Rozdział 86

Nadeszły święta. Najbardziej wyczekiwany przez nas dzień. Od rana kręciliśmy się w kuchni przygotowywując potrawy na kolację nie mogąc i tak się wyrobić.

ㅡ Jimin, spokojnie. Przecież nie gotujemy dla stu osób, a tylko dla nas. ㅡ Powiedział starszy kładąc dłoń na mym ramieniu.

ㅡ Yh... Może masz rację. ㅡ Westchnąłem patrząc na stół, który był już zapełniony różnymi daniami. ㅡ Już za parę godzin będziemy wyczekiwać gwiazdki na niebie.

ㅡ A ja nie mogę się doczekać, kiedy dam ci prezent. ㅡ Szepnął mi do ucha obejmując od tyłu. ㅡ A później.. ㅡ Dodał, a po chwili zaczął całować mnie po szyi. ㅡ Liczę na przyjemny wieczór ze swoim mężem.

ㅡ Kookie... ㅡ Odchyliłem głowę do tyłu dając mu większe pole do popisu.

ㅡ Jeszcze nie teraz, skarbie. Później będziesz krzyczał moje imię.

Odwróciłem się do niego przodem przytulając. Nie chcę by mnie puszczał. Najchętniej został bym tam wieczność.
W tle grały spokojne kolędy, do których po chwili zaczęliśmy się kołysać, a wyższy nucić.

ㅡ Nie puszczaj. ㅡ Powiedziałem wzmacniając uścisk.

ㅡ Skarbie, ale ryba nam się spali. ㅡ Zaśmiał się.
Warknąłem niezadowolony odsuwając się od niego i podchodząc do patelni. Rzeczywiście. Ryba prawie nam się spaliła, ale to prawie!
Po kilku chwilach poczułem oplatające mnie ramiona wokół pasa.
ㅡ Nie dąsaj się, złotko. Wiem, że kochasz się przytulać. ㅡ Odparł swój podbródek na moim barku. ㅡ Obiecuje, że któregoś dnia nie puszczę cię. Będziesz uwięziony w moim żelaznym przytulasie.

ㅡ Obiecujesz?

ㅡ Na paluszek. ㅡ Wystawił przede mną mały palec, który zaraz oplotłem tym swoim na znak zawarcia obietnicy.

***

Siedzieliśmy na miekkim i puszystym kocu przed kolorową choinką, na której świeciło mnóstwo lampek.
Trzymałem w dłoniach prezent od Jungkooka, a on ten ode mnie.

ㅡ Otwórz pierwszy. ㅡ Poprosiłem.

ㅡ Jest trochę duży, kochanie. Aż się boję co to.

ㅡ Po prostu otwórz. ㅡ Westchnąłem.

Uśmiechnął się szeroko zdzierając świąteczny papier ozdobny, a potem na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.

ㅡ Jimin... Ale to przecież...

ㅡ Kiedyś mówiłeś, że potrafisz grać na gitarze. Od teraz będziesz mógł robić to częściej.

ㅡ Wow...Dziękuję, Jiminnie. ㅡ Odłożył karton na bok by przyciągnąć moją osobę do siebie i mocno przytulić. ㅡ Dziękuję. ㅡ Powtórzył.

Poczułem ciepło rozlewające się w sercu. Oddałem gest wyczuwając nie za mocny zapach męskich perfum. Uwielbiałem go.

ㅡ Dobrze, a teraz otwórz mój. ㅡ Poprosił.

Zaciekawiony zacząłem otwierać pudło, ale kiedy to zrobiłem nie wiedziałem co zrobić. Cieszyć się, czy płakać? Sam nie wiem. Ale... Liczy się sam gest, prawda?

ㅡ Dziękuję. ㅡ Uśmiechnąłem się patrząc na karton pełen czekolady. Spojrzałem na starszego zamykając prezent czując w środku pewne rozczarowanie. Przestań Jimin. Ciesz się z tego co masz. Przecież kochasz czekoladę.

ㅡ Oh, myślisz, że to twój prezent? ㅡ Spytał wstając z ziemi. ㅡ To było tylko dla zmyłki. Poczekaj. ㅡ Powiedział wychodząc z powieszenia. Usłyszałem tylko trzask drzwi. ㅡ Kochanie.... Poznaj Bomul*. ㅡ Rzekł wchodząc do pomieszczenia z czarno białym psem. ㅡ Pomyślałem też o Sarang. Pewnie jest samotny. Bomul jest w jego wieku, więc na pewno się dogadają. I nie. Nie stał ciągle pod drzwiami w tym zimnie.

ㅡ Kookie... ㅡ Wstałem podchodząc do niego. Ukucnąłem przed psinką wyciągając dłoń, a ona podała mi łapę. ㅡ Jest uroczy. Dziękuję, Jungkookie. ㅡ Wskoczyłem na niego z wielkim uśmiechem.

ㅡ To co? Przyprowadź Sarang. ㅡ Powiedział, więc od razu pobiegłem po wspomnianego.

