Rozdział 91

Jungkook POV.

ㅡ No już, Kook. Uśmiechnij się. ㅡ Mówił Hobi.

Siedziałem z przyjaciółmi w jednej z kawiarni, do której mnie wyciągnęli zaraz po tym, gdy wyszedłem od Jimina. Nie miałem ochoty nigdzie wychodzić, ale też nie miałem ochoty siedzieć w domu. Bawiłem się łyżeczką nie mając za bardzo humoru.
Zjebałem. Tak po prostu. Wiedziałem, że nie mogę pić, a i tak to zrobiłem. Nie chciałem zrobić Taehyungowi przykrości, w końcu dzisiaj jego urodziny, a dzisiaj i tak wracają do Seulu.

ㅡ Nie da się, Hobi. ㅡ Mruknąłem.

ㅡ Hej, niech Jimin na razie ochłonie. Widocznie jeszcze mu nie przeszło. Później porozmawiacie jeszcze raz, na  spokojnie. A właściwie... O co poszło?

ㅡ Uh... Po pijaku chciałem zmusić Chimiego do seksu, ale uderzył mnie i wyrzucił za drzwi.

ㅡ No to nieźle, stary się załatwiłeś. ㅡ Odparł Tae.

ㅡ Myślisz, że nie wiem? ㅡ Warknąłem. ㅡ Nie wiem co mam zrobić. ㅡ Westchnąłem załamany.

ㅡ Daj mu czas. Na siłę nic nie wskrórasz, a pogorszysz.

Dobrze o tym widziałem. Nie chciałbym kolejnej kłótni. Już do mnie dotarło to, że jestem idiotą oraz dupkiem. Jak mogę traktować tak swojego męża? Miłość swojego życia? No.. Jeżeli wszystko będzie szło w tym kierunku to możemy się spotkać nie w osobnych pokojach, a w sądzie o sprawę rozwodową. Naprawdę nie chcę.

ㅡ Kook? Hej, nie płacz nam tutaj. ㅡ Powiedział najstarszy z nas siadając obok mnie i przytulając. ㅡ Przecież to nie koniec świata. Pogodzicie się i będzie okay..

ㅡ A co jeśli... Jimin chce ze mną się rozwieść? ㅡ Spytałem i dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałem. ㅡ Nie, nie może. ㅡ Rozpłakałem się jeszcze bardziej tuląc  do przyjaciela.

ㅡ Bądź facet i nie płacz. I nawet tak nie pierdol, bo Jimin cię kocha, a ty jego, prawda?

Wziąłem głęboki oddech ocierając swoje policzki. Muszę się wziąść w garść.

ㅡ Taką mam nadzieję, Hobi.

ㅡ Słuchaj, mam jutro wolne. Może mam jeszcze zostać? ㅡ Zaproponował Tae.

ㅡ Ja też mam wolne. ㅡ Odezwał się drugi.

ㅡ Dziękuję wam, ale jutro jest sylwester. Nie chce wam go psuć naszymi problemami, więc wracajcie do domu. Dziękuję wam za pomoc.

ㅡ Yaa, dla ciebie wszystko przyjacielu. ㅡ Powiedzieli.

***

Po odprowadzeniu przyjaciół na dworzec i pożegnanie się z nimi wrócił do domu. Stresowałem się i to bardzo.
Wszedłem do środka nie spiesząc się ze zdjęciem butów czy kurtki. Chciałem wszystko zrobić bez szelestnie.

W mieszkaniu panowała głucha cisza.
Na bosaka poszedłem do kuchni w celu zaparzenia sobie herbaty. Niestety przy wyciąganiu kubka, jeden raczył się uwolnić i spaść na podłogę wydając głośny huk. Przeklnąłem pod nosem poszukując miotły, która chyba również się na mnie fochnęła i gdzieś schowała, a nie wspomnę o szufelce. No nic.
Ukucnąłem zbierając odłamki szkła na dłoń.

ㅡ Aish.. ㅡ Syknąłem z bólu przypadkowo upuszczając odłamki z powrotem na ziemię. Westchnąłem ciężko patrząc na płynącą krew z nie małej rany. Wstałem i omijając bałagan z szafki sięgnąłem po apteczkę.
Po chwili usłyszałem szelest. Odwróciłem się widząc jak młodszy zamiata i wyrzuca szkło do kosza, a następnie podchodzi do mnie chcąc zająć się zranioną dłonią.

