Rozdział 46

Zastanawiałem się kto o tak późnej porze ma czelnoś nam przeszkadzać! Jeżeli to jakieś głupoty to nie ręczę za siebie.

ㅡ Pójdę otworzyć. ㅡ Oznajmił Kook podnosząc się i zapinając spodnie.

ㅡ Czekaj, ale masz...

Spojrzał na swój w cale niewielki namjocik.

ㅡ Mam pomysł.

Jungkook POV.

Poszedłem na korytarz zakładając swój czarny płacz, który sięgał mi aż do ud. W ten sposób ukryłem swój zwód otwierając drewnianą powłokę. Jakie zaskoczenie pojawiło się na mojej twarzy.

ㅡ Tata? ㅡ Spytałem wpuszczając go do środka. ㅡ Gdzie mama? Przyjechałeś sam?

ㅡ Czemu masz na sobie płaczsz?

ㅡ Ponieważ miałem pójść do sklepu. Nie miałem czasu, aby zrobić to wcześniej. Ale do rzeczy. O co chodzi? Dlaczego tak późno?

Poszedł do salonu siadając na kanapie, gdzie młodszego nie było.

ㅡ Dzwoniłem, lecz nikt nie odbierał telefonu, dlatego przyjechałem najszybciej jak się dało, ponieważ Jungkook... Twoja mama... Jest w szpitalu.

ㅡ Co? Znowu zasłabła? Mówiłem jej żeby się nie przemęczała!

ㅡ Nie. Jak to powiedzieć.... Ona kazała nam wpajać ci taki kit.

ㅡ Nie rozumiem.

ㅡ Mama ma raka. ㅡ Spuścił głowę zasmucony.

ㅡ S-słucham? ㅡ Spytałem drżącym głosem siadając na fotelu bo dłużej bym nie ustał. ㅡ To nie możliwe. Kłamiecie.

ㅡ Nie.

ㅡ Ale... Jak? Dlaczego mi nie powiedziała?

ㅡ Nie chciała byś się zamartwiał. Chciała, abyś cieszył się życiem niż chodził ciągle przygnębiony. Kazała wszytkim dookoła mówić tobie, że to tylko przemęczenie, a..

ㅡ Prawda była inna. ㅡ Dokończyłem. ㅡ Boże... ㅡ Szepnąłem zaczynając płakać.

ㅡ Jungkook.. ㅡ Usłyszałem głos różowowłosego. Spojrzałem na niego.

ㅡ Wiedziałeś, prawda? Wiedziałeś i nic mi nie powiedziałeś! ㅡ Krzyknąłem zdenerwowany.

ㅡ Tak, wiedziałem, ale mama prosiła wręcz błagała bym ci nie mówił.

ㅡ Przecież... Wyglądała na zdrową.

ㅡ Zażywała leki. ㅡ Odezwał się najstarszy. ㅡ Ale przestała je brać dla ciebie Jungkook. Chciała pokazać, że jest silna bez nich.

ㅡ Nie.. Musimy jechać do niej. Teraz. ㅡ Stwierdziłem idąc na korytarz zakładając buty, a z małego haczyka kluczyki od samochodu.

ㅡ Nie możesz prowadzić w takim stanie, Kook. ㅡ Odparł Jimin.

ㅡ Będę szybciej.

ㅡ Przestań, oddaj kluczyki.

ㅡ Nie ma mowy. ㅡ Wyszedłem z domu.

ㅡ Jungkook nie! ㅡ Pobiegł za mną. ㅡ Chcesz spowodować wypadek? Chcesz?!

ㅡ Muszę znaleźć się przy niej jak najszybciej się da.

ㅡ Jedź z tatą. Okey?

ㅡ Eh.. Niech będzie. ㅡ Oddałem mu kluczyki wsiadając do auta starszego, w którym już na mnie czekał, a po kilku minutach dołączył do nas niższy. Ruszyliśmy w drogę.,

***

Stałem przed drzwiami patrząc na kobietę, która była przypięta do różnych kabelków. Miała zamknięte oczy, a twarz bladą jak ściana.

Dlaczego?

Płakałem wciąż powtarzając to pytanie. Po chwili poczułem jak ktoś przytula moje plecy.

ㅡ Spokojnie, Jungkook... ㅡ Szepnął młodszy.

ㅡ Wyjdzie z tego? ㅡ Wyszlochałem. ㅡ Musi prawda? Powiedziała, że zostanie na zawsze, że mnie nie zostawi. Nie może tego zrobić..

Milczał gładząc moje ramiona.

ㅡ Jungkook. ㅡ Odezwał się ojczym. ㅡ Lekarz pozwolił ci wejść do środka, ale tylko na parę minut.

Bez słowa czym prędzej wszedłem do sali siadając na małym krześle obok łóżka.

ㅡ Mamo... ㅡ Wyłkałem łapiąc jej dłoń. ㅡ Dlaczego mi nie powiedziałaś? ㅡ Położyłem głowę na materacu szlochając. ㅡ Błagam...

ㅡ Synku... ㅡ Usłyszałem cichutki głos.