**

Okazało się, że Sarang jak i Bomul odnaleźli wspólny język. Zaczęli się razem bawić i kompletnie nie było z nimi problemu przez resztę wieczora. W schronisku, bo stamtąd Kook go zabrał pan powiedział, że poprzedni właściciel trenował go przez krótki czas, ale z jakiś tam przyczyn musiał go oddać. Eh... Szkoda. Fajny oraz uroczy pies. No cóż... Rodzina się nam powiększyła.

W tej chwili siedzieliśmy na kanapie sącząc powoli czerwone wino oglądając świąteczne filmy. Światło było zgaszone jedynie choinka i kilka świeczek było zapalone co dodawało romantyczności.

ㅡ Jimin?

ㅡ Hm? ㅡ Spytałem wtulając się w klatkę starszego.

ㅡ Pójdziemy o północy na spacer? Dzisiaj ma być pełnia.

ㅡ No dobrze. ㅡ Zgodziłem się. ㅡ Ale do północy jeszcze trochę czasu. Może.. ㅡ Odłożyłem nasze kieliszki na stół by po chwili usiąść na nim okrakiem. ㅡ Brakuje mi czułości, Gukie.. ㅡ Odparłem obejmując jego kark.

ㅡ Tak? To chodź tu. ㅡ Powiedział przyciągając mnie do siebie wpijając w usta. Zaczęliśmy się namiętnie całować nie chcąc za szybko od siebie się oderwać. ㅡ A może spróbuję coś zagrać na gitarze? ㅡ Spytał odrywając się czym spotkał moje niezadowolenie. ㅡ Później dokończymy, dobrze?

ㅡ Niech będzie. ㅡ Wywróciłem oczyma wstając z jego nóg.

Starszy również wstał podchodząc do kartonu. Wyjął z niego instrument i kilka gadżetów. 
Nastroił struny, a następnie usiadł wygodnie przy mnie.

ㅡ Dawno nie grałem, więc muszę sobie przypomnieć. ㅡ Posłał lekki uśmiech.

ㅡ Spokojnie. Nie będę się śmiał. Rób tak jak uważasz. ㅡ Rzekłem przytulając poduszkę.

Po kilku minutach zabrzmiały pierwsze dźwięki, aby po kolejnych kilku minutach robrzmiała melodia. Obserwowałem każdy jego ruch, słuchałem każdą nutę czując się odprężony.

ㅡ Ah.. Pięknie, Gukie.. ㅡ Powiedziałem patrząc na bruneta rozmarzonym wzrokiem, gdy skończył grać.

ㅡ Podobało się?

ㅡ Yhm.. I to bardzo.

ㅡ Hej, nie grałem kołysanki. ㅡ Parsknął widząc moje zmęczone oczy. ㅡ Mieliśmy iść na spacer. ㅡ Jęknął zrezygnowany.

ㅡ Tylko pięć minut. ㅡ Szepnąłem przymykając oczy. ㅡ Obudź mnie jak będzie północ. ㅡ Dodałem.

Usłyszałem westchnięcie, a potem jak coś ląduje na moim ciele, a tym czymś okazał się kocyk.

ㅡ Śpij dobrze, Chimmy. ㅡ Szepnął całując mnie w czoło. Uśmiechnąłem się lekko zasypiając.

Obudziłem się słysząc struny gitary. Uchyliłem powieki widząc jak starszy gra.

ㅡ Obudziłem cię? ㅡ Spytał odkładając instrument. ㅡ Wybacz.

ㅡ Która godzina? ㅡ Podniosłem się przecierając piąstką oczy.

ㅡ Dochodzi pierwsza. ㅡ Oznajmił. ㅡ Skoro już się obudziłeś chodźmy spać. ㅡ Rzekł wstając z kanapy. Zgasił świeczki oraz wyłączył telewizor.

ㅡ Nie. ㅡ Odezwałem się podchodząc do niego. ㅡ Chodźmy na spacer.

ㅡ Jesteś śpiący, skarbie.

ㅡ No to co. Nie mam zamiaru cię zawieść. Chciałeś iść to chodźmy. ㅡ Stwierdziłem poważnie idąc na korytarz, gdzie ubrałem się ciepło. ㅡ Na co czekasz? ㅡ Spytałem widząc jak mnie obserwuje.

ㅡ Na pewno?

ㅡ Tak. Przecież... Ma być pełnia, prawda?

Skinął głową opierając się o ścianę.
Westchnąłem cicho stając naprzeciwko niego.
Położyłem dłoń na jego policzku uśmiechając się.

ㅡ No.. Rozchmurz się i ubierz. ㅡ Powiedziałem i stojąc na palcach pocałowałem go w usta. ㅡ A może liczyłeś na co innego? ㅡ Uniosłem brew.

ㅡ Co ty mówisz, kochanie? Na nic innego nie liczę, po prostu się o ciebie troszczę. ㅡ Objął mnie w talii. ㅡ Pójdę po Sarang i Bomul i pójdziemy. ㅡ Dodał idąc do salonu.

