Rozdział 51
Jungkook POV.
Pomimo późnej pory i tego, że do końca nie wyzdrowiałem poszedłem na cmentarz ówcześnie ubierając się ciepło.
Usiadłem w tym samym miejscu co wcześniej patrząc w twarde podłoże.
Znowu się popłakałem wspominając czasy, gdy starsza jeszcze żyła. Nie za szybko pogodzę się z jej stratą.
Nie obchodziła mnie niska temperatura w powietrzu, czy że ktoś mógł mnie napaść.
Liczyła się tylko mama. Zacząłem śpiewać po cichu jakąś dołującą piosenkę co tylko pogorszyło mój stan.
Przymknąłem oczy, a w moją twarz buchnął zimny lekki wiatr. Czułem jak powoli przysypiam.
ㅡ Dobranoc, mamo. ㅡ Zdążyłem powiedzieć dopóki zasnąłem.
***
ㅡ Kook. ㅡ Poczułem szturchnięcie w ramię. Powoli uchyliłem powieki, dostrzegając w ciemności kontury twarzy młodszego. ㅡ Oszalałeś? Spać w takie zimno? Chcesz jeszcze bardziej się rozchorować? Wracamy do domu. Szukaliśmy cię wszędzie. ㅡ Złapał mój łokieć.
ㅡ Nie. Zostaję tu. ㅡ Wyrwałem się.
ㅡ Dobrze się czujesz? ㅡ Spytał zły. ㅡ Jesteś wyziębiony. Pomyśl o swoim zdrowiu. Chodź.
ㅡ Zostaw mnie. Nie chcę wracać. Tu mi dobrze. ㅡ Rozpłakałem się. ㅡ Błagam zostaw.
ㅡ Brałeś tabletki?
ㅡ Te świństwa? Nie mam zamiaru!
Jimin POV.
ㅡ To wszystko wyjaśnia. ㅡ Westchnąłem. ㅡ Chodź, Kookie. Proszę cię.
ㅡ Nie.
ㅡ W takim razie będę tutaj siedzieć z tobą. ㅡ Usiadłem obok niego.
ㅡ Nie możesz. Rozchorujesz się i ty.
ㅡ Ty możesz tak? To czemu ja nie mogę? Masz tylko dwa wybory. Wrócić ze mną do domu, albo będę siedzieć tutaj razem z tobą. Wybieraj. Jeżeli będę chory to przez ciebie. ㅡ Oparłem się o korę drzewa.
ㅡ Nie masz kurtki, tylko bluzę. ㅡ Zauważył cicho.
ㅡ Przecież jest ciepło. ㅡ Prychnąłem.
Przez dłuższą chwilę starszy milczał. W końcu po paru minutach, kiedy to zdążyłem zmarznąć raczył się odezwać.
ㅡ W porządku... Chodźmy. ㅡ Szepnął podnosząc się na równe nogi. ㅡ Przepraszam, Jimin. Za wszystko.
ㅡ Dobrze już. Nie gadaj tylko idź, bo zaraz zmienię się w sopel. ㅡ Potarłem dłońmi ramiona. ㅡ Nie chcę byś dostał zapalenia płuc.
Niespodziewanie starszy zdjął z siebie swoją kurtkę, która po chwili wylądowała na moich barkach.
ㅡ Ty jesteś ważniejszy. ㅡ Szepnął zapinając zamek aż po samą moją szyję. Zarumieniłem się z tak nagłego, ale i kochanego gestu. Przytuliłem go mówiąc ciche dziękuję. Złapał moją dłoń kierując się w stronę bramy. Przeszedł mnie dreszcz, gdy poczułem jak bardzo lodowata jest ręką bruneta, dlatego objąłem ją swoją drugą chcąc podzielić się swym ciepłem.
Gdy wróciliśmy do domu szybko nastawiłem czajnik na herbatę, a chłopaka wygnałem do łazienki by zabrał ciepły prysznic. Wrócił po kilku minutach przebrany w piżamę wycierając włosy ręcznikiem.
ㅡ Pij. ㅡ Uśmiechnąłem się podając mu kubek z gorącą cieczą.
ㅡ Dziękuję, Jiminnie.. ㅡ Odłożył materiał na bok upijając łyk lekko się parząc w język. Woda z jego włosów nadal kapała, więc chwyciłem ręcznik stając za nim. Zacząłem delikatnie wycierać mu brązowe kosmyki włosów, a kiedy skończyłem usiadłem mu na udach okrakiem.
ㅡ Jungkookie? ㅡ Spojrzałem mu w oczy.
ㅡ Hm? ㅡ Spytał głaszcząc mój policzek.
ㅡ Wracamy do Busan? ㅡ Zapytałem niepewnie. Milczał, a potem oparł swoje czoło do mojego. ㅡ Wiem, to trudne, hyung. Ale trzeba żyć dalej, pamiętasz? Może praca cię jakoś od tego oderwie? Co, Jungkookie?
