Rozdział 47

Wracając z toalety na korytarzu zastałem ojca, a do pokoju, w którym leżała starsza wchodzili pielęgniarki.

ㅡ Tato? Dlaczego nie jesteś przy mamie? Co się dzieje?

ㅡ Jungkook... ㅡ Podrapał się nerwowo po głowie. ㅡ Stan mamy się pogorszył. Lekarz mówi, że nie zostało jej za wiele czasu.

W jednej sekudzie cały świat jakby się zawalił. W mojej głowie panował istny chaos, a przed oczyma pojawiały się mroczki.

ㅡ Kook.. Dobrze się czujesz? ㅡ Złapał moje ramię zanim straciłem przytomność.

***

Uchyliłem powieki zostając oślepionym przez światło lamp. Nie czułem się najlepiej. Powoli podniosłem się do siadu łapiąc za głowę, która zaczęła pulsować.

ㅡ Jungkookie.. ㅡ Szept czyjejś osoby.

Schowałem głowę pomiędzy nogami zaczynając płakać, gdy przypomniałem sobie co się stało wcześniej, czego się dowiedziałem. Zostało mało czasu.

ㅡ Hyung.. ㅡ Dotyk na mych włosach.

ㅡ Proszę... Chcę być sam. ㅡ Szepnąłem. ㅡ Wyjdź.

ㅡ Jungkook... ㅡ Podniósł moją głowę zmuszając, abym spojrzał mu w oczy. ㅡ Jesteśmy z tobą. Nie jesteś sam, zapamiętaj.

ㅡ Jimin. Powiedziałem wyjdź, błagam.

ㅡ Nie. Boję się o ciebie, Kookie. Zostanę z tobą. ㅡ Usiadł obok, przytulając mnie. ㅡ Zawsze będziemy.
Porozmawiaj z psychologiem. On ci pomoże i...

ㅡ Nie. Z nikim nie chcę gadać.

ㅡ Jeżeli nie chcesz zrobić tego dla siebie to zrób to dla mnie. Proszę.

ㅡ Nie, Chim... Daj spokój.

Wstałem odpinając od siebie jakieś kable sycząc pod nosem.

ㅡ Przestań. ㅡ Złapał moją dłoń, lecz wyrwałem się wychodząc z sali idąc pod tą należącą do rodzicielki. Chwiejnym krokiem wszedłem do środka olewając obecność mężczyzny.
Upadłem na kolana tuż przed łóżkiem łapiąc dłoń starszej.

ㅡ Kocham cię, mamo. ㅡ Powiedziałem patrząc na jej spokojną aczkolwiek bladą twarz. Lecz coś było nie tak. Dłoń była zimna. Podniosłem się na równe nogi. ㅡ Mamo? ㅡ Szturchnąłem nią lekko. Spojrzałem na monitor, lecz był wyłączony. Wtedy spojrzałem na starszego. Płakał. ㅡ Co się dzieje? Dlaczego mama nie oddycha? Dlaczego jest zimna?

Wtedy mnie oświeciło.

ㅡ Mamo, hej...obudź się. Nie żartuj. ㅡ Zaśmiałem się słabo. ㅡ Mamo... Otwórz oczy.

ㅡ Jungkook... Odeszła.

ㅡ C-co? Jak to? ㅡ Spojrzałem na niego. ㅡ Kiedy?

ㅡ Godzinę temu.

ㅡ Kłamiesz. Ona żyje. Prawda? ㅡ Wróciłem do kobiety. ㅡ Mamo otworzysz oczy i się uśmiechniesz, prawda? ㅡ Załamałem się zdając sobie sprawę, że to wszystko prawda. ㅡ Nie. Błagam nie rób mi tego. Nie zostawiaj mnie! Mamo proszę! ㅡ Ryczałem na cały głos. ㅡ Mamo!

Zaczęli mnie odciągać od łóżka.

ㅡ Ona nie mogła umrzeć! To niemożliwe! Nie mogła! ㅡ Krzyczałem wyrywając się na wszystkie strony. ㅡ Obiecała! ㅡ Biłem ich, kopałem, lecz byli silniejsi.

Znowu przywiązali mnie do pasów podając środek na uspokojenie. Cały się trzęsłem płacząc. Środki przestały już na mnie działać. Wiłem się na łóżku chcąc, aby mnie puścili, ale nic. Nie słuchali. Byłem sam jak palec na tej sali. To mnie dobijało.

ㅡ Puście mnie! ㅡ Krzyknąłem. ㅡ Błagam.. ㅡ Szepnąłem opadając z sił.

