Rozdział 81
Dwa dni później przyszły wyniki laboratoryjne, z którymi od razu udałem się do lekarza.
Nerwowo poruszałem nogą patrząc na mężczyznę w białym kitlu, który uważnie czytał.
ㅡ Doktorze, i jak?
ㅡ Wyniki wskazują pewien niedobór witamin, a tak to jest Pan zdrowy jak byk rozpłodowy. ㅡ Zaśmiał się. ㅡ Przepraszam nie mogłem się powstrzymać.
ㅡ Nic nie szkodzi. Chociaż poprawił mi Pan humor. ㅡ Uśmiechnąłem się. ㅡ Czyli nie muszę się martwić?
ㅡ Nie potrzebnie. Jedynie jak będzie Pan zażywać witamy i jeść dużo owoców i warzyw.
ㅡ Tak zrobię. Dziękuję. ㅡ Wstałem kłaniając się, a następnie wyszedłem z gabinetu w podskokach.
Jak wiatr wybiegłem z budynku, a gdy zauważyłem starszego niemal że na niego wskoczyłem.
ㅡ I jak?
ㅡ Jestem zdrowy. ㅡ Posłałem szeroki uśmiech całując go w usta.
ㅡ Ulżyło mi, kochanie. ㅡ Odetchnął przytulając mnie. ㅡ A może... Zrobisz też tomografię? ㅡ Spytał niepewnie za co dostał w głowę.
ㅡ Ani mi się waż. Nie zamierzam już nigdzie łazić. ㅡ Fuknąłem krzyżując ręce na piersi.
ㅡ No dobrze. Chciałem tylko cię zachęcić. Skoro już wiem, że jesteś zdrowy....możemy wracać do Busan.
ㅡ Dlaczego?
ㅡ Jutro idę do pracy. ㅡ Westchnął uciekając wzrokiem.
ㅡ Hej... ㅡ Powiedziałem zmuszając go do spojrzenia mi w oczy. ㅡ Cokolwiek się stanie... Dostaną ode mnie wpierdol i od czytelników, którzy czytają naszą historię. ㅡ Zaśmiałem się tak samo jak starszy.
ㅡ Już się nie boję jak mam taką ochronę. Jedźmy już. ㅡ Stwierdził otwierając mi drzwi. Co za dżentelmen.
ㅡ Po drodze kupmy jakieś witaminy oraz owoce. Wtedy możemy wracać do Busan.
ㅡ Jasna sprawa. ㅡ Zgodził się odpalając silnik.
***
Ulice pokrywał gruby koc białego śniegu. Dzieci rzucały się śnieżkami lub lepiły bałwana, albo jeździły na sankach. Tak właśnie prezentował się Busan, gdy do niego wjechaliśmy.
Właśnie wyciągałem z bagażnika swoją torbę, gdy nagle poczułem uderzenie w plecy. Odwróciłem się zauważając uśmiechniętą twarz starszego, który lepił kolejną śnieżkę.
ㅡ Nie żyjesz. ㅡ Powiedziałem robiąc to samo co on. Zacząłem go gonić próbując w niego trafić, lecz z moim celem to nie możliwe.
ㅡ Złap mnie, Jiminnie... ㅡ Odparł rzucając znowu we mnie białą kulką.
Zatrzymałem się sięgając po śnieg.
ㅡ Jeszcze krok. ㅡ Zagroziłem mierząc w niego, gdy był zaledwie metr ode mnie z wielką kulą, z której jak dostanę będzie boleć. Obaj nie mieliśmy na dłoniach rękawiczek co było trochę głupie, ale nas to nie obchodziło. Liczyła się zabawa. Ale wręcz czułem jak opuszki palców mi zamarzają, lecz nie chciałem martwić tym bruneta.
ㅡ Wiesz jak pięknie wyglądasz w tle zimy? ㅡ Rzekł nagle.
Zaczerwieniłem się speszony.
ㅡ Cicho bądź. Zawstydzasz mnie. ㅡ Rzuciłem w niego śnieżką, gdzie dostał w klatkę.
