Rozdział 72

Przez dwie godziny razem z Jungkookiem czekaliśmy przed salą, w której leżała nasza psina. Doktor Kang właśnie badał zwierzaka, a my zniecierpliwieni odliczaliśmy minuty. Aż tak z nim źle?

Od razu wstaliśmy z miejsca, gdy tylko drzwi się otworzyły, a przez nie wyszedł lekarz.

ㅡ Co z nim?

ㅡ Spokojnie. ㅡ Uśmiechnął się. ㅡ Zajęliśmy się złamaną nogą psa. Fakt, miał dużo innych ran. Większość nadawała się do zszycia, ale z Sarang jest wszystko dobrze. Żadnych problemów z resztą. Musi teraz odpoczywać, aby wrócić do zdrowia.

ㅡ Dziękujemy, panu. ㅡ Powiedział starszy, ponieważ ja nie byłbym w stanie. Płakałem tuląc się do wyższego. Kto mógł tak skrzywdzić nasz największy skarb? Jak tylko spotkam na swojej drodze Min Yoongiego, niech lepiej ucieka. ㅡ Można go zobaczyć? ㅡ Spytał.
Od razu spojrzałem na mężczyznę z błaganiem w oczach. Bardzo tego pragnąłem.

ㅡ Tylko na chwilę. Jutro rano będziecie mogli go zabrać do domu.

ㅡ Dobrze. ㅡ Skinął głową i trzymając mnie w ramionach weszliśmy do sali.

Szybko podszedłem do pupila przytulając go mimo iż był w śpiączce.

ㅡ Tęskniłem. ㅡ Szepnąłem mu na ucho, a następnie chowając twarz w jego sierści. Po chwili poczułem dłonie na mych barkach, które odsunęły mnie od niego.

ㅡ Kochanie, może wróćmy już do domu. ㅡ Powiedział cicho. ㅡ Wiem, że najchętniej byś tutaj został, ale nie ma sensu. W tej chwili Sarang odpoczywa i nie jest świadomy naszej obecności. Wrócimy jutro rano, aby go zabrać z powrotem.

ㅡ Ale... No dobrze. ㅡ Odparłem smutno.

ㅡ Chodźmy. ㅡ Objął mnie ramieniem opuszczając pomieszczenie. Pożegnaliśmy się z pracownikami, których mieliśmy, a potem wsiedliśmy do auta.

*

Kręciłem się z boku na bok nie mogąc zasnąć. Świadomość, że pies się znalazł nie pozwalała mi spać. Chciałem go zobaczyć, a był środek nocy.
Warknąłem cicho pod nosem zakrywając swoją głowę poduszką przymykając oczy, lecz sekundę później zostałem przyciągnięty do ciepłego ciała bruneta, który przytulił mnie do swojej klatki.

ㅡ Kookie?

ㅡ Śpij skarbie. ㅡ Szepnął całując moje czoło.

ㅡ Obudziłem cię?

ㅡ Nie, tylko kopałeś mnie w nogi. ㅡ Zaśmiał się cicho. ㅡ Nic nie szkodzi, kochanie. Wiem, że trudno ci zasnąć. Przynieść ci jakąś tabletkę na sen?

ㅡ Sam pójdę. Ty śpij. ㅡ Wstałem z łóżka, lecz zatrzymał mnie uścisk na nadgarstku.

ㅡ Uważaj na siebie, dobrze?

ㅡ Dobrze, Jungkookie. ㅡ Pocałowałem go w policzek wychodząc z pokoju.

Wszedłem do kuchni wyjmując z szafki kapsułki, które mi pomogą. Oby.
Jednakże zamiast je zabrać to przez kilka minut patrzyłem na opakowanie zatracając się w myślach, albo po prostu zapatrzyłem się na nie.

ㅡ Jiminnie? ㅡ Usłyszałem głos chłopaka, a później dłonie na swojej talii.

ㅡ Co? ㅡ Ocknąłem się patrząc na niego z boku. Westchnąłem kładąc swoje ręce na te jego opierając swoje ciało o niego.

ㅡ Wszystko w porządku?

ㅡ Yhm... ㅡ Przytaknąłem zamykając powieki. ㅡ Pocałuj mnie. ㅡ Poprosiłem spojrzawszy mu w oczy.
Mężczyzna nachylił się lekko, aby połączyć nasze usta ze sobą. ㅡ Jungkookie.. ㅡ Zacząłem po oderwaniu się przytulając go. ㅡ Czuję się tak bezpiecznie w twoich ramionach. Proszę nie puszczaj mnie, nigdy.

ㅡ Chim, co ty mówisz? Dobrze się czujesz? Pewnie leki zaczynają działać, bo majaczysz.

ㅡ Nic nie brałem.

ㅡ To skąd takie wyznanie?

ㅡ A co? Tylko ty możesz mówić mi jak mnie kochasz? Prawić mi komplementy?

ㅡ Nie. ㅡ Zaśmiał się. ㅡ To po prostu dla mnie nowość. Nigdy mi tak nie mówiłeś, dlatego się zdziwiłem.

Wywróciłem oczyma uśmiechając się lekko.

ㅡ A... Psycholog nadal jest potrzebny? ㅡ Spytałem niepewnie bawiąc się palcami wyższego.

ㅡ Jimin. Owszem. ㅡ Zarzucił moje włosy za ucho.

ㅡ Ale ja nie chcę. Sarang wrócił. Będzie dobrze. ㅡ Odsunąłem się od niego.

ㅡ Tak tylko sobie wmawiasz, a wiem, że nie. Jutro, a właściwie dzisiaj po południu pójdę z tobą.

ㅡ Nie chcę byś brał mnie później za wariata czy kogoś innego. ㅡ Odparłem głowę o jego tors wzdychając.

