Rozdział 68

Rano byłem ledwo żywy. Bruneta nie było obok mnie. Nie dość, że byłem obolały to na dole są osoby, których nie chce widzieć. Gdy tylko usłyszałem kroki zamknąłem oczy udając, że śpię. Skrzyp drzwi i cieche stąpanie czyiś stóp.

ㅡ Jiminnie... ㅡ Szepnął brunet tuż nad moim uchem. ㅡ Wstawaj.

Milczałem. Po chwili zerwałem się z łóżka cały przemoczony za sprawą zimnej wody, która ogarnęła moje ciało. Patrzyłem z mordem w oczach na starszego, który się śmiał trzymając w dłoni garnuszek.

ㅡ Już po tobie! ㅡ Krzyknąłem rzucając się w pogoń za chłopakiem, który zaczął uciekać. ㅡ Wracaj tutaj króliku! ㅡ Wołałem biegnąc za nim.

Po drodze ominąłem wychodzącego z łazienki Tae i to był ogromny błąd. Niechcący uderzyłem bosą stopą w komodę, która stała sobie grzecznie na korytarzu i pewnie jakby żyła to śmiała by się mi prosto w twarz za to, że zrobiła mi krzywdę.
Krzyknąłem z bólu siadając na podłogę łapiąc za pulsujący palec.

ㅡ Nic ci nie jest? ㅡ Spytał wyżej wymieniony chcąc mi pomóc.

ㅡ Daj mi spokój. ㅡ Warknąłem odrzucając jego dłoń.
Wstałem wchodząc do łazienki, z której wyszedł. Zamknąłem się w niej zaciskając oczy z bólu. Dlaczego zawsze tylko mały palec!? Czemu to nie może być na przykład ten duży, albo któryś środkowy? Nienawidzę tego. ㅡ Kurwa. ㅡ Syknąłem. ㅡ No japierdole nie mówcie mi, że go złamałem. ㅡ Powiedziałem sam do siebie, gdy ledwo mogłem dotknąć palec. ㅡ Zajebiście.

ㅡ Jiminnie! ㅡ Krzyknął brunet uderzając w powłokę. ㅡ Otwórz.

Uśmiechnąłem się złowieszczo i mimo bólu nalałem do dzbanka, który tu się znajdował zimnej wody. Ustawiłem się przed drzwiami i...

ㅡ Jest otwarte. ㅡ Powiedziałem.

Starszy wszedł, a gdy znalazł się w środku oblałem go przezroczystą cieczą.

ㅡ Teraz jesteśmy kwita. ㅡ Rzekłem patrząc jak kapie z niego, a na podłodze powstaje małe oczko wodne.

ㅡ Ugh... ㅡ Mruknął podchodząc do mnie, przez co musiałem się cofnąć, lecz zapomniałem o swoim paluszku przeklinając pod nosem. ㅡ Wszystko okay?

ㅡ Nie. ㅡ Pokręciłem przecząco głową. ㅡ Jedźmy do szpitala. Złamałem chyba mały palec. ㅡ Powiedziałem.

ㅡ Tylko ty mogłeś się tak urządzić. ㅡ Westchnął i biorąc mnie w stylu panny młodej zniósł do pokoju, gdzie się przebrałem w świeże ciuchy.

***

ㅡ Palec nie jest na szczęście złamany. Proszę nie histeryzować. ㅡ Powiedziała lekarka.

ㅡ Ale jest czerwony!

ㅡ Jest tylko stłuczony. Przepisze panu maści i...

ㅡ Będzie amputowany? ㅡ Wystraszyłem się mocniej ściskając rękę bruneta, który po chwili strzelił sobie piątkę z czołem.

ㅡ Nie. ㅡ Zaśmiała się. ㅡ Nie ma takiej opcji.

ㅡ Uff... ㅡ Odetchnąłem z ulgą.

ㅡ Widzisz? Mówiłem, że masz się nie martwić, a ty zacząłeś nawet w drodze do szpitala testament pisać! Przecież od tego się nie umiera.

ㅡ A jakby mi go odcinali i podczas operacji coś by się stało to co by było?

ㅡ Dlaczego w ogóle gadamy o palcu? ㅡ Spytał wywracając oczyma. ㅡ Skończmy, okay?

ㅡ Oto recepta. Proszę. ㅡ Kobieta podała mi kartkę.

ㅡ Dziękuję. ㅡ Powiedziałem kłaniając się.

Razem ze swoim mężem wróciłem do domu, gdzie nadal była dwójka przyjaciół Kooka. Pocieszała mnie myśl, że przed obiadem już ich nie będzie. Po drodze wystąpiliśmy do apteki po te maści, które na szczęście były tanie.