***

Szliśmy chodnikiem ciemną nocą co jakiś czas patrząc do góry w niebo, na którym migotało nieskończenie wiele gwiazd oraz tak jak starszy mówił księżyc w pełni.
Każdy z nas trzymał po jednej ze smyczy psiaka. Było cudownie wręcz jak w filmie romantycznym. Właśnie. To co w filmie się dzieje to niech tam zostanie.

ㅡ Naprawdę myślałeś, że chodzi mi tylko o jedno? ㅡ Zaczął niespodziewanie, ściskając moją dłoń, którą trzymał w swojej kieszeni.
Zamilkłem patrząc przez siebie. Tamta sytuacja dała mi do myślenia. Co jeśli Kook jest ze mną tylko dla seksu i żeby nie wyszło to na jaw udaje idealnego męża? Jezu Jimin ogarnij się. Na stówę tak nie jest. ㅡ Jimin. ㅡ Zatrzymał się patrząc na moją osobę. ㅡ Na serio? Przecież to nie prawda. Ja naprawdę cię bardzo mocno kocham.

ㅡ Ja.. Ja nie wiem.. ㅡ Gubiłem się w własnych słowach. ㅡ Przepraszam, ale.. ㅡ Urwałem spuszczając głowę.

ㅡ Chim, spójrz mi w oczy.

Wypuściłem powietrze z płuc podnosząc głowę, którą objął dłonią.
Przyciągnął ją do swojej klatki piersiowej przytulając.
Pociągnąłem nosem milcząc.

ㅡ Jimin. Muszę wiedzieć. Naprawdę tak myślisz?

ㅡ Kookie...

ㅡ Powiedz.

ㅡ Nie wiem. Nie mam pojęcia. Z jednej strony nie, ale ta druga...

ㅡ Chim. Skarbie mój. To kłamstwo. Co mam zrobić byś mi uwierzył? Nawet zgodzę się na roczny celibat, aby ci to udowodnić. Najwyżej pojadę na ręcznym, ale błagam nie myśl w taki sposób.

ㅡ Rok bez seksu? To ty prędzej pójdziesz na dziwki niż...

ㅡ Ya. Nie mam zamiaru cię zdradzać, jasne? Wytrzymałbym jeżeli stawką jest nasza miłość i zaufanie do siebie, rozumiesz? A teraz obiecaj mi, że przestaniesz o tym myśleć, bo to gówno prawda.

ㅡ No dobra, spróbuję z całych sił.

ㅡ Bo ci wybije te głupoty z głowy. ㅡ Stuknął palcem w moje czoło.

ㅡ Yhm... Ciekawe w jaki.. Aish.. ㅡ Syknąłem, kiedy nagle pies wyrwał mi się biegnąc przed siebie szczekając. ㅡ Sarang stój! ㅡ Krzyknąłem biegnąc za nim.

ㅡ Jimin, zaczekaj!

Biegłem ile tchu by dogonić czworonoga, który chyba nie miał zamiaru się zatrzymać.

ㅡ Sarang, do nogi! ㅡ Krzyknąłem czując jakby płuca zaraz miały mi wybuchnąć. Wziąłem głęboki wdech nie mogąc się teraz zatrzymać. ㅡ O nie, nie nie. ㅡ Mówiłem, kiedy pies wszedł na jezdnię i gdyby nigdy nic usiadł na niej. Zatrzymałem się próbując unormować oddech. Po paru minutach, gdy się rozejrzałem czy coś nie jedzie pobiegłem do zwierzaka łapiąc smycz. ㅡ W domu się policzymy. ㅡ Warknąłem, chcąc wrócić na bezpieczne miejsce, lecz w pewnej chwili usłyszałem klakson samochodu. Odwróciłem się widząc zbliżające się wielkie żółte ślepia. Ogarnął mną paraliż, strach. Nie mogłem się nawet ruszyć.

ㅡ Jimin, zejdź z drogi! ㅡ Słyszałem krzyk, a potem jak zostaje mocno odepchnięty.
Słyszałem pisk i huk, a potem moje serce stanęło.

ㅡ Jungkook! ㅡ Krzyknąłem przeraźliwie będąc świadkiem jak mój mąż uderza głową o szybę auta. Pobiegłem do niego. ㅡ Jungkook. Proszę obudź się. Idioto, dlaczego to zrobiłeś? Kook! ㅡ Płakałem widząc spływającą krew z głowy bruneta.
Przystawiłem ucho do ust starszego czując lekki, ale ledwo wyczuwalny oddech. ㅡ Żyjesz. ㅡ Szepnąłem będąc choć trochę szczęśliwy.
Czym prędzej wyjąłem telefon dzwoniąc na pogotowie, które przyjechało najszybciej jak mogło.

***********************

Bomul (보물) - po koreańsku znaczy skarb

Witajcie!! Jak wam idzie? Jak ten czas mija... Już jest piątek, czyli jeszcze tydzień ferii... I zaczną się sprawdziany na pierwszy rzut ognia. Ktoś chce się zamienić?
A rozdział podoba wam się?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top