Rozdział 71

Dni mijały, a naszego pupila nie było. Bardzo za nim tęskniłem i niestety to wszystko odbiło się na mnie. W dzień próbowałem zachowywać pozory, lecz w nocy, gdy Kook spał płakałem w poduszkę jak małe dziecko. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić.

Ta noc była taka sama.
Łkałem cicho w poszewkę wspominając Sarang. Nie wiem co bym zrobił, gdyby przyszła policja przekazując złą wiadomość, chociaż nawet na własną rękę nie potrafię go znaleźć.

W pewnej chwili usłyszałem szelest,  następnie poczułem ciepłą dłoń na mym ramieniu, a potem jak starszy nachyla się nade mną.

ㅡ Jiminnie? ㅡ Szepnął odwracając mnie w swoją stronę.
Nie wytrzymałem wybuchając płaczem. Starszy nie czekając przytulił moją osobę głaszcząc po głowie. ㅡ Cichutko, skarbie. ㅡ Mówił.

ㅡ Tak bardzo mi go brakuje. ㅡ Wyszlochałem w jego szyję.

ㅡ Wiem, kochanie, ale musimy czekać.

ㅡ Ile?! Ile każesz mi cierpieć?! ㅡ Krzyknąłem odpychając go. ㅡ Ja chcę tylko swojego Sarang. ㅡ Szepnąłem zalewając się łzami.

ㅡ Chimmy.. Spokojenie. ㅡ Powiedział ponownie zamykając mnie w uścisku. ㅡ Śpij... ㅡ Poprosił cicho. ㅡ Jestem z tobą. Musisz zasnąć.

Przez jakiś czas płakałem mu w ramię, dopóki się uspokoiłem zapadając w sen.

***

Obudziłem się po południu. Mimo iż spałem bardzo długo to nadal odczuwałem zmęczenie. Nie chciałem wstawać z łóżka, ale musiałem. Jungkooka jak zawsze nie było obok mnie co rano, ponieważ przeważnie szedł do pracy.
Jednakże, gdy tylko zszedłem na dół zastałem starszego w kuchni.
Bez wahania podszedłem do niego przytulając go od tyłu nie mając zamiaru puścić.

ㅡ Skarbie? Dobrze się czujesz? ㅡ Spytałem z troską próbując się odwrócić, lecz trzymałem go mocno nie pozwalając na to. ㅡ Kochanie... Chcę na ciebie spojrzeć. ㅡ Rzekł nadal się ze mną siłując aż w końcu opadłem z sił puszczając. Ten od razu odwrócił się do mnie przodem, ujmując moją twarz w swoje dłonie.
ㅡ Nie wyglądasz najlepiej.

ㅡ I tak się czuję. ㅡ Szepnąłem próbując panować nad głosem.

ㅡ Chcesz pójść do psychologa? Boję się o ciebie.

ㅡ Nie. Nie potrzebny mi on.

ㅡ Jiminnie... Nie sądzisz, że tak będzie najlepiej? Z każdym dniem boję się zostawiać cię samego idąc do pracy.

ㅡ Naprawdę. Poradzę sobie bez niego. Mam ciebie i nie potrzebuję nikogo innego.

ㅡ Eh... Jesteś głodny?

ㅡ Nie mam ochoty. ㅡ Przytuliłem go. Odwzajemnił gest całując mnie w czoło.

ㅡ Musisz jeść. Musisz mieć siłę.

Mruknąłem coś pod nosem przymykając oczy. Byłem bardzo zmęczony.

ㅡ Kookie, chcę spać.

ㅡ Co? ㅡ Odpowiedział zdziwiony. ㅡ Przecież dopiero wstałeś. Wszystko w porządku?

ㅡ Będzie, jeśli wróci Sarang.

ㅡ Kochanie ja wiem, ale...

ㅡ Pójdziesz ze mną spać? ㅡ Wciąłem się mu w zdanie.

Westchnął po kilku chwilach przytakując głową. Tak, więc poszliśmy z powrotem na górę kładąc się do łóżka.

*

Minęły dwa dni. Dzisiaj powinienem się cieszyć, ponieważ są moje urodziny, ale jakoś nie miałem nastroju do zabaw. Jungkook próbował gdzieś mnie wyciągnąć, lecz nie chciałem. Leżałem przed telewizorem okryty dwoma kocami plus poduszka pod głową.

ㅡ Jiminnie.. Może na gorącą czekoladę? ㅡ Zaproponował po raz setny siedząc na fotelu.

ㅡ Nie chcę nigdzie wychodzić. ㅡ Odparłem zakrywając się materiałem.

ㅡ Nie chcesz ich jakoś spędzić?

ㅡ Obiecałeś mi, że nic mi nie dasz, ponieważ ja ci nic nie dałem. A co mi podarowałeś? Bukiet kwiatów i czekoladę. ㅡ Spojrzałem na niego z wyrzutem.

ㅡ Nie podobają ci się? ㅡ Spytał z smutnym wyrazem twarzy.

ㅡ Podobają, Jungkookie, ale nic więcej nie chcę.

ㅡ Więc kto powiedział, że to koniec niespodzianki?