ㅡ Przepraszam. ㅡ Zaśmiałem się lekko zawstydzony patrząc na krajobraz za szybą.

ㅡ Za co? ㅡ Spytał zmieniając bieg. ㅡ Za tą sytuację w szpitalu i w drodze do niego?

ㅡ No...tak... Za bardzo się tym przejąłem i...

ㅡ Nic się nie stało, kochanie. ㅡ Parsknął śmiechem.

ㅡ Mam nadzieję, że wziąłeś mnie za nienormalnego?

Milczał, a kątem oka zauważyłem, że powstrzymuje śmiech.
Oburzyłem się uderzając go w ramię.

ㅡ Mam się obrazić? Ty przeciwko mnie?!

ㅡ Ale skarbie... Kto inny robił by taką aferę o palec?

ㅡ A żebyś wiedział, że ja. Co by było, gdybym na serio go złamał?

ㅡ Wtedy bym się tobą odpowiednio zaopiekował. ㅡ Uśmiechnął się szeroko parkując przed domem. ㅡ Ty mój dziubasku, a zrób dziubek. ㅡ Poprosił.
Uniosłem brew, ale zrobiłem to o vo prosił, a ten pocałował mnie w usta. ㅡ Chodźmy, bo boję się o nasze mieszkanie.

ㅡ Muszę?

ㅡ Jiminnie.. Nie gniewaj się na nich. Nie chcieli.

ㅡ To chociaż niech przeproszą. ㅡ Mruknąłem odpinając pas. ㅡ Naprawdę tak trudno? Nie wiedzą, że zrobili mi przykrość?

ㅡ Jimin... ㅡ Zaczął, lecz nie dałem mu dokończyć wychodząc z samochodu. Kuśtykając wszedłem do środka zdejmując buty.

ㅡ I jak? ㅡ Spytał Tae, pojawiając się na korytarzu.
Prychnąłem omijając go idąc do kuchni. Co jak co, ale jeszcze nie jadłem śniadania. ㅡ Huh? Ej Chim poczekaj.. ㅡ Zawołał idąc za mną. ㅡ Przepraszam za wszystko co ci zrobiłem i powiedziałem.

ㅡ Ja też przepraszam! ㅡ Krzyknął Hobi z salonu, a potem przybiegł do nas. ㅡ Nie chcieliśmy cię zranić.

Patrzyłem na nich szeroko otwartymi oczami. Co oni czytali mi w myślach czy co? Właśnie nie tak kilka chwil temu mówiłem o tym.

ㅡ Um... Pomyślę. ㅡ Mruknąłem nalewając do szklanki wody.

ㅡ Prosimy. ㅡ Powiedzieli i niespodziewanie padli przede mną na kolana. Oplułem się zaskoczony ich postawą.

ㅡ Co wy robicie? Wstańcie. ㅡ Powiedziałem. ㅡ Nie wygłupiajcie się.

ㅡ Jak nam wybaczysz.

ㅡ Dobra wybaczam, ale wstańcie już.

Zrobili to o co ich poprosiłem.
Odetchnąłem z ulgą wypijając zawartość szklanki. Spojrzałem na męża, który z uśmiechem przyglądał się temu wszystkiemu opierając się o ścianę z skrzyżowanymi rękami na piersi. Goście poszli do salonu, a do mnie podszedł wyższy.

ㅡ Mówiłem, że jesteś księżniczką. Nawet oni padają przed tobą na kolana. Tylko nie wtrąć ich do lochu, bo wtedy stracisz dobrą reputację.

ㅡ Aigoo... Przestań. Zaskoczyli mnie. ㅡ Szepnąłem odkładając brudne naczynie do zlewu po chwili czując oplatające mnie ramiona wokół talii.

ㅡ To chyba dobrze, że w ogóle cię przeprosili.

ㅡ Tak, ale nadal czuję się trochę niepewnie w ich towarzystwie. Z czasem to minie. Muszę tylko go mieć.

ㅡ Nie śpiesz się, kochanie. Może są niemożliwi i czasami nie wiedzą co mówią, ale są super chłopakami.

ㅡ Wiem o tym, Kookie.

ㅡ Chcesz kawy? ㅡ Spytał.

ㅡ Oczywiście. Ja zrobię kanapki. Jestem strasznie głodny.

ㅡ Się robi. ㅡ Cmoknął mnie w policzek.

**************

Jestem! Co tam u was kochani? Dzisiaj u mnie była ubierana choinka nareszcie!
Podobna się?
Szczerze mówiąc nie wie mam weny na nastepny rozdział. Coś wymyślę, więc nie mam pojęcia czy on się jutro pojawi.
Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top