ㅡ Hej... Nigdy tak nie będzie, skarbie. ㅡ Potarł swoimi dłońmi moje przedramiona. ㅡ Spójrz na mnie.

Powoli uniosłem wzrok na starszego, a ten pocałował mnie w usta obejmując w pasie.

ㅡ Kocham cię nie ważne kim jesteś. ㅡ  Rzekł pogłębiając pocałunek.
Czując ciężar chłopaka na sobie oparłem się o szafki za sobą. ㅡ Nie bez powodu prosiłem cię o rękę, a potem stałeś się moim mężem. ㅡ Szepnął całując moją szyję, a dłońmi błądząc pod moją bluzką.

ㅡ Kookie, kiedy indziej... ㅡ Powiedziałem wyrywając się. ㅡ Przepraszam. ㅡ Dodałem kierując się w stronę schodów. Po drodze usłyszałem huk jakby uderzenie w szafę. Trochę się przestraszyłem, dlatego szybko uciekłem na górę kładąc się do łóżka. Chciałem szybko zasnąć, lecz jak na złość nie mogłem.
Po kilku minutach poczułem jak materac po drugiej stronie się ugina, a następnie dłoń na mojej talii. Nie wiem, dlaczego, ale spiąłem się.

ㅡ Przepraszam, Jiminnie. ㅡ Szepnął zabierając rękę.
Nie odpowiedziałem za to otrzymałem westchnięcie starszego.

***

Rano zaraz po śniadaniu, na którym mało co do siebie się odzywaliśmy, pojechaliśmy do weterynarza.
Stamtąd zabraliśmy Sarang i kilka wskazówek od lekarza na temat jak mamy postępować.

W domu tak jak przyjechaliśmy tak Jungkook pojechał do pracy mówiąc, że wróci o piętnastej, abyśmy pojechali do kliniki. Naprawdę nie chciałem tam jechać. Jestem zdrowy!

ㅡ Gdzie byłeś, mały? Hm? ㅡ Mówiłem głaszcząc psa za uchem leżąc tuż obok niego. Ten polizał mnie po twarzy szczekając. ㅡ Cieszę się, że wróciłeś. ㅡ Uśmiechnąłem się. ㅡ Wiesz jak to przeżywałem? Brakowało mi ciebie. Bardzo cię kocham, Sarang. ㅡ Powiedziałem całując go w głowę.

Byłem strasznie zmęczony. Nie spałem całą noc, dlatego położyłem się na podłodze zamykąc oczy. Zasnąłem prawie, że natychmiast.

**

Szczek psa. Coś mokrego na twarzy.
Uchyliłem powieki czując niewielki ból pleców. Podniosłem się do siadu masując kark. Zdziwiłem się widząc godzinę szesnastą. Sięgnąłem swój telefon zauważając wiadomość od męża, który pisał, że się spóźni.

ㅡ Jasne.. ㅡ Szepnąłem rzucając na ślepo urządzenie na kanapę.

ㅡ Aish...

Zmartwiony spojrzałem na starszego, który siedział na meblu masując swoją klatkę, a w dłoni trzymał mój telefon.

ㅡ Długo tu siedzisz?

ㅡ Nie chciałem cię budzić, wiedząc, że nie spałeś w nocy. Gotowy?

ㅡ Gotowy na co?

ㅡ Do psychologa.

ㅡ Nie zostawię Sarang. ㅡ Oburzyłem się.

ㅡ Godzina go nie zbawi, a nic nie zrobi skoro ma złamaną nogę. ㅡ Wstał przysuwając do psa miski z jedzeniem i wodą. ㅡ Chodźmy. ㅡ Wystawił w moją stronę dłoń.

ㅡ Poradzę sobie. ㅡ Mruknąłem wstając z podłogi. ㅡ Nie chcę go zostawiać. Pewnie sam ma traumę. Może boi się zostać sam? Nawet nie cieszy się widząc nas.

ㅡ Zadzwonię do Jina. Przyjdzie i z nim będzie, jeśli to cię uspokoi.

ㅡ Mnie? A ciebie to on cię nie obchodzi? Pewnie nawet nie pomyślałeś jak może się czuć, prawda?

ㅡ Proszę cię, jedźmy już.

ㅡ Dobra. Nie wiedziałem, że chcesz, żeby tak szybko mnie zamknęli w jakimś ośrodku. ㅡ Zaśmiałem się idąc na korytarz zakładając buty. ㅡ Rusz się. ㅡ Fuknąłem zarzucając na swoje barki kurtkę.

ㅡ Kochanie... ㅡ Złapał mój nadgarstek. Powoli przyciągnął moją osobę do siebie przybijając do ściany. ㅡ To nie prawda. Po pierwsze.... Sarang jest częścią naszej rodziny. Również jak ty się nim przejmuje. Po drugie... Nie mam zamiaru nigdzie cię zamykać. Chcę tylko byś był zdrowy, by było jak dawniej. Chcę się śmiać razem z tobą, wygłupiać się, dokuczać sobie. Wszystko co robiliśmy wcześniej. Przepraszam cię.

Patrzyłem w jego zapłakane oczy, a on w te moje. Płakaliśmy razem patrząc na siebie ze smutkiem wymalowanym na naszych twarzach.

ㅡ Kocham cię. ㅡ Odezwałem się jako pierwszy po długiej ciszy. ㅡ Ja również przepraszam, a teraz proszę jedźmy. ㅡ Odsunąłem się wychodząc z domu.

********************

Witajcie! Kto nie śpi?
Jak się odoba?
Mała bądź duża drama. Jak kto woli.
Już dzisiaj sylwester!
Bawcie się dobrze!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top