ㅡ Ał..zostałem postrzelony. ㅡ Udał łapiąc się za miejsce, w którym dostał upadając na kolana. ㅡ Już. Nie rób mi krzywdy. Poddaję się. ㅡ Mówił.
Zaśmiałem się podchodząc do niego choć to było ryzykowne. I słusznie. Gdy tylko podszedłem do niego bliżej złapał mnie za nadgarstek przyciągając do sobie tak, że leżałem pod nim. ㅡ Wyglądasz jak anioł.
ㅡ Z odrostami, jasne. ㅡ Wywróciłem oczyma.
ㅡ Pofarbuj je na blond, kochanie. Dobrze? Pasuje do ciebie ten kolor i chciałbym zobaczyć cię w nim jeszcze raz.
ㅡ Ale ja nie mam... Znaczy... ㅡ Ugryzłem się w język zanim palnąłem coś głupiego.
ㅡ Huh? Czego nie masz, kotku?
ㅡ Nic, nic. Nie ważne. Zimno mi.
ㅡ Hej. Powiedz mi. Czy chodzi o pieniądze? ㅡ Spytał, więc uciekłem wzrokiem milcząc. ㅡ Skarbie wiesz, że..
ㅡ Nie. ㅡ Pokręciłem głową. ㅡ To twoje ciężko zarobione pieniądze. Nie mogę ci ich rozrzucać na prawo i lewo. Szukam pracy. Obiecałem, prawda? Że oddam ci co do grosza za wydanie na moje zachcianki.
ㅡ Jimin nie musisz. Już dawno o tym zapomniałem. Nie chcę twoich pieniądzy. A moje pieniądze są także i twoje. Teraz, gdy jesteśmy małżeństwem mamy wszystko wspólne nawet to. Jeśli będziesz chciał mi oddać ja ich nie przyjmę, gwarantuje ci to.
Nie odezwałem. Odsunąłem bruneta od siebie po czym wstałem z ziemi otrzepując swoje ciało z śniegu.
ㅡ Wracajmy już do domu. ㅡ Oznajmiłem biorąc swoją torbę wchodząc do mieszkania, gdzie czekał na nas Sarang, którego już wcześniej tutaj wpuściliśmy.
Odkąd wyżebrałem od niego taką sumę pieniędzy, czułem wyrzuty sumienia. Jeśli ich nie oddam nie będę mógł spokojnie żyć.
Zdjąłem buty i kurtkę drżąc z zimna.
ㅡ Jimin. ㅡ Powiedział starszy łapiąc mą dłoń. ㅡ Proszę nie zadręczaj się tym. Proszę. ㅡ Dodał przyciągając mnie do swojej klatki.
ㅡ Tak się nie da, Kook. ㅡ Spojrzałem na niego z dołu. ㅡ To zżera mnie od środka. Pozwól mi chociaż spłacić połowę długu, bo inaczej nie będę mógł normalnie spać.ㅡ Przytuliłem go.
ㅡ Jimin..
ㅡ Proszę.
ㅡ No... No dobrze, ale i tak nie jestem za tym przekonany. ㅡ Westchnął.
Weszliśmy do salonu, gdzie ogarnęło nas zaskoczenie. Pies leżał na podłodze i gryzł jedną gumową naszą zabawkę. Skąd ją miał? Przecież wszystko było w kartonie, a może po prostu leżała gdzieś porozrzucana w sypialni?
ㅡ Sarang! ㅡ Krzyknąłem zabierając mu różową oraz jedną z ulubionych zabawek. Przyznaję się bez bicia! Za sobą usłyszałem śmiech. Z mordem w oczach spojrzałem na starszego rzucając w niego przedmiotem.
