Rozdział 45

Przez kolejne dni było tak tak obiecał Jungkook. Wracał o wyznaczonej godzinie, a z wiadomości od Namjoona nie utrzymuje kontaktu z chłopakiem do tego przeniósł ją piętro wyżej do innego działu. Cieszyłem się z tego obrotu spraw. Nie kłóciliśmy się już, nie wliczając w małe żartobliwie sprzeczki.

ㅡ Kookie! ㅡ Podbiegłem do niego, gdy tylko wrócił z pracy.

ㅡ O co chodzi? ㅡ Westchnął ściągając czarny płaszcz, w którym wyglądał obłędnie.

ㅡ Kiedy jedziemy do Seulu?

ㅡ Nie wiem, kiedy chcesz? ㅡ Po jego tonie mogłem wywnioskować, że nie ma humoru.

ㅡ Coś się stało?

ㅡ Nie. Autobufet przejechano.

ㅡ Ej, nie musisz być dla mnie taki.

ㅡ Eh... Przepraszam. Ciężki dzień w pracy.

Ale mi coś nie pasowało.

ㅡ Dlaczego stoisz ciągle do mnie bokiem? Spójrz na mnie.

ㅡ Jest coś na kolacje? ㅡ Olał moje pytanie uciekając do kuchni.

ㅡ Ya! ㅡ Krzyknąłem. ㅡ Chodź tu i mi się pokaż!

Poszedłem za nim, lecz ten zaczął uciekać. Goniłem go po całym domu aż ten się potknął o szafkę upadając na ziemię. Z ciężkim oddechem usiadłem mu na biodrach odkrywając z jego twarzy dłonie, którymi się zakrył.

ㅡ Kto ci to zrobił?

Jego łuk brwiowy był przeciętny jak i warga, a na policzku drobne zadrapania.

ㅡ Kto? ㅡ Powtórzyłem nie słysząc odpowiedzi.

ㅡ Jiminnie... To nic takiego. ㅡ Podniósł się mając mnie nadal na swoich nogach.

ㅡ Nic takiego? Mój facet został pobity, a ten ktoś się śmieje z tego, a ty mówisz nic takiego?! Mów kto to, bo sam się dowiem.

ㅡ Trochę... Pokłóciem się z Namjoonem, ale teraz zdałem sobie sprawę, że miał rację, a ja na niego naskoczyłem.

ㅡ O co poszło?

ㅡ Nie ważne.

ㅡ Porozmawiaj z nim. To twój szef i przyjaciel. Chcesz stracić pracę i przyjaciela?

ㅡ Nie.

ㅡ To rusz dupę i do niego idź.

ㅡ Teraz?

ㅡ A kiedy? ㅡ Fuknąłem.

ㅡ Pójdziesz ze mną?

ㅡ Jasne.

***

Staliśmy pod domem Kim. Już na ulicy było słuchać kłótnie pomiędzy mężczyznami.

ㅡ Nie to zły pomysł.. ㅡ Chciał się wycofać, lecz załapałem go za szmaty i zapukałem. Otworzył nam zdenerwowany Namjoon.

ㅡ Jimin? ㅡ Zdziwił się widząc mnie.

Popchnąłem lekko do przodu bruneta, który miał spuszoną głowę.

ㅡ Macie pogadać. ㅡ Rozkazałem.

ㅡ Ale...

ㅡ Zrozumiano? ㅡ Spytałem bardziej stanowczo patrząc na właściciela. ㅡ Nie wejdziecie do środka, dopóki nie wyjaśnicie sobie sprawy. ㅡ Rzekłem.

Wszedłem do mieszkania zamykając drzwi na klucz. Odszukałem Jina, który był w kuchni nerwowo mieszając ciasto chyba na placek.

ㅡ Cześć Jin. ㅡ Przywitałem się. ㅡ Wszystko jest okay?

ㅡ Witaj, Jimin. No w miarę jest dobrze. Gdzie Namjoon i Jungkook?

ㅡ Kazałem im się pogodzić.

ㅡ No w końcu. ㅡ Westchnął.

ㅡ A może wiesz o co poszło?

ㅡ Jeśli Jungkook ci nie powiedział, to ja też nie powiem. Wybacz, Chim, als Kook sam musi ci to powiedzieć.

ㅡ Czy to aż taka wielka tajemnica?

Oburzyłem się milcząc tak jak starszy. Po kilku minutach usłyszeliśmy pukanie. Poszedłem otworzyć widząc dwójkę.

ㅡ Żadnego konfliktu?

ㅡ Nie, wszystko jest dobrze. Nie martw się skarbie. ㅡ Przytulił mnie chłopak. ㅡ Wracamy do domu.

ㅡ Nie zostaniecie?

ㅡ Musimy coś jeszcze zrobić, Nam, ale dzięki za zaproszenie. Wpadniemy kiedy indziej.

ㅡ W porządku. Do zobaczenia jutro w pracy. ㅡ Pokiwał dłonią na pożegnanie. Odpowiedzieliśmy tym samym kierując się w stronę naszego gniazdka.

ㅡ Powiesz mi w końcu? ㅡ Spytałem naprawdę ciekawy.

