Rozdział 64
Odgłosy uderzeń łóżka o ścianę. Mieszające się jęki oraz oddechy rozchodziły się w pomieszczeniu.
Tak właśnie testowaliśmy nasze tymczasowe łóżko, które nie powiem, ale ma już odrobinę wygiętą nóżekę. Mały szczegół.
ㅡ Szybciej! ㅡ Krzyczałem trzymając się metalowego oparcia łoża wypinając się w stronę starszego. W pewnej chwili poczułem ból na pośladku. Ugh... Nie lubię tego. Może czasmi, ale nie za bardzo. Po tym mogę mieć sine brzoskwinki! ㅡ Weź mnie nie bij. ㅡ Oburzyłem się. ㅡ Nie jestem masochistą, żeby to lubić.
ㅡ Ale one same się o to proszą noo...
Ostatni raz.
ㅡ Nie.
ㅡ Proszę. ㅡ Przerwał zabawę jeżdżąc dłonią po mych plecach.
ㅡ Słuchaj mnie, albo kończymy zabawę. ㅡ Odparłem stanowczo odwracając się do niego przodem.
ㅡ No dobrze, przepraszam. ㅡ Uśmiechnął się.
Położyłem nogę na jego barku, a ten pochylił się nade mną ponownie we mnie nabijając.
***
Następnego dnia poszliśmy zwiedzać miasto miłości! I co oczywiście jak Kook chciał poszliśmy na wieże Eiffla.
Czułem się taki malutki stojąc pod nią. Z podziwem oglądałem budowle. Wszelakie konstytucje, stalowe połączenia.
ㅡ Jimin. ㅡ Usłyszałem z boku.
Spojrzałem na chłopaka, a ten niespodziewanie pocałował mnie pstrykając zdjęcie, jednakże nie poprzestał mnie całować. Oddałem gest obejmując go w talii.
ㅡ To jest idealne miejsce na...
ㅡ Na?
ㅡ Na powiedzenie jak bardzo cię kocham. ㅡ Uśmiechnął się szeroko.
Policzki nabrały czerwonych barw, a oczy się zaszliły. Bardzo rozczuliły mnie jego słowa. Poczułem ciepło na sercu i odruchowo spojrzałem na nasze splecione dłonie, na których można było zobaczyć dwie błyszczące się złote obrączki.
ㅡ Też cię kocham, Jungkookie. ㅡ Powiedziałem z uśmiechem przytulając go.
ㅡ Wiesz... Czasami żałuję, że ci się tutaj nie oświadczyłem. ㅡ Westchnął ciężko.
ㅡ Hej... Restauracja też była niezwykłym miejscem. ㅡ Położyłem dłoń na jego policzku.
ㅡ Daj mi prawą dłoń.
Zaskoczony jego prośbą, spełniłem ją. Brunet ujął moją rękę tą swoją i zaciekawiony mogłem patrzeć jak zdejmuje mi pierścionek zaręczynowy, który również cały czas noszę. Następnie uklęknął zwracając na siebie uwagę.
ㅡ Wiem, że jesteśmy już małżeństwem, ale...Jiminnie... Nie było i już nie będzie takiej szansy, więc... Wyjdziesz za mnie po raz drugi?
ㅡ Moja odpowiedź zawsze będzie taka sama, Jungoo. Tak. ㅡ Zaśmiałem się uroczo ponownie przyjmując od niego pierścionek. Wstał przytulając mnie co oddałem.
ㅡ Chodźmy na kawę. Spróbujemy tutaj tutejszej. ㅡ Objął mnie ramieniem idąc do jakieś kawiarni.
***
Kilkanaście dni później...
Z zadowoleniem wciągnąłem seulskie powietrze. Wróciliśmy właśnie do Korei. Cieszyłem się z tego powodu. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej jak to mówią. Już po odebraniu naszych bagaży z daleka zauważyłem przyjaciół wraz z Sarang. Czum prędzej pobiegłem w ich kierunku, a kiedy stanąłem przed nimi przytuliłem wszystkich po kolei, a na koniec ukucnąłem przed psem. Albo mi się zdawało, albo naprawdę urósł. Uśmiechnąłem się w jego stronę głaszcząc po głowie. Zwierzę piwąchało mnie, a po chwili rzucił się na mnie energicznie machając ogonem oraz radośnie szczekając.
ㅡ Też za tobą tęskniłem, Sarang. ㅡ Przytuliłem go.
Chłopacy pomogli mi wstać odciągając ode mnie pupila, który nie chciał ode mnie odejść, lecz gdy tylko ujrzał i tak jakby przypomniał sobie Jungkook zaczął na niego naskakiwać.
Zaśmiałem się cicho na ten widok.
ㅡ Chodźcie, musicie nam poopowiadać! ㅡ Zaproponował Jin obejmując Kooka i razem z resztą załogą ruszyli w kierunku wyjścia kompletnie mnie olewając. Wywróciłem oczyma podnosząc swoje bagaże z ziemi. Dlaczego wydawało mi się, że jest ich o wiele za dużo? Ledwo daje radę je zabrać samemu!
ㅡ Ej.. ㅡ Chciałem krzyknąć, lecz zniknęli z mojego punktu widzenia. Westchnąłem ciężko ciągnąć za sobą torby.
