Rozdział 75
Po południu, bo zasnąłem na kanapie, uchyliłem powieki, a tuż nade mną zwisał starszy z głupkowatym uśmiechem.
ㅡ Z czego się tak szczerzysz? ㅡ Mruknąłem sennie.
ㅡ Mam dla ciebie niespodziankę. ㅡ Powiedział prostując się. Zrobiłem to samo.
ㅡ No?
ㅡ Zgadnij.
ㅡ Co, policja cię złapała, a ty się z tego cieszysz?
ㅡ Właśnie. Muszę zapłacić zaległy mandat, ale to później. Zgaduj dalej.
ㅡ Kookie, weź mi w końcu powiedz.
ㅡ Zgadnij kto dostał awans i został prawą ręką Namjoona?
ㅡ Na pewno nie ty.
ㅡ No wiesz co? ㅡ Powiedział obrażony.
ㅡ Przepraszam, Jungkookie. ㅡ Zaśmiałem się wstając z kanapy. ㅡ Cieszę się z twojego szczęścia. ㅡ Wskoczyłem na niego uśmiechając się szeroko. ㅡ I wiesz co?
ㅡ Musimy to opić.
ㅡ Czytasz mi w myślach. ㅡ Zaśmiałem się.
Będąc wciąż na rękach starszego poszliśmy do kuchni, gdzie postawił mnie na blacie, a z szafki wyjmując schowane wino.
ㅡ To czy coś mocniejszego?
ㅡ Zdecydowanie mocniejszego.
Skinął głową wyjmując tym razem whiskey oraz soju. Nie wiedziałem, że mamy tyle alkoholu w domu. Pierwszy raz na oczy je tutaj widzę!
Chociaż... nie musimy biec do sklepu.
Wyższy nalał do szklanek zamiast kieliszków najpierw soju. No... Albo grubo, albo wcale.
Wypiliśmy za jednym zamachem.
ㅡ Kook...
ㅡ Hm?
ㅡ Ale nie upijaj mnie, okay?
ㅡ Tylko jeszcze jeden i obiecuję, że koniec.
ㅡ Ostatni.
Zarządziłem, a mąż nalał nam oby dwóm do szklanek tego trunku, który również opróżniliśmy.
Tak jak obiecałem nie piłem już odkaładając swoje naczynie do zlewu, a gdy się odwróciłem ogarnęło mnie zaskoczenie.
ㅡ Kook, chyba już starczy, prawda? ㅡ Spytałem, gdy otworzył whiskey, a butelka od soju była pusta.
ㅡ Jak opijać to na całego! ㅡ Uśmiechnął się szeroko pijąc z centrali.
Pokręciłem zrezygnowany głową idąc do łazienki, gdzie wykonałem swoje potrzeby. Jednakże, kiedy myłem ręce usłyszałem trzask drzwi. Czym prędzej opuściłem pomieszczenie biegnąc na zewnątrz. Zobaczyłem Jungkooka, który chce wsiąść do auta.
ㅡ Jungkook nie! ㅡ Krzyknąłem podbiegając do niego. Odsunąłem go od samochodu, a z jego dłoni wyrwałem kluczyki. ㅡ Jesteś kompletnie pijany, nie rozumiesz tego?! Wracamy. ㅡ Warknąłem czując powoli jak kręci mi się w głowie od alkoholu, czyli powoli zaczyna działać.
ㅡ Nie! ㅡ Powiedział jak pięciolatek i wydnął dolną wargę. ㅡ Ja chcę tam. ㅡ Wskazał chwiejąc się na boki, w końcu oparł się o maskę. ㅡ Mój kochany samochodzik. ㅡ Położył się na niej zaczynając ją głaskać i całować.
ㅡ Kook, chodź.
ㅡ Jimin, daj mi klucze.
ㅡ Nie ma mowy.
Nie zapominajmy, że nadal było widno, a sąsiedzi na pewno patrzą się na nas.
Po chwili podszedł do mnie bliżej chcąc złapać mój nadgarstek, lecz szybko zrobiłem unik odsuwając się.
Pierwsza zasada. Nigdy nie dawać mu alkoholu więcej niż jedno soju.
ㅡ Oddaj. ㅡ Warknął dość agresywnie.
ㅡ Jesteś pijany w trzy dupy. Nie dam ci ich. ㅡ Również się zdenerwowałem.
ㅡ Japierdole, daj mi te cholerne kluczyki! ㅡ Krzyknął wściekły.