ㅡ Jeśli chcesz... ㅡ Stanął tuż przede mną z krzyżowanymi rękami na piersi oraz z uśmiechem. ㅡ Mogę ci kupić takich więcej. ㅡ Dodał za co dostał w ramię, a na moich policzkach wystąpił soczysty róż. Zażenowany uciekłem do kuchni sięgając po szklankę, do której nalałem zimnej wody. Upiłem łyk, a już po chwili poczułem dłonie na mojej talii. Odwróciłem się natrafiając na uśmiech, który mówił sam za siebie, że jest zwycięstą. Prychnąłem biorąc kolejnego łyka by po sekundzie wypluć całą zawartość na wyższego. ㅡ Aigoo! ㅡ Powiedział przecierając dłonią twarz. ㅡ Szykuj się na zemstę. ㅡ Odparł po czym przerzucił mnie przez ramię kierując się do łazienki.
ㅡ Nie, Guk! ㅡ Krzyknąłem. ㅡ Przepraszam, już tak nigdy nie zrobię! Durniu jeden! Postaw mnie na ziemię! ㅡ Powiedziałem. Brunet wykonał moją prośbę stawiając w kabinie prysznicowej. Nim cokolwiek zdążyłem zrobić odkręcił kurek, a już po chwili poleciała na mnie zimna woda. ㅡ Nie.Na.Wi.Dzę.Cię.
ㅡ Ty mnie kochasz, skarbie. ㅡ Wysłał w powietrzu kilka całusów, by następnie rozebrać się do naga. ㅡ Chociaż mam pretekst, żeby zabrać z tobą kąpiel. ㅡ Odparł obejmując mnie w pasie. ㅡ No dalej... Zdejmij ubranie.
Wywróciłem oczyma robiąc to co kazał.
ㅡ Zadowolony?
ㅡ Bardzo. No rozchmurz się, pysiu.
ㅡ Nie mów na mnie pysiu!
ㅡ Dlaczego? Pasuje do ciebie.
Przez chwilę obecną myślałem, że słyszę Sunny. Swoją byłą dziewczynę. Mówiła te same słowa.
ㅡ Nie prawda. Masz na mnie tak nie mówić, rozumiesz?
ㅡ No dobrze, skarbie. ㅡ Odparł zaskoczony. ㅡ Przepraszam. A dlaczego nie?
ㅡ Czemu drążysz ten temat? Ugh... Odwróć się. ㅡ Powiedziałem sięgając po płyn, który rozlałem na dłoń. Starszy odwrócił się do mnie plecami, więc spokojnie mogłem zacząć myć jego ciało. Kiedy spłukałem pianę westchnąłem opierając głowę na jego plecach. ㅡ Wybacz. Nie powinienem tak reagować.
ㅡ Wybaczę, dopóki mi tego nie wytłumaczysz.
ㅡ Pamiętasz Sunny?
ㅡ Kogo?
ㅡ Tą dziewczynę, którą chciałem tylko zaliczyć, ale ty zniszyłeś moje plany mówiąc jej o nich. Pamiętasz?
ㅡ Czekaj...A! To ta, która dała ci tak siorczystego plaskacza w pysk?
ㅡ Ugh.. Tak. ㅡ Odparłem zażenowany.
ㅡ Pamiętam. I co? Mówiła do ciebie pysiu?
ㅡ Niestety, ale jej również mówiłem by tak mnie nie nazywała. To jest denerwujące.
ㅡ Hm.. Teraz się zastanawiam.. Co by było, gdybym tego wszystkiego ci nie zniszczył. Może miałbym dziewczynę, ty też, ale.... Jakbym tego nie zrobił.. Nie bylibyśmy razem, ani małżeństwem. ㅡ Odwrócił się do mnie przodem z uśmiechem. ㅡ Teraz tego nie żałuję.
ㅡ A na początku tak?
ㅡ Tylko trochę, ale teraz mi przeszło i cieszę się z tego, ponieważ mam najbardziej na świecie niesamowitą osobę przy sobie.
Uśmiechnąłem się szeroko przytulając się do jego torsu.
ㅡ Dziękuję, króliczku. ㅡ Powiedziałem przymykając oczy.
***********
Hejka! Jak wam mija dzień, a dla innych drugi dzień ferii zimowych!
A rozdział jak tam? Podoba się?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top