Rozdział 60

Przerażony mocniej tuląc do swojej piersi psa wybrałem numer do Jina. Odebrał za drugim razem.

ㅡ Jin... ㅡ Szepnąłem drżącym głosem. ㅡ Przyjdź, błagam cię. Ktoś tutaj jest. Na górze, proszę.

Zaraz będziemy.

Schowałem urządzenie do kieszeni powoli wstając na równe nogi. Zawsze w horrorach narzekłem na bohaterów, którzy idą sprawdzić co to było sam nie będąc lepszy. Powoli skierowałem się do schodów wolnymi i cichymi krokami wspinając się na górę. Tuż obok kroczył Sarang będąc gotowy, aby zaatakować.

Dotarłem na piętro. Zagryzając nerwowo wargę otworzyłem drzwi od naszej sypialni, które były lekko uchylone. Wszedłem do środka, a okno było... Otwarte na szerz. Serce biło szybciej niż powinno.
Zapaliłem światło, lecz nikogo tu nie było. Zamknąłem szybko okno jeszcze raz rozglądając się po pomieszczeniu. To się robi bardzo dziwne.

ㅡ Sarang? ㅡ Spytałem cicho słysząc jak warczy. Ktoś tu ewidentnie jest. Wtedy mój wzrok spoczął na rozbitej ramce ze zdjęciem moim i Kooka. Podszedłem do niego biorąc w dłoń kawałek szkła, a w drugą fotografię.
Szczek psa, a potem poczułem jak ktoś zaczyna mnie dusić żyłką. Zacząłem się szarpać próbując złapać oddech. Powoli miałem mroczki przed oczyma. ㅡ B-bierz go. ㅡ Wydusiłem z trudem, a po kilku chwilach ten ktoś mnie puścił krzycząc na cały głos z bólu. Zacząłem kaszleć upadając na kolana jednocześnie łapiąc się za szyję. Przez niewielką mgłę widziałem białą czuprynę.

ㅡ Ty głupi kundlu! ㅡ Powiedział chłopak, a ja go już rozpoznałem.
Pies zapiszczał kilka razy.

ㅡ Zostaw go... ㅡ Szepnąłem ciężko oddychając. ㅡ Yoongi. ㅡ Dodałem.
Krzyknąłem, gdy kopnął mnie w brzuch.

ㅡ Jaki pies... Taki właściciel. ㅡ Zaśmiał się pogardliwie uderzając jeszcze raz. Skuliłem się próbując ochronić swoje ciało przed ciosami.

ㅡ Czego od nas chcesz? Dlaczego nam to robisz?

ㅡ Robię to dla Suzy, która obiecała mi za to dużo hajsu. Wystarczy się pozbyć jednego z was i układ załatwiony.

ㅡ Czyli na tej imprezie...

ㅡ Już od tamtej pory to zaczęliśmy. Wiesz co Park? ㅡ Ukucnął przede mną. ㅡ Myślałem, że jesteś mądrzejszy chociaż nie... Ty zawsze byłeś głupi, więc teraz użyj trochę swojego mózgu i wynoś się stąd. Z Korei, od Jungkooka... A wszyscy będą szczęśliwie żyć, więc jak?

ㅡ Nigdy. ㅡ Warknąłem patrząc mu groźnie w oczy. Zaśmiał się wymierzając uderzenie prosto w moją twarz.

ㅡ Zła odpowiedź. ㅡ Odparł.

Zaczął mnie bić z dużą mocą, a ja nic nie mogłem zrobić. Czułem ogromny ból, nie miałem siły, a Sarang gdzieś uciekł. Powoli traciłem świadomość co się działo w około.

Jimin!

Krzyk z dołu mnie uratował, ale czy nie za późno? Yoongi od razu uciekł przez okno, a ja ledwo żywy leżałem na podłodze, na której powoli pojawiała się stóżka krwi.

ㅡ Boże, Chim. ㅡ Powiedział starszy.

ㅡ Jin... Powiedz Kookowi, że... Że go bardzo kocham. ㅡ Szepnąłem ledwo słyszalnie, a potem nastała całkowita ciemność.