ㅡ Jungkook!

ㅡ To tylko bilety do kina na dzisiejszy film. Chodź ze mną.

ㅡ Nie chcę.

ㅡ To mam zabrać ze sobą kogoś z pracy?

ㅡ Ani mi się waż! Nie zapominaj, że jeszcze nikt tam nie wie, że jesteś po ślubie.

ㅡ To co ci szkodzi?

Zamilkłem uciekając wzrokiem.

ㅡ Nie chcesz ze mną spędzać czasu, bo wolisz siedzieć w domu oglądać jakieś tandetne dramy?

ㅡ Nie prawda, ja tylko...

ㅡ To się w końcu zdecyduj co chcesz. Jak nie chcesz ze mną iść to pójdę sam. ㅡ Wstał wychodząc z salonu.

ㅡ Jungkook, poczekaj! ㅡ Krzyknąłem zdesperowany biegnąc za nim aż do naszej sypialni. ㅡ Przepraszam. ㅡ Rozpłakałem się rzucając się na niego przytulając. ㅡ Nie chciałem. Miałem się poprawić, a wychodzi na odwrót. Wybacz mi.

ㅡ Chimmy, już uspokój się. ㅡ Rzekł głaszcząc mnie po głowie.

ㅡ Nie chcę byśmy się kłócili. Przepraszam, przepraszam... ㅡ Powtarzałem.

ㅡ Jimin, przestań. ㅡ Powiedział potrząsając mną.

ㅡ Wiem, że jestem do dupy i..

ㅡ Dosyć! Nie mów tak. ㅡ Odparł patrząc mi w oczy. ㅡ Wcale tak nie jest. ㅡ Szepnął kładąc dłoń na mym policzku głaszcząc kciukiem.
Rozpłakałem się spuszczając głowę.

ㅡ Pójdę z tobą. Pójdę. ㅡ Uniosłem na niego wzrok.

ㅡ Proszę nie zmuszaj się, jeżeli nie chcesz.

ㅡ Chcę naprawić to co zepsułem. ㅡ Otarłem rękawem policzki.

ㅡ No dobrze. ㅡ Westchnął. ㅡ Pojutrze zapiszę cię do psychologa. Nie chcę słyszeć sprzeciwu. ㅡ Dodał ostatnie zdanie, gdy tylko otworzyłem usta. ㅡ Tak będzie lepiej, kochanie.

ㅡ Co? Nie... ㅡ Cofnąłem się krok do tyłu.

ㅡ Jimin, musisz do niego iść. On ci pomoże. ㅡ Złapał moje dłonie.

Zagryzłem drżącą wargę patrząc na ścianę z boku.

ㅡ Zrób to dla mnie. Mam wrażenie, że z każdym dniem jest z tobą coraz gorzej. Nie może tak być. Boję się o ciebie..

ㅡ Dobrze. ㅡ Spuściłem głowę. ㅡ Zrobię to. Kocham cię.

ㅡ Wiesz jak dawno tego nie słyszałem? ㅡ Zaśmiał się. ㅡ Ja ciebie też kocham, dziubasku...

ㅡ Idziemy?

ㅡ Tak. ㅡ Przytaknął.

*

Po skończonym seanse zrobił się wieczór. W świetle księżyca ruszyliśmy do domu trzymając się za ręce. Mógłbym powiedzieć, że jest romantycznie, lecz szybko odrzuciłem od siebie te myśli przytulając się do boku starszego.

ㅡ Podobał ci się film?

ㅡ Był nawet fajny. Dziękuję, Kook. ㅡ Posłałem lekki, lecz bardziej wymuszony uśmiech.

ㅡ Cieszę się, kochanie. ㅡ Objął mnie ramieniem przyciągając do siebie bliżej.
Doszliśmy do domu. Gdy chłopak szukał kluczy ja usłyszałem szelest w krzakach, które rosły tuż przed budynkiem.

ㅡ Kook. Tam coś jest. ㅡ Szepnąłem wskazując palcem chowając się za nim.

ㅡ Huh? ㅡ Podszedł do roślin, a potem zaśmiał się radośnie. ㅡ Jiminnie... Czy to, aby nie nasza zguba?

Nie wierzyłem własnym oczom, w których pojawiły się łzy. Czym prędzej pobiegłem do psa przytulając go jak tylko mogłem, lecz przestraszyłem się widząc, że ma uniesioną jedną łapę i w ogóle sam był cały brudny mając w niektórych miejscach zadrapania. Uciekł?

ㅡ Szybko. Zabierzemy go do weterynarza. ㅡ Powiedział biorąc go na ręce, lecz mąż szybko mi go odebrał.

ㅡ Jesteś zbyt słaby, skarbie. ㅡ Stwierdził. ㅡ Otwórz drzwi od samochodu.. ㅡ Poprosił co od razu zrobiłem.

*****************

Moje rozdziały muszą mieć maksymalnie 1000 słów mimo, że niektóre mają o sto mniej, ale tylko dlatego, że nie widziałam co dalej pisać. Z tym również miałam chwilową przerwę, bo nie wiedziałam co napisać i wyszło co wyszło. Podoba się? Komentarze mile widziane!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top