Wystraszony pobiegłem do domu, w którym zamknąłem się na klucz. Po kilku chwilach zaczął uderzać w nie z taką agresją, że myślałem, że zaraz je wywarzy. Czym prędzej pobiegłem po telefon dzwoniąc do Jina z prośbą o pomoc. Obiecał, że zaraz będzie.
*
Dwa dni później jechałem wraz z Jinem na policję po Jungkook, ponieważ zatrzymali go na czterdzieści osiem godzin w izbie wytrzeźwień. Wtedy byłem zły na przyjaciela. Powiedział, że mi pomoże, ale nie było mowy o policji, która skuła Kooka w kajdanki i zabrala na komisariat. Cholera ja tylko przedwczoraj żartowałem, że złapała Jungkooka policja, nie sądziłem, że naprawdę go złapią.
ㅡ Jimin, zrozum, że był agresywny i mógł zrobić każdemu krzywdę. ㅡ Mówił prowadząc auto, a ja siedziałem na miejscu pasażera.
ㅡ Trzeba było przypierdolić mu patelnią w łeb, może wtedy by poszedł spać. ㅡ Fuknąłem patrząc na krajobraz za szybą.
ㅡ Wybacz, ale zrobiłem to dla naszego bezpieczeństwa, ale jak myślisz inaczej to w porządku skoro jesteś na mnie zły.
ㅡ Przepraszam, Jin hyung. Nie chciałem. Naprawdę się go bałem. Chciał kluczyki od samochodu, ale uciekłem do domu. ㅡ Westchnąłem i prawdzie już to mu mówiłem.
ㅡ I dobrze zrobiłeś, Jimin. Co awans może zrobić z człowiekiem. ㅡ Pokręcił głową zrezygnowany.
ㅡ Chyba nie rozmawiałeś o tym z Namjoonem hyungiem?
ㅡ A nie miałem? ㅡ Spojrzał na mnie zaskoczony.
ㅡ Aigoo...co jeśli zabierze mu ten awans?
ㅡ Nie zabierze, spokojnie. ㅡ Zaśmiał się. ㅡ Da mu tylko małą karę.
ㅡ Jaką? ㅡ Zapytałem, a starszy jedynie wzruszył ramionami.
Po kilku minutach dojechaliśmy do celu. Nie czekając na bruneta wysiadłem i pobiegłem do budynku. Jak wiatr wparowałem do środka znajdując się przy biurku znanego mi komisarza.
ㅡ Gdzie jest Jungkook?
ㅡ To pan? Zaraz go wypuścimy, proszę czekać.
ㅡ Czekałem dwa jebane dni. Chcę zobaczyć mojego króliczka. ㅡ Warknąłem. Naprawdę trudno było mi zasnąć bez ciepłego grzejnika ukochanego.
ㅡ Jiminnie!
Odwróciłem się z szerokim uśmiechem na widok męża. Pobiegłem do niego przytulając go jak tylko mogłem wcale się nie przejmując, że wokoło są policjanci i na nas patrzą.
ㅡ Nie wiesz jak teskniłem. ㅡ Powiedziałem ściszonym głosem.
ㅡ Ja również, skarbie. Nie polecam spania w celi, ale wszystko opowiem ci w domu. Wracajmy.
***
Gdy wróciliśmy do domu, ówcześnie żegnając się z naszym kierowcą sam chciałem rozprawić się z brunetem.
Kiedy się rozebraliśmy na korytarzu, zacząłem go bić i rzucać w niego butami przy okazji krzycząc na niego jaki jest głupi.
ㅡ Ale kochanie wróciłem. ㅡ Powiedział z lekkim uśmiechem masując ramię.
ㅡ I masz szczęście. ㅡ Fuknąłem. ㅡ Ostatni raz miałeś w ręce alkohol, rozumiesz!
ㅡ No przepraszam... Obiecuję, że będę pił dopiero na święta. ㅡ Rzekł przez co dostał kolejny raz tym razem poduszką. ㅡ A to za co?
ㅡ Jeśli masz zamiar zepsuć nam wieczór świąteczny to się grubo myślisz!
ㅡ Kieliszek?
ㅡ Tylko kieliszek. Już ja cię przypilnuje. ㅡ Obiecałem podchodząc do niego bliżej i zaraz przytulając się do torsu wyższego. ㅡ Ale i tak nie mogłem zasnąć bez ciebie.
ㅡ Wiem, skarbie. Będę już grzeczny. Masz moje słowo.
ㅡ To co? Serial romantyczny?
ㅡ Może być.
*************
W końcu coś wymyśliłam. A wystarczy napisać tylko pierwsze zdanie, a reszta idzie sama. Podoba się?
I znowu trzeba wracać do szkoły.... Ugh.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top