ㅡ Kochanie, to już nie jest ważne. Sprawa zakończona. ㅡ Pocałował mnie w skroń. ㅡ Nie wypytuj się już, bo i tak ci nie powiem.

ㅡ Ugh... Dobra. Ale przegrasz.

ㅡ W czym?

ㅡ W tym. ㅡ Popchnąłem go biegnąc do domu.

*

ㅡ Wygrałem! ㅡ Krzyknąłem uradowany stojąc przed drzwiami. ㅡ Jestem lepszy, a ty nie. Jestem lepszy, a ty nie... ㅡ Powtarzałem.

ㅡ Nie byłem na to przygotowany. ㅡ Mruknął próbując unormować oddech.

ㅡ Jasne. ㅡ Prychnąłem wchodząc do środka za pomocą kluczy.
Rozebraliśmy się na korytarzu, a brunet od razu pobiegł do kuchni. ㅡ Jeśli tam wejdę i zobaczę bałagan to śpisz na podłodze. ㅡ Zagroziłem idąc do wyżej wspomnianego pomieszczenia. ㅡ Jungkook! ㅡ Krzyknąłem zły widząc dwa rozbite na podłodze kurze jajka. ㅡ Aigoo.. Dopiero myłem podłogi. ㅡ Jęknąłem zrezygnowany.

ㅡ Głodny jestem. To źle? Chciałem zrobić jajecznicę.... Dobra, dobra.. Posprzątam, nie denerwuj się, Jiminnie..

ㅡ Mam nadzieję. ㅡ Fuknąłem otwierając lodówkę wyjmując z niej karton z sokiem pomarańczowym. Kiedy wyjmowałem szklankę z szafy poczułem dłoń na sobie. Podskoczyłem upuszczając tym samym szkło z ręki na ziemię, które pod wpływem siły rozbiło się na mniejsze kawałki. ㅡ Ty idioto! ㅡ Uderzyłem go w ramię. ㅡ Co żeś zrobił?

ㅡ Sam ją rozbiłeś. To nie moja wina.

ㅡ A kto mnie przestraszył? ㅡ Spytałem sięgając po miotłę, lecz starszy szybko złapał mnie w pasie przyciągając do siebie. ㅡ Bo się skaleczę...

ㅡ To się tobą zaopiekuje, a teraz chcę buzi.

ㅡ Nie zasłużyłeś. ㅡ Posłałem mu chytry uśmiech.

Wywróciłem oczyma całując mnie w usta. Oddałem gest zarzucając ręce za jego kark.

ㅡ Myślałem, że jesteś głodny. ㅡ Zaśmiałem się odsuwając.

ㅡ Bo jestem, ale bardziej mam ochotę na ciebie, skarbie.

ㅡ Nie, nie. Masz zjeść, dobrze?

ㅡ Ale Jimin... ㅡ Wydął dolną wargę.

ㅡ Powiedziałem. Smacznego.

Odsunąłem się szybko zmaiatając resztki szkła następnie wyrzucając je do kosza.
Poszedłem do salonu rzucając się na kanapę, a wolną ręką sięgnąłem po pilot, którym włączyłem telewizor. Nie było nic ciekawego. Po kilku minutach bezczynnego przewijania programów podniosłem się, lecz pod niezidentyfikowanym ciężarem opadłem z powrotem brzuchem na kanapę.

ㅡ Gdzie się wybierasz? ㅡ Szepnął mi na ucho dociskając swoje krocze do moich pośladków.

ㅡ Weź zejdź ze mnie.

ㅡ Nie mów mi, że to ci się nie podoba. Znam cię zbyt dobrze, promyczku. ㅡ Pocałował mnie w kark lekko gryząc.

Po moim ciele przeszedł dreszcz co spowodował cichy jęk, który wypłynął z moich ust.

ㅡ A nie mówiłem? ㅡ Zaśmiał się poruszając biodrami. Odwrócił mnie na plecy wypijając w usta nie przerywając ocierania się od moją osobę.
Jęczałem mu wprost do ust czując, że spełnienie jest blisko, lecz przerwał jakikolwiek ruch. Czułem niedosyt i niezadowolenie. Musiałem dojść!

ㅡ Jungkook. ㅡ Oburzyłem się.

ㅡ Nie mogę pozwolić by zabawa tak szybko się skończyła. ㅡ Uśmiechnął się opierając swoje ciało o oparcie mebla ciagnąc mnie na swoje uda.
Odpiął swoje spodnie wyjmując z nich swojego członka. Gdy chciałem zdjąć swoje spodnie rozległo się pukanie.

Japierdole teraz?!

****************

Wybaczcie, że wczoraj nie było rozdziałów, ale po prostu pomyślałam, żeby trochę ograniczyć telefon, ponieważ cały czas boli mnie głowa, a już nie wspomnę o oczach, które również bolą. Wybaczcie... Jeżeli nie wstawię rozdziału w jakiś dzień to albo nie mam weny, bo na siłę nic nie będę pisać, albo po prostu włączyłam telefon. Dzisiaj na pięć lekcji oddałam go koleżance i było w miarę dobrze. Zobaczymy dalej.

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top