Rozdział 50
polecam włączyć tą muzykę. Sprawdzałam tekst i myślę, że pasuje.
Jungkook POV.
Słońce świeciło jasno na czystym niebie. Każdy korzystał z tego pięknego dnia jak dzisiaj, lecz niestety. Dla niektórych był to najgorszy dzień w życiu, a w szczególności dla mnie.
Stałem nie mogąc pohamować łez, które spływały po policzku jak najęte patrząc na wielką skrzynie, w której leżała moja mama.
Jimin stał tuż obok trzymając moją dłoń dodając mi w ten sposób wsparcia za co mu dziękuję.
Jednak najgorzej było, kiedy powoli wkładali trumnę do głębokiej dziury.
ㅡ Nie! Nie możecie! ㅡ Krzyknąłem przytulając skrzynie. ㅡ To zły sen. Mamo, błagam cię... ㅡ Uderzałem piąstką w drewno również mając oparte czoło na nim. ㅡ To powinienem być ja. Przepraszam cię... ㅡ Wyszlochałem.
ㅡ Jungkook... ㅡ Usłyszałem cichy głos za mną, a potem dłonie na mych ramionach. ㅡ Chodź. ㅡ Poprosił próbując mnie odciągnąć, lecz nie dawałem za wygraną. Z pomocą przyszedł ojczym i Namjoon. Odciągnęli mnie z trudem.
ㅡ Nie! Puśćcie mnie! Nie pozwolę na to!
Kiedy oddaliliśmy się na bezpieczną odległość od razu Jimin mnie przytulił. Ryczałem mu w ramię, a serce cholernie bolało. Nie mogłem się uspokoić.
ㅡ Spokojnie, Jungkookie... ㅡ Szepnął.
Godzinę później. Pogrzeb się zakończył, lecz ja nadal stałem nad grobem rodzicielki. Upadłem na kolana dotykając ziemi, w którym została pochowana.
ㅡ Będzie mi cię brakowało, mamo. ㅡ Szepnąłem.
ㅡ Chodź, Jungkook. Trzeba jechać.
ㅡ Jedźcie beze mnie. Chcę tu posiedzieć. ㅡ Rzekłem ściszonym głosem nie spojrzawszy na niego.
ㅡ Nie pozwolę ci. ㅡ Położył dłoń na mym ramieniu.
ㅡ Idź, proszę cię.
ㅡ W takim razie zostanę z tobą.
ㅡ Nie. Chcę pobyć sam, błagam cię Chim.
ㅡ Ale Kookie... Boję się, że...
ㅡ Wrócę. To ci obiecuję. Nie musisz się o mnie bać. Wracaj do domu. Dobrze?
ㅡ Eh... no dobrze. ㅡ Spuścił wzrok, następnie pocałował mnie w czoło odchodząc.
Usiadłem po turecku na ziemi opierając się o drzewo, które rosło metr ode mnie. Bawiłem się trawą, lecz po kilku chwilach zacząłem płakać chowając twarz w dłoniach, a nogi podkurczyłem pod brodę. Może wyglądałem na nienormalnego, siedząc na cmentarzu i płacząc, ale nikt nie zrozumie mojego wielkiego bólu. Gdybym miał taką szansę, okazję zamieniłbym się z matką miejscami. Nic by mnie wtedy nie zatrzymało, ale niestety. Nigdy nie nadarzy się taka okazja. Mogę się tylko obwiniać.
Siedziałem tak aż do późnego popołudnia, a potem nastała noc. Nie chciałem się stąd ruszać. Jednak po paru minutach zobaczyłem światło z latarki, a później koło mnie staje młodszy.
ㅡ Miałeś wrócić, a nie, że się martwię. ㅡ Powiedział zmartwiony kucając przede mną. ㅡ Jungkookie... ㅡ Otarł me łzy z policzków. ㅡ Już wszystko w porządku. ㅡ Przytulił mnie do siebie. ㅡ Chodź. ㅡ Pomógł mi wstać, a potem poszliśmy do samochodu. Starszy z nas, który siedział za kółkiem nie odzywał się za co również dziękuję. Usiadłem na siedzeniu przymykając oczy. Kilka minut później zasnąłem.
***
Obudziłem się w swoim łóżku z jakimś ręcznikiem na czole, a sam ogólnie źle się czułem. Żeś zachciało ci się Jungkook siedzieć na ziemi.
Nie mogłem tak siedzieć. Wstałem rzucając ręcznik na bok, a następnie wychodząc z pokoju prawie wpadając na młodszego, który trzymał w rękach tace ze śniadaniem oraz lekarstwami.
ㅡ Co ty robisz? ㅡ Spytał wyraźnie zdziwiony. ㅡ Masz gorączkę. Marsz do łóżka.
ㅡ Nie. Nie mogę, Jimin. Muszę iść na cmentarz. ㅡ Wyminąłem go idąc na dół.
Po pięciu minutach poczułem oplatające mnie ramiona.
