Rozdział 87
Pokochałam tą piosenkę. Spróbujcie włączyć ją jak będziecie czytać. Chciałabym wiedzieć jakie będą wrażenia xD oczywiście was do niczego nie zmuszam.
Jak już tak dodaje po dwa rozdziały, ale do końca tygodnia! To dzisiaj też dodam.
Od dwóch godzin kucałem i drżałem z zimna przed budynkiem szpitala płacząc. Dlaczego przed budynkiem? Ponieważ przy sobie miałem jeszcze dwa psy, których na pewno nie wpuszczają, a nie chcę robić problemów Minah.
Serce bolało i gnało, aby zobaczyć Jungkooka. Nie wyglądał tragicznie, żył, ale i tak strasznie się o niego bałem. Po co mnie ratował? Głupi. Najgorsza wigilia w życiu. Nie, przepraszam już pierwszy dzień świąt. Nigdy tego nie zapomnę.
W tym czasie zadzwoniłem do pary Kim. Powinni za chwilę tutaj dotrzeć i nie myliłem się.
ㅡ Jimin!
Uniosłem wzrok na dwóch mężczyzn, którzy stanęli przy mnie.
ㅡ Wszystko w porządku?
ㅡ A jak ma być, Jin? ㅡ Spytałem pociągając nosem. ㅡ Przeze mnie jesteśmy tu, a nie w swoim ciepłym domu! ㅡ Krzyknąłem zalewając się łzami.
ㅡ Spokojnie. ㅡ Powiedział kucając przede mną. ㅡ Ale... Dlaczego nie jesteś w środku?
ㅡ Nie mogę. ㅡ Spojrzałem na psy, które wiernie przy mnie siedziały. ㅡ Zwierzęta mają zakaz, a nie zostawię ich samych w domu.
ㅡ Od kiedy macie dwa?
ㅡ Kook, dał mi Bomul jako prezent pod choinkę. ㅡ Wyjaśniłem ocierając łzy. ㅡ Proszę, idźcie sprawdzić co z nim.
ㅡ To powinieneś być ty, Chim. ㅡ Odezwał się Namjoon. ㅡ Nam nic nie powiedzą. To ty jesteś jego mężem.
ㅡ A-ale..
ㅡ Zostaniemy tutaj z Sarang i Bomul. Idź. ㅡ Stwierdził.
ㅡ Naprawdę?
ㅡ Tak. Biegnij.
Szczęśliwy wstałem, przytuliłem ich dziękując, a następnie wbiegłem do budynku stając tuż przy recepcji.
Po dowiedzeniu się, gdzie jest mój ukochany udałem się na piąte piętro.
Całkiem szybko odnalazłem sale starszego. Wszedłem do środka mając gdzieś, że lekarz na pewno zabronił.
Jednakże zatrzymałem się widząc spokojną i bez emocji twarz bruneta, który miał bandaż na głowie co i tak był przesiąknięty krwią oraz na ręce.
Momentalnie odebrało mi oddech.
Powoli podszedłem do niego siadając na małym krześle łapiąc dłoń wyższego, który był nieprzytomny.
ㅡ Kookie... ㅡ Szepnąłem z drżącym głosem. ㅡ Dlaczego idioto? Dlaczego? ㅡ Rozpłakałem się. ㅡ Aigoo.. Widzisz co narobiłeś? Przez ciebie tracę wodę z organizmu, a moje oczy na pewno wyglądają okropnie z rozmazanym tuszem. Wiesz... Mogłeś kupić wodoodporny. ㅡ Uśmiechnąłem się smutno, jednak po chwili rozpłakałem się jeszcze bardziej chowając twarz w dłoniach.
ㅡ Nawet w rozmazanym tuszu wyglądasz przepięknie, kochanie. ㅡ Usłyszałem, dlatego szybko spojrzałem na chłopaka, który miał uchylone oczy.
ㅡ Jungkook?
ㅡ Nie, Elvis Presley. Jestem, żyje i oddycham. Nie odniosłem za wiele urazów prócz wstrząsu mózgu oraz zwichniętego nadgarstka, a przytomność odzyskałem, gdy wnieśli mnie do sali. Mówili, że miałem szczęście. Nawet miło było słychać jak mówisz do siebie, gdy spałem.
Patrzyłem na niego ze szokiem. Po chwili po prostu wybuchłem płaczem.
ㅡ Oh, Jiminnie.. ㅡ Powiedział podnosząc się do siadu i przytulając. ㅡ Długo czekałem aż zdążyłem się stęsknić za moim promyczkiem. No już. Nie płacz, bo serce mi się kraja na ten widok. Ale jesteś lodowaty. Ile byłeś na tym dworze? Dobrze, nie ważne. Zaraz cię wygrzeję, kochanie. ㅡ Szepnął mi do ucha pocierając dłońmi moje ciało, aby je rozgrzać. ㅡ Aish.. ㅡ Syknął. ㅡ Spokojnie. Nic mi nie jest. ㅡ Dodał posyłając uśmiech.