Podniosłem głowę widząc lekko otwarte oczy rodzicielki.

ㅡ Mamo... ㅡ Rozpłakałem się jeszcze bardziej kładąc dłoń na jej policzku.

ㅡ Nie płacz, kochanie.

ㅡ Dlaczego mi nie powiedziałaś?

ㅡ Mówiąc ci o tym, to tak jakbym się z tobą żegnała. Nie chciałam tego. Byś martwił się jeszcze bardziej niż powinieneś. Kocham cie, Kookie. Nie zapominaj o tym. Bądź szczęśliwy z Jiminem. Rób to co kochasz.

ㅡ Nie. Nie mów tak. Nie mów w taki sposób, proszę. Nie możesz umrzeć. ㅡ Podniosłem się przytulając swoje ciało do kobiety. ㅡ Nie możesz..

Poczułem jak ktoś mnie odpycha od matki.

ㅡ Nie możesz umrzeć! ㅡ Krzyczałem zalewając się łzami, wyrywając się na wszystkie strony. ㅡ Nie, mamo! Puśćcie mnie! ㅡ Wyrwałem się z powrotem podbiegając do starszej. ㅡ Błagam, mamo. Nie opuszczaj mnie.

Przez ułamek sekundy poczułem lekkie ukłucie, a po kilku minutach później tracę świadomość.

**

Podniosłem się gwałtownie, lecz uniemożliwiły mi to pasy, które miałem przypięte do nadgarstków.
Szarpałem się, ale na marne. Zacząłem płakać krzycząc by mnie wypuścili. Do pokoju wszedł Jimin z lekarzem na czele.

ㅡ Chcę do mamy. Rozwiążcie mnie!

ㅡ Musisz się uspokoić, Kookie. ㅡ Rzekł głaszcząc mnie po głowie. ㅡ To psycholog. Pomoże ci.

ㅡ Nie chcę żadnego cholernego psychologa. Chcę do mamy, pozwólcie mi. Muszę teraz przy niej być, błagam.

Kiedy zauważyłem jak mężczyzna nabiera w strzykawkę jakąś substancje zacząłem wieżgać na łóżku mówiąc, że ma mi nic nie dawać, lecz przytrzymał mą rękę wbijając igłę w moją skórę. Oddychałem ciężko czując jak opadam z sił.

ㅡ Ćśś... Uspokój się. ㅡ Szepnął młodszy całując mój policzek. ㅡ Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

ㅡ Nie rozumiesz, że ona umiera? ㅡ Spytałem ściszonym głosem.

ㅡ Nie myśli o tym. Jeszcze czas. Jungkookie.. Pomyśl o miłych wspomnieniach związane z nią. Jeżeli operacja się uda wyjdzie z tego.

ㅡ Chcę, żeby wszystko było tak jak na początku. Żeby była zdrowa. Ja chcę tylko tego... ㅡ Rozpłakałem się.

Chłopaka starał kciukiem moje łzy całując w czoło.

ㅡ Nie martw się na zapas. Muszę już iść.

ㅡ Nie idź. Nie chcę być sam.

ㅡ Sprawdzę tylko czy są jakieś nowe wieści od lekarza. Wrócę niedługo, obiecuję.

Skinąłem ledwo widocznie głową. Różowowłosy wyszedł.

***

Pod wieczór zostałem uwolniony za sprawą wiele błagań i łez. Naprawdę musiałem być przy matce. Wspierać ją i spędzić jak najwięcej czasu.

Nie miałem apetytu, ochoty na sen przez kolejne dni. Siedziałem przy kobiecie w dzień i noc chyba, że musiała mieć zrobione badania. Informowałem o wszystkim Namjoona, dlaczego nie ma mnie w pracy zresztą... I tak bym się na niej nie skupił. Rozumiał i kazał mi siedzieć przy mamie, co robiłem cały czas.

ㅡ Jungkook, może pójdziesz odpocząć. ㅡ Bardziej rozkazał niż spytał ojciec.

ㅡ Musze tutaj być. ㅡ Stwierdziłem.

ㅡ Cały czas tak powtarzasz. Co ty nauczyłeś się tego na pamięć?

Westchnąłem spuszczając głowę.

ㅡ Nie zmuszaj mnie. ㅡ Szepnąłem unosząc wzrok na krajobraz zza oknem. ㅡ Pójdę do toalety. Pilnuj mamy. ㅡ Oznajmiłem wychodząc z sali tam tuż przy drzwiach spotkałem przyjaciół.

ㅡ Jak się trzymasz? ㅡ Spytał Hobi obejmując mnie ramieniem.

ㅡ Koszmarnie. Jak zresztą widzisz.

ㅡ Idź się przespać.

ㅡ Nie. Nie mogę.

ㅡ Stary. Wygadasz jak żywe zombie. Widziałeś się w lustrze? ㅡ Spytał Tae.

ㅡ Dajcie mi spokój. ㅡ Warknąłem idąc tam gdzie miałem.

***************

Jak wam mija dzień? Czy podoba się wam rozdział? Znowu smutny... No tak wyszło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top