Rozdział 58
Do wieczora nikt mnie nie odwiedził. Kook wrócił godzinę wcześniej co mnie bardzo cieszyło.
Zrobiliśmy mały maraton filmowy, gdzie to na nieszczęście starszy wybierał. I kto zgadnie co? Horrory! No żeś musiał to wybrać. Przez cały czas tuliłem się do wyższego chowając się przy okazji za kocem, a jemu to chyba nie przeszkadzało.
Gdy pokawiły się napisy końcowe ziewnąłem zakrywając usta dłonią.
ㅡ Jesteś śpiący? ㅡ Spytał z troską.
ㅡ Tylko trochę.
ㅡ Chcesz kakao? ㅡ Zaproponował. Od razu się ożywiłem kiwając energicznie głową. ㅡ Zaraz przyjdę. ㅡ Pocałował mnie w czoło wstając i idąc do kuchni.
Wtedy głowę podniósł Sarang patrząc w stronę okna. Zaczął warczeć na nie.
ㅡ Jungkook? ㅡ Zawołałem będąc trochę przerażony i słusznie. Już po chwili okno zostało roztrzaskane, a obok mnie wylądował kamień. ㅡ Jungkook! ㅡ Krzyknąłem.
Chłopak przybiegł jak najszybciej tuląc mnie do siebie.
ㅡ Co do...? Sarang bierz ich. ㅡ Rozkazał psu, który od razu pobiegł wyskakują przez rozbite okno. ㅡ Pójdę sprawdzić. ㅡ Powiedział puszczając mnie.
ㅡ Co? Nie, nie idź, proszę.
ㅡ Zaraz wrócę.
Poszedł, a ja wsłuchiwałem się w odgłosy. Słysząc szelest schowałem się pod koc. W głowę powtarzałem, aby brunet już wrócił i chyba moje prośby zostały spełnione, bo już po pięciu minutach wrócił, a obok niego kroczył Sarang.
ㅡ I co?
ㅡ Nikogo nie było, ale musimy zadzwonić na policję. Więc siedź spokojnie i nic nie ruszaj. Nawet... Tego kamienia. ㅡ Wskazał palcem.
Przytaknąłem, a wyższy zadzwonił po odpowiednie służby. Następnie usiadł obok mnie przytulając.
ㅡ Myślisz, że to Suzy? ㅡ Spytałem.
ㅡ Chyba tak. ㅡ Westchnął pocierając dłonią moje ramię. Po kilku minutach usłyszeliśmy syreny.
**
Wszystko ładnie wyjaśniliśmy policjantom co się stało, a ci sprawdzili teren zbierając poszlaki. Kiedy skończyli obiecali się odezwać w tej sprawie, a potem odjechali.
Poszliśmy spać. Odwróciłem się do chłopak widząc jak patrzy w sufit.
ㅡ Kook? Nie śpisz? ㅡ Szepnąłem kładąc głowę na jego klatce. ㅡ Co jest?
ㅡ Czuję się winny. ㅡ Odpowiedział.
ㅡ Dlaczego?
ㅡ Przeze mnie... Tutaj już nie jest bezpiecznie. Teraz każdego dnia może coś ci się przytrafić. To będzie moja wina, gdy coś ci się stanie.
ㅡ Jungkookie... Nie. To nie twoja wina. Nie zamartwiaj się.
ㅡ Nie będę mógł normalnie pracować z myślą, że...
ㅡ Ćśś... Nie zadręczaj się już. Mamy dzielnego i walecznego psa, którego szkoliliśmy by nas chronił. Uwierz w Sarang. Będę z nim, a on mnie ochroni.
ㅡ Przestań. Rano zadzwonię do Jina, a jak nie będzie mógł to do Hobiego i Tae. Niech przyjadą. Będę miał pewność, że nic ci nie jest, jeżeli ktoś będzie z tobą.
ㅡ No dobrze. Idź spać.
ㅡ A ty?
ㅡ Nie mogę zasnąć. Na dole jest rozbite okno. Ktoś może wejść, a my będziemy spali.
ㅡ Szczekanie Sarang nas obudzi. Zaśnij, kochanie. ㅡ Przytulił mnie do siebie. ㅡ Jesteś ze mną bezpieczny, uwierz.
Wtuliłem się w chłopaka jak koala zasypiając z trudem, ale zasnąłem.
***
Rano jak starszy powiedział zadzwonił do Jina hyunga. Zgodził się pod warunkiem, że to my do niego przyjdziemy. Tak, więc ubraliśmy się, a Sarang założyliśmy smycz.