ㅡ Po co mnie odepchnąłeś? Po co mnie ratowałeś?! ㅡ Krzyknąłem bijąc go po klatce, lecz nie za mocno, aby nie zrobić mu krzywdy. ㅡ Weź walnij się w tą głowę, ale tak porządnie, dobra? Wiesz co ja przeżywałem? Jesteś głupim, nieodpowiedzialnym dupkiem! Dlaczego? ㅡ Jęknąłem zrozpaczony spuszczając głowę cicho łkając. ㅡ Ja... Ja myślałem, że tam zginiesz. ㅡ Mówiłem cicho. ㅡ Czułem i nadal czuję wyrzuty sumienia. ㅡPodniosłem na niego wzrok. ㅡ To wszystko moja wina. Przepraszam cię, Kookie. ㅡ Dodałem, a po chwili starszy niepodziewanie przyciągnął mnie do pocałunku, którego tak bardzo mi brakowało.
ㅡ Jimin, pamiętaj jedno. ㅡ Zaczął po oderwaniu się. ㅡ Jeżeli kocha się kogoś ponad wszystko to ta osoba jest w stanie poświęcić nawet swoje życie dla niej. Dlatego to zrobiłem, ponieważ bardzo cię kocham, głuptasie i oddałbym swoje życie dla ciebie, a wiem, że ty też byś postąpił tak samo na moim miejscu. ㅡ Rzekł kładąc dłoń na mym policzku, którą od razu ująłem wtulając się w nią oraz przymykając oczy.
ㅡ Też cię bardzo mocno kocham, Jungkookie, ale nie wiem co bym zrobił gdyby...
ㅡ Nie kończ, Chim. Może chcesz chusteczki? Wiesz...chyba zmieniłem zdanie. Wyglądasz okropnie z tym rozmazanym tuszem. ㅡZaśmiał się. Posłałem mu złowrogie spojrzenie.
ㅡ A ty co? Może załatwić ci gips na ręce, co? ㅡOdgryzłem się krzyżując ręce na piersi.
ㅡ Przecież żartowałem, kochanie. ㅡ Przytulił mnie głaszcząc po głowie. ㅡ Ah... Tęskniłem. A pomyśleć, że poszliśmy tylko na spacer. ㅡZaśmiał się.
ㅡ Ya. Jak możesz się śmiać z takiej sytuacji? ㅡ Odsunąłem się uderzając go w ramię. ㅡ Ugh...muszę iść do domu.
ㅡ Dlaczego?
ㅡ Namjoon i Jin pilnują Sarang i Bomul przed szpitalem. Obiecuję, że wrócę. Załatwię jeszcze opiekę do psiaków i przyjdę.
ㅡDobrze, ale jak wrócisz pójdziesz od razu spać zrozumiano?
ㅡ Okay, Kook. ㅡWestchnąłem wstając z miejsca i składając długi pocałunek. ㅡ Śpij dobrze.
ㅡ Tobie życzę tego samego. ㅡ Uśmiechnął się wiedząc, ze bez niego nie zmrużę oka. Skinąłem jedynie głową wychodząc z sali, a następnie opuszczając budynek. Podziękowałem parze Kim będąc naprawdę im wdzięczny za pomoc. Oczywiście opisałem im w skrócie o zdrowiu Kooku oraz przeprosiłem, że tak późno wywaliłem ich z łóżka. Na szczęście nie mieli z tym problemu i każdy mógł pójść własną drogą.
Zmęczony wróciłem do domu od razu udając się na górę. Po zabraniu gorącego i relaksującego prysznica tak jak brunet kazał poszedłem spać. Tak jak podejrzewałem. Kręciłem się z boku na bok. Chciałem strasznie spać, lecz ciało odmawiało posłuszeństwa.
ㅡ Sarang, Bomul! ㅡZawołałem zwierzęta, które od razu przybiegły. Poklepałem na łóżko, a te wskoczyły na nie. Jak to Sarang, który kocha przytulanki tak samo jak ja położył się tuż obok mnie kładąc głowę na mojej klatce, a Bomul obok moich nóg. Teraz na pewno spokojnie zasnę. Głaszcząc przez parę minut psy przymknąłem powieki udając się do krainy snów.
*************
Wiem, wiem... Powtarzam się... Przepraszam was, ale plus taki, że Kook nie leży prawie rok w śpiączce 😅 Mam nadzieję, że ten rozdział dał choć w połowie wyjaśnienia tego wypadku.
Ale... podoba się?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top