Rozdział 38

Po trzech i pół godziny dojechaliśmy do Seulu. Przez całą drogę nie zamieniłem z rodzicami żadnego słowa. Słuchałem w tym czasie muzyki myśląc co będzie dalej.
Nadal nie mogę uwierzyć, że mieszkając z Kookiem przez kilka dni zdołaliśmy się tak pokłócić. Może to wszystko było za wcześnie? Zdecydowanie.

Po wypakowaniu swoich bagaży zamknąłem się w pokoju siadając w kącie. Do końca dnia stąd nie wychodziłem tak samo jak i następnego dnia.
Ojciec się martwił przychodząc pod drzwi trzy razy dziennie. Kobieta nie przychodziła.
Pod wieczór tata ponowne mnie odwiedził.

ㅡ Jimin. Otwórz mi drzwi, pogadamy. Nie odejdę dopóki mi nie otworzysz.

Powoli wstałem słysząc jak strzyka mi w kręgosłupie. Otworzyłem drewnianą powłokę patrząc na niego z załzawionymi oczami.

ㅡ Synu.. ㅡ Zaczął wchodząc do środka.

Rozpłakałem się, więc starszy szybko mnie przytulił.

ㅡ Ćśś... Słuchaj może... Związek z Jungkookiem to był błąd?

ㅡ Co? ㅡ Spojrzałem na niego zszokowany. ㅡ Co ty mówisz?

ㅡ Tak myślę. Spójrz gdzie wylądowałeś przez tą całą kłótnie między wami. Wróciłeś do domu, do nas, a czy on cię powstrzymywał byś z nim został? Nie. Sam kazał ci wracać...

ㅡ Przestań. Na pewno teraz tego żałuję..

ㅡ A jest tutaj? Przyjechał za nami?

Patrzyłem tępo w podłogę. Miał rację.

ㅡ Nie. Przestań! Mam was wszystkich dosyć! ㅡ Krzyknąłem odpychając go, a następnie wybiegając z sypialni, a po założeniu butów i kurtki z mieszkania.

Pobiegłem prosto na most siadając na jego krawędzi, jednak nie miałem zamiaru skakać. Patrzyłem w tafle, na której odbijał się blask księżyca.

ㅡ Przepraszam, Jungkook. ㅡ Szepnąłem wycierając policzki, lecz to nic nie dawało, bo zaraz ponownie spływały łzy.

Niespodziewanie zostałem pociągnięty do tyłu.

ㅡ Odbiło ci, Jimin?! ㅡ Usłyszałem głos Hobiego. ㅡ Chciałeś się zabić?

ㅡ Jak teraz tak myślę, Hob to... Co z tego? Spadłbym i byłby spokój.

ㅡ Co ty pieprzysz? Czekaj, czekaj... Mieliście być w Busan.

ㅡ Jungkook tam jest. Ja wróciłem.

ㅡ Co? Nie rozumiem..

ㅡ Pójdziemy się napić? ㅡ Rzuciłem nagle.

ㅡ Szczerze... To też mam ochotę na alkohol. Chodźmy.

***

ㅡ I wtedy ojciec powiedział mi, że związek z Kookiem nie ma sensu. ㅡ Wybełkotałem pocierając nos.

ㅡ A może ma rację? ㅡ Spytał będąc bardziej trzeźwy niż ja pijąc jedynie piwo.

ㅡ Nawet ty przeciwko temu. ㅡ Fuknąłem czując narastającą złość.

ㅡ No a nie mówię prawdy? Jesteście prawie, że rodziną.

ㅡ Nie łączą nas więzy krwi. Jesteśmy rodziną tylko na papierku.

ㅡ Tak, ale...

ㅡ Dobra nie chcę mi się już gadać. ㅡ Mruknąłem wstając z krzesła chwiejąc się na boki.

ㅡ Poczekaj pomo-..

ㅡ Dam sobie radę.

ㅡ Zawiozę cię do domu.

ㅡ Przejdę się, Hobi. Pa! ㅡ Szybko wyszedłem z baru jak tylko potrafiłem.

ㅡ Jimin czekaj!

Nie słuchałem go idąc chodnikiem przed siebie.
W pewniej chwili poczułem się źle. Oparłem się o jedną z latarni zwracając wszystko z żołądka w jakieś krzaki.

ㅡ Niech mnie ktoś zabije... ㅡ Szepnąłem wycierając usta.

**

Dotarłem pod dom. Jednak nie miałem siły wchodząc do środka. Usiadłem na schodach opierając się o belkę. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.

ㅡ Jimin... ㅡ Poczułem szturchnięcie. ㅡ Wstawaj, alkoholiku.

