Rozdział 70

Z przerażeniem patrzyłem na wymierzoną we mnie broń.

ㅡ Co ty tu robisz? Przecież byłaś w więzieniu! ㅡ Powiedziałem.

ㅡ Istnieje takie coś jak kałcja mój drogi. ㅡ Zaśmiała się.

ㅡ Co chcesz zrobić?

ㅡ Chcę odzyskać to co do mnie należy. ㅡ Fuknęła.

ㅡ Co tu się... Suzy? Jimin nic ci nie jest? ㅡ Usłyszałem głos chłopaka. ㅡ Odłóż to, proszę cię.

ㅡ O! Przyszedł i on. ㅡ Uśmiechnęła się szeroko. ㅡ Masz szczęście. Nie spóźniłeś się na najlepszą cześć pokazu, a mianowicie jak twój Jiminek kończy swój żywot. Nareszcie będziemy razem! ㅡ Powiedziała z entuzjazmem.

ㅡ Kobieto ty jesteś chora!

ㅡ Tylko na twoim punkcie, kochanie.
Więc na czym skończyliśmy? ㅡ Spojrzała na mnie. ㅡ Ah tak... Ty.

ㅡ Proszę cię... Nic nie rób. W ogóle... Skąd wiedziałaś, gdzie mieszkamy?

ㅡ Znam pewne osoby, które dla kasy zrobią wszystko. ㅡ Mruknęła.

ㅡ Gdzie Sarang? ㅡ Szepnął pewnie do siebie.

ㅡ Ten kundel, który pogryzł mi spodnie? Ah.. Yoongi się nim zajmuje. ㅡ Machnęła dłonią.

ㅡ Jeżeli coś mu zrobicie to...

ㅡ To co? Będziesz płakał? To tylko zwykłe zwierzę. Sierściuch, który przenosi tylko zarazki.

ㅡ On jest członkiem naszej rodziny. ㅡ Powiedziałem pewnie.

ㅡ Ojoj... ㅡ Udała zmartwioną. ㅡ Też mi coś, ale tobie już nie będzie potrzebny. ㅡ Rzekł celując we mnie.

ㅡ Suzy nie! ㅡ Krzyknął brunet podbiegając do kobiety wykręcając jej rękę, ale zdążyła strzelić, a kula trafiła mi prosto w brzuch. Drżącą dłonią dotknąłem rany spojrzawszy na płynącą z niej krew. ㅡ Jimin!

Czułem się z każdą chwilą coraz słabiej, a przed oczyma pojawiały się mroczki. W końcu po kilku chwilach opadłem bezwładnie na podłogę, a wokół panowała całkowita ciemność.

***

Powoli uchyliłem powieki, a pierwsze co ujrzałem to biały sufit. Byłem zmęczony.
Przekręciłem głowę w bok, słysząc jak strzyka mi w karku. Mój wzrok spoczął na śpiącym Jungkooku, który siedział na niewygodnym krześle.
Spojrzałem w drugą stronę zauważając Seokjina na drugim metalowym meblu. Po chwili do środka wszedł Namjoon z dwoma kubkami w dłoniach. Uśmiechnął się widząc moje otwarte oczy.

ㅡ Dzień dobry, Jimin. ㅡ Powiedział szturchając bruneta, który od razu się ocknął. Wskazał na mnie.

ㅡ Chimmy.. ㅡ Szepnął łapiąc moją dłoń. ㅡ Boże.. ㅡ Zaczął płakać uśmiechając się szeroko. ㅡ Kochanie, tak się bałem. ㅡ Dodał całując przeciągle w moje czoło, a następnie w policzek.

ㅡ Co się dzieje? ㅡ Wyszeptałem ledwo słyszalnie.

ㅡ Miałeś operacje. Byłeś w narkozie przez tydzień. Bardzo się o ciebie martwiłem, ale teraz musisz odpoczywać.

ㅡ Nie. ㅡ Pokręciłem głową podnosząc się do siadu czując ból w okolicach brzucha, ale miałem to gdzieś. ㅡ Co z Sarang?

ㅡ Co?

ㅡ Gdzie jest Sarang? Co z nim? ㅡ Spytałem nieco głośniej łapiąc się za głowę, która zaczęła pulsować. ㅡ Jungkook powiedz mi. ㅡ Powiedziałem stanowczo.

ㅡ No... Nie wiem. Nie ma go nigdzie, ale spokojnie policja już go szuka, a ty musisz leżeć i...

ㅡ Jak mam spokojnie leżeć?! ㅡ Oddychałem szybko. ㅡ Nasz kochany Sarang, gdzieś zniknął. Nie wiadomo co Yoongi mu zrobił, do czego był zdolny. Co jeśli... ㅡ Rozpłakałem się.

ㅡ Nie. Na pewno nie, kochanie. ㅡ Przytulił mnie głaszcząc po głowie. ㅡ Znajdzie się, zobaczysz.

ㅡ A co z Suzy?

ㅡ Wróciła do więzienia tym razem bez możliwości kałcji za usiłowanie zabójstwa, a Yoongi niestety uciekł.

Zamilkłem wtulając się bardziej w starszego nie przestając płakać. Bardzo się bałem o naszego psa. Kochałem go i zawsze będę kochać. Nie wiem co zrobię, jeżeli się nie znajdzie, a jeszcze nie wiem co zrobię jeśli on... Nie Jimin. Nie myśl tak. On na pewno żyje.

