mnie sałatą.
ㅡ No przepraszam, przecież takiego mnie wybrałeś. ㅡ Odparłem za co dostałem tym razem pomidorem. ㅡ Hej! Za co? Nie marnuj jedzenia. Wiesz jak pomidory poszły w górę? A ty nimi rzucasz.
ㅡ Bo zasłużyłeś, dzbanie. ㅡ Pokazał język wracając do swojej czynności.
Parsknąłem śmiechem podchodząc do niego i obejmując go w pasie od tyłu. Cmoknąłem jego szyję, następnie opierając swój podbródek na barku chłopaka.
ㅡ No nie złość się, kruszynko. ㅡ Pocałowałem go tym razem za uchem. ㅡ Będę grzeczny, obiecuję.
ㅡ Jasne. W to nie wątpię. ㅡ Prychnął. ㅡ Widziałem te wszystkie alkohole. Nie myśl, że dzisiaj się upijesz. Ani mi się waż.
ㅡ Nie mogę nawet jednej butelki opróżnić z Namjoonem?
ㅡ A później będę cię targać po schodach? Będziesz spał w schowku na miotły.
ㅡ Tylko z tobą. ㅡ Zaśmiałem się przez co dostałem z łokcia w żebra. Zgiąłem się łapiąc za obolałe miejsce. ㅡ Tylko żartowałem. ㅡ Westchnąłem stając tuż obok niego. ㅡ Dasz buzi? ㅡ Spytałem słodkim głosem. Uśmiechnął się kręcąc głową nadal ze skipieniem krojąc paprykę. Wywróciłem oczyma i gdy młodszy odłożył nóż chcąc zrobić co innego złapałem go za ramiona pochylając pod sobą patrząc mu w oczy. Niższy był zaskoczony moimi poczyniami.
Bez słowa wpiłem mu się w usta delikatnie całując. Oddał pieszczotę, więc od razu ją pogłębiłem. Powoli położyłem młodszego na podłodze zwisając nad nim. Z pocałunkami zjechałem na szyję robiąc na niej dwie małe malinki, a moje dłonie badały ciało chłopaka pod puchatym, błękitnym sweterkiem.
Niestety przerwał nam dzwonek do drzwi. Niechętnie oderwaliśmy się od siebie oddychając niespokojnie.
ㅡ Zabije ich. ㅡ Powiedziałem.
ㅡ Nie chcę mieć męża kryminalisty.
Wywróciłem oczyma całując go ostatni raz po czym wstałem idąc na korytarz otwierając drzwi z kamienną mimiką.
ㅡ Ja wam nie przeszkadzałem. ㅡ Fuknąłem zapraszając parę do środka.
ㅡ Ale o co ci chodzi, Kook?
ㅡ To, że Jimin też powinien chodzić jak pingwin, czyli jak Jin w tym momencie. ㅡ Mruknąłem krzyżując ręce na piersi, a najstarszy się zarumienił. ㅡ Chodźcie do salonu. ㅡ Rzuciłem wracając do swojego męża.
ㅡ Mam nadzieję, że ich nie wyzwałeś. ㅡ Odparł patrząc na mnie wyczekująco.
ㅡ Coś ty. Tylko ładnie zjebałem. ㅡ Zaśmiałem się. ㅡ Żartuję. Nie nakrzyczałem na nich tylko trochę miałem pretensje.
ㅡ Oj, Kook... ㅡ Westchnął podchodząc do mojej osoby i przytulając. Oddałem gest całując go w czoło. ㅡ Kocham cię, króliczku.
ㅡ Ja ciebie też kocham, skarbie. Chodźmy do nich. ㅡ Oznajmiłem ciągnąc za sobą blondynka z odrostami.
***
Bawiliśmy się wspaniale. Począwszy od luźnych rozmów poprzez przeróżne zabawy aż do tego najważniejszego i wyczekiwanego momentu.