ㅡ Musisz zostać. ㅡ Powiedział stanowczo.
ㅡ Jimin..
ㅡ Chodź. Pójdziesz, jeśli pozwolę, dopóki nie wyzdrowiejesz. ㅡ Zaciągnął mnie do pokoju, a potem pochnął na łóżko. Przykrył szczelnie kołdrą. ㅡ Zjedz. ㅡ Odparł przysuwając do mych ust kanapkę.
ㅡ Nie chcę. ㅡ Schowałem głowę pod kołdrą. ㅡ Otworzysz okno? Gorąco tu.
ㅡ Jest już otwarte. ㅡ Westchnął.
ㅡ Ugh... ㅡ Zrzuciłem kołdrę na podłogę przewracając się na brzuch.
ㅡ Jungkook. ㅡ Powiedział zirytowany.
Jimin POV.
Miałem go już dosyć. Oczywiście świętej pamięci mama Kooka wspominała, że gdy jest chory to jest nieznośny i właśnie mogłem tego doświadczyć.
Byłem zły, gdy piąty raz każe mi poprawić tą przeklętą poduszkę, a te jego zachcianki..
Przynieś mi wodę, a gdy wracam odechciewa mu się.
ㅡ Koniec! ㅡ Krzyknąłem zdenerwowany, kiedy spytał czy pójdę do sklepu po jego ulubione żelki. Straciłem cierpliwość. ㅡ Mam dosyć, poddaję się. ㅡ Rzuciłem ścierką, którą chciałem położyć mu na czole na podłogę wychodząc z pokoju.
Poszedłem do swojego obok nasłuchując się co się dzieje za ścianą. Cisza, chociaż... Cichy szloch.
ㅡ Też mam dosyć, Jimin... Nie wiesz jak bardzo. ㅡ Mówił, a po chwili usłyszałem jak wymiotuję. Zmartwiłem się i choć mnie wnerwił poszedłem do niego z miską oraz mopem, którego zabrałem z łazienki po drodze, a tą pierwszą rzecz z kuchni.
Zastanawiałem się o co mu chodziło? Czego ma dosyć? Czym się zadręcza? Muszę to z niego wycisnąć, ale nie teraz.
Wszedłem do środka o mało sam nie puszczając pawia.
ㅡ Jungkook... ㅡ Wywróciłem oczyma zaczynając sprzątać.
ㅡ Przepraszam.. ㅡ Szepnął i schował twarz w poduszce.
Gdy skończyłem usiadłem obok niego głaszcząc po plecach. Poczułem jak jego ciało się trzęsie.
ㅡ Gukie.. Co się dzieje? Źle się czujesz? Tu masz miskę.
ㅡ Nie. Jest okay.
ㅡ Widzę przecież. Powiedz.
ㅡ Nie. ㅡ Rzekł twardo. ㅡ Nie dopytuj, nie interesuj się. To moja sprawa.
Posmutniałem.
ㅡ Myślałem, że...
ㅡ To źle myślałeś. ㅡ Spojrzał mi w oczy, w których pojawiły się łzy. Nawet nie wiem kiedy. ㅡ Jeśli masz mnie dosyć...to proszę. Możesz iść, ale mnie zostaw w spokoju. Chcę pomyśleć, a ty brzęczysz mi nad uchem.
Takie... Auć.
W dłoniach miętoliłem swoje spodnie patrząc na swoje ręce. Było niekomfortowo, a palący wzrok starszego tego nie ułatwiał.
ㅡ Przepraszam, że tak mówię, ale chcę mieć ciszę i spokój.
Pociągnąłem nosem mrugając kilkukrotnie, aby odgonić łzy, lecz jedna mi się wymskła.
ㅡ Jimin.. ㅡ Położył dłoń na moim udzie, lecz strąciłem ją. Wytarłem łzę po czym wstałem i bez słowa wyszedłem.
Do końca dnia aż do wieczora nie wychodziłem z pokoju. Nie widziałem potrzeby, by to robić. Siedziałem jak taka mała szara myszka na swoim łóżku patrząc na okno, obserwując jak dzień się zmienia, jak słońce zachodzi, a jak wschodzi księżyc.
ㅡ Puk, puk. Można, Chim? ㅡ Do środka wszedł brunet. ㅡ Czuję się już lepiej. To dzięki tobie. ㅡ Usiadł przy mnie. ㅡ Hej... ㅡ Chciał mnie dotknąć, lecz cofnąłem się milcząc. ㅡ Jiminnie.. Przepraszam za tamto. ㅡ Przybliżył się chcąc mnie przytulić.
ㅡ Odsuń się. ㅡ Odepchnąłem go. ㅡ Wyjdź stąd. Nie chcę cię widzieć.
ㅡ Chim, przepraszam. Nie chciałem cię zranić.
ㅡ Za późno. Wyjdź.
Zamilkł jakby analizując moje słowa. Po chwili wstał i wyszedł. Rozpłakałem się tuląc do siebie poduszkę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top