ㅡ Nie musisz tego robić. ㅡ Powiedziałem odsuwając się. ㅡ Poradzę sobie. ㅡ Dodałem patrząc w jakiś punkt. Myślałem, że po tych słowach chłopak pójdzie, lecz on złapał moją rękę przyciągając do siebie. Z apteczki wyjął wodę utlenioną oraz bandaż. ㅡ Dziękuję. ㅡ Powiedziałem, kiedy skończył. ㅡ Czyli co... ㅡ Zacząłem zatrzymując tym męża, który chciał opuścić kuchnie. ㅡ Cały czas teraz będzie to tak wyglądać? Naprawdę nie mam pojęcia co zrobić byś mi wybaczył. Nie mam pojęcia. ㅡ Westchnąłem w końcu na niego spojrzawszy. ㅡ Zbliża się nowy rok... Nowa szansa dla nas. Nie chcę by już na początku byśmy byli pokłóceni. Naprawdę nienawidzę się z tobą kłócić, nienawidzę twoich łez... Nienawidzę, gdy cierpisz. To mnie boli najbardziej. Błagam, spójrz na mnie. ㅡ Poprosiłem, lecz młodszy ciągle stał do mnie odwrócony tyłem, milcząc. ㅡ Rozumiem... ㅡ Westchnąłem. ㅡ Chim.. Kocham cię, wiesz? Bardzo mocno. Kocham cię, słyszysz? ㅡ Powtarzałem, a ciało chłopaka coraz bardziej drżało. ㅡ Kocham i mogę powtarzać to cały czas. ㅡ Podszedłem do niego odwracając go w swoją stronę. ㅡ Kocham jak nikogo innego. ㅡ Szepnąłem widząc jego zapłakaną twarz. Wytarłem łzy młodszego zaraz go przytulając do swojego ciała. ㅡ Jesteś moim słońcem, promyczkiem, aniołem, który stąpa po tej ziemi i mnie strzeże. Jiminnie błagam... ㅡ Sam się rozpłakałem głaszcząc go po głowie.

W takiej pozycji i w ciszy, przerwanej szlochem młodszego trwaliśmy kilka minut. Zacząłem nas kołysać całując go po włosach kilka razy.

ㅡ Przepraszam. ㅡ Dodałem.

Chłopak wtulił się we mnie mocnej zaciskając swoje dłonie na mojej koszulce.

ㅡ Chcesz herbaty? ㅡ Zapytałem na co skinął głową. Odsunąłem się wyjmując z szafki kubki, a z innej pudełko malinowej herbaty.

Kiedy woda się zagotowała, a potem zalałem szklanki podałem gorący napój młodszemu z lekkim uśmiechem na twarzy, żeby nieco rozluźnić atmosferę.

ㅡ Chim? ㅡ Usiadłem obok niego, a gdy uraczył mnie wzrokiem zrobiłem z ust dziubek. Chłopak przybliżył się cmokając moje wargi. ㅡ Pamiętasz jak obiecywałem ci cały dzień przytulania? ㅡ Przypomniałem, na co przytaknął. ㅡ Horror?

ㅡ Może być.

Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej słysząc jego głos. Pokiwałem głową dając mu tym znak, aby poszedł do salonu. Może było trochę za wcześnie na horror, ale jak się zasłoni rolety to prawie ten sam klimat, prawda?

Także po zrobieniu popcornu oraz gorącego kakao poszedłem do pokoju gościnnego kładąc wszystko na stoliku zajmując miejsce obok młodszego, który był przykryty kocem, a w dłoniach trzymając swój kubek herbaty.

ㅡ Może być? ㅡ Zapytał wskazując na tytuł.

ㅡ Jeszcze go nie oglądałem, więc tak. ㅡ Skłamałem.
Oglądałem już ten horror milion razy jako nastolatek, ale nadal był tak samo straszny mimo iż oglądałem go nie raz.

Położyłem się obok niego przytulając do siebie zaraz po odłożeniu już pustego naczynia na stół.

ㅡ Też cię kocham, Jungkookie. Nie odpowiedziałem, więc mówię. Kocham cię tak samo mocno jak ty mnie. ㅡ Spojrzał mi w oczy po czym posłał ciepły uśmiech co odwzajemniłem.

Po tym zaczęliśmy miły, aczkolwiek straszny wspólny czas.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top