Rozdział 56
Kooka nie było już od dwóch godzin odkąd wyszedł do firmy, bo Namjoon go wezwał. Nie, że sprawdzałem.. Wcale.
Nudziło mi się. Nie miałem tutaj znajomych. Prawie, że nie znałem tego miasta, a nie chciałem się zgubić. W końcu usłyszałem trzask drzwi, a kiedy zauważyłem bruneta zerwałem się z kanapy wskakując na niego.
ㅡ I co?
ㅡ Widzę, że moja mała księżniczka się za mną stęskniła. ㅡ Zaśmiał się. ㅡ Co robiłaś, kiedy mnie nie było?
ㅡ Nudziłem się. ㅡ Wydąłem dolną wargę. ㅡ Nie ma co tu robić. Pozwól mi pójść do pracy. Chociaż chcę spróbować.
ㅡ Kochanie... Nikt ci tego nie zabroni. Jeżeli chcesz to idź. Chociaż nie będziesz się nudził jak to powiedziałeś, ale...zanim coś zadecydujesz. Mam coś dla ciebie. ㅡ Postawił mnie na ziemi, a potem sięgnął po jakieś czerwone pudełko.
ㅡ Co to? ㅡ Spytałem.
ㅡ Otwórz. ㅡ Uśmiechnął się.
Powoli zrobiłem to o co mnie prosił. Zaniemówiłem widząc najsłodszą kruszynkę, skuloną i zapadniętą w śnie. Był to malutki szczeniak.
ㅡ Jest słodki. ㅡ Szepnąłem i wyjąłem pieska z kartona. Od razu się przebudził zaczynając się trząść. ㅡ Boi się. ㅡ Zmartwiłem się tuląc go do siebie.
ㅡ To jeszcze maluch. Jeszcze nie wie co się dzieje. Nie zna nas, ale z czasem jak się postaramy i go wychowamy przyzwyczai się.
ㅡ Czyli on jest tak jakby naszym... dzieckiem? ㅡ Zapytałem rumieniąc się.
ㅡ Oczywiście. ㅡ Zaśmiał się. ㅡ Naszym małym oczkiem w głowie. ㅡ Objął mnie w pasie.
Wtedy zauważyłem małą obrożę na szyi psiaka.
ㅡ Sarang*? Pięknie. ㅡ Uśmiechnąłem się. ㅡ To jest najwspanialszy prezent w życiu. Dziękuję. ㅡ Pocałowałem go w usta.
ㅡ Tu są wszystkie potrzebne rzeczy dla niego. ㅡ Wskazał na korytarz.
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej będąc szczęśliwy, że go mam przy sobie.
Zaczynaliśmy jako znienawidzeni bracia, a teraz... Kochamy się jak nigdy.
***
W nocy, kiedy wszyscy już spali usłyszałem głośne piszczenie i płacz szczeniaka, który spał na dole w swojej budzie.
ㅡ Ugh... ㅡ Zakryłem głowę poduszką, lecz to mało pomogło. Wstałem, więc i zszedłem na parter widząc jak szczeniak drapie drzwi. ㅡ Sarang, ćśś... ㅡ Powiedziałem. Zabrałem go na ręce głaszcząc po grzbiecie, aby się uspokoił. Udało to się, więc położyłem go z powrotem do budy, a potem wróciłem do łóżka.
Nie minęło dziesięć minut, a zwierzak znowu dał o sobie znać. ㅡ No ja się zabije. ㅡ Jęknąłem.
ㅡ Przynieś go tu. ㅡ Odezwał się starszy zaspanym głosem. ㅡ Pewnie się boi.
ㅡ Niech będzie.
Znowu zszedłem na dół tym razem zabierając go do naszej sypialni. Malucha położyłem pomiędzy nami odkrywając kołdrą.
ㅡ Teraz to naprawdę czuję się jakby to było nasze dziecko. ㅡ Westchnąłem.
ㅡ Masz rację. Śpij już, słonko. ㅡ Odparł łapiąc moją dłoń.
ㅡ Dobrze. Dobranoc.
Zamknąłem oczy zasypiając po kilku minutach.
Obudziło mnie coś mokrego na twarzy. Uchyliłem powieki widząc jak nie powiem kto liże mnie po twarzy.
ㅡ Sarang.. ㅡ Odsunąłem go od siebie wycierając policzki. Spojrzałem z mordem w oczach na osobę po drugiej stronie. Nachyliłem się i uderzyłem bruneta w głowę. ㅡ Ya! ㅡ Powtórzyłem czynność.