***

Czyiś głos połączony ze szlochem. Z wielkim trudem uchyliłem powieki. Wszędzie było biało. Niebo? Ale przecież tam nie ma tych dziwnych maszyn co wskazując czy żyje.

ㅡ Jungkook? ㅡ Odwróciłem głowę widząc jak rozmawia z kimś przez telefon, a po jego policzkach spływały łzy. Syknąłem łapiąc się za brzuch.

ㅡ Jimin! ㅡ Powiedział uradowany podbiegając do mnie i przytulając.

ㅡ Co się stało? Dlaczego płaczesz? Dlaczego brzuch mnie boli?

ㅡ Byłeś w śpiączce przez kilka tygodni. Miałeś operację, ponieważ miałeś krwotok wewnętrzny. Kochanie kto ci wyrządził taką krzywdę?

ㅡ Yoongi.. ㅡ Odparłem wyraźnie z ulgą, ale i zmęczony.

ㅡ Ćśś... Odpoczywaj, kruszyno. Wiele wycierpiałeś, więc należy ci się spokój. ㅡ Pocałował mnie w czoło. ㅡ Pójdę po doktora.

***

Kilkanaście dni później...

Wychodzę ze szpitala. Przez ten czas zdążyli złapać Suzy i jej brata. Zostali aresztowani. Teraz wraz z Kookiem możemy spokojnie żyć.

Przekroczyliśmy próg domu, a gdy wszedłem do salonu zaskoczyła mnie miła niespodzianka.
Wielki napis : "Witaj w domu, Jimin!"

Wszyscy znajomi, nawet mój ojciec się pojawił. Uśmiechnąłem się szeroko przytulając każdego po kolei, a później zaczęliśmy małe przyjęcie.
Niestety nie mogłem pić. Miałem zakaz na alkohol i papierosy od lekarza co bardzo mi się nie podobało. Jak można się bawić bez ani grama alkoholu w żyłach?!

ㅡ I jak ci mija zabawa? ㅡ Usłyszałem przy uchu i oplatające mnie ramiona od tyłu.

ㅡ Jest cudownie. Sam to zorganizowałeś?

ㅡ Niektórzy mi pomogli, a wiesz kto najbardziej się stęsknił?

ㅡ Kto?

Starszy gwizdnął dwoma palcami, a do środka wbiegł Sarang, który na mój widok ucieszył się wskakując na mnie chcąc bym go poprzytulał.

ㅡ Sarang! ㅡ Uśmiechnąłem się na widok mojej perełki. ㅡ Też tęskniłem. ㅡ Przytuliłem go. ㅡ Huh? A to co? ㅡ Zauważyłem kopertę zawieszoną na obroży psam. Otworzyłem ją, a moje serce przyjemnie zabiło. ㅡ Kook?

ㅡ To zaproszenia na nasz ślub, skarbie. Wszystko już prawie przygotowane. Cieszysz się?

ㅡ Czy się cieszę? Co za pytanie? ㅡ Przytuliłem go. ㅡ Bardzo się cieszę.

ㅡ To nasz ślub, dlatego zostawiłem ci parę spraw tobie, bo nie chce by odbyło się na moich zasadach, a naszych, rozumiesz?

ㅡ Jesteś najlepszym narzeczonym na świecie. Dziękuję. ㅡ Rozpłakałem się. ㅡ Dziękuję. ㅡ Powtórzyłem tuląc go do siebie bardziej.

ㅡ Chim, uważaj na swoje rany. Jeszcze nie masz zdjętych szwów.

ㅡ Jesteś ważniejszy, Guk.

ㅡ Ale twoje zdrowie jest ważniejsze.

ㅡ Chcesz się kłócić? ㅡ Zaśmiałem się.

ㅡ Gości mamy. ㅡ Zauważył czym oberwał w ramię. ㅡ Chodź. Jin upiekł ciasto bananowe i sernik. Spróbujmy. ㅡ Oblizał usta prowadząc nas do innych.

****************

Jeszcze krótszy niż inne. Rekord woow.

Jak dzień mija. Muszę to przyznać, ale wole już chodzić do szkoły niż być w domu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top