Jednak po chwili poczułem ciepłą dłoń na swojej, która odebrała ode mnie walizkę i torbę na ramię.
ㅡ Wybacz, skarbie. Już pomagam. Jin mnie naskoczył z tyloma pytaniami.
ㅡ Masz szczęście. Gdybym sam doszedł z nimi do samochodu nie odezwałbym się do ciebie. ㅡ Uśmiechnąłem się wrednie.
ㅡ Ale przybyłem na ratunek jak Iron Man. ㅡ Zaśmiał się, a ja razem z nim.
ㅡ I bardzo ci dziękuję. Czekaj, a gdzie jest... Sarang?
ㅡ Jest już z nimi w aucie. Czekają na nas.
ㅡ To dobrze.
ㅡ Coś cię martwi? ㅡ Zatrzymał nas patrząc mi w oczy.
ㅡ Skąd ten pomysł?
ㅡ Nie znam cię od dzisiaj. Zawsze rozpoznam, gdy coś cię dręczy.
ㅡ Po prostu... Nie ma mojego taty. Myślałem, że przyleci z Anglii, ale przeliczyłem się.
ㅡ Chodź. ㅡ Uśmiechnął się szeroko ciągnąc nas na zewnątrz.
Na mojej twarzy zagościł uśmiech, gdy zauważyłem swojego ojca. Schowałem bagaże do bagażnika po czym przytuliłem starszego.
ㅡ Tęskniłem, tato.
ㅡ Ja również, synu. Długo cię nie widziałem. Opaliłeś się nieco i wyglądasz na szczęśliwego.
ㅡ I taki jestem. Szczęśliwy u boku Kooka.
ㅡ To dobrze. Pojedziemy teraz do was. Trzeba opić wasz powrót plus wasz udany miesiąc miodowy. ㅡ Zaśmiał się wsiadając do swojego auta.
Spojrzałem na Jungkooka, który chyba wiedział o co mi chodzi, ponieważ skinął głową dając mi tym znak.
ㅡ Tato, jadę z tobą. ㅡ Oznajmiłem wsiadając na miejsce pasażera obok niego.
***
ㅡ Gorzko! Gorzko! Gorzko! ㅡ Krzyczeli. Spojrzałem zawstydzony na bruneta, który uśmiechał się szeroko. Przyciągnał mnie do siebie wpijając mi się w usta. Oddałem gest zarzucając ręce za jego kark. Oderwaliśmy się po chwili. ㅡ Mało! Mało!
Skarciłem ich wzrokiem ponownie całując wybranka, jednakże tym razem na dłużej. Kiedy zabrakło nam powietrza rozległy się wiwaty i gwizdy oraz oklaski.
Czerwony jak pomidor schowałem twarz poprzez przytulenie starszego.
ㅡ Masz, Jimin. ㅡ Odezwał się Tae podając mi mały kieliszek z soju.
ㅡ Nie piję. Nie chcę. Ktoś musi dzisiaj być trzeźwy.
ㅡ Oj przestań udawać taką cnotkę. Jeden ci nie zaszkodzi.
ㅡ Tae, jak Chim nie chce to uszanuj to, a nie zmuszasz. ㅡ Wtrącił się Jungkook obejmując mnie w pasie.
W duchu mu dziękowałem.
ㅡ Przecież jesteście u siebie. Co w ciąży jesteś?
ㅡ Chciałbyś. ㅡ Pokazałem mu język.
ㅡ A żebyś wiedział, że tak. Uwaga! Jimin nie może się denerwować!
ㅡ Tae, co ty pierdolisz? ㅡ Odezwał się Hobi. ㅡ Weź trzymaj te kieliszki i się lepiej dopraw jak ci mało. ㅡ Dodał odsuwając go od nas. ㅡ A tak między nami. ㅡ Szepnął przybliżając się bliżej. ㅡ Naprawdę jesteś w ciąży?
ㅡ Japierdole nie jestem w żadnej cholernej ciąży! ㅡ Krzyknąłem zdenerwowany. ㅡ Ogarnijcie się. Ludzie! ㅡ Poszedłem na górę zamykając się w sypialni.
Usiadłem na podłodze opierając się o ściankę łóżka podkurczając nogi pod brodę. Schowałem twarz pomiędzy nogami próbując się uspokoić.
Po kilku minutach do pokoju wszedł brunet kucając przede mną.
ㅡ Chimmy... Spójrz na mnie. ㅡ Poprosił, lecz pokręciłem przecząco głową. ㅡ Proszę. ㅡ Dodał, więc zmusiłem się do podniesienia głowy. ㅡ Nie przejmuj się tym. To tylko głupie plotki, bo im się nudzi. Wyprosiłem wszystkich. Jesteśmy sami. Kochanie... Nie załamuj się.
ㅡ Dziękuję, Jungkookie... ㅡ Przytuliłem dając w końcu po długim czasie wolność swoim łzom.
***************
Hej hej hej! Jak dzień mija! Podoba się? Już uprzedzam, że nie mam zamiaru robić tego, że Jimin będzie w ciąży. O nie nie nie. Ja się w takie coś nie bawię, bo nie za bardzo za tym przepadam. Wybaczcie.
J
eśli bym nie zdążyła z kolejnym rozdziałem to
Wesołych świąt!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top