ㅡ Co?
ㅡ Czemu on tylko mnie liże?
ㅡ Przecież lubisz jak ja cię liże, więc dlaczego narzekasz na Sarang? ㅡ Wymamrotał za co dostał trzeci raz w głowę.
ㅡ Jungkook!
ㅡ No co? A nie mówię prawdy? Jeszcze tam, gdzie...
ㅡ Cicho bądź. Nie przy dziecku. ㅡ Zakryłem uszy pieskowi, a następnie wybiegłem z nim z pokoju.
***
Przez kilka kolejnych nocy było tak samo. Budzenie się rano, bo młody piszczał. Czułem się zmęczony. Już wiem co przechodzą matki, kiedy ich dzieci budzą się w środku nocy. Nie wiedziałem, że to takie męczące.
Z każdym dniem Sarang rósł, a wraz tym zaczęliśmy go tresować. Reaguje już na swoje imię, więc to jeden plus. Jest jeszcze innych rzeczy, które potrafi co było trudne go nauczyć.
Przyzwyczaiłem się do tego psiaka i za nic w świecie bym go nie oddał. Jest już częścią naszego życia, rodziną.
Bawiłem się z psiakiem jego ulubioną zabawką w salonie, a gdy rozległ się dzwonek do drzwi pies tam pobiegł zaczynając szczekać. Otworzyłem drzwi witając ojca.
ㅡ Spokojnie, Sarang. ㅡ Powiedziałem, gdy warczał na starszego.
ㅡ Nie mówiliście, że macie psa. ㅡ Uśmiechnął się kucając i wystawiając dłoń do pupila. Ten powąchał ją, a potem radośnie zaszczekał.
ㅡ Już cię polubił. ㅡ Zaśmiałem się. ㅡ Wejdź.
Usiedliśmy na kanapie.
ㅡ Więc skąd się wziął? ㅡ Spytał głaszcząc go za uchem.
ㅡ Jungkook mi go dał w prezencie jak był szczeniakiem.
ㅡ To bardzo miłe z jego strony.
ㅡ Wiem. Chociaż się nie nudzę, gdy jest w pracy. ㅡ Poszedłem wzrokiem za psem, który wrócił po chwili ze swoją zabawką w pysku. Położył ją na kolanach ojca, a potem znowu gdzieś poszedł wracając z kolejną piszczałką aż w końcu przyniósł wszystkie swoje zabawki jakie miał. ㅡ Chyba chcę byś się z nim pozbawił, albo chce ci pokazać swoje zabawki. ㅡ Zaśmiałem się. ㅡ Sarang! ㅡ Krzyknąłem, gdy chciał zdjąć obrus, na którym były szklane naczynia.
ㅡ No... Nie nudzisz się. Widzę, że go tresujecie.
ㅡ W większości to ja go tresuje, bo Kook w pracuje. Umie niektóre triki. Na przykład, że ma nie ufać nieznajomym.
ㅡ Bardzo dobrze. Chociaż macie kogoś kto was obroni, gdy ktoś was napadnie.
ㅡ Tak. Przyjechałeś w jakieś sprawie?
ㅡ Też. Chcę powiedzieć, że... Wylatuje do Anglii.
ㅡ Co? Dlaczego?
ㅡ Znalazłem tam nową pracę. Tu nie mogę spokojnie żyć.
ㅡ Ale będziesz nas odwiedzać?
ㅡ Oczywiście, synu. ㅡ Przytulił mnie.
ㅡ No dobrze. Nie mogę ci zabronić. ㅡ Rzekłem wzmacniając uścisk.
Czułości przerwało nam szczekanie psa, lecz nie było go w salonie.
ㅡ Sarang? ㅡ Zawołałem idąc z ojcem tam skąd dochodził głos pupila. ㅡ Gdzie jesteś? ㅡ Poszliśmy na korytarz. ㅡ O tu.. ㅡ Uśmiechnąłem się, lecz coś było nie tak. Szczekał na drzwi. Zazwyczaj, gdy czuje, że Kook wraca piszczy z tęsknoty machając ogonem, ale teraz... ㅡ Co jest, mały? Tato?
Otworzyłem powoli drewnianą powłokę, a gdy to zrobiłem opanowała mnie złość.
**************
Sarang- po koreańsku miłość.
Robiłam co mogłam i wyszło takie coś. Może być? A może ktoś zgadnie kto przyszedł?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top