Kilkanaście minut później do środka wszedł młodszy. Nie zwróciłem na to uwagi patrząc tępo w sufit.

ㅡ Ćśś... ㅡ Powiedział wycierając moje policzki. ㅡ Kocham cię, Jungkookie... ㅡ Oparł swoje czoło o to moje.

ㅡ Puście mnie. Muszę iść do mamy..ㅡ Powiedziałem.

ㅡ Nie, Jungkook. Nigdzie nie musisz iść. Odpocznij. Za chwilę przyjdzie psycholog. Bez dyskusji. ㅡ Musnął moje usta wychodząc.

Tak jak różowowłosy powiedział po kilku minutach przyszedł wysoki mężczyzna.

*

Po dwóch godzinach skończyliśmy rozmowę. Muszę przyznać, ale poczułem się trochę lepiej, lecz nie do końca dobrze. 

Minęły już trzy dni.
Nadal leżałem na łóżku przywiązany dla własnego bezpieczeństwa. Miałem tego dosyć jak tego wszystkiego.

ㅡ Jungkook? Przyjechali Namjoon i Jin. Mogą wejść? ㅡ Spytał niższy.
Milczałem patrząc na okno. Po chwili do pomieszczenia weszła dwójka mężczyzn.

ㅡ Hej, młody. ㅡ Rzekł spokojnie najstarszy z nas. ㅡ  Wyrazy współczucia...

Przymknąłem oczy czując łzy. Teraz każdy będzie mi to mówił?

ㅡ Przepraszam. ㅡ Szepnął słysząc mój urwany oddech. ㅡ Pomożemy ci, Kookie.

ㅡ Nie martw się na razie pracą. Znalazłem kogoś na zastępstwo. Wrócisz, kiedy bedziesz gotowy.

ㅡ A ty tylko o pracy. ㅡ Warknął. ㅡ Daj mu spokój.

ㅡ Racja, wybacz Kook. Powiesz coś?

Milczałem.

ㅡ Dobrze, damy ci odpocząć. Trzymaj się, młody. ㅡ Powiedział i razem wyszli. Zaraz po nich wszedł młodszy. Położył się obok przytulając mój bok.

ㅡ Rozwiąż mnie. ㅡ Poprosiłem.

ㅡ Nie mogę.

ㅡ Chociaż tylko jedną rękę. Chcę cię przytulić.

ㅡ Obiecujesz?

ㅡ Tak.

Chłopak z wahaniem odwiązał mi nadgarstek. Od razu objąłem go ramieniem przytulając do siebie czując jak bardzo mi tego brakowało.

Jimin POV.

Gdy się obudziłem starszego nie było obok. Zaniepokojony wstałem z łóżka. Mogłem go nie rozwiązywać. Jaki ja głupi! I gdzie ja mogę go znaleźć?
Poszedłem pod sale, gdzie leżała kobieta. Wszedłem do środka. Odetchnąłem z ulgą widząc go na podłodze.

ㅡ Jungkook. ㅡ Podszedłem do niego przytulając. ㅡ Obiecałeś.

ㅡ Przepraszam. Ja tylko...

ㅡ Ćśś... Dobrze, ale chodź stąd.

Wstaliśmy i tuląc się do siebie poszliśmy do sali wyższego. Ojciec załatwiał wszystkie sprawy dotyczące pogrzebu kobiety.
Boję się, że Kook może przez to wszystko jeszcze bardziej załamać, a wtedy nie bedzie potrzebna pomoc psychologa, a psychiatry. Nigdy nie widziałem go w takim stanie. To jest straszne. Pomogę mu przetrwać to wszystko. Muszę, w końcu jest moim chłopakiem oraz.. Przybranym bratem. Muszę mu pomóc choćby nie wiem co.

Położyłem z powrotem chłopaka na łóżko.

ㅡ Przepraszam, ale muszę. ㅡ Powiedziałem zawiazując znowu pasy na jego nadgarstkach. Bolał mnie ten widok. Nie chciałem tego, ale nie miałem wyboru. Jeżeli miał być bezpieczny to musiałem tak postąpić.
Przykryłem go kołdrą, aby nie zmarzł. Na koniec pocałowałem go w czoło. ㅡ Prześpij się. Pójdę kupić ci jakieś jedzenie, bo to w szpitalu jest ohydne. Zaraz wracam.

Wyszedłem z pomieszczenia, a potem z budynku wstąpując do najbliżej knajpy, gdzie sprzedawają dania na wynos.

*********************

Nie gniewacie się za taki zwrot akcji?
Podoba się? Czekam na waszą opinie 😘😁😂

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top