ㅡ Chcę do Jungkooka.... ㅡ Wymamrotałem pod nosem przekręcając się na bok.

ㅡ Już tu jedzie. Właściwie to właśnie parkuję. Człowieku wstawaj. Jest jedenasta. Spałeś całą noc na dworze?

Uchyliłem powieki patrząc na kobietę, a potem mój wzrok  powędrował na ulicę. Właśnie w naszą stronę kierował się starszy, a ja jak na złość znowu poczułem zły odruch wymiotny. Pobiegłem w najbliższe krzaki omijając wszystkich.

ㅡ Jimin? ㅡ Usłyszałem za sobą smutny głos bruneta. ㅡ Wszystko dobrze?

ㅡ Tak, nie przejmuj się. ㅡ Oparłem nie patrząc na niego. ㅡ Po co przyjechałeś? Po resztę swoich rzeczy?

ㅡ Po to. ㅡ Rzekł przystawiając mi pod nos wielki bukiet kwiatów. Skąd go wziął? ㅡ Chcę cię przeprosić. Raz jeszcze i za to co powiedziałem. Z mojej winy upiłeś się, wylałeś wiele łez. To... Wszystko moja wina.

ㅡ Jungkook.... ㅡ Powiedziałem patrząc na rośliny. ㅡ Wiesz co mi pewne osoby powiedziały podczas jednego dnia?

ㅡ Co takiego?

ㅡ Że nasz związek nie ma sensu. ㅡ Spojrzałem mu w oczy. ㅡ To prawda? ㅡ Szepnąłem.

ㅡ Nie. Oczywiście, że nie. Oni kłamią, Jiminnie... ㅡ Niepewnie mnie przytulił co odwzajemniłem. ㅡ Kłócić się możemy, bo tak jest w każdym związku, ale najważniejsze w tym wszystkim jest uczucie, kochanie. Mam na myśli miłość. Możemy się kłócić cały czas, ale zawsze będziemy są kochać.

ㅡ Może masz rację. ㅡ Westchnąłem.

ㅡ Nie może, a na pewno.  Chimmy... Kocham cie i bardzo żałuję, że tak się stało. Przepraszam.

ㅡ Ja ciebie też, ale nie mam kwiatków. ㅡ Zaśmiał się lekko.

ㅡ Wystarczy, że dasz mi buzi.

ㅡ Później. Jak umyję zęby. Wymiotowałem i... ㅡ Przerwały mi usta wyższego.

ㅡ Nie przeszkadza mi to, skarbie. Może każdy pomyśli, że to obrzydliwe, ale taka jest miłość. Kocham w tobie wszystko, bo jest związane z tobą.

ㅡ Serio jesteś dziwny. ㅡ Uśmiechnąłem się lekko.

ㅡ Przeszkadza ci to? ㅡ Uniósł brwi.

ㅡ Skądże.

ㅡ Jimin, przestałeś już się złościć o Suzy?

ㅡ Musiałeś teraz o niej wspomnieć?

ㅡ Powiedziałem jej wszystko co się pomiędzy nami stało. Ona wie, że jestem z tobąni czuje się winna. Chcę z tobą porozmawiać i wyjaśnić to. Jak tylko wrócimy do Busan.

ㅡ Daj mi czas, okej? Nie chce na razie tam wracać. Może krótka przerwa dobrze nam zrobi co? ㅡ Położyłem dłoń na jego policzku. ㅡ Nie widzieliśmy się dwa dni. To nam dało do myślenia, prawda?

ㅡ Tak, ale..

ㅡ Daj jeszcze trochę czasu. Przemyślę jeszcze parę spraw i przyjadę. Nie chcę wracać od razu, kiedy się pogodziliśmy. Boję się, że jutro będzie to samo.

ㅡ Dobrze. Uszanuję twoją decyzję, ale wiedz, że drzwi zawsze są otwarte nie ważne o jakiej porze.

ㅡ Wiem, Gukie.. ㅡ Powiedziałem wtulając się w niego bardziej. ㅡ Tęskniłem.

ㅡ Ja również, chociaż to powinieneś powiedzieć na początku rozmowy. ㅡ Zaśmiał się.

ㅡ Mówię teraz. ㅡ Pocałowałem go w policzek, a ten później w usta całując delikatnie zarazem namiętnie. Jednak w tym pocałunku nie było żadnego pożądania czy coś. Po prostu czysta miłość. I oby była jak najdłużej.

****************

Chcieliście to macie. Coś wymyśliłam. Jest okej? Zastanawiam się czy, aby nie za wcześnie ich pogodziłam. Może jeszcze jedną drame? Nie no... Jak na razie starczy. Wracamy co rzygania tęczą itd.

Dobranoc! Karaluchy pod poduchy!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top