ㅡ Dziesięć! Dziewięć! Osiem! ㅡ Krzyczeliśmy wraz z telewizorem oglądając koncert na sylwestra, gdzie występowali różni artyści. ㅡ Trzy! Dwa! Jeden! Szczęśliwego Nowego roku!!!
Przytuliliśmy się każdy do siebie składając życzenia, a potem wypijając kieliszki z szampanem. Następnie przenieśliśmy się na ulicę.
Położyłem dwie duże papierowe kartony podpalając. Szybko pobiegłem do reszty obejmując Jimina od tyłu patrząc jak fajerberki lecąc ku niebu, na którym było mnóstwo gwiazd.
ㅡ Wszystkiego najlepszego, kochanie. ㅡ Szepnąłem mu na ucho wcale nie spuszczając wzroku z pięknego pokazu.
ㅡ Tak.. Wszystkiego najlepszego, Jungkookie... ㅡ Odpowiedział opierając swoje ciało o mój tors podziwiając wraz ze mną.
*
Nasza impreza zakończyła się przed czwartą i nie, nie byłem pijany tak jak kazał Chim. Za to on dzięki Namjoonowi schlał się w trzy dupy ledwo stojąc na dwóch nogach.
ㅡ Chimmie... Starczy tego. ㅡ Powiedziałem odsuwając od niego kieliszek. ㅡ A ty Nam nie upijaj mi męża. ㅡ Dodałem srogo, bo to jego wina, bo podpuszczał i nalegał, a Jimim dobre serce zgadzał się. ㅡ Idziemy spać. ㅡ Stwierdziłem, kiedy młodszy pochylał się do przodu mając zamknięte oczy. W ostatniej chwili złapałem go przyciągając do siebie. Zabrałem delikatne ciało męża na ręce idąc na górę.
Położyłem go na łóżku rozbierając do bokserek, a potem przykrywając kołdrą. Złożyłem mu jeszcze całusa na czole wychodząc z pokoju na dół.
Jin również tak samo jak ja kontaktował na tyle by móc poradzić sobie i rozłożyć kanapę.
ㅡ Pościel, poduszki i kołdra jest pod kanapą.
ㅡ Okay, rozumiem. Spokojenie dam radę. Idź spać, Jungkook. ㅡ Uśmiechnął się wyjmując rzeczy, o których mówiłem.
ㅡ Jesteś pewien? Pomogę.
ㅡ Nie, nie. Idź naprawdę. Jestem już dorosły. Potrawie założyć pościel. ㅡ Wywrócił oczyma.
ㅡ No dobrze. Przyniosę może jeszcze miskę, hm?
ㅡ Spokojnie, Namjoon nie raz był w takim stanie. Nie jest potrzebna, naprawdę.
ㅡ W porządku. W takim razie dobranoc, hyung.
ㅡ Dobranoc, Kookie. ㅡ Uśmiechnął się co odwzajemniłem idąc na górę do naszej sypialni.
Ukucnąłem przed twarzą młodszego, który smacznie sobie spał.
ㅡ Ah, Jiminnie... Co ja z tobą mam? ㅡ Spytałem sam siebie opierając swoje czoło o to jego głaszcząc przy okazji pyzaty policzek mojej księżniczki.
Mruknął coś niezrozumiałego wiercąc się na łóżku.
Zaśmiałem się pod nosem przebierając się w piżamę przy okazji biorąc z łazienki miskę, a na komodzie położyłem butelkę wody, którą musiałem przynieść z kuchni. Co jak co, ale pierwszy raz widzę Chimiego w takim stanie i tak schlanego. Nie wiem co będzie dalej. Czy kac czy zatrucie przez co będzie cierpiał cały dzień.
W końcu po tym długim czasie położyłem się spać czując jak moje nogi już nie mają żadnego zamiaru iść. Czułem jak całe zmęczenie przychodzi, więc już po kilku minutach zasnąłem.
************
~5~
25.02.20r.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top