ㅡ Może masz rację. Wrócimy, gdy wyzdrowieje..
ㅡ Dobrze. ㅡ Wtuliłem się w niego. ㅡ Kocham cię, wiesz?
ㅡ Ja ciebie też kocham, Chimmy.
Ponownie na niego spojrzałem, a potem pocałowałem w usta.
ㅡ Chodźmy spać. Dochodzi czwarta rano.
Dla wyjaśnienia, żeby nie było, bo nie miałam gdzie to wcisnąć. Jimin znalazł Kooka w środku nocy.
Starszy skinął głową biorąc mnie na ręce. Żeby nie spaść oplotłem nogami go w pasie, a ręce zarzuciłem za jego kark. Gdy nas położył na łóżku nie chciałem go puścić. Przyciągnąłem chłopaka do pocałunku wplątując palce w miękkie oraz trochę nadal wilgotne włosy bruneta.
ㅡ Naprawdę jestem zmęczony.. ㅡ Oderwał się niskim głosem.
ㅡ No dobrze. ㅡ Westchnąłem, a kiedy położył się koło mnie wtuliłem swoje ciało w niego. ㅡ Śpij dobrze.
ㅡ Dobrze, księżniczko. ㅡ Zaśmiał się słabo. Pewnie zasypiał. Wywróciłem oczyma czego nie mógł zauważyć. Nie będę go teraz o to wyzywał. Ma spać, a sen to podstawa.
***
Kilka dni później...
Brunet w pełni zdrowy, ja zadowolony. Więc spakowaliśmy się i wyjechaliśmy do Busan. Tam Guk czuł się już pewniej. Nic mu nie kojarzyło się z matką. Mógł spokojnie chodzić po domu.
ㅡ Jungkook? ㅡ Zagadałem niosąc w rękach reklamówki z zakupami, które zrobiliśmy po drodze. ㅡ Zrobimy razem obiad?
ㅡ Oczywiście, a na co moja księżniczka ma ochotę?
Wcześniej bym mu za to wygarnął, ale teraz już się do tego przyzwyczaiłem, jednak nadal są tego minusy może dla niego plusy.
Spaliłem buraka wyjmując wołowinę i jakieś mrożone warzywa. Zgodził się ze mną zakładając mi różowy fartuszek, który kiedyś mi kupił.
ㅡ Wyglądasz w nim uroczo. ㅡ Posłał uśmiech wyjmując patelnię.
ㅡ Też ci kiedyś kupię fartuch. Jaki chcesz napis? Najseksowniejszy kucharz na świecie? Czy może taki z sześciopakiem?
ㅡ Nie ważne. Ważne, że będzie od ciebie.
ㅡ Ugh... Przestań. Rumienię się. ㅡ Schowałem twarz w dłoniach.
ㅡ Do twarzy ci z nimi. ㅡ Skomentował całując mnie w policzek.
ㅡ Jungkook!
ㅡ A co? Kłamie? ㅡ Zaśmiał się obejmując mnie w pasie. ㅡ Taki słodki mały chomiczek.
Odwzajemniłem gest będąc szczęśliwy, że się uśmiecha i jest wszystko w porządku, a nie płacze i wspomina matkę. Przytuliłem go najmocniej jak mogłem.
Wtakim uścisku trwaliśmy kilka minut.
ㅡ Robimy ten obiad? ㅡ Spytałem.
ㅡ Tak. Jestem głodny.
***
Godzinę później wszystko było już rozłożone na stole. Usiadłem na przeciw starszego zaczynając jeść.
Po paru chwilach spojrzałem na niego, a moja noga dotknęła tej jego. Zacząłem jeździć nią od łydki z wyż. Widziałem jak chłopaka zerka w moją stronę udając, że nic się nie dzieje, lecz gdy położyłem stopę na jego kroczu wstrzymał oddech wypuszczając cichy jęk.
ㅡ Jimin. ㅡ Zwrócił.
ㅡ Lubię się z tobą droczyć. ㅡ Uśmiechnąłem się, a następnie powróciłem do posiłku.
*
ㅡ Ja pozmywam. ㅡ Zdeklarował się brunet.
ㅡ Nie. Ja chcę.
ㅡ Ty ostatnio zmywałeś. Teraz moja kolej.
ㅡ Nie prawda! ㅡ Pobiegłem szybko do zlewu ze swoim talerzem. ㅡ Byłem pierwszy, więc ja zmywam.
Zaśmiał się odstawiając swoje brudne naczynie stojąc przede mną.
ㅡ Ale ja wycieram. ㅡ Odparł chwytając ścierkę.
*************
Dodaje kolejny by naprawić rozdział 50. Wiem przesadzam z tymi kłótniami za co was bardzo przepraszam. Wybaczcie mi?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top