ㅡ Spokojnie, kochanie. ㅡ Złapał moją twarz w dłonie. ㅡ To najlepsze rozwiązanie. To tylko kilka godzin.
ㅡ Kookie... Wiem, ale.. Żeby Jin później nie mówił, że robimy mu problemy.
ㅡ Powiedziałem mu wszystko. Musi wiedzieć o co chodzi i na co się godzi. Zrozumiał i tym bardziej chcę nam pomóc. Później mu to wynagrodzę, dopóki sprawa nie ucichnie, dobrze?
ㅡ W porządku. ㅡ Westchnąłem.
ㅡ Chodźmy. ㅡ Złapał moją dłoń i razem we trójkę wyszliśmy z domu.
Po kilkunastu minutach, bo Sarang musiał zrobić postoje i udać się na stronę doszliśmy na miejsce.
Drzwi otworzył nam uśmiechnięty mężczyzna zapraszając nas do środka.
ㅡ Ja idę do pracy. Do zobaczenia! ㅡ Wyszedł całując mnie w policzek.
ㅡ Chodź, Jimin! ㅡ Krzyknął z kuchni.
Zdjąłem kurtkę i buty, a potem kucając przed psem.
ㅡ Masz być grzeczny, dobrze? ㅡ Spytałem, a pupil zaszczekał. Odpiąłem mu smycz ruszając do kuchni. ㅡ Jin... Przepraszam za kłopot, ale..
ㅡ Nie martw się, Jimin-ah. Wszystko rozumiem. Siadaj i jedz śniadanie.
ㅡ A masz może małą miseczkę? Na szczęście zabrałem trochę karmy dla Sarang.
ㅡ Pewnie. ㅡ Uśmiechnął się szeroko podając mi plastikową miskę.
***
Kilka godzin później...
Bawiłem się świetnie w towarzystwie Jina nauczył mnie nawet trochę gotować, a jeśli mam przez jakiś czas tutaj przychodzić zadeklarował się, że mnie podszkoli, gdy usłyszał, że prawie spaliłem kuchnie.
Nawet nie zauważyłem, kiedy ten czas tak szybko przeleciał pokazując godzinę dwudziestą pierwszą. Wstałem udając się na korytarz wiedząc, że Kook zaraz przyjdzie. Ubrałem się.
ㅡ Sarang! ㅡ Krzyknąłem, a po chwili obok mnie pojawił się zwierzak. Zapiąłem mu smycz czekając na chłopaka. ㅡ Gdzie on jest? ㅡ Mruknąłem czekając już kilka minut.
ㅡ Spokojnie. Może Namjoon go zatrzymał.
ㅡ Kook zawsze wracał o wyznaczonej godzinie, a tak to zawsze mi pisał, że wróci później.
ㅡ Zadzwonię do niego. ㅡ Poszedł w głąb domu. Wrócił po pięciu minutach. ㅡ Kook już wyszedł z pracy.
ㅡ Coś jest nie tak. ㅡ Wyszedłem z domu rozglądając się w dwie strony. Ruszyłem w lewo, gdzie jedzie się do pracy Kooka.
ㅡ Jimin zaczekaj! ㅡ Krzyknął za mną.
Dlaczego nie mam nic Jungkook przy sobie?! Może uda się bez tego. Zatrzymałem się klękając przy psie.
ㅡ Sarang... Szukaj Jungkooka. ㅡ Powiedziałem. ㅡ Szukaj. ㅡ Przystawiłem mu do nosa swoje ramię. Oby trochę pachniała nim. Uśmiechnąłem się, gdy podjął trop. Szliśmy za nim rozglądając się na boki.
Zaczął szczekać biegnąc przez siebie, więc zrobiliśmy to samo. Dobiegliśmy pod firmę. ㅡ Kook gdzie jesteś? ㅡ Szepnąłem do siebie idąc nadal za zwierzakiem, który zaprowadził nas do jakieś ciemnej uliczki. W oddali zauważyłem jakąś postać na ziemi, a kiedy Sarang zaczął go wąchać i piszczeć wiedziałem, że to on. ㅡ Jungkook! Co ci się stało? ㅡ Spytałem przejęty. Był pobity. Rozcięta warga, siniak na policzku, przecięty łuk brwiowy. ㅡ Kto ci to zrobił? ㅡ Zacząłem płakać.
Chłopak uśmiechnął się lekko pomimo grymasu jaki występował na jego ustach kładąc dłoń na mym policzku, a już po chwili stracił przytomność.
ㅡ Jin, dzwoń po karetkę. ㅡ Rozkazałem.
***************
Rozdział taki sobie.
Chyba wena powraca, ale nie obiecuję! Miłej niedzieli!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top