ㅡ Jungkook my może wyjdziemy. ㅡ Usłyszałem głos Namjoona.

ㅡ Dziękuję, Joon. Za wszystko. ㅡ Powiedział starszy.

ㅡ Nie ma sprawy, Kook. Po drodze zawołamy lekarza. To do zobaczenia. Trzymaj się Jimin i wracaj do zdrowia.

ㅡ Dziękuję. ㅡ Szepnąłem wycierając policzki.

Para Kim opuściła pomieszczenie machając na pożegnanie ręką. Po kilku minutach przyszedł doktor z pielęgniarką. Sprawdził mój stan, a kobieta zmieniła mi kroplówkę.

ㅡ Jak się Pan czuje?

ㅡ Trochę boli mnie głowa i brzuch.

ㅡ Rozumiem. ㅡ Skinął głową. ㅡ Pielęgniarka poda środki przeciwbólowe oraz pobierze krew.

ㅡ Kiedy stąd wyjdę?

ㅡ Nie za prędko. Operacja nie należała do łatwych, proszę pana. Gdyby pocisk trafił kilka centymetrów w lewo, nie miałby pan szans na przeżycie. Ma Pan szczęście.

Słuchałem tego z wyraźnym szokiem. Ja mogłem umrzeć!
Spojrzałem na Kooka, który miał spuszczoną głowę i płakał. Bolał mnie ten widok. Położyłem dłoń na jego włosach, a drugą na policzku unosząc jego głowę zmuszając tym, aby na mnie spojrzał.

ㅡ Nie płacz. ㅡ Powiedziałem.

ㅡ Nie wybaczyłbym sobie, gdyby..

ㅡ Jeśli to powiesz, obrażę się. ㅡ Odparłem chcąc nieco rozluźnić atmosferę, ale nawet to nie pomogło. ㅡ Jungkookie... Nigdzie się nie wybieram.

ㅡ Kocham cię.

ㅡ Ja ciebie też, bardzo mocno kocham. ㅡ Uśmiechnąłem się.

Spojrzałem na lekarza, który nas obserwował z uśmiechem. Po chwili ocknął się zapisując coś w notesie.

***

Po kilkunastu dniach wyszedłem ze szpitala. Niestety Sarang jeszcze nie odnaleziono. Przez cały pobyt tutaj nie spałem spokojnie mimo iż Kook był obok. To tak jakby odebrano mi cząstkę serca, życia. On nie jest zwykłym psem. On należał do rodziny i zawsze będzie do niej należeć.

ㅡ Idziemy? ㅡ Spytał starszy kładąc dłoń na mym ramieniu odrywając mnie od mych myśli.

ㅡ Yhm.... ㅡ Mruknąłem zapinając torbę. Chłopak zarzucił na moje barki kurtkę, ponieważ na dworze nie było za ciepło. Racja. Przecież był początek października. ㅡ Dziękuję. ㅡ Uśmiechnąłem się blado zakładając odzienie.

ㅡ Nie martw się o niego. ㅡ Przytulił mnie od tyłu szepcząc do ucha. ㅡ Znajdą go. Zobaczysz.

ㅡ Z każdym dniem coraz mniej w to wierzę, a nie chcę.

ㅡ Wszystko się ułoży. Sarang wróci cały i zdrowy. Musimy tylko cierpliwie czekać.

ㅡ Wiem. ㅡ Odwróciłem się do niego przytulając. ㅡ Wracamy do domu. ㅡ Szepnąłem.

***

W mieszkaniu, gdy tylko przekroczyłem próg nie było tak samo. Było za cicho, bez życia. To mnie dobijało.

ㅡ Zrobię coś do picia, dobrze? ㅡ Oznajmił kładąc moją torbę na podłogę. Poszedł do kuchni zostawiając mnie samego w salonie, do którego wszedłem.
Po paru minutach wrócił z dwoma parującymi kubkami w dłoniach.

ㅡ A masz coś mocniejszego?

ㅡ Nie możesz pić alkoholu.

ㅡ Kookie..

ㅡ Nie. Lekarz zabronił. Tutaj jest ważne twoje zdrowie. Pomysł trochę o tym.

Zrezygnowany usiadłem na kanapie patrząc tępo w zgaszony ekran telewizora.

ㅡ Jiminnie.. Wiem, że to dla ciebie trudne, bo byłeś z nim bardzo mocno związany, ale alkohol nic w tym nie pomoże, a zaszkodzi tobie.

ㅡ Chcę choć na chwilę oderwać się od tego wszystkiego. ㅡ Westchnąłem ciężko.

ㅡ Kochanie... ㅡ Przytulił mnie. ㅡ Może jak wypijemy herbate pójdziemy na spacer? Poszukamy go po drodze. Może się znajdzie?

ㅡ Zgadzam się. ㅡ Skinąłem głową.

Chyba zacznę szukać go na własną rękę. Policja nawet chyba nie kiwnęła palcem, aby szukać naszego aniołka. Dlatego w takich przypadkach nienawidzę policji.

*********

A więc tak. Podoba się?

Życzę wam Wesołych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego Roku! Macie się wszyscy dużo uśmiechać, dobrze uczyć, oraz cieczyć się życiem. To są chyba najważniejsze podstawy w życzeniach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top